Nr 11 jesień 2023 rozmowy Agnieszka Jankowska-Marzec, Paweł Donhöffner Zięba

Z Pawłem Ziębą, laureatem wyróżnienia „Restartu” podczas 46. Bielskiej Jesieni, rozmawia Agnieszka Jankowska-Marzec

Paweł Donhöffner Zięba, „Penthouse”, 2022, olej na płótnie, 220 x 150 cm


Agnieszka Jankowska-Marzec: Chciałabym naszą rozmowę rozpocząć od genezy Twojego nicka na Instagramie. Występujesz pod pseudonimem: „wrażliwy artysta”. Czy rzeczywiście uważasz, że wrażliwość jest niezbędna, aby uprawiać sztukę? A może wybrałeś taką ksywkę trochę dla żartu, kpiny z artystowskich postaw i zachowań?

Paweł Zięba: Odpowiem może najpierw na pierwsze pytanie. Uważam, że tak jest, wrażliwość jest potrzebna. Wydaje mi się jednak, że można się jej nauczyć. Może to zabrzmi zaskakująco, ale sądzę, że nie jest problemem, aby zostać artystą, jeśli poświęci się na to odpowiednio dużo czasu , i nie wierzę, żeby ktoś mógł mieć dwie lewe ręce od urodzenia i przez całe życie nie mógł nic nimi zrobić. I tak samo z wrażliwością – też wydaje mi się, że można ją jakoś na bazie oglądania i obserwowania innych twórców i rzeczy, w sobie wykształcić, wypracować. Odpowiadając natomiast na drugie pytanie, mój nick na Instagramie wziął się z tego, że jak moi koledzy w gimnazjum dowiedzieli się, że idę do liceum plastycznego, to powiedzieli: „bo ty jesteś taki wrażliwy artysta” – wtedy to była dla mnie obelga i dramat.

Zwłaszcza w tym wieku.

Tak, myślałem, że w ogóle mnie nie szanują i kim ja jestem w ich oczach. A później, jak zakładałem Instagram i szukałem nicku, to doszedłem do wniosku, że… w sumie to jest fajne. Z jednej strony naśmiewam się trochę z faktu, że artyści rzeczywiście są dosyć wrażliwi, ale przecież są po prostu zwykłymi ludźmi. Z drugiej strony, wydało mi się to super i stąd wziął się właśnie „wrażliwy artysta”.

Pozostając w temacie twojego konta na Instagramie. Zauważyłam, że na początku, kiedy je założyłeś, w 2017 roku, medium najchętniej przez ciebie prezentowanym był rysunek. Co cię w nim urzekło? Czy fakt, że studiowałeś grafikę, miał znaczenie dla twoich rysunkowych preferencji?

Paweł Donhöffner Zięba, „Widok na taras”, 2022, olej na płótnie, 100 x 70 cm

Tak, wybrałem grafikę głównie z tego powodu, że studia są bardzo różnorodne, jest wiele przedmiotów, których można spróbować. Wydawało mi się, że lepiej jest umieć więcej rzeczy niż mniej, bo istnieje wtedy większa szansa na jakąś pracę po studiach.

Nie byłeś wtedy jakoś szczególnie zainteresowany malarstwem?

Nie. Od dziecka lubiłem grafikę, bo podobało mi się, że jest taka szczegółowa. W szkole podstawowej byłem na wystawie Jerzego Panka w Muzeum Narodowym i to, co robił zrobiło na mnie duże wrażenie. Gdy już podjąłem studia, to grafika nadal mi się podobała; nie jest tak, że się nią rozczarowałem, tylko równolegle dużo rysowałem i w pewnym momencie odkryłem, że malarstwo także jest fajne. Widocznie w plastyku jakoś mnie…

Zniechęcili?

Zniechęcili – pewnie tym, że trzeba było przez cały czas malować martwe natury i to było nudne, a na studiach, na zajęciach z malarstwa zrobiło się zdecydowanie ciekawiej.

No, ale na pewno wszystko zaczęło się od rysunku. W rysunku czułem się po prostu lepiej. Wydawało mi się, że nie umiem malować.

Paweł Donhöffner Zięba,”Kaplica”, 2022, olej na płótnie 150 × 120cm

 

Zauważyłam, że na Instagramie, kiedy wrzucasz post, to pokazujesz równocześnie obrazy i rysunki.

Tak, po prostu rysunków powstaje więcej niż obrazów, szybciej je tworzę niż obrazy. Nie odpuściłem sobie ich, dalej bardzo lubię rysować. Zdaję sobie sprawę, że obecnie więcej ludzi jest zainteresowanych moimi obrazami, więc pierwszy slajd to jest zwykle obraz, nad którym ostatnio pracowałem, a rysunki pełnią rolę dodatkową, chociaż niektórzy je preferują, więc żeby zadowolić wszystkich, wrzucam jedno i drugie. Jednak kiedy się patrzy na feed w taki sposób, że są to kostki poukładane z góry, to znalazły się tam same rysunki na białym tle, to byłoby nudne. Kiedy są obrazy, robi się kolorowo i wszystkim się podoba.

Ale może te rysunki, które umieszczasz na Instagramie pozostają w relacji z obrazem, któremu towarzyszą, stanowią do niego studia przygotowawcze?

Rysunki, które wrzucam na moje konto, rzadko są szkicami do obrazów; to gotowe, niezależne prace. Zdarza mi się wprawdzie wykonywać coś w rodzaju szkiców przygotowawczych do obrazów, ale służą mi jedynie jako przypomnienie tego, co na obrazie ma się znaleźć. Chociaż oczywiście pojawiły się głosy, że może spróbuj namalować to, co rysujesz, ale wydaje mi się to supertrudne.

Czyli wolisz te dwa gatunki oddzielać?

Zdecydowanie tak, chociaż na studiach podejmowałem na przykład próby łączenia na jednym płótnie i rysunku, i malarstwa, ale nie byłem zadowolony z rezultatów.

Paweł Donhöffner Zięba, „Łoże” olej na płótnie 110 × 80 cm

Przyglądając się obrazom w twojej pracowni, zauważyłam, że teraz malujesz jakby więcej dużych formatów. A przecież zaczynałeś od mniejszych.

To prawda, jakby się dało malować tylko duże, to pewnie bym to robił, ale wiadomo, że płótna są drogie i malowanie ich zajmuje dużo czasu, nie wszyscy chcą kupować duże obrazy, i potem nie ma z nimi co zrobić. Nadal maluję także małe obrazy, przy nich odpoczywam i są „luźniejsze”.

Wszystkie powstają w technice olejnej. Co jest w niej pociągające?

Chyba fakt, że przez jakiś czas można poprawiać swoje błędy, bo farba nie wysycha od razu. Lubię też mieszać farby od razu na płótnie i często to robię, wydaje mi się, że można dzięki temu uzyskać ciekawe efekty malarskie. Poza tym akryle szarzeją, tracą kolor, są matowe, choć może używałem po prostu tanich akryli.

Czy kwestie technologiczne malarstwa stanowiły przedmiot twojego zainteresowania, czy raczej metodą prób i błędów doszedłeś do pewnych rozwiązań, które stosujesz w malarstwie?

Już na pierwszym roku stwierdziłem, że przerzucam się na oleje, bo po prostu zobaczyłe, że mają lepszy kolor i bardziej mi się podobają. Jeśli chodzi o zbijanie płócien, nauczyłem się je konstruować, ale niekoniecznie polubiłem te czynności, wolę malować. Wiem, że niektórzy artyści przygotowują swoje kolory od podstaw, ale mnie nigdy to nie kręciło. Dla mnie najważniejszy jest jednak efekt końcowy. No chyba, że miałbym asystenta, który by to robił za mnie. Byłoby super.

Paweł Donhöffner Zięba, „Kanapa”, 2021, olej na płótnie, 170 × 120 cm

Jak malujesz?

Przygotowuję małe szkice, które sygnalizują mi kompozycję. Żebym wiedział w którym miejscu ma być postać, a w którym dom. Okazjonalnie, jeśli bardzo mi zależy na czymś, to notuję kolor, ale najczęściej wymyślam na bieżąco, maluję żywiołowo, czasami mi wyjdzie, tak jakbym pragnął, a czasami jestem rozczarowany; pociesza mnie, że jeśli się nie uda, to można namalować drugi i kolejny obraz.

W ciągu ostatnich kilku lat zmieniła się tematyka, którą podejmujesz w swoim malarstwie i rysunkach. Kiedyś więcej w nim było kobiecego ciała i erotyki. Właściwie dominowały akty.

Tak, cielesność była dla mnie bardzo ważna. Zaczęło się od tego, że kiedy byłem na studiach, to zaczął mi się podobać właśnie taki styl ignorancki malarstwa – ignorant art… Trochę fascynowała mnie twórczość Mateusza Sarzyńskiego. Pewnego rodzaju brutalność, erotyka były dla mnie ciekawe, miałem wrażenie, że eksploruję owoc zakazany, jak „dziecko”, którego już nikt nie kontroluje. Do uprawiania takiej właśnie twórczości przekonało mnie też twierdzenie pewnego artysty, który powiedział, że mocne treści zostawia na papierze, bo wtedy nie zostają w głowie. To było dla mnie wtedy trochę terapeutyczne (oczywiście, nie twierdzę, że moje prace z tego okresu są rodzajem arteterapii). Ale to był etap przejściowy. Odnoszę wrażenie, że wprawdzie ten klimat nadal jest obecny w moich rysunkach, ale staram się go ukrywać, bo z czasem zorientowałem się, że jeśli w pracy wszystko krzyczy, to naprawdę nic nie krzyczy… Zauważyłem, że moje prace stają się coraz bardziej karykaturalne, a ja chcę coś poważniejszego powiedzieć niż tylko cały czas straszyć, oczywiście, na niby.

Krytycy piszący o twojej twórczości podkreślali rolę Internetu jako niezwykle ważnego dla ciebie źródła inspiracji.

Tak, zarówno dla mnie, jak i dla naszego kolektywu Szaber, to kwestia pokoleniowa. Po prostu lubię znaleźć w nim coś, co może na pierwszy rzut oka jest idiotyczne, ale z drugiej strony jest też surrealistyczne, a przez to interesujące. Fascynuje mnie też estetyka piksela, czyli lubię oglądać brzydkie obrazki, które ludzie sobie wysłali sto razy i dlatego straciły jakość. Niemiecki fotograf Thomas Ruff zrobił serię fotografii we wczesnych latach dwutysięcznych, którą nazwał JPG: fotografował rozpikselizowane zdjęcia z Internetu. I to wydaje mi się super pod względem formalnym, chociaż czasami zajmuje mnie sama treść tego, co niesie Internet. Mam jednak świadomość, że Internet to także śmietnik. Ale należę do pokolenia, które – nie da się tego ukryć – o Internet po prostu ukształtował.

Wiem, że także inspiracje filmowe są dla ciebie istotne.

Zwłaszcza Lynch i sceny w jego filmach, które on nazywa „okiem kaczki”, czyli takie, które dla scenariusza i fabuły nie są potrzebne, ale są na tyle dziwne i charakterystyczne, że cały film robi się spójny klimatycznie, jednocześnie wprowadzają niepokój i wybijają nas z rytmu.

Nie unikniesz pytania o tatuaż…

W porządku. Początkowo traktowałem tatuaż jako źródło zarobkowania. Trochę naiwnie sądziłem, że skoro umiem rysować, to tatuowanie niekoniecznie będzie dużo trudniejsze. Okazało się, że oczywiście jest; że to nie jest tak, jak z długopisem. Ale się nie zniechęciłem, zacząłem się uczyć na sobie, na znajomych, którzy byli na tyle mili, że udostępnili mi kawałek swojej skóry. Natomiast, kiedy już zacząłem robić tatuaże, to się okazało, że w sumie lubię to robić, chociaż, może niektórzy tatuatorzy poczują się moją wypowiedzią urażeni: to nie jest dla mnie taka sama sztuka, jak rysunek czy malarstwo. Cieszy mnie, że niektórzy chcą mieć na sobie moje rysunki, ale uczciwie mówiąc, nie tatuuję za często. Raczej jak ktoś wejdzie mi na głowę, to w końcu robię ten tatuaż.

Wracając do malarstwa, w jakim momencie obecnie jesteś?

W ubiegłym roku, czyli w roku 2022, zrobiłem ważną dla mnie wystawę, u nas, czyli w Galerii Szaber, przy ulicy Wrocławskiej 56. I to była wystawa… Grobowiec Nurka albo Tomb Of A Diver – bardziej kojarzę ją po angielsku – i tam właśnie bardziej skupiałem się na takich tematach, które chyba wywołała we mnie właśnie zakończona pandemia; nazwałbym ją tęsknotą za teraźniejszością. Zorientowałem się, że tęsknię już za tym, co dzieje się teraz, mimo że to się jeszcze nawet nie skończyło. Zacząłem bardziej eksplorować temat melancholii, i takiego podniosłego smutku… Wtedy, w kontekście tej wystawy, pojawił się antyk, bo właśnie znalazłem w Internecie przedstawienie grobowca, antycznego grobowca jakiegoś bogatego faceta, który kazał sobie w grobowcu namalować wszystkie luksusowe rzeczy, które miał w życiu. Takie uświadomienie sobie przemijalności rzeczy, śmierci… Nie udało mi się odejść od tej ubiegłorocznej tęsknoty, , nadal pociąga mnie tworzenie historii, narracji; pod względem formalnym w moich obrazach pojawia się więcej postaci, więcej jest ruchu… Ale… jeszcze mi się to wszystko nie dookreśliło. Tak więc możliwe, że ważny się okaże sam moment i motyw przejścia. Chcę namalować taki duży obiekt, gdzie znajdą się drzwi, to jest trochę spoiler, ale w sumie nie powiedziałem dokładnie, jak to zrobię, więc mogę trochę ujawnić.

Ten rok był dla ciebie bardzo udany, dostałeś wyróżnienie na Bielskiej Jesieni od naszej redakcji…

Tak jest.

Razem z kolektywem Szaber wziąłeś udział w Warsaw Gallery Weekend.

Też się zgadza.

Trudno więc nie zapytać: czy odczuwasz jakieś pozytywne zmiany w związku z sukcesami, które odniosłeś?

W życiu bym nie pomyślał, że mi się przytrafią. To znaczy, że uda mi się osiągnąć jakiś… no chyba sukces. Jakby mi ktoś rok temu powiedział, że będę miał wystawę ze znajomymi na WGW, to bym powiedział, że to jest niemożliwe – bo to mi się wydawało niemożliwe wtedy –a jednak… Tak samo, pewnie dwa lata temu bym powiedział, że jest minimalna szansa, że się dostanę na Bielską, bo… ostatnio dwa razy, jak próbowałem, to się nie dostałem. Czy dużo się zmieniło? Trochę. W tym roku udało mi się żyć ze sztuki, co mi się nigdy do tej pory nie udało. Tylko, że z drugiej strony nie wiem, czy tak będzie dalej. Może to jest jedyny taki rok w moim życiu i za dwa lata już będę na budowie?

Paweł Donhöffner Zięba, „Tort”, 2020, olej na płótnie, 100 × 70 cm

Nie, mam nadzieję, a nawet wierzę, że tak się nie stanie. Ale wchodzenie w świat „dorosłej” sztuki po studiach jest zawsze wielką niewiadomą.

No to jest trudny moment, bo nagle się okazuje, że sztuka jest takim absurdalnym czymś do robienia w świecie, gdzie panuje pandemia, są choroby, wojny, śmierć, a ja maluję obrazy. To wydaje się absurdalne, a z drugiej strony – moi znajomi z gimnazjum chodzą do jakichś porządnych prac, mają pracę na etat i wiedzą, co będzie za miesiąc, a ja… jak każdy artysta żyję w niepewności, co przyniesie jutro.

Wsparciem dla ciebie jest na pewno fakt, że w podobnej sytuacji znajdują się twoje koleżanki i koledzy, no i fakt, że działacie razem w kolektywie Szaber.

Tak, to jest ogromne wsparcie. Tak zwany świat sztuki wydaje się niebezpieczny i niepewny, nie wyobrażam sobie siedzieć w tym samemu. Mam świadomość, że obok mnie są jeszcze cztery inne osoby, które też lubią robić sztukę, chcą się spełniać, i że dobrze nam się współpracuje, a nasz kolektyw pozwala nam zachować w miarę zdrowy mental. W ogóle zawiązanie naszego kolektywu sprawiło, że zdecydowaliśmy się na pokazywanie swoich prac. Stwierdziliśmy wtedy, że nie mamy pojęcia, jak działa rynek, nikt nam nie chce zrobić wystawy – swoją drogą, pewnie dobrze, że nie chcieli wtedy, bo byliśmy studentami – no, ale my doszliśmy do wniosku, że skoro nikt nie chce, to trzeba zrobić to samemu. Odkryliśmy wtedy, że dla nas największą nagrodą jest to, że zrobiliśmy coś od zera, a ludzie przychodzą na nasze wystawy, chcą o nich rozmawiać, czasem krytycznie, ale najważniejsze, że nie pozostają obojętni.

Czyli – pomimo obiegowej opinii, że artyści to egoiści – wy potraficie razem działać, wspierać się i motywować.

Tak, choć na samym początku zaczęło się od takiej lekkiej rywalizacji, moim zdaniem zdrowej. Jak się widzi, że ktoś inny maluje obraz za obrazem, to samemu ma się ochotę to robić, więc to było inspirujące.

Na koniec naszej rozmowy, chciałabym cię zapytać o plany na przyszłość.

No, to nie tajemnica, ale… chciałbym zrobić wystawę solową, bo wiadomo, minął rok od ostatniej, więc na pewno mam ją w planach. Gdyby ktoś chciał mi zrobić wystawę, to proszę do mnie pisać! Jeśli chodzi zaś o kolektyw Szaber, to może nie jesteśmy jeszcze tak fajni, jak niektóre galerie, że mamy cały rok „zabookowany”, ale mamy jednak plan. Teraz mniej więcej jesteśmy trzy wystawy do przodu…

Życzę więc realizacji tych ambitnych planów.

Paweł Donhöffner Zięba, „Płyty”, 2022, olej na płótnie, 100 × 70 cm

Agnieszka Jankowska-Marzec

Agnieszka Jankowska-Marzec

Absolwentka historii sztuki na UJ. W 2007 roku uzyskała tytuł doktora w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej UJ. Pracuje na Wydziale Grafiki ASP w Krakowie. Jej zainteresowania naukowe koncentrują się na sztuce XX wieku i sztuce współczesnej. Niezależna kuratorka i organizatorka wystaw, członek SHS i sekcji polskiej Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki (AICA).

Paweł Donhöffner Zięba

Paweł Donhöffner Zięba

Absolwent Wydziału Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Zajmuje się głównie malarstwem, rysunkiem, fotografią oraz nowymi mediami. Członek i założyciel kolektywu i galerii Szaber.