Nr 5 wiosna 2022 recenzje Zuzanna Sokołowska

Stany przejścia

O wystawach Alicji Pakosz, Te buty są nie do chodzenia i Elizy Proszczuk, Zwierzęta urodzone w zoo nie wariują, Centrum Sztuki Współczesnej Kronika w Bytomiu

Miejsce: Centrum Sztuki Współczesnej Kronika w Bytomiu
Alicja Pakosz, Te buty są nie do chodzenia
Czas: 15.04 – 27.05.2022
Kuratorka: Agata Cukierska
Eliza Proszczuk, Zwierzęta urodzone w zoo nie wariują
Czas: 15.04 – 27.05.2022
Kuratorka: Katarzyna Kalina

Alicja Pakosz, Te buty są nie do chodzenia & Eliza Proszczuk, Zwierzęta urodzone w zoo nie wariują,
Centrum Sztuki Współczesnej Kronika w Bytomiu, fot. Julia Pałkowska

Te buty są nie do chodzenia oraz Zwierzęta urodzone w zoo nie wariują to tytuły ekspozycji, które można oglądać w Centrum Sztuki Współczesnej Kronika w Bytomiu.

Pierwsza z nich, autorstwa Alicji Pakosz, staje się wizualną analizą zjawiska pracy. Punktem wyjścia do powstania tej wystawy, której kuratorką jest Agata Cukierska, była historia pradziadka artystki, Konrada Pakoscha. Z zawodu był on szewcem, a swoją pracę wykonywał z dużym zaangażowaniem. W tekście towarzyszącym ekspozycji artystka wspomina historię Górnoślązaków, którzy w czasie II wojny światowej zostali wcieleni do Wehrmachtu. Jej pradziadek nigdy nie mógł wpasować się w obowiązujące ramy, ponieważ ręką, zniekształconą od fizycznej pracy, nie potrafił dobrze hailować. Miała ona kształt „opadającej łyżki koparki”, była ciągle w gotowości do chwycenia młotka. Pakosz w swoich pracach często wykorzystuje motyw dłoni, którym jednakże nadaje rozmaite znaczenia. Ręce w różnych tradycjach kulturowych symbolizują aktywność i wiedzę, a także przeznaczenie. Oznaczają także otwartość, wybaczenie i szczerość lub wręcz przeciwnie – wrogość, niedostępność, dystans, agresję. Dłonią można podpisać wyrok śmierci, nacisnąć spust lub wymierzyć gwałtowny cios. To właśnie one potrafią określić najszybciej nasze intencje. Pakosz jednak w kontekście dłoni kieruje swoją uwagę ku autorstwu, wytwarzaniu, kreacji. Artystka w swoich działaniach tropi pozornie nieznaczące szczegóły i mało istotne wątki, które w trakcie oglądania wystawy zaczynają nabierać pierwszoplanowego znaczenia. A co najważniejsze, praca u Pakosz staje się przede wszystkim pretekstem do rozważań egzystencjalnych, zarówno w wymiarze jednostkowym, jak i społecznym. Artystka stawia widzom pytania o interpretację historii, która według niej nigdy nie będzie obiektywna, a także o tożsamość, która zaczyna się rozmywać po przekroczeniu progu miejsca pracy.

Widok wystawy, Alicja Pakosz, Te buty są nie do chodzenia & Eliza Proszczuk, Zwierzęta urodzone w zoo nie wariują,
Centrum Sztuki Współczesnej Kronika w Bytomiu, fot. Julia Pałkowska

Pakosz pokazuje na wystawie zarówno obiekty, jak i realizacje malarskie. Obraz Big business (2022) przedstawia teczkę oraz pusty rękaw eleganckiego garnituru. Zamiast dłoni, artystka namalowała majaczący za szybą niewyraźny obraz ubogiej roślinności, w dużej mierze wysokich traw. Ponoć sadzi się je zamiast drzew, które mogą stanowić potencjalne zagrożenie dla podziemnych garaży. Pakosz maluje nienaturalny sztuczny stan, w którym utrzymywani są zarówno sami pracownicy, jak i przestrzeń wokół nich. Miejsca pozbawione indywidualności, podobnie jak i ludzie pracujący w korporacjach, ściśle przestrzegający obowiązującego dress code’u, na obrazie Pakosz nabierają jakiegoś symbolicznego bezwładu, chronicznej nudy oraz totalnego wyjałowienia. Nie inaczej dzieje w przypadku dwóch kolejnych malarskich realizacji artystki, na obrazach Przerwa w pracy (2022) i Podróż służbowa (2021). Obie prace poruszają się w kontekście twarzy-widma, halucynacji, która pojawia się i niemalże natychmiast znika. Tymczasem instalacja Pomnik Nieznanego Pracownika to pokazana w skali makro sytuacja opuszczenia biura przez zwolnionego człowieka. Jak zauważa artystka, „w licznych obrazach filmowych […] pracownicy korporacji przed opuszczeniem miejsca pracy pakują swoje osobiste przedmioty z biurka do kartonowego pudła”. Według Pakosz jest to moment wyzwalający, chwila pomiędzy końcem jednej pracy a początkiem drugiej. Z drugiej strony bywa też zapowiedzią utraty przychodów, widmem bezrobocia i straconych lat.

Wystawy w bytomskiej Kronice – Te buty są nie do chodzenia Alicji Pakosz i Zwierzęta urodzone w zoo nie wariują Elizy Proszczuk – choć są całkowicie od siebie różne, łączy wspólny mianownik: pytanie o wolność, o mechanizmy jej ograniczania, nie tylko przez system penitencjarny, ale też ekonomiczno-gospodarczy. Artystki przy okazji dotykają problemu indywidualności, jednostkowości, które stają najbardziej zauważalne w takich miejscach jak więzienie czy korporacja. Osadzone każdego ranka zakładają obowiązkowy beżowy kombinezon, a pracownicy korporacji garnitury i garsonki, co automatycznie określa ich status społeczny. Każde z nich podlega przy okazji określonym zasadom i rytuałom, które uważa się za normalne, pożądane, a nawet moralnie słuszne i nikt nie zadaje sobie trudu, aby zastanowić się, czy rzeczywiście są one właściwe.

Z symbolicznego pomnika artystki, składającego się z gigantycznego, wypełnionego do połowy kartonu, w którym umieszczone zostały m.in. pojemnik z długopisami, obrazki czy segregator, spływają, niczym łzy, płatki kwiatów. Spoglądający na realizację artystki widz zyskuje stuprocentową pewność, że w tym przypadku ostatecznego happy endu nie będzie. Pakosz przy okazji zastanawia się, jak można wyobrazić sobie symbol porzucenia pracy zdalnej, który bez wątpienia znacząco różniłby się od pomnika prezentowanego na ekspozycji. Czy byłby to po prostu wyłączony komputer, który w pewnych przypadkach zostanie uroczyście zniszczony w przypływie radości lub złości? Spoglądając na realizacje Pakosz, trudno jest uciec od skojarzeń ze słynnym już esejem Davida Graebera O fenomenie pracy bez sensu, który napisał w 2013 roku dla magazynu „Strike!”. Autor słusznie zauważył, że nowoczesne technologie zaprzęgnięto do kreowania takiego rodzaju prac, które niczemu i nikomu nie służą. Określił je mianem „prac ściem”, które powstały tylko po to, aby wszyscy mogli pracować, a tym samym pomnażać ilość obowiązków, które są działaniem bezwartościowym i bezcelowym. Jednym z wielu przykładów są pracownicy korporacyjni, którzy podskórnie odczuwają, że ich praca jest po prostu niedorzeczna. Jak pisze Graeber, „klasa rządząca doszła do wniosku, że szczęśliwa i produktywna populacja dysponująca czasem wolnym to dla niej śmiertelne zagrożenie […]. Przekonanie zaś, że praca to wartość moralna sama w sobie i że każdy, kto nie chce się podporządkowywać jakiejś intensywnej dyscyplinie pracowniczej przez większość dnia, na nic nie zasługuje, jest dla nich niezmiernie wygodne”1. Graeber przy okazji podkreśla, jak w brzemienny w skutkach, zwłaszcza w wymiarze psychologicznym, jest taki rodzaj pracy – który porównuje zresztą do piekła na ziemi. Prace Pakosz mimowolnie obnażają pustkę, nijakość, zniechęcenie, które silnie wybrzmiewają na jej obrazach, a także zmianę paradygmatu myślenia o pracy, w którym rzemiosło i kreatywność mają coraz mniejsze znaczenie. Dlatego też, pozornie enigmatyczny tytuł wystawy artystki, w kontekście prezentowanych prac, staje się bardzo czytelny.

Widok wystawy, Alicja Pakosz, Te buty są nie do chodzenia & Eliza Proszczuk, Zwierzęta urodzone w zoo nie wariują,
Centrum Sztuki Współczesnej Kronika w Bytomiu, fot. Julia Pałkowska

 

W zupełnie innym tonie utrzymane są prace artystki zatytułowane Kałuża oraz Wróżba. Pierwsza z nich to obiekt będący materialną metaforą iluzji. Przecięta na pół postać Pinokia zanurzona w żywicy odnosi się do definiowania historii, w której nieustannie mamy do czynienia z interpretowaniem faktów, wyobrażeniami oddalającymi od prawdy. Pakosz śmiało stwierdza, że wszystko tak naprawdę jest złudzeniem, w którym trudno jest odnaleźć właściwy punkt zaczepienia. Artystka, tworząc swoją pracę, odwoływała się do Martwych Bagien z Władcy Pierścieni J.R.R. Tolkiena, które powstały na polu bitwy pod Dagorlad rozegranej pomiędzy armiami Ostatniego Sojuszu i Mordoru. Pod ich wodami bohaterowie widzieli ciała poległych. Ostatecznie okazywały się one cieniami, których nie można dotknąć, tylko zobaczyć. Pakosz wątek iluzji przenosi także na realizację zatytułowaną Wróżba, która przy okazji jest niezwykle haptyczna. Gigantyczna dłoń trzyma zastygnięty wosk, a w tle widoczna jest projekcja przedstawiająca dinozaury, tuż przed zbliżającym się uderzeniem meteorytów. Artystka w swojej pracy nawiązuje do andrzejkowej wróżby, zwanej ceromancją. Osoba, która przelewa wosk przez dziurkę od klucza, interpretuje kształt wyłaniający się powoli na powierzchni wody. Pakosz podkreśla w ten sposób, że każdy widzi coś zupełnie innego i tak naprawdę odnosi się to wyłącznie do osobistych wyobrażeń. Podobnie dzieje się w przypadku dinozaurów i wielkiej katastrofy, której obraz jest wyrazem prawdopodobieństwa, a nie prawdy.

Widok wystawy, Alicja Pakosz, Te buty są nie do chodzenia & Eliza Proszczuk, Zwierzęta urodzone w zoo nie wariują,
Centrum Sztuki Współczesnej Kronika w Bytomiu, fot. Julia Pałkowska

Zwierzęta urodzone w zoo nie wariują to z kolei wystawa prac Elizy Proszczuk, której kuratorką jest Katarzyna Kalina. Proszczuk analizuje sytuację osadzonych w więzieniu kobiet. Sam pomysł tej ekspozycji oparty jest o społeczny kontekst kary, będącej wszak akceptowalną i ostateczną formą osądzenia domniemanego sprawcy. W tekście kuratorskim pojawiają się słowa Gunnara Engstroma, który podkreśla, że za system penitencjarny odpowiedzialne są całe społeczeństwa, ponieważ wszyscy biorą udział w wymierzaniu kar. Proszczuk, swoimi działaniami zrealizowanymi w więzieniu, nie tyle „resocjalizuje” osadzonych, ile stara się wykorzystać narzędzia sprzyjające poznaniu samego siebie, podkreśleniu indywidualności. Co najważniejsze, przynoszą one wyzwalający, terapeutyczny skutek – więźniarki aktywnie uczestniczą w warsztatach Proszczuk, nawiązują ze sobą bliższe relacje, a czasem po raz pierwszy wychodzą na spacerniak, przypominający raczej klatkę niż otwartą przestrzeń, w której choć przez chwilę można poczuć się swobodniej. Niebo nad spacerniakiem odgrodzone jest od osadzonych kratami. Artystka trafnie zauważa, że dzieciństwo staje się etapem powstawania relacji człowieka ze światem, a więzienie jest momentem brutalnego przerwania wszystkich więzi wypracowanych w ciągu całego życia. Warsztaty artystki oparte były w dużej mierze na bajkach. Jak można przeczytać w tekście towarzyszącym wystawie, Proszczuk bada pojęcie dzieciństwa jako celi, kultury jako więzienia. Powrót do lat dorastania, bezpiecznego, radosnego czasu, był sposobem na ponowne nawiązanie relacji z samym sobą, wyjścia poza rutynę narzuconą przez więzienie. Jak stwierdza jedna z osadzonych, ponoć tylko zwierzęta urodzone w zoo nie wariują. W końcu przyzwyczajone są do życia w klatce, traktują je jako coś naturalnego. Inaczej dzieje się w przypadku przymusowego zniewolenia, narzucanego przez określone zasady, pozbawiające więźniów autonomiczności, sprawczości. Warsztaty artystki stały się momentem chwilowego odzyskania wolności. Trzeba przyznać, że wystawa Elizy Proszczuk jest szalenie trudna w odbiorze. Kompletnie destabilizuje poczucie bezpieczeństwa widza, który zaczyna odczuwać silny niepokój, zwłaszcza w momencie oglądania instalacji audiowizualnej Był sobie człowiek… (2022). Jest to specjalnie zaaranżowana więzienna cela z pryczami, na których można się położyć i odsłuchać bajek, opowiedzianych przez osadzone z Oddziału Zamkniętego w Areszcie Śledczym Warszawa-Grochów. Realizacja ta multiplikuje podskórnie odczuwany lęk przed zamknięciem czy omyłkowym skazaniem, którego przypadków w polskim systemie sądownictwa jest nadzwyczaj wiele. Widzowi trudno przebywać w tej przestrzeni, a jeszcze trudniej słuchać bajek, które mówią o człowieku w czasie przeszłym. Słowo „był” staje się w kontekście tej realizacji druzgocąco dotkliwe, nawet jeśli bajkowe historie więźniarek mają szczęśliwe zakończenia. Nie inaczej dzieje się w przypadku prac wideo Dziewczyny w celi (2012–2015), które są krótkimi opowieściami osadzonych o nich samych. Pomimo że uśmiechają się do kamery i przybierają zabawne pozy, te krótkie rozmowy stają się też sposobem oswajania przestrzeni, w której się znajdują, odnajdywania sensu nawet w najdrobniejszych gestach. Intrygującym obrazem staje się także wideo Bajeczki z karteczki (2013–2014). Aby je zobaczyć, trzeba przekroczyć wejście, do którego prowadzi maska dobrego demona. Jej charakter jest symboliczny – ma odganiać złe moce i strzec. Maski są też obecne w przestrzeni, w której ogląda się wideo artystki. Zostały one przygotowane w ramach zajęć osadzonych z Proszczuk – miały charakteryzować więźniarki, które przy okazji opowiadały bajki odzwierciedlające ich osobowość. Wideo artystki rejestruje kobiety w maskach, które opowiadają własne historie, mniej lub bardziej świadomie ukrywające ich pragnienia, takie jak wyjście na bal, siedzenie przed telewizorem i zwykłe nicnierobienie. Jak opowiada Proszczuk, chciała, aby przez to działanie kobiety choć przez chwilę zapomniały o tym, gdzie są. I trzeba przyznać, że artystce udaje się to w stu procentach.

Widok wystawy, Alicja Pakosz, Te buty są nie do chodzenia & Eliza Proszczuk, Zwierzęta urodzone w zoo nie wariują,
Centrum Sztuki Współczesnej Kronika w Bytomiu, fot. Julia Pałkowska

Wystawy w bytomskiej Kronice – Te buty są nie do chodzenia Alicji Pakosz i Zwierzęta urodzone w zoo nie wariują Elizy Proszczuk – choć są całkowicie od siebie różne, łączy wspólny mianownik: pytanie o wolność, o mechanizmy jej ograniczania, nie tylko przez system penitencjarny, ale też ekonomiczno-gospodarczy. Artystki przy okazji dotykają problemu indywidualności, jednostkowości, które stają najbardziej zauważalne w takich miejscach jak więzienie czy korporacja. Osadzone każdego ranka zakładają obowiązkowy beżowy kombinezon, a pracownicy korporacji garnitury i garsonki, co automatycznie określa ich status społeczny. Każde z nich podlega przy okazji określonym zasadom i rytuałom, które uważa się za normalne, pożądane, a nawet moralnie słuszne i nikt nie zadaje sobie trudu, aby zastanowić się, czy rzeczywiście są one właściwe. Obydwie ekspozycje zmuszają widzów do aktualizacji ich prywatnej definicji wolności, co staje się niezwykle trudnym i bolesnym zadaniem, zwłaszcza, że w trakcie oglądania obydwu wystaw głęboko ukryte niepokoje zaczynają się silnie materializować. Bez wątpienia warto jest się z nimi zmierzyć, mimo że do tej pory nie wypracowano konsensusu co do tego, co tak naprawdę kryje się pod słowem „wolność”. I z takimi właśnie – pośród wielu innych – wątpliwościami zostawiają widzów obydwie ekspozycje, które po prostu trzeba zobaczyć.

1. D. Graeber, Praca bez sensu. Teoria, Warszawa 2019, s. 13.

Zuzanna Sokołowska

Zuzanna Sokołowska

Ur. 1982, absolwentka historii i filozofii. Współpracuje z dwutygodnikiem „artPapier”, publikuje także na łamach „Kultury Liberalnej”. Doktorantka na programie Humanistyka Bez Granic na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach.