Od redakcji /10/

Spotkania

Sztuka współczesna sprzyja spotkaniom. Tę jej właściwość wykorzystujemy w obecnym numerze „Restartu”. Spotkania to przecież wdzięczny temat na czas wakacji, obfitujący w wyjazdy, wypoczynek i nowe doświadczenia.

W świecie sztuki życie prywatne łączy się z zawodowym. Dzieje się tak nagminnie i nie zawsze wychodzi to ludziom sztuki na dobre. Zwyczaj wyjazdów wypoczynkowych połączonych z odwiedzaniem galerii albo wyjazdów specjalnie na jakieś wydarzenie, po czym zostawanie na dłużej i korzystanie z uroków miejsca w celach już wakacyjnych, należy do najbardziej rozpowszechnionych. Przykładem z mojej praktyki jest Wenecja. Zazwyczaj jeżdżę na Biennale, a potem zostaję w mieście jeszcze na kilka dni. Ale żeby żyć z zajmowania się sztuką, trzeba podjąć zdecydowanie większy – i często mniej przyjemny – wysiłek.

Trzeba bywać i trzeba się spotykać. Artystka może tworzyć w samotności. Potem jednak musi usytuować się w oczku sieci towarzyskiej i stworzyć sobie własną wersję takiej sieci, otoczenie towarzysko-zawodowe. Musi zatem poznawać innych artystów, ale przede wszystkim – kuratorki, kolekcjonerów, galerzystki, krytyków, dziennikarki czy wreszcie – dyrektorów. (Oni ze swojej strony także muszą tworzyć sobie odpowiednie sieci społeczno-zawodowych relacji). Cała ta część, która nie jest związana z samym tworzeniem/produkowaniem dzieła, polega więc na uporczywym, sprytnym i niekończącym socjalizowaniu się. A socjalizowanie się – to zyskiwanie widoczności, która przekłada się na możliwości kariery. Spotkania dają przecież wiedzę o bieżących wydarzeniach, szykujących się okazjach. Dają znajomości, sprawiają, że się istnieje w oczach innych, czyli istnieje zawodowo.

Dlatego wprowadzono coś takiego jak wernisaże. Te, wielokrotnie kontestowane przez artystów i galerie – takie jak dawny Foksal – uroczystości, to prawdziwy teatr pozorów. Domagający się zresztą stworzenia jakiegoś opracowania, obszerniejszego tekstu. Historia wernisaży w Polsce to część życia obyczajowego. Zwyczaje wernisażowe, ich przebieg, stroje, mowa ciała, przemowy – wszystko to jest wysoce zrytualizowane i przebiega wedle tego samego schematu. W strojach dominuje czerń, w przemowach – wylewne i całkowicie fałszywe podziękowania. Najczęściej nieznośnie czołobitne. W kwiatach istnieją sezonowe mody, ale róże są aktualne zawsze. Wernisaże dają znakomitą okazję do mini-pokazów mody oraz występów solowych. Podczas wernisaży nikt nie patrzy na sztukę. Ważne jest, kto przemawiał, komu podziękował, kto przyszedł, z kim przyszedł, kto z kim rozmawiał, kto z kim wyszedł. Uważna obserwacja powie prawdę o aktualnym układzie sił w obrębie systemu. Podczas wernisaży spotyka się innych uczestników artworldu i utwierdza się w swojej tożsamości oraz przynależności zbiorowej.

To prawidłowości z wnętrza świata sztuki. Świat zewnętrzny jest znacznie mniej wymagający. Ci, którzy interesują się sztuką, także się z nią spotykają, ale nie muszą robić wiele w celu potwierdzenia swojego bycia członkiem społeczności artystycznej. To najbanalniejszy z banałów: najdosłowniej spotykają się ze sztuką i jej przedstawicielami, bo wszelkiego rodzaju oprowadzania, dyskusje wokół wystaw czy śniadania z artystami, w które obfituje kulturalna oferta każdej instytucji, dają właśnie taką możliwość. Zastanawiam się zresztą, czy w tym myśleniu o atrakcjach dla widza nie tkwi jakiś atawizm: „spotkaj się z żywym artystą”, albo: „zobacz artystę na własne oczy”. Pisze o tym z lekką ironią, ale tak naprawdę żyjemy w czasach poszukiwania bezpośredniego doświadczenia, a także zresztą w czasach „zagadywania” sztuki. Z drugiej strony, takie spotkania i rozmowy są oczywiście wartościową propozycją każdej placówki kulturalnej i polecam je, zresztą sama często w nich uczestniczę.

W ostatnim czasie przeżyłam kilka ciekawych spotkań i widziałam kilka interesujących oraz godnych polecenia wystaw. Byłam na przykład w BWA Rzeszów (jak pewnie wiecie, jestem miłośniczką lokalnych galerii) i widziałam „As far as…” – wystawę kuratorowaną przez Adriannę Gajdziszewską i Piotra Kolanko jako część festiwalu „Wschód Kultury”. Kuratorom, którzy są jednocześnie artystami, udało się ożywić senną atmosferę tej galerii. Ich wystawa zbiorowa, wyciszona i poświęcona emocjom, wspaniale współbrzmiała z historycznym wnętrzem rzeszowskiej synagogi (gdzie mieści się BWA). Historia synagogi jest znana, lecz wnętrze przenosi ten szczególny rodzaj nie-pamiętania, z jakim mamy często do czynienia w polskim pejzażu historyczno-kulturowym. Wystawa jest rodzajem eseju wizualnego, pełnego współbrzmień, przepływów energii. Wiele jest tam mowy o depresji i samotności artystów w dzisiejszych czasach.

Byłam także na Cracow Art Fair i uczestniczyłam w zabawnej dyskusji, podczas której rozmawialiśmy o spektakularnym ożywieniu naszej lokalnej sceny artystycznej. W „Restarcie” będziemy wracać do powyższych tematów.

Życząc udanych wakacji – z odpowiednio zbalansowanym zestawem wypoczynku i życia towarzyskiego – polecamy najnowszy numer naszego pisma.