Nr 11 jesień 2023 recenzje Katarzyna Oczkowska

Cyberpunkowe dziewczyny-maszyny

Agata Agatowska, Cosmic Generation
Miejsce: Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha, Galeria Europa – Daleki Wschód
Czas: 8.11.2023 – 4.02.2024
Kuratorka: Barbara Trojanowska

Nie musimy wyobrażać sobie świata zdominowanego przez męskie fantazje. Jest na naszych ekranach, za oknem, bywa w nas samych. Ta właściwość jest też obecna w przypadku tworzenia światów wyobrażeniowych. Bo przecież większość wizji w duchu sci-fi to rekonstrukcja − nawet jeśli w odległych galaktykach, dystopijnych cyberpunkowych przestrzeniach i w towarzystwie wybitnie inteligentnych androidów − tego, co znamy z aktualnej rzeczywistości. Podobno autor zawsze ostatecznie pisze opowieść o sobie. Od Metropolis Fritza Langa, przez Czy androidy śnią o elektrycznych owcach Philipa K. Dicka i Neuromancera Williama Gibsona, a także filmową wersję prozy Dicka, czyli Blade Runnera Ridleya Scotta, Ex Machinę Alexa Garlanda, po nowego Blade Runnera 2049 Denisa Villeneuve’a. W tych literacko-filmowych przykładach, oprócz gatunkowości, jest jeszcze kilka innych punktów wspólnych − męski reżyser/autor, bohater, który również jest mężczyzną oraz bohaterka, często androidka, sztuczna inteligencja albo inna wersja post-bytu w jakiś sposób podległa głównemu, aktywnemu poruszycielowi akcji. W tym miejscu puszcza do nas oko Laura Mulvey i jej wciąż aktualny esej Przyjemność wzrokowa a kino narracyjne oraz wyłożona tam kwestia potrójnego męskiego spojrzenia w kinie: kamery, widza, i postaci filmowej. Na przykład w Blade Runnerze 2049 pojawia się scena, w której Joi, sztuczna inteligencja w formie holograficznej nagiej kobiety, zwraca się do głównego bohatera ze słowami: „You look lonely, I can fix that”. A całość zanurzona jest w granacie, fiolecie i różu synth wave’owej estetyki wraz z synthowymi dźwiękami piosenki After Dark Mr. Kitty.

Przywołana scena stanęła mi przed oczami po wejściu na wystawę Cosmic Generation Agaty Agatowskiej w krakowskim Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha. Z białego hallu wessał mnie świetlny gradient o barwach różu, fioletu i granatu. I do tego metaliczny dźwięk autorstwa Justyny Banaszczyk − ten element, którego na wystawach mi tak brakuje, a o który zadbała kuratorka Barbara Trojanowska oraz Aleksandra Sikora, która zaaranżowała przestrzeń. I wśród tego świetnie rozegranego świetlno-dźwiękowego duetu, na postumentach umieszczono rzeźby Agatowskiej, które również przywodzą mi na myśl spektakularne wizualnie uniwersum Blade Runnera. Z tą różnicą, że bohaterki Agatowskiej nie są emanacją męskich fantazji, zdeformowane przez męskie spojrzenie i pojawiające się po to, aby służyć. Nic podobnego. Odnajdujemy natomiast majestatyczne, nieco zdystansowane boginie przyszłości. Cyberpunkowe hybrydy łączą w sobie zarówno nawiązania do klasycznej rzeźby figuralnej, jak i japońskich superbohaterek, mangi, anime czy estetyki kawaii, wyrażającej się poprzez to, co słodkie, urocze, nieporadne, aż po wyraźne inspiracje modowe.

Widok wystawy, Agata Agatowska, „Cosmic Generation”, Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha, fot. Kamil A. Krajewski

Na wstępie przestrzeń ramowana jest przez cztery obiekty. Skąpany w różowym świetle czerwony tors dziewczyny z fryzurą przypominającą Usagi z Czarodziejki z Księżyca, mitologiczną Atenę z długim kucykiem, wypływającym z hełmu i dwie wojowniczki. Ich futurystyczne zbroje z przerysowanymi ramionami przypominają projekty Nicolasa Ghesquière’a dla Balenciagi, Thierry’ego Muglera czy Moschino.

Jestem osobą, która miała osobliwą przyjemność oglądać Yattamana z kultowym włoskim dubbingiem i polskim lektorem, nadawanego od 1994 roku przez Polonię 1. Tym, co zdecydowanie ukształtowało moją wyobraźnię i poczucie estetyki, była postać Doronjo − blond liderki bandy złoczyńców w czerwono-czarnym skąpym lateksowym stroju, składającym się z body i peleryny, długich rękawiczek, kozaków do połowy uda na obcasie i maski ze spiczastymi rogami. Przyznam, że część elementów kostiumu Doronjo znajduje się w mojej szafie.

Nieco dalej, rozświetlona na granatowo, znajduje się rzeźba Fashion Memento Mori − wydłużona postać w sukience w formie chmury – atomowego grzyba w kształcie czaszki. Motyw ten jest nawiązaniem do twórczości japońskiego artysty Takashiego Murakamiego, założyciela ruchu Superflat, czerpiącego z estetyki kawaii. Co ciekawe, inspiracje Murakamiego są nam bliższe, niż mogłoby się wydawać. A przynajmniej są bliskie tej części z nas, których dzieciństwo przypadło na lata 90. Chmura-czaszka jest bowiem nie tylko popkulturowym przepisaniem wybuchu bomby atomowej zrzuconej na Hiroszimę przez wojska USA, ale także nawiązaniem do tej, która pojawia się w japońskim anime Yattaman z 1977 roku. Jestem osobą, która miała osobliwą przyjemność oglądać Yattamana z kultowym włoskim dubbingiem i polskim lektorem, nadawanego od 1994 roku przez Polonię 1. Tym, co zdecydowanie ukształtowało moją wyobraźnię i poczucie estetyki, była postać Doronjo − blond liderki bandy złoczyńców w czerwono-czarnym skąpym lateksowym stroju, składającym się z body i peleryny, długich rękawiczek, kozaków do połowy uda na obcasie i maski ze spiczastymi rogami. Przyznam, że część elementów kostiumu Doronjo znajduje się w mojej szafie. Jednak tym, co być może najlepiej zapamiętały osoby oglądające Yattamana było to, że pod koniec każdego odcinka Doronjo zostawała bez strategicznych części owego stroju. Cóż, tak właśnie wyglądała edukacja seksualna pod koniec ubiegłego stulecia. W Fashion Memento Mori Agatowskiej spotyka się zatem i kontekst Murakamiego, i lokalna nostalgia, przepuszczone przez modowy filtr.

Trio zamykające tę część wystawy to rzeźby z serii Atom Girl. Ich ażurową, rozszczepioną formę traktuję jako kolejny krok w ewolucji futurystycznej dziewczyny-maszyny, która być może nie potrzebuje definiować się już w ramach płci. Natomiast ciekawą perspektywę w związku z tymi rzeźbami proponuje kuratorka, która zestawia je z cielesnymi skutkami zrzucenia broni nuklearnej na Japonię. Rozczłonkowanie Atom Girls staje się w tym ujęciu tożsame z tzw. atomowymi pannami, a więc kobietami, które w wyniku wybuchu bomby atomowej doznały deformacji ciała, wykluczającymi je na rynku matrymonialnym.

Zdeformowany królik przywodzi mi na myśl niedawno wydaną w języku polskim współczesną baśń, a więc Króliczka Mony Awad. Pozornie słodkie stworzonko jest w tej powieści jednocześnie emanacją mrocznej dziewczyńskości, a zarazem niebezpiecznych twórczych eksperymentów, które w rezultacie okazują się w jakiś sposób zdeformowane.

Na drugim piętrze wystawy zachwycają mnie lśniące metalowe powierzchnie, tym razem oświetlone jasnym światłem. Są tu bliźniacze i ustawione naprzeciw siebie postaci z uszami Myszki Miki czy w podobny sposób dialogujące z przeciwnych krańców sali robotyczne głowy. Te ostatnie tworzą razem z metalowymi postumentami rodzaj ludzko-maszynowej hybrydy, znanej choćby z serii anime Neon Genesis Evangelion. Tuż obok, w niewielkiej, rozświetlonej neonową zielenią przestrzeni, odnajdziemy Lollypop. Małych rozmiarów rzeźba w formie tytułowego lizaka, jakby na przekór odrealnionym, spektakularnym postaciom, proponuje nieco słodkości właściwej dla kawaii i uniwersum Sanrio, którego najbardziej rozpoznawalnymi postaciami są Hello Kitty, My Melody czy Kuromi. I wreszcie obiekt powstały w wyniku przypadku. Bunny to nieduży aluminiowy odlew pianki montażowej, w której Agatowska dostrzegła kształt tytułowego zwierzątka. Trochę uroczy, a trochę straszny. Ustawiony w rogu sali na takiej wysokości, że można odnieść wrażenie, iż za moment kicnie na głowę. Zdeformowany królik przywodzi mi na myśl niedawno wydaną w języku polskim współczesną baśń, a więc Króliczka Mony Awad. Pozornie słodkie stworzonko jest w tej powieści jednocześnie emanacją mrocznej dziewczyńskości, a zarazem niebezpiecznych twórczych eksperymentów, które w rezultacie okazują się w jakiś sposób zdeformowane. To tak jak z estetyką kawaii – pozornie uroczej, ale jeśli spojrzeć głębiej, to będącej efektem kultury wyrosłej na gruzach powojennej Japonii jako rodzaj wyparcia.

Metaliczne dźwięki milkną, synth wave’owe barwy powoli gasną. Wychodząc z Cosmic Generation, wracam myślą do sceny z Blade Runnera 2049 z holograficzną Joi gotową nieść pomoc głównemu bohaterowi, wyczuloną na jego stany emocjonalne, oczekującą − „You look lonely, I can fix that”. Dziewczyny-maszyny Agatowskiej, które zniewalają popkulturowymi odniesieniami, a jednocześnie są wobec nich krytyczne, zdają się mówić raczej: „We look lonely, We can fix that”. Kierują te słowa i do siebie nawzajem, i do nas. Przepisując dotychczasowe narracje, wskazują, że możliwość zmiany wiąże się z odpowiedzialnością i zaangażowaniem wszystkich stron.

Katarzyna Oczkowska

Katarzyna Oczkowska

Krytyczka, kuratorka, adiunktka w Instytucie Sztuki i Designu UKEN w Krakowie. Autorka tekstów naukowych oraz krytycznych, twórczyni intermedialnych projektów, autorka podkastu Wygląda na niezłą sztukę.