Zmiana, która nadchodzi

Nowa normalność?
„Robi na mnie ogromne wrażenie twoja wystawa, twoja kurtyna” – mówił Marcin Wicha do Pawła Żukowskiego, komentując jego zielonogórskie przedsięwzięcie. Wyjaśnijmy, że na wystawie w BWA eksponowana była kurtyna, do której stworzenia posłużyły tkaniny pochodzące z obić mebli wyrzuconych na śmieci. Te meble utraciły funkcję, której dotychczas służyły. Właściciel sprzętów zdecydował o pozbawieniu ich życia, pozbywając się ich.

Czas pandemii obfituje w materiały jej poświęcone. Kto żyw publikuje socjologiczne analizy. To nas zajmuje, trzeba jednak przyznać, że wszyscy jesteśmy już bardzo zmęczeni odrabianiem tematu epidemii. Wypatrujemy dni, kiedy będzie można znowu się spotkać na żywo, dotknąć, zobaczyć mowę ciała i grymasy na twarzy rozmówcy, nieprzesłonięte maseczką. Mamy nadzieję, że zima przeminie, tak jak przeminęły wszystkie poprzednie. Zaś analizy sytuacji pandemicznej i stanu naszej psychiki są coraz częściej zastępowane materiałami w gruncie rzeczy bardziej dla nas interesującymi. Co po pandemii? – pytamy. I próbujemy odpowiadać, oznak nowej normalności poszukując w naszych nowych zwyczajach. Wypatrujemy startu w nowe, postpandemiczne życie, lecz czy ten nadchodzi?

Z całą pewnością przekonanie, że nowe życie będzie lepsze od tego przed pandemią, właśnie teraz ujawnia swoją złudność. Chyba już nikt, oprócz publicystów nabijających sobie wierszówkę, nie wierzy w takie wyjście z dzisiejszej sytuacji. Przekonanie będące pochodną powyższego, że – owszem – rzeczywistość przejdzie metamorfozę, tyle że zmiana przyniesie gorszą wersję stanu przedpandemicznego, rośnie za to w siłę. Jako społeczeństwo jesteśmy już bardzo znużeni zamknięciem, zdalną pracą (o ile ktoś sobie może na nią pozwolić) i taką też szkołą oraz innymi ograniczeniami. Istnieje wszakże jeszcze inny sąd, który głosi, że nadchodzi wielka i generalna zmiana ustawień świata, a stan pandemii jest nie jej katalizatorem, a tylko jednym z jej zwiastunów. Że to będzie zmiana wielowymiarowa i nie będziemy mieli na nią większego wpływu, chociaż jakiś z pewnością możemy sobie wypracować.

„Notes na 6 tygodni”, „Pismo”, nr 2 (38) 2021, okładka książki Nadzieja w mroku Rebeki Solnit, Wydawnictwo Karakter, 2019

Dywagacje na temat przyszłości znaleźć można dzisiaj w bardzo wielu wypowiedziach. Rzesze zwolenników znajdują związane z nimi pojęcia nadziei i utopii. Najczęściej przywoływana w tym kontekście jest Nadzieja w mroku Rebeki Solnit, wydana w wersji polskiej przez Wydawnictwo Karakter jeszcze w 2019 roku. Z książki najbardziej podobały mi się tytuł oraz okładka, zaprojektowana przez Przemka Dębowskiego. Z zapisanego gęsto, nabitego słowami tekstu Solnit nie dowiedziałam się nowych rzeczy. Jednak książka została wydana w najlepszej możliwej chwili i znacząco przyczyniła się do popularyzacji pojęcia i tematu nadziei. Jednak daleko bardziej precyzyjne wprowadzenie w interesującą nas problematykę stanowi rozmowa Justyny Dąbrowskiej z Andrzejem Lederem, opublikowana w „Piśmie”, nr 2 (38) 2021 (Nadzieja matką odważnych).

Autor, znany i wnikliwy komentator współczesności, mający na swoim koncie koncepcję „prześnionej rewolucji”, odnosząc się do snutych obecnie wizji przyszłości, mówił: „W sprawie tego, co się dzieje i co należy w związku z tym robić, mamy w dzisiejszym społeczeństwie głęboki konflikt”. Ten konflikt został wywołany oczywiście znacznie wcześniej, przez procesy zachodzące w późnym kapitalizmie, w tym i przez polityków – w celu skutecznego zarządzania ludźmi. Pandemia jest w tym kontekście przejawem Realnego, które nas dotyka niezależnie od podziałów ideologicznych, ale już wiara w to, że Covid nie istnieje oraz w nieskuteczność szczepionek należą do porządku Wyobrażeniowego i układają się wedle logiki konfliktu.

Leder słusznie odrzuca określanie pandemii jako nieoczekiwanej plagi, spadającej jak grom z jasnego nieba; uważa ją za „efekt różnych zaburzeń […], przemieszania ekosystemów, naruszenia równowagi w dystrybucji zasobów genetycznych”. Rozmówczynię Ledera interesuje przede wszystkim zmiana rzeczywistości, zwiastowana przez te zjawiska. Ta jednak nie nadchodzi, bo według Ledera „nie mamy do tego jeszcze koniecznej siły wyobraźni”. I pewnie upłynie jeszcze sporo czasu, przeżyjemy wiele wstrząsów i nieprzyjemnych chwil, nim uchwycimy kontury zmiany, która się realizuje, wolniej niżbyśmy chcieli, ale na którą częściowo moglibyśmy mieć wpływ. Potrzeba nam utopii, ale jeszcze brak nam opowieści, która by ją opowiedziała. Zaś „duża część pojęć, pewników, fundamentów naszego sposobu myślenia – zapowiada psychoanalityk – będzie musiała zostać zrewidowana”. Po starym świecie pozostanie nam żałoba, która jednak nie będzie mogła trwać wiecznie, bo nas sparaliżuje, a musimy być przecież zdolni do działania – do podążania za zmianą i jej współtworzenia. Do tego wszystkiego potrzebny jest nam nowy język, lecz naszą nową postawę spaja nadzieja, i to – jak twierdzi Leder – nadzieja radykalna, „silna i żywotna, a jednocześnie subtelna i bardzo wysublimowana”. Bez niej nasze życie byłoby „życiem «po amputacji», to znaczy pozbawionym czegoś fundamentalnie ważnego”. Leder nazywa nadzieję tak spoiwem społecznym, jak i „nieuchronną i zawsze obecną częścią kondycji ludzkiej”.

Potrzeba nam utopii, ale jeszcze brak nam opowieści, która by ją opowiedziała. Zaś „duża część pojęć, pewników, fundamentów naszego sposobu myślenia – zapowiada psychoanalityk – będzie musiała zostać zrewidowana”. Po starym świecie pozostanie nam żałoba, która jednak nie będzie mogła trwać wiecznie, bo nas sparaliżuje, a musimy być przecież zdolni do działania – do podążania za zmianą i jej współtworzenia.

Przygotowując się na zmianę rzeczywistości i wypracowując z większą lub mniejszą cierpliwością nowy język, przyzwyczajamy się tymczasem do nowych form wydarzeń kulturalnych oraz formatów dziennikarskich. Znalazły się wśród nich podcasty, znalazły się także i poczciwe rozmowy online. Zacytuję tutaj rozmowę, pochodzącą z cyklu Zza kurtyny, przeprowadzoną przez Pawła Ponurego Żukowskiego z Marcinem Wichą, z okazji wystawy tego pierwszego w BWA w Zielonej Górze w grudniu zeszłego roku. Bez lektury książek Wichy, grafika i pisarza, uhonorowanego w 2018 roku Nagrodą Nike za Rzeczy, których nie wyrzuciłem – jak wyjawia Żukowski – jego „wystawa nie miałaby racji bytu”. Rozmowa dotyczy rzeczy, ściślej – ich życia. Dlaczego przypominam ją w kontekście pandemii, kryzysu i przeczuwanej zmiany? Przytaczany przed chwilą Andrzej Leder mówił o konieczności pożegnania się z dawnym życiem i o żałobie, koniecznej do przejścia, by zyskać zdolność do rozpoczynania na nowo po wielkiej zmianie. Wicha zaś pisał w swoich książkach o rozczarowaniu dizajnem, co można interpretować jako zmęczenie dotychczasowym językiem kultury i zepsucie się jej języka, co zapowiadałoby w jakiś sposób nadejście nowego.

„Robi na mnie ogromne wrażenie twoja wystawa, twoja kurtyna” – mówił Marcin Wicha do Pawła Żukowskiego, komentując jego zielonogórskie przedsięwzięcie. Wyjaśnijmy, że na wystawie w BWA eksponowana była kurtyna, do której stworzenia posłużyły tkaniny pochodzące z obić mebli wyrzuconych na śmieci. Te meble utraciły funkcję, której dotychczas służyły. Właściciel sprzętów zdecydował o pozbawieniu ich życia, pozbywając się ich. – „W tomie rozmów Ilyi Kabakova z Borisem Groysem pojawia się wątek o śmieciach i o wyrzucaniu. […] Jest tam fragment mówiący o tym, że gdy wyrzucasz śmieci, jesteś bogiem, bo decydujesz, czy coś ma szansę na istnienie – kontynuował wypowiedź Marcin Wicha. – Tym, co robi wrażenie w pomyśle z kurtyną, jest zmartwychwstanie rzeczy… Czy przedmioty mogą umrzeć i zmartwychwstać, czy mogą na nowo nabrać sensu?… To jest przejmujące”. To prawda, Kurtynie Żukowskiego daleko jest do prostych idei recyklingu. Cykl życiowy przedmiotów, którego bieg usiłuje odwrócić Żukowski przez użycie odpadów i połączenie ich w nową całość: gigantyczną kurtynę, zakłada przejście przez proces żałoby (pogodzenia się z końcem funkcjonalności wyrzuconych mebli) i przepracowania jej ku czemuś nowemu (stworzenie ze śmieciowych obić wielkiej zasłony).

„Notes na 6 tygodni” prowadzi cykl „Nowy wyraz”. „Pismio”, nr 2 (38) 2021 (Nadzieja matką odważnych)

Pracę na rzecz zmiany można jednak rozumieć jak najbardziej dosłownie i pragmatycznie. Są tacy, którzy tropią, wyjaśniają i popularyzują nowe słowa. „Notes na 6 tygodni” prowadzi cykl „Nowy wyraz”. Nawiązując do pisma młodoliterackiego (1972–1981) o tym samym tytule, gdzie „debiuty pisarzy, poetów i krytyków były […] ilustrowane pracami artystów młodego pokolenia”, oferuje miejsce na publikowanie nowych słów. Znajdują się tutaj te wyrazy, które „mają znaczący wpływ na opisywanie i rozumienie zjawisk zachodzących obecnie, albo takich, które produkowane są przez «postępujące» zmiany w układzie sił polityczno, społeczno, kulturalno, naukowo, technologicznych i obyczajowych”. W numerze 133 (grudzień 2020) rubryka „Nowy wyraz” pojawia się po raz dwudziesty czwarty, a swój słowniczek proponują w nim aktywistki klimatyczne, Marta Palińska i Wiktoria Jędroszkowiak. We wstępie pada jeszcze jedna deklaracja redakcji: „potrzebujemy nowych słów, które pokleją to, co my, chcąc być ludźmi, usilnie sobie przeciwstawiamy, by dowieść własnej potęgi i wyjątkowości, a co sprowadziło nas na krawędź własnego istnienia”. Pojawiają się zatem – jak określiła to redakcja „Notesu” – „nieoczywiste brzmienia, językowe i myślowe połamańce”, które mają szansę „zadomowić się w codziennym języku i zasilić wyobraźnię”. To działalność z rzędu pozytywistycznych, w których celuje wspomniane czasopismo. Wiadomo, że język kształtuje obraz świata, więc rubryka pełni funkcję edukacyjno‑wychowawczą w stosunku do swoich czytelników. Tym razem zaproponowane zostały takie hasła, jak np. „ekopatriotyzm”, „greenwashing” czy „postwzrost”.

Nie wszyscy jednak spodziewają się zmiany. W rozmowie Doroty Sajewskiej i Karola Radziszewskiego Cipki i kutasy wyklęte w „Dwutygodniku” nr 300 (1/2021), podniesiony został temat autonomii sztuki. Sajewska wyznała: „Dzisiejsza rzeczywistość społeczno‑polityczna jest dla mnie tak rozczarowująca, by nie powiedzieć tak beznadziejna (w sensie braku nadziei na zmianę), że coraz częściej myślę o autonomii sztuki”. Miałaby ona, jak wyjaśnia rozmówczyni, być „przestrzenią eksperymentu, swoistym laboratorium, w którym można spekulować, kreować inne światy, być może popełniać błędy, mówić czy pokazywać za dużo. I dzięki temu projektować zupełnie nową rzeczywistość, którą przesłania nam na co dzień pragmatyka polityczna”. Tę pragmatykę autorka utożsamiła ze sztuką stawiającą na sprawczość i oddziaływanie na rzeczywistość. Sugeruje jej odrzucenie, co powoduje protest Karola Radziszewskiego. Według tego aktywisty i założyciela Queer Archives Institute, „w ostatnich latach, udało się nieco zmienić rzeczywistość. Po raz pierwszy w Polsce czy szerzej w Europie Środkowej i Wschodniej jesteśmy świadkami queerowego przepisywania historii, wyciągania queerowych bohaterek i bohaterów, podważania narracji, które służyły za narzędzie manipulacji. To wszystko, co teraz się dzieje, możliwość bycia widocznym, wkładania pręta w szprychy tej machiny jest i kuszące, i wywołuje pożądane reakcje”.

Według tego aktywisty i założyciela Queer Archives Institute, „w ostatnich latach, udało się nieco zmienić rzeczywistość. Po raz pierwszy w Polsce czy szerzej w Europie Środkowej i Wschodniej jesteśmy świadkami queerowego przepisywania historii, wyciągania queerowych bohaterek i bohaterów, podważania narracji, które służyły za narzędzie manipulacji.

A jednak zyskanie widoczności powoduje złagodzenie języka sztuki, stępienie ostrza radykalności wypowiedzi artystycznej, to zaś jest niepożądane, bowiem potrzebne jest obecnie „zanurzenie się w chaosie, aby jeszcze raz podjąć próbę poszukiwania nowych form, ujawniania kształtów, które, jeśli pozostajesz na powierzchni, nie są rozpoznawalne” – jak postuluje Sajewska. Takie zanurzenie się nie byłoby ucieczką. Byłoby, jak rozumiem, testowaniem nowych możliwości. Znowu Sajewska: „ruch ten polega nie na wycofaniu się z rzeczywistości politycznej, ale na restarcie, na konfrontacji z chaosem w celu zbadania, jakie nowe formy mogą się z tego zderzenia wyłonić”.

Co do czasu pandemii, ten odbił się negatywnie nie tylko na możliwościach tworzenia. Badaczka twierdzi, że znaczenie instytucji kultury zmniejszyło się „niemal do zera”. I tu ciekawa uwaga, Sajewska twierdzi bowiem, że czas postpandemiczny w ogóle nie nadejdzie. „Dlatego trzeba wyobrazić sobie sytuację, w której w ogóle nie będzie już instytucji kultury w dawnym kształcie. Opartych na kontakcie, wspólnej pracy, fizycznym współistnieniu […]. Nadchodzący świat może nie potrzebować materialnie istniejących muzeów, teatrów, galerii, uniwersytetów. A jeśli wszystko przeniesie się w przestrzeń digitalną, to jaką rolę będą w niej odgrywać intelektualiści i artyści? Co to będzie oznaczać dla sztuki i nauki? […] To jest też pytanie o możliwość przyszłej wspólnoty”. Wcześniej deklarowała niewiarę w nadejście zmiany, teraz okazuje się, że zmiana już zaszła, stare czasy i rządzące nimi zasady już przeminęły, a my żyjemy w nieadekwatnych dekoracjach. Dorota Sajewska mówi: „za bardzo skupiamy się na wrogu wyobrażonym, a za mało na radykalności własnej praktyki. Radykalności odnoszącej się do projektowanej pozytywności, która stanowiłaby bezkompromisową alternatywę wobec obecnej rzeczywistości”. Na czym ta radykalność miałaby polegać? To jest do odgadnięcia przez każdą i każdego z nas. Jej celem ma być budowanie przyszłej, ale nabierającej kształtu obecnie, wspólnoty.
Magdalena Ujma

Magdalena Ujma

Historyczka i krytyczka sztuki, kuratorka wystaw i projektów z zakresu sztuki współczesnej. Ukończyła studia z historii sztuki (KUL) i zarządzania kulturą (Ecole de Commerce, Dijon). Prowadziła Galerię NN w Lublinie, pracowała w redakcji kwartalnika literackiego „Kresy”, w Muzeum Sztuki w Łodzi i w Galerii Bunkier Sztuki w Krakowie. Obecnie sprawuje opiekę nad kolekcją w Ośrodku Dokumentacji Sztuki Tadeusza Kantora „Cricoteka” w Krakowie. Jest wiceprezeską Sekcji Polskiej Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA.