Nr 1 wiosna 2021 recenzje Radosław Pindor

Ładunek ukrytych sensów. O wystawie Marka Chlandy w Cricotece

Miejsce: Ośrodek Dokumentacji Sztuki Tadeusza Kantora CRICOTEKA
Czas trwania: od 9.10.2020
Kuratorka / Kurator: Zespół Cargo: Marek Chlanda, Marta Bryś,
Magdalena Kownacka, Kaja Gliwa, Gaweł Kownacki,
Aleksandra Idzikowska, Izabela Zawadzka

„Cargo” oznacza ładunek. Może być on równoznaczny z przechowywanymi materiałami, ale także z nagromadzonymi wspomnieniami; składać się na gotowy do transportu zbiór albo opuszczoną i zapomnianą graciarnię. Wyobrażam sobie ogromne kontenery w portach morskich skrywające zapieczętowane skarby – to jest dla mnie „cargo”.

Wystawa Marka Chlandy, której tajemniczy tytuł brzmi właśnie Cargo, otworzyła się w trudnym okresie względnej normalności października ubiegłego roku na niespełna miesiąc. Później, po długich miesiącach zamknięcia, dopiero w lutym ponownie wypróbowano jej idee w reżimowym otwarciu.

„Wystawa” to nawet złe określenie. „Przedsięwzięcie”, „performans” lub może „pracownia” lepiej oddają charakter zaadaptowanej przez artystę sali Cricoteki. Słowo „performatywny”, które najlepiej charakteryzuje stworzoną przez Chlandę i grupę współpracowników przestrzeń, odnajduje się tutaj w bardzo specyficznych elementach: w porozrzucanych krzesłach z „usadzonymi” na nich rysunkami, wiszącym fryzie z rysunko-tobołami – jak określona zostaje grupa abstrakcji z pozornymi postaciami ludzkimi; gdzieniegdzie przyklejonych do ścian instalacjach i malowidłach. Ten „żywy” element istnieje tutaj w formie wyświetlanych na ścianach i podłodze zapisów filmowych performansów-akcji, które tworzone były w przestrzeni, oraz w ciągłej obecności zespołu podczas trwania wystawy kilka dni w tygodniu. To wszystko składa się na pracownianą atmosferę tego miejsca. „Pracownia” Chlandy została stworzona w budynku sygnowanym nazwiskiem Tadeusza Kantora.

Marek Chlanda na tej wystawie przetwarza poetykę twórczości Kantora, którego spektakl Umarła klasa (1975) widział na żywo. To zetknięcie się w młodości ze sztuką jednego z największych twórców teatralnych na świecie wywarło wrażenie na późniejszy dokonaniach artystycznych Chlandy. W sferze wizualnej na wystawie w Cricotece widać to przede wszystkim poprzez wszechobecne, czasem piętrzące się krzesła, czy też w rysunkach owych siedzisk i sytuacji wokół nich stworzonych węglem na papierze.

Marek Chlanda, Cargo – widok wystawy, 2020, fot. zespół Cargo

Ten ostatni twórca, wspominany na wiele sposobów w Cricotece, odcisnął swoje piętno także na sytuacji Cargo. Marek Chlanda na tej wystawie przetwarza poetykę twórczości Kantora, którego spektakl Umarła klasa (1975) widział na żywo. To zetknięcie się w młodości ze sztuką jednego z największych twórców teatralnych na świecie wywarło wrażenie na późniejszy dokonaniach artystycznych Chlandy. W sferze wizualnej na wystawie w Cricotece widać to przede wszystkim poprzez wszechobecne, czasem piętrzące się krzesła, czy też w rysunkach owych siedzisk i sytuacji wokół nich stworzonych węglem na papierze. Również performatywne etiudy, nagrywane w czasie zamknięcia galerii dla odbiorców (dostępne na wystawie oraz stronie internetowej Ośrodka) mają wiele punktów stycznych z Kantorowskimi happeningami. Chlanda odnosi się również do doświadczenia Apocalypsis cum figuris Jerzego Grotowskiego (1968) – spektaklu kolejnego wielkiego twórcy teatralnego, którego ślady odnaleźć tutaj można przede wszystkim w sposobie pracy zespołu tworzącego wystawę. Te dwa doświadczenia, wywierające intelektualny i wizualny wpływ na artystę, współtworzą w dużej mierze estetykę przedsięwzięcia.

Założenie było następujące: nie wiadomo, co się wydarzy w trakcie działania wystawy. Taką carte blanche przyjął zespół składający się z: Marka Chlandy, Marty Bryś, Magdaleny Kownackiej, Kai Gliwy, Gawła Kownackiego, Aleksandry Idzikowskiej i Izabeli Zawadzkiej. Według relacji członka i członkini grupy, którzy opowiedzieli mi o projekcie jeszcze przed ponownym otwarciem galerii, bazą był zestaw rysunków dołączonych do zbioru wystawy. Reszta pojawiała się w trakcie rozmów i samej pracy nad ekspozycją. Przemieszanie perspektyw metodologicznych i badawczych reprezentowanych przez członków zespołu – od teatrologicznej, kuratorskiej i artystycznej, przez historyczną i afektywną – dało podłoże do tego, co rzeczywiście może być sednem czy główną myślą przedsięwzięcia.

Odmieniane wielokrotnie tutaj przeze mnie oraz na wystawie określenia odnoszące się do „bagażu” lub „ładunku” każą się zastanowić nad tym, jakie treści w sobie zawierają. I chociaż pod wizualną koncepcją i metodyką pracy może umknąć wisząca nad przedsięwzięciem czerń, to dla mnie stała się ona nadrzędną soczewką, przez którą myślę o Cargo. Innymi słowy, wystawa opowiada o nieustającej obecności materii czy „chmury”, która w momentach kryzysowych wybucha w społeczeństwie. Niezależnie od tego, czy nazwiemy ów ładunek afektywny wojną, katastrofą czy pandemią, zawsze w jakiś sposób, mniej lub bardziej uobecniony, będzie dryfować nad jednostką i zbiorowością. W gruncie rzeczy, do takich ontologicznych przemyśleń zmusza twórczość i Kantora, i Grotowskiego, i wreszcie Chlandy. Wszyscy oni poprzez swoje dokonania artystyczne starają się zbadać istotę tego przeczucia. Na wystawie przy Nadwiślańskiej w Krakowie ta ciemność materializuje się przy pomocy groteskowych masek i wykonywanych w nich przez performerów prostych gestów (widocznych w materiałach wideo), ale także poprzez instalacje – na przykład Na końcu języka Chlandy (2018), przedstawiającej ogromny język, wychodzący ze ściany. Tworzy się przy tym przestrzeń snu czy koszmaru, odrealniając miejsce, w którym znajduje się odbiorca lub gość (a może nawet intruz?). Niezależnie od jednostkowej perspektywy uczestnika wystawy, Chlanda wraz z zespołem nie dochodzą do pesymistycznych wniosków – jeżeli o jakichkolwiek gruntownych wnioskach w ogóle można w tym przypadku wspominać. W tym sensie, zatrzymujemy się na poziomie poszukiwań i nowe kompilacje ruchów, zmieniona aranżacja wystawy i ogólna fluktuacja materii ujawniają się nawet optymistycznie, skoro cały czas znajdujemy się w czymś niedokończonym, możliwym do ponownego zdefiniowania.

Przedsięwzięcie Cargo nie miało szczęścia do okresu, w którym zostało pokazane. Początkowo, kiedy usłyszałem o wystawie, której celem jest performatywna zmiana w obecności odbiorcy i całkowite niepoddawanie się stagnacji czy domknięciu, a dotknęło ją spowodowane pandemią zamknięcie, myślałem o katastrofie. Wybierając się na wystawę, czułem się jak intruz, ponieważ w ostateczności to, co miało pozostać otwarte, właściwie utknęło na etapie wewnętrznym. Cieszę się, że nie miałem racji i twórcy, mimo trudnych miesięcy, korzystali ze swojej „pracowni”. Bardzo szybko dostrzegłem, że intelektualne spotkanie z Markiem Chlandą, sama rozmowa, która wydała mi się ożywcza, sytuuje odbiorcę jako równoważnego uczestnika w przestrzeni. Wybrałem się tam kolejny raz, już po ponownym otwarciu galerii i muzeów, żeby zobaczyć, co dodatkowo ujawnia ta „pracownia” w obecności innych osób. Okazało się, że panuje tam ciekawość, ludzkie zbliżenie i serdeczna atmosfera, w której można i porozmawiać, i pomyśleć. Ukojenie dla jednostki w czasach poczucia beznadziei i niepewności.

Odsyłam do przygotowanego katalogu wystawy Cargo, w którym można znaleźć zbiory tekstów i wyjaśnień dotyczących prac. Wchodzenie w ten świat jest jak zanurzanie się w innym wymiarze rzeczywistości, gdzie sensy otwierają się przed patrzącym, jeżeli tylko patrzy on dokładnie.

Radosław Pindor

Radosław Pindor

Absolwent studiów magisterskich na kierunku performatyka przedstawień (Uniwersytet Jagielloński). Publikował m.in. w „Didaskaliach” oraz „Teatraliach”. Jego głównymi zainteresowaniami badawczymi są przedstawienia kulturowe w kontekście queer i gender studies oraz performanse tożsamości nieheteronormatywnych.