Nr 1 wiosna 2021 recenzja dyplomu Dominik Stanisławski

Pomnik. Obrazy w służbie polityki historycznej – recenzja

Praca dyplomowa na Wydziale Malarstwa /fragment/
Autorka: Alicja Pakosz
Tytuł pracy: Pomnik. Obrazy w służbie polityki historycznej
Promotor: prof. Andrzej Bednarczyk
Aneks pod kierunkiem: prof. Grzegorza Sztwiertnia
Recenzent: dr Dominik Stanisławski

W maju 1991 roku Związek Radziecki wysyła na orbitę Ziemi kosmonautę Siergieja Krikałowa. Na stacji Mir ma on zgodnie z planem spędzić kilka miesięcy. Ale nadchodzi koniec roku i – w wyniku potężnych, zapoczątkowanych wcześniej, kilkunastomiesięcznych zawirowań geopolitycznych – ZSRR ulega samorozwiązaniu. Ma to oczywiście kolosalny wpływ na wszelkie instytucje rozpadającego się właśnie kraju, także na Radziecki Program Kosmiczny, tracący nagle płynność finansową, wsparcie polityczno-propagandowe oraz podstawową motywację. Radziecki Program przestaje być radziecki.
Być może dla wielu obywateli nieistniejącego już kraju to zmiana powierzchowna, ale dla Krikałowa orbitującego 400 km nad powierzchnią globu oznacza to bardzo poważne problemy. Kończą się zapasy, możliwości, zaczyna doskwierać staż w kosmosie, ale nie bardzo wiadomo kto i z jakich funduszy ma teraz ściągnąć bohatera zbiorowej wyobraźni do domu. Jak zauważamy, zbiorowa wyobraźnia oraz sam dom przestają istnieć. Zaczyna się wyścig z czasem. Dopiero w marcu 1992 roku udaje się bezpiecznie sprowadzić kosmonautę – już na terytorium Rosji, kraju skurczonego powierzchniowo, ludnościowo oraz symbolicznie. Sam bohater tej opowieści, zyskujący z czasem przydomek ostatniego obywatela ZSRR, wraca do rodzinnego Leningradu, który wtedy od niedawna znów nazywa się Petersburgiem.
Historia Krikałowa, historia upadku upstrzonego pomnikami Związku Radzieckiego, przypomina mi się, gdy czytam traktujący o swym „heimacie” dyplom Alicji Pakosz. Uwaga wcale nie marginalna: dyplomantka nosi spolszczone w pisowni zaledwie dwa pokolenia wstecz niemieckie – bądź czeskie o zabarwieniu niemieckim – nazwisko.
W tekście dyplomu znajduję szereg interesujących informacji natury ogólnej oraz garść faktów z przestrzeni lokalnej, które – zestawione z wdziękiem godnym niezłej eseistki – skutecznie mnie uruchamiają.
W ramach tego uruchomienia przypominają mi się rozsiane na terenie Finlandii, nadal spokojnie stojące pomniki żołnierzy Wehrmachtu, wystawione przez lokalne społeczności w ramach pamięci o wsparciu hitlerowskich Niemiec dla skonfliktowanego z ZSRR kraju.
Pojawia się także opowieść znajomego, uczącego się w końcu lat 60. w jednym ze śląskich techników, odwiedzającego w tamtym czasie domy kolegów, których ściany dekorowały fotografie polskojęzycznych mężczyzn w niemieckich mundurach poległych w latach 1939–1945, mundurach będących dla zainteresowanych rodzin aspektem zupełnie przezroczystym.

To właśnie w tym miejscu dotykamy rozróżnienia, które między wierszami pojawia się w tekście dyplomowym. Mowa o niemieckim terminie Erfahrung, czyli doświadczeniu przeniesionym, przeciwstawionym Erlebnis, czyli doświadczeniu przeżytemu indywidualnie. Opisana historia dziadka dyplomantki to właśnie życiowy pasaż, Erlebnis, w kluczowych momentach konfrontowany z projektowanym przez następujące po sobie ustroje Erfahrung – doświadczeniu przeniesionym. Analogicznie pracuje opowiadana w dyplomie historia wiernych kopalni górników.
Tutaj kolejna uwaga, pozornie niepowiązana z pracą, zaczerpnięta z książki Enzo Traverso, francusko-włoskiego historyka i politologa, do której wróciłem pod wpływem impulsu nadanego przez autorkę. W książce Historia jako pole bitwy znajdujemy poniższy fragment: „Jak wszystkie religie obywatelskie, publiczna pamięć o Holokauście ma zalety i zawiera dwuznaczności. W Niemczech postawienie w sercu Berlina pomnika ku czci Żydów eksterminowanych przez nazizm (Holocaust Mahnmal) było ukoronowaniem zmiany tożsamościowej o historycznym znaczeniu. Zbrodnie nazistowskie stanowią odtąd część niemieckiej świadomości narodowej […]. Niemcy przestały postrzegać siebie jako wspólnotę etniczną, stając się wspólnotą polityczną, w której mit krwi i ziemi ustąpił miejsca nowoczesnej wizji obywatelstwa. W tym samym czasie ochronie pamięci o Shoah jako «obowiązku pamięci» ponownie zjednoczonych Niemiec towarzyszy zasłanianie, a nawet planowe niszczenie przeszłości NRD”. Mimo iż fragment z Traverso dotyczy współczesnych Niemiec, z łatwością możemy odnaleźć stosowne przełożenia na kontekst lokalny, a wraz z nimi diametralne różnice. Sięga po tę figurę także cytowany przez Pakosz teoretyk.
Takie nitki w moich oczach skrywa dzisiejszy dyplom. Zaznaczyć trzeba, iż jest on dowodem rozbudowanej na bazie doświadczeń rodzinnych świadomości meandrów oraz niejednoznaczności polityki historycznej. Ważny jest także, od razu podkreślam, końcowy autokomentarz o potrzebie przypatrywania się lokalności, co dałoby się transferować dalej w obszary zuniwersalizowane. To już nie tyle postawa krytycznie przyglądającej się rzeczywistości artystki, ile egzekwowana przez Pakosz powinność inteligenta (inteligentki), że posłużę się tym niemodnym już dziś terminem.

Realizacja praktyczna jest równie interesująca.

Alicja Pakosz nie proponuje nam pomników. Proponuje modele pomników. To zasadnicze rozróżnienie, które nie powinno ujść uwagi odbiorcy. Mówiąc modele mam na myśli nie tyle modele rzeźbiarskie, potencjalne składowe procesu technologicznego wieńczonego spiżowym dziełem, ile modele intelektualne, próbujące mapować fenomen monumentu/pomnika/totemu – by na tych tylko określeniach poprzestać. Gdyby Akademia była instytucją o nieograniczonym dostępie do kapitału albo dyplomantce przytrafił się hojny sponsor i prace zostałyby zrealizowane, przykładowo w brązie, byłaby to w mojej opinii ślepa uliczka. Siła omawianej dziś propozycji polega na „słabości” materiału, w jakim zostaje ona przez autorkę ucieleśniona. Styropian, linoleum, piasek, sztuczne rośliny indywidualizują proponowane tutaj programy plastyczne, sprowadzając je do doświadczenia – Erlebnis – niekoniecznie przeżytego przez dyplomantkę, ale z pewnością nie usankcjonowanego jakimś odgórnym wektorem.
Pakosz słusznie przywołuje warszawski pomnik Małego Powstańca, nie kryjąc swego nim rozczarowania. Ale zwyczajna likwidacja tego bezrefleksyjnego świadectwa wysyłania dzieci na miejski front wojenny przyniosłaby skutek odwrotny do zamierzonego. Tymczasem, wyobrażam sobie, że zastąpienie go kopią wykonaną sposobem dyplomantki: z tektury, styropianu, itp., wygenerowałoby odświeżającą sytuację, o wiele bardziej licującą z imperatywem, że dzieci należy chronić za wszelką cenę, zamiast wysyłać je z meldunkami pod kule snajperów. A ponadto taki gest wytrąciłby z ręki – przynajmniej do pewnego stopnia – argument rozpanoszonym pomnikowym pornografom.
Chcę podkreślić niniejszym, iż artystka „wynalazła dla siebie” język, którym może opowiadać rzeczy istotne, i rzeczywiście to robi. Sama zresztą opowieść, relacja drugiej, drugiego, jest dla niej możliwością nie do przecenienia. Tak właśnie, możemy sobie dopowiadać, ma działać „heimat”, czyli mniej zgrabnie w polszczyźnie brzmiące określenie „mała ojczyzna”, pełna wzajemnie splecionych, ale indywidualnych nici narracyjnych.
Ale jest coś jeszcze. Według mnie paradoksalnym sednem pracy Alicji Pakosz jest nie tyle modelowy pomnik, ile konkretny, doświadczający człowiek. Taki bez – czy też spoza – pomnika. Nie ma znaczenia, czy jest to Erwin Pakosch, Jan Pakosz czy Siergiej Krikałow, dla którego, jak przypuszczamy, ważniejsze było ponowne spotkanie z przyjacielem ze szkolnej ławki, niż to, że rodzinne miasto zmieniło niespodziewanie nazwę, i to że może latać, niż to, że program tego latania był „radziecki”. Krótko mówiąc: im dłużej przyglądam się tej propozycji, tym silniej odsyła mnie ona do konkretnych historii ludzi, układających się mimowolnie wokół cokołów konsekrujących obowiązujące „chwilowo” wykładnie. […]

Dominik Stanisławski

Dominik Stanisławski

Ur. 1979 w Łodzi – artysta wizualny, doktor sztuk pięknych. Absolwent Wydziału Malarstwa ASP w Krakowie. Wcześniej studiował filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pracuje na macierzystym wydziale jako asystent w II Pracowni Interdyscyplinarnej. Współpracuje z Fundacją Imago Mundi.  Centralną osią jego poszukiwań jest kategoria wypadku (kraksy) w kontekście rozpędzonej postinternetowej rzeczywistości.