Aktualności recenzje Grzegorz Siembida

Starzy wyjadacze

Galeria Mayer Kainer, Gelatin „GELATIN 2023”, fot. Grzegorz Siembida

Galerie Meyer Kainer, Martin Janda, Krinzinger, Layr to starzy wyjadacze – posiadają ugruntowaną pozycję w wiedeńskim świecie sztuki, reprezentują rozpoznawalnych artystów i uczestniczą w najważniejszych targach. Rzadko kiedy ryzykują współpracę z młodymi, rozpoczynającymi karierę artystami. Przyglądają się i atakują w momencie, kiedy dany artysta zaczyna odnosić sukces, na przykład zostaje zaprezentowany na wystawie zbiorowej w instytucji takiej jak: Kunsthalle czy Belvedere21. Nowi artyści zazwyczaj są polecani przez insiderów (czyli innych artystów, kuratorów). Wystawy w tych galeriach utrzymują bardzo wysoki poziom, lecz mimo wszystko nie wskazują one tego, co aktualnie dzieje się w sztuce, a co starają się uchwycić młodsze galerie czy offspace’y.

Zgodnie z oficjalną broszurą informacyjną GalleryGuide.at w Wiedniu funkcjonuje osiemdziesiąt jeden galerii komercyjnych. Mapa dołączona do tego przewodnika doskonale pokazuje rozmieszczenie tych przestrzeni wystawienniczych w obrębie miasta: są skupione w grupach wzdłuż poszczególnych ulic. Jedną z nich jest Eschenbachgasse. Wybrałem tę ulicę ze względu na jej specyficzne położenie oraz liczne rekomendacje artystów i kuratorów z Wiednia. Eschenbachgasse znajduje się niedaleko Akademii Sztuk Pięknych, w niewielkiej odległości od Museumsquartier, co dodaje jej jeszcze atrakcyjności. Razem z publicznymi instytucjami położonymi w tej okolicy tworzą obszar, w którym kumuluje się sztuka, zarówno ta instytucjonalna, jak i komercyjna.

Pierwszą galerią na tej ulicy, prawie na samym rogu, jest Galeria Akademii Sztuk Pięknych. Mimo że jest częścią uczelni, to miejsce nie podlega wynikającym z tego faktu ograniczeniom, nie ma kompleksów. Galeria oczywiście różni się charakterem od pozostałych czterech, które znajdują się tuż obok: nie zajmuje się sprzedażą prac, reprezentacją konkretnego artysty czy udziałem w międzynarodowych targach. Dwa pomieszczenia z witrynami wychodzącymi na ulicę oraz jedno duże w podziemiach tworzą przyzwoitą przestrzeń ekspozycyjną. Jeśli chodzi o profil galerii, to nadrzędnym celem jest prezentacja młodych artystów, często jeszcze studentów. Odbywające się tutaj wystawy zazwyczaj mają charakter bardziej przeglądowy niż problemowy – przynajmniej takie odniosłem wrażenie. W galerii starannie budowane są prezentacje prac najbardziej obiecujących studentów i taka praktyka zasługuje na naśladowanie, gdyż nie tylko otwiera drzwi młodym artystom, lecz także integruje ich twórczość z szerszym polem sztuki współczesnej. Moim zdaniem, to otwarte podejście jest zdecydowanie lepsze niż zapraszanie artworldu do zamkniętej przestrzeni uczelni, jak to ma miejsce na naszej krakowskiej uczelni. Pomimo że galeria akademicka w Krakowie ma od jakiegoś czasu witryny wychodzące na ulicę, to wciąż, wchodząc do niej, ma się wrażenie przekraczania progu uczelni, czyli galeria jest nadal częścią systemu akademickiego, a nie zewnętrznego, „dzikiego” artworldu, gdzie absolwenci Akademii będą odnajdywać się jako ukształtowani artyści.

Naprzeciwko mieści się galeria Crone. Powstała w 1982 roku i posiada filię w Berlinie. Pięciu artystów reprezentowanych przez nią uczestniczyło w documenta w Kassel i w innych biennale na świecie. Wiedeńska galeria posiada dwie sale z witrynami wychodzącymi na ulicę oraz jedną mniejszą, która jest schowana w głębi. Podczas mojej wizyty trwała tam wystawa pary artystów ukraińskich: Volo Bevzy i Victorii Pidust „ Losy”. Na tej wystawie centralnym motywem jest utrata i odzyskiwanie autentyczności wizualnej w świecie, w którym obrazy są systematycznie manipulowane i same też manipulują.

Następna jest galeria KROBATH, założona w 1996 roku przy Lichtensteinstraße. Dawniej nazywała się Krobath Wimmer. Od 1999 roku mieści się w Palais Eschenbach i stanowi istotną część renomowanego wiedeńskiego Gallery-Quarter przy Eschenbachgasse. Program galerii przejawiający się w organizowanych przez nią wystawach i udziale w międzynarodowych targach sztuki obejmuje zarówno promowanie artystów austriackich, jak i prezentację stanowisk o zasięgu międzynarodowym. Od stycznia do marca galeria pokazywała wystawę PAX Josefa Bauera. Artysta, urodzony w 1934 roku, jest uznawany za klasyka. Wystawa odnosi się bardziej do przeszłości niż teraźniejszości. Zamiar artystycznego tworzenia powiązań między rzeczami, obiektami, literami a znaczeniami jest istotny dla całego dorobku Josefa Bauera. Dla artysty intrygująca jest wieloznaczność koncepcji terminu „PAX”.

Obydwie ekspozycje, tak Zoberniga, jak i Gelatin, były podsumowaniem ich dorobku artystycznego. Artyści niekoniecznie prezentują wyłącznie najnowsze prace, raczej tworzą ich synergię z wcześniejszymi, aby zbudować konkretną, nową opowieść. Warto podkreślić, że obie wystawy nie przedstawiały prac retrospektywnie, lecz tworzyły nowy kontekst, łącząc starsze dzieła z najnowszymi, co wydaje się ciekawym rozwiązaniem. W przypadku Gelatin, choć były tu też rzeczywiście nowe prace, to powstały one na podstawie dobrze już znanej i rozpoznawalnej ikonografii, którą artyści stworzyli wcześniej – ulepionego z plasteliny na różne sposoby wizerunku Mony Lisy. Niestety, szesnaście nowych wariacji tegoż wizerunku było nudne dla osób, które miały okazję zobaczyć wcześniejsze wersje. 

Ostatnią z czterech galerii przy tej ulicy jest Mayer Kainer, do dzisiaj reprezentująca artystę z Polski Marcina Maciejowskiego. Inni reprezentowani przez tę galerię artyści to słynny i już nieżyjący Franz West, kolektyw Gelatin, który w 2014 roku miał performatywną wystawę PAINT ME PAINT ME EVERYWHERE! w Bunkrze Sztuki, kuratorowaną przez Goschkę Gawlik. Uczestniczyli w niej Bogusław Bachorczyk, Tomasz Baran, Adrian Buschmann, Marek Firek, Kornel Janczy, Tomasz Kowalski, Katarzyna Kukuła, Marcin Maciejowski, Cecylia Malik, Krzysztof Mężyk, Mateusz Okoński, Tal R, Marta Sala, Sławomir Shuty, Marcin Zawicki, Jakub Julian Ziółkowski. Galeria reprezentuje także Heimo Zoberniga, przedstawiciela współczesnych tendencji formalistycznych. Obecnie w galerii trwa wystawa tego ostatniego. Wcześniej miałem okazję oglądać tam wystawę Gelatin. Obydwie ekspozycje, tak Zoberniga, jak i Gelatin, były podsumowaniem ich dorobku artystycznego. Artyści niekoniecznie prezentują wyłącznie najnowsze prace, raczej tworzą ich synergię z wcześniejszymi, aby zbudować konkretną, nową opowieść. Warto podkreślić, że obie wystawy nie przedstawiały prac retrospektywnie, lecz tworzyły nowy kontekst, łącząc starsze dzieła z najnowszymi, co wydaje się ciekawym rozwiązaniem. W przypadku Gelatin, choć były tu też rzeczywiście nowe prace, to powstały one na podstawie dobrze już znanej i rozpoznawalnej ikonografii, którą artyści stworzyli wcześniej – ulepionego z plasteliny na różne sposoby wizerunku Mony Lisy. Niestety, szesnaście nowych wariacji tegoż wizerunku było nudne dla osób, które miały okazję zobaczyć wcześniejsze wersje. Rozumiem, że jest to przemyślana taktyka artystyczna, a motyw ten będzie kontynuowany. Rozumiem też ironię, która kryje się w tytułach (numeracja, sugerująca ogromną liczbę), lecz mimo to taki zabieg obecnie wydaje się niewystarczający, nie trafia już w aktualne dyskursy.

Wszystkie cztery galerie cieszą się renomą na wiedeńskim rynku sztuki, uznawane są za jedne z najlepszych. Regularnie uczestniczą w najważniejszych światowych targach sztuki, a artyści reprezentowani przez nie zdobywają międzynarodowe uznanie. Wystawy, jakie prezentują, są starannie przygotowywane, a artyści mają szansę stać się klasykami.

Mimo to nie czułem jakiegoś specjalnego kontaktu z tymi wystawami. Miałem wrażenie, że galerie te nie podążają za zmianami w sztuce, za tym, co jest ważne teraz. Brak im powiązania ze współczesnymi tendencjami w sztuce, tak pod względem formalnym, jak i tematycznym. Za każdym razem jednak, gdy pojawia się tam nowa wystawa (galerie je otwierają w tym samym czasie), wracam z oczekiwaniem dobrej jakości.

Przy Eschenbachgasse znajduje się jeszcze jedna galeria. Ta akurat wydaje się podążać za aktualnymi trendami, dlatego postanowiłem ją wyróżnić. To galeria Steinek. W marcu trafiłem tam na świetną wystawę Soli Kiani (ur. 1981) pod tytułem Stucked in. Na wystawie zaprezentowane zostały obiekty wykonane ze sznura, fotografie, wydruki na surowym płótnie oraz instalacje z tkanin. Wszystkie materiały użyte przez artystkę, utrzymane w stonowanych, naturalnych beżach, skupiały uwagę na subtelnej i jednocześnie sugestywnej formie. Obiekty z tkanin kojarzyły mi się z pręgierzami, a poplątane liny z narzędziami kary i opresji. Pochodząca z Iranu Soli pisze o tych pracach następująco: „odnoszę się do mojego życia nastolatki jako kobiety w izolowanym, ściśle religijnym i patriarchalnym kraju. Ubrania, tkaniny i moda odgrywały dominującą rolę w moim życiu. Materiał nie był tylko odzieżą, ale także ochronnym płaszczem, a zarazem więzieniem mojej tożsamości”.

Grzegorz Siembida

Grzegorz Siembida

Ur. w 1984 roku w Nisku. Absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie; dyplom na Wydziale Malarstwa w pracowni prof. Andrzeja Bednarczyka w 2009 roku. W 2022 roku uzyskał tytuł doktora na Wydziale Sztuki Uniwersytetu Pedagogicznego im. KEN w Krakowie (rozprawa doktorska pt. Po godzinach została wyróżniona). Zajmuje się malarstwem i instalacją malarską. Mieszka i pracuje w Krakowie.