Gabriele Stötzer – koleżanka i artystka nielegalna
Gabriele Stötzer. Pochodzę z kraju, którego już nie ma
Miejsce: Galeria Monopol
Czas: 30.09 – 27.11.2021
Kuratorka: Monika Branicka
Dzięki Galerii Monopol podczas tegorocznego WGW została zaprezentowana szerszej publiczności postać i realizacje Gabriele Stötzer – niemieckiej artystki, która mieszkała w NRD i przez lata była prześladowana przez Stasi. Życiorys Stötzer ma niebagatelne znaczenie w kontekście jej prac. Spędziła rok w więzieniu, wielokrotnie musiała uciekać przed organami władzy, znajdowała się pod ciągłą obserwacją służb, co przekłada się chociażby na formę jej prac: są to małe, kieszonkowe fotografie, które można łatwo i szybko spakować albo np. gobeliny lub tkaniny, które można zwinąć, wsadzić pod pachę i uciekać. Jej prace w sposób niezwykle prosty i nienachalny łączą punkowość i surowość z ciepłem oraz troską. Jej odwaga w walce z opresyjnym systemem, wystawienie się na świecznik poprzez głośny sprzeciw, podkreślanie siostrzeństwa oraz siły współpracy są godne podziwu.
W tekście do wystawy Pochodzę z kraju, którego już nie ma przeczytałam, że Stötzer nie znała współczesnych jej, uznanych artystek, nie wiedziała, co to jest performance czy sztuka feministyczna, mimo tego, że działała na tych polach i poruszała się po nich bardzo sprawnie. Lata, w których Stötzer tworzyła prace pokazywane na wystawie, to czas burzliwy politycznie. Artystka działała w podziemiu sztuki, bo w tym czasie i miejscu, w którym żyła nie było mowy o przebiciu się do głównego nurtu. Zakładając, że sztuka nie istnieje w oderwaniu od rzeczywistości i kształtują ją nastroje społeczne, polityczne, ekonomiczne czy technologiczne, przykład niemieckiej artystki przekonuje, że nie trzeba być biegłą w dyskursach, by robić rzeczy istotne. Trzeba być jedynie – i aż – odważną. Narzuca mi się cytat wspaniałej Rebekki Solnit: „Możliwość opowiedzenia swojej historii za pomocą słów lub obrazów jest już zwycięstwem i już jest buntem”. Mam też wrażenie, że brak orientacji artystki w świecie sztuki mógł być czynnikiem sprzyjającym jej twórczości. Wyobcowanie i nieuczestniczenie w kieracie oczekiwań artworldu mogło przełożyć się na szczerość i surowość jej wypowiedzi, a jednocześnie przystępną formę prac.
Szczególnie podobały mi się dwie zaprezentowane na wystawie prace: seria siedmiu fotografii przedstawiających dłonie złożone w tzw. podbierak oraz tkany gobelin pokazujący za pomocą piktogramów artystkę oraz jej rodzeństwo. Z obu wybija się czułość oraz potrzeba bezpieczeństwa. Na każdej z fotografii w złożonych dłoniach znajduje się co innego: ziemia, ziarna, pierś, łono czy w końcu dłonie drugiej osoby. Ta „łyżka” stworzona z ciała jest dla mnie metaforą bliskości, opieki, relacji i wspólnoty. Natomiast gobelin, odnoszący się do dziecięcych wspomnień, odsyła do przeszłości, kiedy wszystko było łatwiejsze, piękniejsze i bezpieczniejsze. Mimo że artystka przedstawia siebie na gobelinie jako osobę w koronie, to nie czułam hierarchii między postaciami. Dostajemy niemal hieroglificzne i nostalgiczne przedstawienie czwórki dzieci, przypisujące każdej osobie jakiś atrybut świadczący o jej tożsamości.
Moją uwagę zwróciła aktualność tych realizacji. Prace są starsze ode mnie, a oglądając je, mam wrażenie jakby powstały miesiąc temu. Doskonale wpisują się w obecną sytuację polityczną w Polsce i na świecie. Np. seria zdjęć, na których artystka pozuje z wymalowaną w geometryczne kształty twarzą, momentalnie przenosi mnie w dzisiejszą rzeczywistość, w której jesteśmy pod ciągłą obserwacją, a jedną z rzeczy, które możemy zrobić, żeby uniknąć rozpoznania przez biometryczny system monitorujący, to nałożyć ekstrawagancki makijaż. Niesamowite połączenie z teraźniejszością odbywa się na poziomie wizualnym. Czas kompletnie się zaciera, jak np. przy dzierganym wełnianym przebraniu zrobionym dla siostry artystki, która miała grać drzewo w przedstawieniu, wyglądającym jak wyciągnięte z zeszłorocznej kolekcji Eckhaus Latta. Wydaje się, że nadszedł najwyższy czas na odkrycie i docenienie twórczości Gabriele Stötzer, póki jeszcze żyje.
Uczestnicząc w wydarzeniach kulturalnych, rzadko mam takie uczucie, że bardzo bym chciała poznać osobę stojącą za oglądanymi przeze mnie pracami, bo wiem, że byłybyśmy świetnymi koleżankami. Przy okazji tej wystawy towarzyszyło mi ono nieustannie. To taki rodzaj połączenia formy i tematyki, który jest mi bardzo bliski oraz który odnajduję również w mojej praktyce. Co najlepsze, jej sztuka w ogóle się nie zestarzała; wręcz przeciwnie: zyskała dodatkowe, nowe konteksty i nadal jest feministycznym sztosem!
***
Publikujemy teksty Jagody Dobeckiej i Ali Savashevich. Obie autorki są obecnie doktorantkami ASP w Krakowie. Teksty napisały w ramach zajęć z krytyki prowadzonych przez Magdę Ujmę. Uznaliśmy, że warto je upublicznić, bo w interesujący sposób wiążą się z praktyką artystyczną obu autorek.