Aktualności kronika Jakub Wydrzyński

Wakacyjna domówka w kanciapie czarownic. Recenzja wystawy Salon odnowy magicznej w Galerii Widna

Wystawa: Salon odnowy magicznej
Miejsce: Galeria Widna, ul. Grzegórzecka 31, Kraków
Czas: 21.07 – 11.08.2021
Kuratorka: Marta Kudelska
Artystki: Martyna Borowiecka, Maja Krysiak, Aleksandra Liput, Marta Niedbał
Fotografie: meta_strong_fiction

Są galerie sztuki, do których (metaforycznie lub fizycznie) wchodzi się jak do sklepu wielkopowierzchniowego. Są i takie, do których wchodzi się jak do knajpy: znajomi pokazują prace znajomych, racząc się winem i krakersami. Są też galerie dziuple – pełne niespodzianek, wyrastające w nietypowych lokalizacjach. Do tej ostatniej kategorii należy Widna. Tę skrytkę ze sztuką przeciętny piechur mija w drodze z Hali Grzegórzeckiej do Galerii (nomen omen) Kazimierz. Jeśli tego lata zabłądził po drodze między barem mlecznym a fryzjerem, to szczęśliwie odkrył Salon odnowy magicznej.

Powrót stylu goth, metalowe kapele, renesans Emo? – pyta zwabiony witryną widz. Nic z tych rzeczy. Autorki wystawy postawiły na groteskę, grę z konwencją, wspólną dziewczyńską kreację, w której każdy może się swobodnie zagnieździć oraz znaleźć pożywkę dla ciała i ducha.

W kilka miesięcy po otwarciu muzeów i centrów sztuki trudno było jeszcze wyrokować, w jakie tematy obrodzą nowe wystawy. Wydawać by się mogło, że kolejny rok pandemii zostanie zdominowany przez nurt narracji chłopskiej w kulturze polskiej (Baśń o wężowym sercu… R. Raka, Ludowa historia Polski A. Leszczyńskiego czy Chamstwo K. Pobłockiego), lecz za rogiem czyhało niesamowite. Wydawnictwa zapraszały do krainy grozy i duchowości: Upiorem. Historią naturalną Łukasza Kozaka, Golemem Macieja Płazy, antologią Opowieści niesamowitych PIW, nowym tłumaczeniem E.A. Poego. Mrok i spleśniały oddech zombie miały się u nas równie dobrze co szalejący wkoło COVID-19.

↑ Martyna Borowiecka, Salon odnowy magicznej – widok wystawy, 2021, Galeria Widna

↑ Maja Krysiak, Salon odnowy magicznej – widok wystawy, 2021, Galeria Widna

Tu z odsieczą wszystkim mężom-badaczom przyszły artystki pod wodzą kuratorską Marty Kudelskiej. Co dostaliśmy w ezoterycznej kanciapie? Trochę galerię osobliwości, a trochę buduar wmontowany w white cube. Zaskakująco dobrze sprawdził się tu nadmiar i pozorna ciasnota miejsca. W formie zbiorowej instalacji pomieszczono tu malarstwo, ceramikę, tkaninę, materiały organiczne, szkła laboratoryjne i wypieki. Zdecydowanie najmocniej wyeksponowane były olejne obrazy Martyny Borowieckiej (Sekretarzyk, Czarna perła, Phone call from the uterus: piss off!) oraz Mai Krysiak (Rooted Queen). U Borowieckiej element grozy spleciony jest z groteską, a często wręcz przeważa tu gra z kiczem i klasycznym pop-artem. Obrazy – będące kontynuacją prac kolażowych na płótnie – pełnią funkcję żartów, komentarzy do popularnych atrybutów kobiecości. Gdzie więc ich magia i gotyckość? Zdaje się, że kluczem była tutaj makabra w dialogu z kultem idealnego kobiecego ciała (układ rozrodczy jako twarz, „gadające” jajniki, ponętne zdekompletowane kończyny) oraz nieomal barokowa kompozycja tła (kipiące luksusem symbole konsumpcji, wnętrza i meble „jak wycięte z żurnala”). Słowem: tak tu pięknie i bogato, że aż strach patrzeć.

↑ Marta Niedbał, Salon odnowy magicznej – widok wystawy, 2021, Galeria Widna↑ Marta Niedbał, Salon odnowy magicznej – widok wystawy, 2021, Galeria Widna

Prace Marty Niedbał (Filar, Maska), zakomponowane bardziej przestrzennie, fizycznie wtapiające się w tkankę galerii, działały „namacalnie” i zmysłowo. Zachęcały do przeniesienia wrażeń dotykowych i smakowych w sensualny „inny wymiar”. Tkanina, którą artystka opatuliła filar, działała w sposób dość oczywisty i raczej ograniczała się do funkcji ornamentu. Ciekawszym zabiegiem było wielowymiarowe wykorzystanie grzyba oraz bakterii z kombuchy. Substancja wytwarzająca popularny napój, ma również właściwości odżywcze dla skóry. Płachta wyhodowana z grzyba, później przyłożona i zdjęta z twarzy Niedbał, tutaj zyskała drugie życie, niczym maska pośmiertna Homera. Ostatecznie wypreparowana i włożona między ozdobne szybki, zawieszona na białej ścianie galerii, wywoływała ciąg znaczeń: od przemijalności ciała i szczodrości natury, przez tradycję sztuki nagrobnej, pracę pamięci, do idei rozkładu i możliwości przetwarzania.

↑ Aleksandra Liput, Salon odnowy magicznej – widok wystawy, 2021, Galeria Widna
↑ Aleksandra Liput, Salon odnowy magicznej – widok wystawy, 2021, Galeria Widna

W bezpośrednim sąsiedztwie tych artystek Aleksandra Liput (Witchcraft treats, Godło) zapraszała „do stołu” ceramiczną zastawą oraz ciasteczkami rodem z Halloween. Niech nas jednak nie zwiodą efektowne bajkowe kształty jej ceramiki, które tak świetnie wpasowały się w styl Salonu…. Prace Liput to z jednej strony intrygujący dizajn, w którym forma zdaje się czasem dominować nad funkcją, z drugiej zaś gra z wieloma tradycjami. Od myśliwskich trofeów (nostalgia za szlacheckim dworkiem, zamczyskiem wypełnionym porożem i rodowymi pamiątkami), insygniów władzy oraz narzędzi rytualnych przechodzi do lejących i delikatnych, niemal roślinnych kształtów. Wszystko to powleczone szkliwami przypominającymi lukier na pierniczkach lub wnętrze muszli. Aż chciało się przebywać w otoczeniu tych żartobliwie przechwyconych i przerobionych reliktów przeszłości.

↑ Salon odnowy magicznej – widok wystawy, 2021, Galeria Widna

Kontynuacja wystawy wiodła na antresolę, gdzie wszystkie artystki zbudowały wspólną JAMĘ – czyli instalację site-specific, zachęcającą do dosłownego wejścia w przestrzeń, a nawet spędzenia czasu w przytulnym mroku, pośród miękkich materiałów oraz przyrządów z pracowni alchemika. Aranżacja przywodziła na myśl skojarzenia z sabatami małoletnich czarownic, gabinetami wróżek, groteskowymi scenografiami filmów Tima Burtona.

Kompozycja całości Salonu… wydawała się jednak momentami trochę nierówna. To, co „na dole”, zachęcało do swobodnych rozmów, dłuższego przyjrzenia się „poważniejszym” eksponatom. To, co „na strychu”, oglądało się mniej uważnie i też z lekkim mozołem. Nie dość, że głucho wszędzie, ciemno wszędzie, to jeszcze trzeba się trochę schylić, trochę poczołgać, przyzwyczaić do ciasnoty pieczary, by obejrzeć wszystkie zgromadzone elementy. Absolutnie kupuję tę koncepcję JAMY, czyli schronu, kryjówki budowanej kiedyś w dziecięcym pokoju przy użyciu koców, krzeseł i latarek. Trochę jednak szkoda, że z całości zapamiętuje się tu głównie centralnie zawieszony pluszowy „palec”, a reszta skarbów zanurzonych w mroku działa bardziej jako tło. Podczas gdy najwięcej światła i przestrzeni mają obrazy na dolnym poziomie galerii, ta część okazuje się bardzo oddzielna i trudniej dostępna. To oczywiście zabieg wymuszony przez możliwości samej galerii, choć można to też uznać za „plusy dodatnie” niekonwencjonalnego wnętrza Widnej. Swoisty appendix, w którym zbiorowa kreacja i zabawa stają się ważniejsze niż walka o bycie zauważonym, wystawionym na pierwszym planie. Tu każdy dorzuca swoje „artystyczne co nieco”, jak gadżety wzmacniające atmosferę miejsca.

To, co nie zawsze udaje się na „poważnych” wystawach, a w przypadku Salonu… wybrzmiało bez zarzutu, to precyzyjna i czytelna narracja. Począwszy od swoistego kierunku zwiedzania, prowadzącego przez magiczną kotarę (wejście do Narni, symboliczną granicę światów) do żartobliwych wernisażowych przekąsek oraz napitków (kombucha – nektar hipsterów) po klasyczne atrakcje wizualne (płótna) oraz sekretny pokój zabaw (kanciapa pełna skarbów), do którego prowadzi droga drabiniasta, stroma, dla prawdziwych śmiałków stworzona, cała wystawa miała swój unikatowy rytm i konsekwencję. Można było snuć tę opowieść lub tworzyć w niej własny porządek.

Przede wszystkim wchodziliśmy w coś, co nie wymaga dodatkowych tekstów teoretycznych, co czyta się a vista. Chociaż temat wydaje się pozornie oczywisty, to prezentacja danych prac w innej przestrzeni nie dałaby efektu niesamowitości. Rezygnacja ze „sterylności” na rzecz wesołego lamusa nadała im ludyczny wymiar. Po przearanżowaniu mogłyby funkcjonować na wystawach sztuki ekologicznej, wśród haseł nature versus culture, rękodzieła, sprzedawane w narracjach wiedźmy jako Obcego, bieżących kontekstach polityczno-publicystycznych. Można by tym dziełom przyszyć najróżniejsze metki, lecz skompilowane jako opowieść o salonie, stancji urządzanej przez ekipę współlokatorek szukających azylu dla tego, co irracjonalne, bajkowe, mroczne i niesamowite, działały w sposób zadziwiająco swobodny, nieskrępowany i bezpretensjonalny. Czy nie za tym tęsknimy w do bólu poukładanym, opakowanym w technologię i ustandaryzowanym życiu współczesnych metropolii? Dziękujmy Widnej za dawkę magicznego wyzwolenia w środku miejskiej kanikuły.

Jakub Wydrzyński

Jakub Wydrzyński

Kulturoznawca, publicysta, prozaik. Współpracownik miesięcznika „Kraków” oraz DziennikTeatralny.pl. Artykuły, reportaże i prozę publikował w pismach „Odra”, „Pogranicza”, „Akcent”, „Fragile”, „Kulta Enter”, Ha!art.pl. Współautor tomów Historii kina wyd. Universitas (Kino epoki nowofalowej 2015, Kino końca wieku 2019) oraz Współczesne kino izraelskie, wyd. Austeria (t.1: 2015, t. 2: 2018)