Aktualności Katarzyna Nalezińska

Toksyczny antyk. Aurora nostri temporis w BWA Tarnów

Aurora nostri temporis (łac. Jutrzenka naszych czasów)
Miejsce: BWA Tarnów
Czas: 3.12.2022 – 28.02.2023
Kuratorzy: Matylda Prus, Stach Szabłowski
Artyści i artystki: Bezimienny, Rafał Bujnowski, Veronika Hapchenko, Marcin Maciejowski,
Maciej Nowacki, Laura Pawela, Konrad Pustoła, Łukasz Radziszewski, Filip Rybkowski

kobieta

↑ Widok wystawy, Aurora nostri temporis (łac. Jutrzenka naszych czasów), BWA Tarnów, fot. Filip Rybkowski / archiwum BWA Tarnów

Ciekawa byłaby dla mnie reakcja Bogusława Lindy, który wchodzi na wystawę mówiącą o antyku i już na jej progu widzi swój portret. Wyobrażam sobie, że kłębiące się w nim uczucia byłyby ambiwalentne. Aktor mógłby po prostu poczuć się staro, choć i nam trudno uwierzyć, że jest już po siedemdziesiątce. Pewnie byłoby mu też fajnie, że sobie zasłużył na miano odnośnika dla przyszłych pokoleń. Ale portret ten jest tylko fragmentem obrazu Marcina Maciejowskiego. Bogusław Linda zwołał w Warszawie konferencję prasową. Płótno imituje i przeskalowuje notkę prasową (wzbogaconą zdjęciem), która musiała ukazać się w 2000 roku. W namalowanym tekście pojawia się nieoficjalna informacja o tym, że Linda jest kandydatem do roli Petroniusza w filmie Quo Vadis Jerzego Kawalerowicza. Tu antyk, choć w interpretacji Sienkiewicza i Kawalerowicza, pojawia się już wprost. Znalazła się też tutaj informacja, która trąci anachronizmem bardziej niż kostium historyczny przywoływanego filmu. Na wspomnianej w tytule konferencji prasowej Linda ogłasza, że swój najnowszy film Sezon na leszcza zamierza reklamować w internecie. Dziś wiemy nie tylko, że Linda rzeczywiście przyjął rolę Petroniusza, ale też, że internet miał bezpośredni wpływ na upadek drukowanych gazet. Płótno Maciejowskiego jest więc swoistym obrazem batalistycznym – prezentacją wojsk potężnej prasy, która nie uświadamiała sobie potęgi raczkującego internetu, historią porażki zadanej przez niedoszacowanego przeciwnika.

Wystawa Aurora nostri temporis (Jutrzenka naszych czasów) stworzona przez duet kuratorski – Matyldę Prus i Stacha Szabłowskiego – jest eklektyczna. Jej prezentacja ma miejsce w siedzibie Małopolskiej Fundacji Muzeum Sztuki Współczesnej na tarnowskim dworcu. To istotne z dwóch powodów. Po pierwsze, kuratorzy korzystają z prac kolekcji, co jest w ogóle wpisane w praktykę tego miejsca zarządzanego przez BWA Tarnów. Po drugie, eleganckie przestrzenie wyremontowanego secesyjnego dworca mają swój charakter, z którym trzeba się pogodzić – mowa tu m.in. o szachownicowej (niezamierzenie op-artowej) posadzce. I tak jak podczas spaceru po mieście mija się budynki z elementami o proweniencji antycznej – pilastry czy wieńczący gzyms jajownik – tak i tu, w towarzystwie współczesnych plomb (komputer pecet), zobaczyć można wazy oraz umięśnionych herosów.

Na potwierdzenie tego, że inspiracje antykiem pozostają żywe w sztuce współczesnej, wybrano trzy płótna Macieja Nowackiego. Nie jest to jednak bezpośredni cytat z antyku, a nawiązanie do twórczości ulubionego rzeźbiarza Hitlera – Arno Brekera. Nowacki podejmuje polemikę z wykreowaną przez Brekera męskością, która jest tak rozbuchana, że prowadzi do deformacji ciała, skóra ledwie trzyma mięśnie na wodzy. Na obrazach figury przedstawione są en grisaille, z mocnym światłocieniem, ale wojownik z Beautiful way to say goodbye (według Arno Brekera) ma miecz i tarczę w kolorze pudrowego różu. Zostają też wprowadzone nowe linie diagonalne: niewielki penis zostaje zamieniony na potężnego członka w erekcji (trudno się powstrzymać przed skojarzeniem z bronią gotową do wystrzału), a w piersi wojownika utkwiła różowa strzała. Z punktu widzenia Brekera, różowa strzała ma w sobie paraliżujący męskość jad, z punktu widzenia Nowackiego – być może kojącą substancję rozluźniającą napięte i zwarte ciało.

Ustawione na szczycie ścianki działowej wazy Filipa Rybkowskiego przypominają fragment przerwanego fryzu. Artysta rozbił współczesną imitację antycznej wazy, a każdy z fragmentów dał początek nowemu naczyniu o tym samym kształcie (odtworzone na podstawie silikonowego negatywu). Zainteresowanie rekonstrukcją i dopowiedzeniem całości na podstawie fragmentu kojarzy się z niepokojącym eksperymentem genetycznym. Oczywiście, praca ta przywołuje wiele pytań związanych z praktyką archeologów, restauracją i ekspozycją zabytków starożytności, jak również napięcie na linii interpretacji antyku i krytycznego do niej podejścia. Ciężar polemiki i odmiennych szkół traktowania zabytków wydają się dźwigać na barkach dwaj atlasi z usytuowanych poniżej płócien Veroniki Hapchenko. Obrazy te z powodzeniem mogłyby dekorować dom strachów. Widmowe sylwetki są jednocześnie i masywne, i napompowane; fragmenty ciał przypominają balony, w innych miejscach topiący się wosk, jakby nadludzki wysiłek spowodował wydzielanie się toksycznego potu rozpuszczającego tkanki, chemia neonów zza mgły.

Ruina, która jest obiektem współczesnego namysłu, pozbawiona jest szlachetności starożytnego destruktu. Model rzeźby Moniki Sosnowskiej i zdjęcia Konrada Pustoły odwołują się do różnych momentów architektury, a właściwie budownictwa: czasu PRL-u oraz entuzjazmu transformacji ustrojowej. Dwie zburzone ściany Ruiny pokryte charakterystyczną seledynową lamperią to praca powstała w 2005 roku, kiedy dopiero rodziła się pogłębiona refleksja nad estetyką panującą w państwie socjalistycznym. W tym czasie ciągle żywe było przekonanie o wątpliwej jakości budownictwa tego okresu – jest to więc ruina budynku, który już za życia przypominał ruinę (wystarczy wspomnieć pełne defektów tanie bloki z wielkiej płyty). Fotografie Pustoły z dwóch cykli (Nieskończone domy i Nieskończone fabryki) to dokumentacja fiaska, którego świadectwem są budynki nigdy nie oddane do użytku, nigdy nie doprowadzone do stanu używalności, chybione inwestycje. Podobną aurę ma również prezentowane zdjęcie Krzysztofa Zielińskiego. Szarości prowincjonalnego miasteczka nie jest w stanie przełamać blask i kolor lampek ułożonych w napis „Wesołych świąt / Witamy rok 2000”.

Obrazy przedstawiające wyabstrahowane przedmioty wzbudzają sentyment. Karta telefoniczna namalowana na obrazie Rafała Bujnowskiego 25 impulsów czy Kaseta na czerwonym tle Maciejowskiego przywołują rzeczy wyparte już dziś przez nowsze technologie. Dla kuratorów są jednak reliktem rzeczywistości transformacji ustrojowej, która miałaby być „świtem naszych czasów” / „antykiem współczesności”. I o ile sposób, w jaki komponuje się obraz – niewielkie przedmioty mają tu dużo przestrzeni – przypomina ekspozycję muzealną, gdzie eksponat musi mieć dobrą prezencję, o tyle trudno utożsamiać ponadczasowy antyk z wynalazkiem o krótkim terminie ważności. Instalacja Komputer-diabeł Łukasza Radziszewskiego, sprzęt zdemonizowany i zmitologizowany przez rodziców artysty, broni się w tej sytuacji właśnie przez dopowiedzenie niezrozumiałego. Nowoczesny sprzęt z końca XX wieku dziś nie zachwyca już swą technologią. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że antyk – utożsamiany ze zmianą wywołaną przez upowszechnienie internetu – jest tu chybiony. Porównanie oparte jest z pewnością na fakcie, że internet jest narzędziem wpływającym na uniwersalizację terytorium – tak jak władza, język czy waluta w przypadku Cesarstwa Rzymskiego. Jednak antyk to trwanie, ciągłe powroty, ponadczasowość, dlatego zmiana ustrojowa i początki internetu wydają się mieć większą przyległość do momentu wynalezienia druku.

Na jednej ze ścian seria obrazów została zaaranżowana tak, że przypomina poliptyk. Każde z płócien przedstawia inny wyabstrahowany przedmiot na ciemnym tle (świecznik, butelka z wodą) czy produkt spożywczy (m.in. surowe mięso, winogrono, chleb, jabłko czy ser). Słyszy się echo średniowiecznego ołtarza, w którym atrybuty zastępują ludzi – w kwaterze centralnej, dominującej rozmiarem, widnieje miecz Urizel – oręż Bezimiennego. Do głowy przychodzi też skojarzenie z tanią gazetką reklamową z marketu, w której produkty zawieszone są na abstrakcyjnym tle, jej estetyka promocji i wyprzedaży na tanim papierze. Na innej ścianie Wilk ślini się jak Cerber, a Orkowe ziele – choć w swoim uniwersum występuje rzadko – może zostać uznane za jakiś odpowiednik wszędobylskiego akantu – śródziemnomorskiego chwastu. To doskonała imitacja niedoskonałej imitacji rzeczywistości – kanciastej grafiki komputerowej o ograniczonych możliwościach początków nowego millenium. Biorąc pod uwagę, że koncepcyjnie autorem obrazów jest Bezimienny, czyli główny bohater gry komputerowej Gothic, a nie zespół artystów (Paweł Baśnik, Justyna Baśnik Andrzejewska, Jędrzej Sierpiński), można powiedzieć, że dorzucamy tu jeszcze wątek ikony – obrazu nie ręką ludzką stworzonego – i cała sprawa robi się bałaganiarska. Porządek wprowadza myśl, że Gothic to gra kultowa, której fani, na wzór współczesnych upartych łacinników wskrzeszających język cesarstwa, wyżej stawiają poetykę niż funkcjonalność.

Z wystawy wychodzi się z przekonaniem, że zobaczyło się świetne prace, choć na obrazie kuratorskiej koncepcji widać krakelury. I tu pojawia się okazja, by na wzór starożytnych perypatetyków oddać się solilokwium w czasie krótkiego spaceru do siedziby Muzeum Okręgowego na tarnowskim rynku. To tu, w podziemnej sali, w sąsiedztwie muzealnych eksponatów, znajduje się czarny postument, a na nim tablet z zapętlonym filmem Supergrupy Azorro – prolog wystawy. Wątpię, by wśród skrupulatnych widzów znalazł się taki, kto obejrzał ten niemal czterdziestominutowy film drogi w całości. Pyxis systematis domestici quod video dicitur oferuje monotonne krajobrazy i dialogi po łacinie, a kto by żądał lektora czy napisów, ten by się na tej sztuce nie poznał. I o ile znana sentencja Owidiusza: „Tempus edax rerum”, czyli: „Czas pożeracz rzeczy”, łatwo wpływa na wyobraźnię, przywołując gębę pełną plastiku i taśmy z kasety VHS, to wydaje się, że marmurowa kolumna raczej połamałaby mu zęby.

Katarzyna Nalezińska

Katarzyna Nalezińska

Ur. 1989 r. w Tarnowie. Autorka tekstów i rozmów o sztuce, asystentka artystów, kuratorka, autorka scenariuszy warsztatów i wykładów poświęconych sztuce współczesnej, pasjonatka historii tarnowskiej dzielnicy przemysłowej – Mościc, filolog polski, działaczka kulturalna, kolekcjonerka książek. Od 2020 roku wspólnie z Michałem Martynów prowadzi Galerię Baza w Tarnowie. https://galeriabaza.pl