The overview effect

Autor: Antonina Chmielewska-Merynda
Tytuł: The Overview Effect
Praca dyplomowa na Wydziale Grafiki w Pracowni Rysunku I
Promotor: dr hab. Joanna Kaiser-Plaskowska
Recenzent: prof. dr hab. Krzysztof Tomalski

Zarysowane wspomnieniami balony, pieczołowicie skonstruowane, gotowe do lotu. Niewielkie rysunki zatopione w kuliście uformowanej żywicy epoksydowej, nawiązujące do cech bursztynu albo raczej do kiczowatych plastikowych pamiątek znad morza z zasuszoną w ich wnętrzu roślinnością. Gabloty za szkłem z eksponatami, drobnymi notatkami wrażeń. Film dokumentujący robotę oraz ukazujący puszczanie balonu… i tekst. Wszystko wykonane z pieczołowitością oraz udokumentowane w przejrzyście zaprojektowanej księdze.

Niewątpliwie wrażliwość na niedostrzegalne gołym okiem drobiazgi natury, choć pospolite, ale nie powszechnie dostrzegane, charakteryzuje duszę Tosi Chmielewskiej. „Musnąć delikatne drżenie aksamitnego”, czy możliwe? Takie właśnie wspomnienia muśnięć, drżeń i zapachów często konstytuują artystów, wprawiają w ruch machinę ich wyobraźni, skojarzeń, przekorę, pragnienia. Pozwalają im tworzyć wyjątkowy, jedyny z możliwych dla nich, niepowtarzalny opis świata, ich świata wewnętrznego, gadającego inaczej i czytanego inaczej albo nawet nieczytelnego.

Pragnienie opisania czegoś, co mieści się w takich strunach odczuć, z racjonalnego punktu widzenia skazane jest w gruncie rzeczy na porażkę, ale czy się nie udaje? Czy o to chodzi, że ma się udać? Czy nie warto, nawet gdy grozi tych smaków substytuowaniem lub wiecznym ich ściganiem? Oczywiste, że z tych odległych i zamazujących się nieustannie wspomnień mają szanse wykluwać się nowe, z potencjałem wprawienia kogoś w inne delikatne drżenie i stawania się zalążkiem kolejnych muśnięć. Świat jest substancją połączoną, złożoną i bardziej współzależną niż to na ogół widać.

Zdolność i potrzeba wrażliwego oglądu świata Tosi Chmielewskiej kojarzy mi się z poetycką wrażliwością narracyjną Olgi Tokarczuk, podobnie zresztą jak i jego (tego Świata) postrzeganie, jako biochemiczny mechanizm, naczynie zjednoczone przeźroczystymi, niewidocznymi kanałami, w którym każda, licha nawet odnoga, choć niedostrzegalna, pełni swoją istotną funkcję. W nich również te ulotne składniki, które my nazywamy inteligencją, sączą się niczym płyny limfatyczne, wymykając się i biologii, i fizyce.

Naturę dziś rozumiemy daleko szerzej niż kartezjańsko i heliocentrycznie, i dzięki upowszechnianej na niespotykaną skalę nauce oraz przeobrażeniom technologii możemy na Ziemię spoglądać z zupełnie innej perspektywy, podobnie jak na niewiele znaczący trybik w tym rozbudowującym się konstrukcie. Spoglądać w sposób fizyczny, dumny, nie tylko strachliwie, metafizycznie. Jest to ciągły efekt zmian proporcji „orbita longa” do „terra incognita”.

Znaczna część pracy teoretycznej przytacza lekturę Franka White’a The Overview Effect. Space Exploration and Human Evolution opartą na badaniach doznań kosmonautów podczas oglądu naszej planety z perspektywy kosmicznej, w samotności, absolutnej ciszy, z zakłóconym poczuciem czasu, w cielesnej nieważkości, opisującą i analizującą, co dzieje się z postrzeganiem, ze świadomością na skutek osobliwego doznania, jakim jest ogląd genetycznie utrwalonej rzeczywistości z nieznanej dotąd perspektywy i odległości.

Overview effect odczytywać tu należy nie tylko w kategoriach wyjątkowego doznania, badań i wyjątkowej osobliwości ale – wydaje mi się – przede wszystkim, jako pragnienie odnalezienia tego niezwykłego dotyku, o którym autorka pisze wcześniej, również jako tęsknoty za czymś nieosiągalnym, które jest jądrem twórczości i egzystencjalnej świadomości, rozumianej na różnych poziomach, w sensie fizycznym, metaforycznym, filozoficznym.

Praca dyplomowa, jak prawie każda, składa się z części artystycznej i opisowej. Tu część teoretyczna wydaje się znacznie istotniejsza niż bogata w środki plastyczne, zróżnicowana formalnie kolekcja elementów wizualnych. Bez niej, bez tej ujawnionej wrażliwości, te efekty wizualne wydawać by się mogły nierozpoznane, obce; dryfujące niczym bezwolne dmuchawce w wielu nieistotnych kierunkach. A tak mamy szansę pójść wytyczonym przez autorkę tropem ulepionych nie wprost myśli i zobaczyć w dziele coś tak ulotnego jak, dajmy na to – trzymając się dalej tego dmuchawcowego motywu – mniszek lekarski z soczyście żółtymi płatkami, który po chwili zamienia się w nasionka i czeka w swej pierzastej masie na mały podmuch, może na to muśnięcie i na to delikatne drżenie, o którym pisała na początku, by powędrować w świat, uwieszone u setek małych spadochroników, może balonów na ciepłe powietrze – kto wie, jakie tu prawa fizyki i wyobraźni zastosować – by błądzić i zasiewać istotę tego niewiarygodnegoa a pospolitego zjawiska, jakim był zwykły mlecz polny, a bliżej dotyk ciepłego boku konia.

Bo (tu cytat z Biegunów): „Myślę, że świat mieści się w środku, w bruździe mózgu, w szyszynce, stoi w gardle, ten globus. Właściwie można by go odkaszlnąć i wypluć”. Pamięć zawsze jest kształtowana przez wyobraźnię.

I to właśnie robione jest z wielkiej potrzeby i chyba stanowi istotę twórczości. Ten rodzaj wrażliwości i wyobraźni, który mnie poruszył, oceniam wysoko.