Różowe piekło, czyli Mariola Przyjemska w Zachęcie
Mariola Przyjemska. Konsumpcja, konstrukcja i melancholia
Miejsce: Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki
Czas: 16.09.2022 – 8.01.2023
Kuratorki: Ewa Majewska, Ewa Opałka
Mariola Przyjemska, Bez tytułu, sesja fotograficzna Pink Hell dla D’Arcy Art, 2001, fot. Jacek Poremba
Konsumpcja, konstrukcja, melancholia – kuratorki Ewa Majewska i Ewa Opałka widzą twórczość polskiej artystki przez pryzmat takiej właśnie triady. To pierwsza tak obszerna wystawa prac Marioli Przyjemskiej, malarki i fotografki bacznie obserwującej Polskę czasów transformacji. Dramat w trzech aktach możemy oglądać w Zachęcie jeszcze tylko do 8 stycznia.
Akt 1: Konsumpcja
Wchodzę do pierwszej z sal. Uderza mnie monstrualny napis Seven Arts wyszyty na kremowym materiale. Fantazyjna typografia może wskazywać na luksusową markę. Równie dobrze może być to firma jak każda inna.
Na tkaninie widać plamy, zabrudzenia. Powiększona wielokrotnie metka odkrywa zaplecze kreacji. Miejsca kontaktu ze spoconą skórą, momenty styku żywego ciała z logotypem.
Mariola Przyjemska, artystka urodzona w latach 60., od lat skupia się na mechanizmach konsumpcji. Na długo przed powstaniem kultowej już książki Naomi Klein No logo przyglądała się sposobom „obrandowywania” rzeczywistości. Robi to konsekwentnie i z (gorzkim) humorem. Intuicyjnie. Kanadyjska dziennikarka dopiero w 2000 roku opisała sposoby „zaszczepiania markowej tożsamości”, a Przyjemska zaczęła fotografować metki już w latach 90. W kraju, który dopiero uczył się zasad kapitalistycznej gry. Rozszywała, zmieniała, demontując „nowoczesne herby”. To jej najbardziej znany cykl. „Czułam, że chcę robić sztukę blisko ciała” – mówiła Joannie Ruszczyk w wywiadzie dla „Szumu” 1 . Tego żywego ciała nie ma jednak w Zachęcie za wiele. Na pierwszej tak obszernej monograficznej wystawie artystki próżno szukać człowieka. Pojawia się epizodycznie, jako rodzaj sztafażu, by na ostatnim etapie naszej wędrówki uderzyć ze zwielokrotnioną, symboliczną siłą. Na pierwszy plan wychodzą jednak przedmioty, które – choć zaczerpnięte z dobrze nam znanego świata produktów – stają się obce. Przeskalowane, nieznośnie „zzoomowane”, wycięte z kontekstu, poszatkowane, pocięte, zmultiplikowane przejmują władzę nad ich użytkownikami, wieszcząc jakąś bliżej nieokreśloną katastrofę. Tych katastrof będzie zresztą tutaj kilka. Mariola Przyjemska, Bucik, z cyklu Różnica i powtórzenie, 2006
Wieżowce, banery, bilbordy, place budowy i gruzowiska przypominają architektoniczne „rendery” czy „screeny” z gry komputerowej z lat 90. Pamiętacie kultowe Sim City? Premiera wyprodukowanej przez amerykańską firmę Maxis gry przypadła na rok 1989 – rok polskiej transformacji. Do dzisiaj gra doczekała się aż siedmiu odsłon. Przedrostek sim pochodzi od ang. simulation. Gracz zarządza wirtualnym miastem, budując drogi, wodociągi, usprawniając strefy mieszkalne i handlowe.
Flakon perfum Prady wyrasta z mrocznej magmy, przypominając złowieszczą fabrykę czy statek wojenny dryfujący na ciemnym jak noc morzu. Para dwóch różowych szminek w srebrnych opakowaniach zmienia się w tytułowe Armatki (2005). Gotowe do odpalenia, stają się opresyjne, agresywne. Sąsiadują z przeskalowanym Błyszczykiem (2005) przypominającym kulę armatnią. Pogubionym tipsom (2005) niedaleko do pustych łusek po amunicji.
Moje skojarzenia nie są jedynie subiektywnym filtrami nałożonymi na prace artystki. Militarnych nawiązań jest tu sporo. Od bardziej zawoalowanych, po brutalnie bezpośrednie – aż do przekreślonej swastyki czy izolatora Auschwitz-Birkenau z cyklu Antifan (2019).
Czuję się osaczona.
Vis-à-vis pochodu pastelowych puzderek kuratorki umieściły sceny z ulicznego protestu. Roztrzaskane barykady, leżące na ziemi śmieci dialogują z precyzyjnie nakreślonymi, dekoracyjnymi pudełeczkami. Kontrast tworzy rodzaj pasażu, ciasnego przesmyku, z którego trudno się wydostać.
Protest okazuje się sylwestrową zabawą. Uchwycony w fotografiach krajobraz bitewny to jedynie pozostałości po imprezie.
Zamyka się pierwszy z trzech rozdziałów wystawy – Konsumpcja. I jednocześnie pierwszy z etapów podróży przez Polskę doby transformacji ustrojowej i ekonomicznej.
Akt 2: Konstrukcja
Tę transformację widać wprost w kolejnej komnacie wtajemniczenia. Wkraczamy na teren budowy – dosłownie i w przenośni. Przyglądając się pracom nad kolejną stacją warszawskiego metra, Przyjemska dokumentuje rozrastające się miasto. Jej ojciec pracował przy budowie pierwszej linii. Rodzice artystki – inżynierowie-geodeci – zaszczepili w niej miłość do techniki. Odzwierciedla ją kontur, który pojawia się zarówno w rysunkach, jak i malarstwie artystki. Techniczna precyzja miesza się z popkulturowymi inspiracjami.
Czerpiąc z wielu kultur, tworzyła swoje malarstwo mistyczne już w latach 80. Powraca do niego za pomocą fotografii. W wykonanych w kościołach i warszawskim Muzeum Narodowym zdjęciach męki pańskiej koncentruje się na strefach erogennych – okolicach krocza, klatce piersiowej. Kadry cechuje typowa dla artystki niejednoznaczność – cierpienie miesza się z sensualną przyjemnością.
Przyjemska od początku działalności upodabniała swoje obrazy do plakatów. Proste płaszczyzny koloru wskazywały na rodzaj umowności, wzięcie świata w nawias. Tak jak w długoletnim cyklu obrazów Warszawa w budowie, w którym artystka zapisuje widoki ze swojej pracowni. Miasto jest w nim podzielone na płaszczyzny przypominające – zdradzające swoją nieporadność – teatralne dekoracje z okresu renesansu. To wtedy włoski architekt, malarz i teoretyk sztuki Sebastiano Serlio stworzył trzy typy scenografii odpowiadające poszczególnym odmianom spektakli: tragedii, komedii i dramatowi satyrowemu. Aktorzy grali na tle spuszczanych z góry płaskich prospektów. Nowa technologia doprowadziła do powstania sceny kulisowej, której rozsuwane po bokach malunki tworzyły iluzję głębi. W pełni mógł z niej jednak korzystać tylko zasiadający w samym centrum widowni władca. Reszta musiała zadowolić się mniej korzystnym widokiem.
Sztuczności obserwowanego przez Przyjemską miasta nie da się zakamuflować. Wieżowce, banery, bilbordy, place budowy i gruzowiska przypominają architektoniczne „rendery” czy „screeny” z gry komputerowej z lat 90. Pamiętacie kultowe Sim City? Premiera wyprodukowanej przez amerykańską firmę Maxis gry przypadła na rok 1989 – rok polskiej transformacji. Do dzisiaj gra doczekała się aż siedmiu odsłon. Przedrostek sim pochodzi od ang. simulation. Gracz zarządza wirtualnym miastem, budując drogi, wodociągi, usprawniając strefy mieszkalne i handlowe. Wraz z rozrostem tkanki miejskiej, rosną wymagania mieszkańców. Od naszych decyzji zależy jakość ich egzystencji.
Obrazy Przyjemskiej rejestrują przemiany urbanistyczne. Podziw miesza się w nich z nieufnością. Optymistyczna wiara w przyszłość z destabilizującymi ją pytaniami. Dla kogo powstają te twory? Dla kogo są te prospekty?
Przypominają mi się wszystkie popularne polskie komedie romantyczne. Wzorowane nieudolnie na swoich zagranicznych modelach, traktują Warszawę jak dekorację. Pokazując świat młodych pracowników korporacji, posiłkują się tzw. warszawskim Manhattanem. Wycinek miasta na styku Śródmieścia i Woli w każdej z nich gra tę samą rolę. Tak jak gotowe zestawy Serlia. To symbol sukcesu, pieniędzy, prosperity. Praca w takim wieżowcu staje się dowodem na to, że nam się udało; że wyjazd do „wielkiego miasta” miał sens.
Lokalne media rozpływają się nad liczącym 180 metrów wysokości wieżowcem Warsaw Spire, by za chwilę z ekscytacją zapowiedzieć kolejną inwestycję – przebijający swojego konkurenta o osiem metrów Warsaw One. Jego budowa ma się zakończyć w 2026 roku. Przyjemska te nowoczesne wykwity porównuje do kosmetyków. Wieżowiec zmienia się w Perfumowiec (2004). W takim perfumowcu trudniej byłoby już święcić sukcesy.
A może jednak nie? Uwodzicielskie kształty kosmetycznych opakowań powracają na miejskich obrazach artystki – ustawione grzecznie na parapecie pracowni-punktu obserwacyjnego, budują własną panoramę. Może niewiele różnią się od powstających w zawrotnym tempie drapaczy chmur? Może te ostatnie to tylko trochę większe i droższe gadżety? Te formalne refreny składają się na słodko-gorzką obietnicę utopii, złudzeń, których pozbywamy się w ostatniej, wieńczącej wystawę sali.
Akt 3: Melancholia
Przedzierając się przez ornamenty, metki przypominające kibicowskie szaliki i architektoniczne pejzaże, docieramy do celu. W ciemnym, niewielkim pomieszczeniu o obniżonym suficie „witają” nas zdekapitowane wizerunki Chrystusa cierpiącego.
Z wysokich pięter wieżowców schodzimy do katakumb.
Czuję, że czeka mnie tu jakaś kara.
Przyjemska często odwoływała się w swoich pracach do symboli religijnych. Czerpiąc z wielu kultur, tworzyła swoje malarstwo mistyczne już w latach 80. Powraca do niego za pomocą fotografii. W wykonanych w kościołach i warszawskim Muzeum Narodowym zdjęciach męki pańskiej koncentruje się na strefach erogennych – okolicach krocza, klatce piersiowej. Kadry cechuje typowa dla artystki niejednoznaczność – cierpienie miesza się z sensualną przyjemnością. Efekt podbija tytuł serii – Victoria’s Secret (2019–2020) nawiązujący do ekskluzywnej marki bielizny. Firma znana jest m.in. z widowiskowych pokazów mody z udziałem topowych modelek przebranych za… anioły. Status tzw. Victoria’s Secret Angel wymaga dodatkowych poświęceń. Choć szczegóły kontraktów nigdy nie zostały upublicznione, wiadomo, że implikują pewną wyłączność. Być może nie jest to wysoka cena, biorąc pod uwagę wynagrodzenie. Gwiazdy marki potrafią w rok zarobić od kilku do kilkudziesięciu milionów dolarów.
Reklamującym bieliznę aniołom nie tak daleko do figury Chrystusa.
Pracuję na wspomnianej już, przytłoczonej wieżowcami Woli. Zahaczając rano o sklep spożywczy, często stoję w kolejce z kupującymi „seteczki” mężczyznami. Wyglądają normalnie. Na pierwszy rzut oka nic nie wskazuje na nałóg. Mijając kładkę koło stacji Warszawa Ochota, widzę ludzi swobodnie popijających mniej lub bardziej mocne trunki. Naokoło puste butelki, puszki.
Związki religii z erotyką nie są niczym nowym. Już w starotestamentowej Pieśni nad Pieśniami Jezus występuje pod postacią Oblubieńca, zaś dusza ludzka jest jego Oblubienicą. Związek wiary wyrażony jest przez poemat erotyczny. Podobnie do ciała Chrystusa podchodzili średniowieczni mistycy i mistyczki. Wzorując się na wspomnianym tekście, przesycali swoje wizje namiętnościami. Religijna ekstaza miała doprowadzić do jedności z Bogiem. Cielesna fiksacja u Przyjemskiej nie zwiastuje raczej transcendentalnej harmonii, lecz (kolejną już) porażkę. Zamiast mistycznej unii jest tylko obezwładniający nadmiar, o czym świadczy towarzysząca fotografiom seria Alkohole (1999–2003).
Przeskalowane etykiety trunków powieszone w rzędzie układają się w niechlujny, poimprezowy landszaft. Ekskluzywna whisky – produkt destylarni w niewielkim szkockim miasteczku Brora – to u artystki Aurora. Mityczna Jutrzenka z mitologii greckiej czy może uciskający skronie kac? Świetlista zorza czy nieprzyjemny światłowstręt?
Artystka, podobnie jak przy metkach, „glitchuje” oryginalne nazwy alkoholi, uzyskując zabawne, ale i złowieszcze zestawienia.
To kontrast podobnie przerażający, jak połączenie wódki z pozornie niewinnym określeniem „małpka”. Obecne w warszawskiej gwarze od początku XX wieku, przylgnęło do niewielkich buteleczek z wysokoprocentowym alkoholem 2 . Jeszcze w 2020 roku ok. jedna trzecia alkoholu w Polsce była sprzedawana w tzw. małym formacie. Choć dzisiaj szacuje się, że sprzedaż małpek spadła o ok. 30 procent, co jest prawdopodobnie wynikiem m.in. podniesienia akcyzy, dyskretna flaszeczka nadal jest często spotykanym elementem miejskiego krajobrazu.
Pracuję na wspomnianej już, przytłoczonej wieżowcami Woli. Zahaczając rano o sklep spożywczy, często stoję w kolejce z kupującymi „seteczki” mężczyznami. Wyglądają normalnie. Na pierwszy rzut oka nic nie wskazuje na nałóg. Mijając kładkę koło stacji Warszawa Ochota, widzę ludzi swobodnie popijających mniej lub bardziej mocne trunki. Naokoło puste butelki, puszki. Tym markom daleko do prestiżowej whisky z fotografii Przyjemskiej, ale efekt jest przecież ten sam.
Wtajemniczenie
Wędrówka po wystawie Przyjemskiej jest dla mnie jak (anty?)kapitalistyczna inicjacja. Jak przestroga, ale przyjemna. Od początkowego zachwytu nad metkami naznaczającymi marką indywidualne ciała (Konsumpcja), przez obserwację powstających dla nich wielkomiejskich scenografii do performowania (Konstrukcja), aż na gorzkim przebudzeniu kończąc (Melancholia). Poszczególne rozdziały odpowiadają etapom wtajemniczenia w zawiłe mechanizmy kapitalizmu. Systemu, który – gdy nadużywany – wszystko potrafi zmienić w produkt – nawet cierpienie czy rewolucję. Bunt może stać się imprezą, perizonium – ekskluzywną bielizną, destrukcja – sposobem na spędzanie wolnego czasu. Wystawa Przyjemskiej obfituje w powtarzające się nieoczekiwane zamiany miejsc – nawiązując do amerykańskiej komedii z lat 80., w której dwaj znudzeni bogacze postanawiają zamienić miejscami prominentnego menadżera z drobnym złodziejaszkiem. Kuratorki – Ewa Majewska i Ewa Opałka – doskonale nawigują pośród tych metamorfoz, tworząc z rozproszonych na osi czasu dzieł spójną narrację. Złowieszczą, a jednocześnie nęcącą. Tak mogłoby wyglądać różowe piekło.
Milena Soporowska
Artystka wizualna, badaczka, dziennikarka, kuratorka. Absolwentka historii sztuki na Uniwersytecie Warszawskim. Studiowała fotografię w Związku Polskich Artystów Fotografików i na Akademii Fotografii. Publikowała swoje teksty m.in. w Poptown, Kwartalniku Fotograficznym MONO, Fresh From Poland, MAGENTA MAG, Małych Nakładach czy MELBA Magazine. Związana z Radiem Kapitał.