Rok pod znakiem wojny i zmian w instytucjach kultury
Jest z tym związana jeszcze jedna kwestia – czy osiedlający się w Polsce od pewnego czasu artystki i artyści, przede wszystkim z Ukrainy, ale też z Białorusi, staną się naturalną częścią polskiego życia artystycznego? Kilka faktów, jak chociażby przyznanie Janie Shostak „Paszportu Polityki”, może świadczyć o pewnej zmianie.
Jaki był rok 2022 w sztuce? Można wymienić szereg dzieł, wystaw czy inicjatyw niewątpliwie zasługujących na zapamiętanie. Jednak ten rok upłynął przede wszystkim pod znakiem agresji Rosji na Ukrainę. Był także ważny dla instytucji kultury.
Dzień 24 lutego wywołał szok. Odpowiedzią na wojnę, która tego dnia objęła cały obszar Ukrainy, i na olbrzymią falę uchodźczyń i uchodźców, była niezwykła solidarność tych wszystkich w Polsce, którzy postanowili im pomóc. W akcję włączyły się także instytucje kultury. W pierwszych tygodniach była to przede wszystkim pomoc bezpośrednia: punkty przyjęć uchodźców, świetlice. Potem ogromnie istotne stały się programy długofalowej pomocy twórczyniom i twórcom, jak stypendia, staże czy pobyty rezydencjalne.
Bardzo szybko zaczęto też prezentować twórczość artystek i artystów z Ukrainy. To jeden z paradoksów tej tragicznej sytuacji: wymusiła ona przyspieszone poznawanie tamtejszej kultury. Przy czym współczesna sztuka ukraińska była w naszym kraju od dawna obecna, dzięki ważnym wystawom, m.in. w Zamku Ujazdowskim czy MOCAK-u. Jednak poznawaliśmy ją przede wszystkim dzięki kierowanej przez Monikę Szewczyk galerii Arsenał w Białymstoku oraz lubelskiej galerii Labirynt za dyrektorstwa Waldemara Tatarczuka. Szczególną uwagę poświęcili oni artystom i artystkom urodzonym w latach 80. ubiegłego stulecia. Niektórzy z nich, jak Nikita Kadan, Żanna Kadyrowa (Zhanna Kadyrova), Łada Nakoneczna (Lada Nakonechna) czy Mykoła Ridny (Mykola Ridnyi) na stałe weszli do polskiego obiegu artystycznego, a ich prace nabyły m.in. białostocki Arsenał, Muzeum Sztuki w Łodzi czy warszawskie Muzeum Sztuki Nowoczesnej.
Okazało się jednak, że jest to twórczość nadal znana jedynie wąskiemu gronu. Co więcej, wiele ukraińskich artystek i artystów od dawna opowiadało o wojnie rozpoczętej przez Rosję w 2014 roku. Ich dzieła były swoistą zapowiedzią wydarzeń, które miały miejsce 24 lutego. Dlaczego zatem, chociaż widziano te prace na licznych, pokazywanych także w Polsce wystawach, w rzeczywistości ich nie zobaczono? Dlaczego w ogóle nie dostrzeżono tej wojny? Nie ucieknie się od odpowiedzi na te pytania.
Tylko niektóre – jak Great Patriotic w bydgoskiej BWA, z pracami m.in. Hanny Szumskiej (Hanna Shumska) oraz Witalija Szupliaka (Vitalii Shupliak), czy świetna So They Won’t Say We Don’t Remember dwóch młodych artystów: Romana Chimieja (Roman Khimei) i Jaremy Małaszczuka (Yarema Malashchuk) w białostockim Arsenale – były zaplanowane od dawna i wpisywały się w aktualny kontekst.
Swoisty proces „uczenia się” wschodniego sąsiada jest ważny także z innego powodu: pierwszy raz od wielu dekad Polska przestała być krajem monokulturowym. Wielokulturowość, znana nam jedynie z literatury i podręczników historii, stała się nagle codziennym doświadczeniem. Wymusiło to zmiany, także w funkcjonowaniu instytucji kultury: uchodźczynie i uchodźcy stali się także ich naturalną publicznością, a artystki i artyści tymi, którym mogły one pomóc. Tym ważniejsze stało się stworzenie dla nich możliwości prezentowaniach własnej twórczości, opowiadania o swoim doświadczeniu. Wystawy ukraińskie to też największy fenomen 2022 roku. Tylko niektóre – jak Great Patriotic w bydgoskiej BWA, z pracami m.in. Hanny Szumskiej (Hanna Shumska) oraz Witalija Szupliaka (Vitalii Shupliak), czy świetna So They Won’t Say We Don’t Remember dwóch młodych artystów: Romana Chimieja (Roman Khimei) i Jaremy Małaszczuka (Yarema Malashchuk) w białostockim Arsenale – były zaplanowane od dawna i wpisywały się w aktualny kontekst. Jednak większość wystaw była realizowana w odpowiedzi na bieżące wydarzenia. Nie wszystkie były udane. Jednak – mimo niezwykłe trudnych okoliczności – kilka z nich okazało się bardzo ważnymi głosami o tym, czego od miesięcy doświadczają obywatele Ukrainy, by wymienić jedynie: Ogród cmentarny Kateryny Łysowenko (Kateryna Lysovenko) i Questioning the Visible Włady Rałko (Vlada Ralko) i Wołodymyra Budnikowa (Volodymyr Budnikov) w Arsenale w Białystoku, I ogień, i popiół Nikity Kadana w Muzeum Sztuki w Łodzi czy niezwykłą Śniły mi się bestie w lubelskim Labiryncie.
Wyjątkową ze względu na skalę i organizatorów była wreszcie akcja Druh Druha/Друг друга, zorganizowana w dniach 3–4 września 2022 roku przez 11 warszawskich galerii. Po raz pierwszy prywatne instytucje tak silnie zaangażowały się w prezentowanie sztuki ukraińskiej, ale też w ogóle sztuki powstającej u naszych sąsiadów. Akcja ta pokazuje, jak wiele zmieniło się w ostatnich miesiącach w Polsce w myśleniu o Ukrainie. Pozostaje jednak pytanie, czy obecne zbliżenie okaże się trwałe? Czy ukraińska sztuka szerzej i na stałe wejdzie do polskiego obiegu sztuki, także w wymiarze komercyjnym? Czy też to zainteresowanie sztuką naszych wschodnich sąsiadów pozostanie ważnym, ale tylko symbolicznym gestem związanym z obecną tragedią rozgrywającą się w Ukrainie? Jest z tym związana jeszcze jedna kwestia – czy osiedlający się w Polsce od pewnego czasu artystki i artyści, przede wszystkim z Ukrainy, ale też z Białorusi, staną się naturalną częścią polskiego życia artystycznego? Kilka faktów, jak chociażby przyznanie Janie Shostak „Paszportu Polityki”, może świadczyć o pewnej zmianie.
Kontrakt podpisano na rok, jednak w kwietniu Suchan nagle został odwołany, a na jego miejsce, jako p.o., ministerstwo powołało Andrzeja Biernackiego, malarza, który od 1991 roku prowadził w Łowiczu prywatną galerię Browarna, o lokalnym znaczeniu. – Osobę nie tylko nieposiadającą wystarczającej wiedzy i doświadczenia potrzebnych do zarządzania tego typu instytucją, ale też wywołującą kontrowersję.
Rok 2022 może okazać się znaczący także dla instytucjonalnego funkcjonowania sztuki. W styczniu na stanowisko dyrektora Zachęty powołano Janusza Janowskiego, malarza i dotychczasowego prezesa Związku Polskich Artystów Plastyków, osobę o niewielkim doświadczeniu kuratorskim i zarządczym. Wcześniej podjęto decyzję o niepowołaniu na kolejną kadencję Jarosława Suchana, dyrektora Muzeum Sztuki w Łodzi. Został on jedynie pełniącym obowiązki dyrektora. Kontrakt podpisano na rok, jednak w kwietniu Suchan nagle został odwołany, a na jego miejsce, jako p.o., ministerstwo powołało Andrzeja Biernackiego, malarza, który od 1991 roku prowadził w Łowiczu prywatną galerię Browarna, o lokalnym znaczeniu. – Osobę nie tylko nieposiadającą wystarczającej wiedzy i doświadczenia potrzebnych do zarządzania tego typu instytucją, ale też wywołującą kontrowersję. Decyzja wywołała liczne, także międzynarodowe, protesty. Zaufanie do Muzeum Sztuki zostało podkopane. Sytuację mógł poprawić konkurs na dyrektora muzeum. Niestety, sposób jego przeprowadzenia, skład komisji, wreszcie, zaaprobowany przez nią, a następnie przyjęty przez MKiDN program działalności, nie rozwiały niepokojów. Przeciwnie, „program” przedstawiony przez Andrzeja Biernackiego, to chyba jedyny w kraju oficjalny dokument określający plany działania ważnej instytucji, w którym znalazły się insynuacje wobec osoby, która wcześniej – i do tego z wielkimi sukcesami – nią kierowała.
Powołanie nowego dyrektora w Łodzi domyka proces zmian w najważniejszych instytucjach zajmujących się sztuką współczesną. I zapewne Muzeum Sztuki, podobnie jak Zachętę, czeka postępująca marginalizacja – jak to się dzieje już od dwóch lat w przypadku Zamku Ujazdowskiego. I chociaż ambicją nowych dyrektorów jest wpływ na hierarchie artystyczne, to rzeczywistość nadal brutalnie będzie weryfikowała te oczekiwania, co można obserwować od dawna w innych instytucjach kultury obsadzanych od 2015 roku według ideologicznego klucza.
Co więcej, w ostatnich kilku latach zmienił się obieg sztuki. Dobrze tę nową sytuację pokazywała najbardziej dyskutowana chyba wystawa 2022 roku, czyli Niepokój przychodzi o zmierzchu. Prezentowała prace najmłodszego pokolenia twórców, z których większość nie tylko została już zauważona przez prywatne galerie i kolekcjonerów, ale osiągnęło pozycję, na którą ich poprzednicy musieli pracować znacznie dłużej. Celnie tę zmianę opisał na swoim blogu Karol Sienkiewicz: „jeszcze kilka lat temu młody artysta był najpierw zauważony przez kuratora, jak mu się poszczęściło na wystawie w publicznej instytucji zauważyła go jakaś galeria prywatna, potem ewentualnie udało mu się coś sprzedać. […] Dzisiaj polscy malarze często najpierw trafiają na rynek sztuki, dopiero potem do galerii publicznych”. Jeszcze do niedawana – można dodać – te ostatnie były „dystrybutorami prestiżu”. Dziś istnieją znacznie bardziej efektywne możliwości uzyskania prestiżu. Wreszcie, rynek sztuki, przy wszystkich swych ograniczeniach, zaczyna być postrzegany jako zapewniający przestrzeń wolności, której coraz częściej brakuje w instytucjach publicznych. Nie można jednak zapomnieć, że różne są cele i obowiązki galerii prywatnych oraz instytucji publicznych. Do tych ostatnich należy przede wszystkim dbałość o publiczność i zapewnienie jej dostępu do sztuki.
W 2022 roku zaszła jeszcze jedna istotna zmiana: od 1 stycznia 2023 roku Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie jest zarządzane wyłącznie przez miasto (dotąd współprowadzącym było MKiDN). Tym samym miasto przejęło pełną odpowiedzialność za jedną z najważniejszych instytucji w Polsce. Od 2015 roku mamy do czynienia z bezprecedensową centralizacją kultury w Polsce, a samorządy, często na własne życzenie, tracą wpływ na jeden z najważniejszych dla lokalnych wspólnot obszarów. Warszawa pokazała, że możliwa jest inne polityka: uznania instytucji kultury za istotne dla funkcjonowania miasta. To może być ważna zmiana dla publiczności, a także artystek i artystów. Dla najmłodszego pokolenia od pewnego czasu ważniejsze stały się galerie, przede wszystkim położone poza metropoliami, takie jak Galeria Bielska BWA, lubelski Labirynt, BWA w Tarnowie czy BWA w Zielonej Górze, niepoddane wpływom obecnej władzy. Jednak, by instytucje samorządowe stały się realną alternatywną dla centralnych, a Polska krajem mniej scentralizowanym, potrzebna jest istotna zmiana myślenia władz lokalnych.
Piotr Kosiewski
Ur. 1967. Historyk i krytyk sztuki, publicysta. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego” i magazynu „Szum”. Członek AICA Polska. Publikował m.in. na łamach „Kresów”, „Odry”, „Przeglądu Politycznego” i „Znaku”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy w 2013 roku.