W stronę zoe
Magdalena Skrolecka
Tytuł pracy pisemnej: W stronę zoe. O poszukiwaniu nieantropocentrycznych modeli narracji
Tytuł pracy artystycznej: Przemiany
Praca dyplomowa na Wydziale Grafiki, Pracownia Rysunku Narracyjnego III
Promotor: dr Jakub Woynarowski
Recenzent: dr Paweł Krzywdziak
ryczą żeby się nie bać
że to już
że nic i więcej
i popiół i słusznie
i co nam do niego” 1
Fragment ten pochodzi z utworu Królowe zwierząt autorstwa awangardowej supergrupy muzycznej Gruzja. Utwór znajduje się na albumie zatytułowanym Jeszcze nie mamy na was pomysłu. Tytuł albumu stanowi parafrazę radiowego komunikatu, odnoszącego się do katastrofy, która miała miejsce 22 sierpnia 2019 roku w Tatrach 2 : „…rozpętała się burza na szczycie / Na Giewoncie pod krzyżem są ludzie / Jeszcze nie mamy na nich pomysłu…”. To przykład antropocentrycznej narracji o epoce antropocenu, od której oddalimy się teraz na bezpieczną odległość.
W pisemnej części swojej pracy magisterskiej, zatytułowanej W stronę zoe. O poszukiwaniu nieantropocentrycznych modeli narracji, pani Magdalena Skrolecka stwierdza: „większość znanych mi narracji mówi o człowieku, a zatem o bardzo niewielkim i, w moim odczuciu, wcale nie najciekawszym wycinku dostępnej nam rzeczywistości”. Byłem więc gotów, by rozwijać dalszy ciąg podszytych romantyczną mizantropią skojarzeń, jednak chwilę później znalazłem się w intelektualnym szachu.
Sens projektu pani Magdaleny zawiera się bowiem nie tyle w przyjęciu nieantropocentrycznego modelu narracji, ile w decyzji o unikaniu istniejących strategii narracyjnych. Autorka jest świadoma oczywistego paradoksu, wynikającego z faktu uczestniczenia w kulturze tworzonej przez ludzi dla ludzi, jednak odważnie brnie dalej, omijając drogi na skróty i utarte ścieżki. Twórczych sprzymierzeńców pozostawia w myślowym impasie, wyrzekając się niezobowiązujących „ćwiczeń intelektualnych” na rzecz metody naukowej. W tej sytuacji jakiekolwiek działanie jest możliwe tylko przy „świadomości fragmentaryczności i niedoskonałości takich rozwiązań”.
Kolejne rozdziały pracy są więc zgodne z programem absolwentki Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, która na moją prośbę udostępniła mi również swoją poprzednią pracę magisterską pt. Retoryka wołania w pustkę. Oblicza nieobecności w prozie Dona DeLillo i Wita Szostaka. W wiadomości mailowej opatrzyła bieżące poszukiwania krótkim komentarzem, który pozwolę sobie zacytować w oryginale: jest to „próba – jak uważam – wartościowego zagłębienia się w sytuację nierozwiązywalną, wytrzymania w niej przez chwilę”. Obserwacja pracy artystycznej może wskazywać na to, iż była to dłuższa chwila, dlatego kontekst teoretyczny zasługuje na kilka słów wyjaśnień.
Rozdział pt. „Narracja” potwierdza przypuszczenia, jakoby każda, nawet eksperymentalna opowieść dotyczyła człowieka. Na nic narratologia, gdy zdehumanizowana postać, wielopłaszczyznowy mówca czy foucaultowski, kontekstowy narrator wciąż posiadają znamiona ludzkie. Również przywołane w ujęciu Arkadiusza Żychlińskiego pojęcie fikcji powraca do człowieka w postaci egzystencjalnej prawdy. Dlatego też autorka przytacza oszczędny zbiór przykładów alternatywnej narracji, a następnie powraca do filozoficznej bazy swoich rozważań, zawartej w rozdziale „Obserwacja”.
W charakterystyczny sposób syntetyzuje myśli Heideggera, Żychlińskiego i Derridy, sprowadzając je do relacji człowieka, zwierzęcia i kamienia. Następnie wskazuje na czynniki wpływające bezpośrednio na jej plastyczną wyobraźnię. Znajdziemy je we fragmentach dzieła Pasaże ku światom zwierząt i ludzi Jakuba von Uexkülla, dotyczących świata widzianego z perspektywy kleszcza. Dzięki przyjętej narracji, los tej istoty wydaje się bardziej dramatyczny niż suma strachów kafkowskiego zwierzyńca – robaka, myszy i małpy 3 . Kluczową inspirację formalną, wzbogacającą pracę o egzystencjalną refleksję, stanowią zawarte w dziele Metamorfozy rozważania Emanuela Cocci: „Przyszłość jest w końcu chorobą wieczności. Pojedynczy guz. Więcej pączków. Jedyny, który może uczynić nas szczęśliwymi”.
Sądzę jednak, że pani Magdalena prezentuje łagodniejszy ogląd świata, na co wskazuje rozdział „Empatia” i tekst Rosi Braidotti Polityka życia jako bios-zoe. Bios to ludzki rozum, a zoe – wspomniany w tytule pracy wytęskniony pierwiastek zwierzęcy: „Doświadczamy tego życia jako nieludzkiego, ponieważ jest ludzkie, nazbyt ludzkie”. Tęsknota jest odczuwalna tym mocniej, kiedy zostaje zestawiona z refleksjami na temat istoty sztuki posthumanistycznej i abstrakcyjnej, oraz słowami Olgi Tokarczuk: „Empatia ma stosunkowo krótką historię w dziejach ludzkości”.
Rozdział pt. „Wyobraźnia” to powrót do wątpliwości wobec optymalnej formy plastycznej, świadomość „meandrowania”. Dlatego tak istotni są cytowani teoretycy, których autorka ponownie wylicza niczym elementy uzbrojenia. Stanowiący ostatni rozdział pracy opis projektu artystycznego jest lakoniczny, ponieważ wszystko, co istotne, zostało już powiedziane. Proporcje pracy pisemnej i artystycznej są znakomicie wyważone – próba formalnego opisywania abstrakcyjnego obrazu lub pogłębiania jego relacji z tekstem byłaby wtórna – zarówno ze strony autorki, jak i recenzenta.
Czuję jednak, że również we mnie zoe jest silne i musi znaleźć swój wyraz. Wciąż słyszę wspomniany wcześniej utwór:
„lwy to my ryczą żeby patrzeć”
Twórczyni na początku swych rozważań wskazuje, iż komunikuje się ze światem w dwóch językach – literatury i sztuk plastycznych: „Pierwsze reprezentuje dla mnie połączenie czucia i myślenia; drugie – czucia i działania”. Chciałbym zaoponować, gdyż literatura nie może powstać bez działania, a sztuka bez myślenia, ale przecież nie takie rzeczy widzieliśmy w antropocenie. Theo Von trafnie spuentował rozmowę dotyczącą krioniki i posthumanizmu 4 : ludzie dokonali już tylu istotnych transformacji, np. przeszli od palenia zwykłych papierosów do vapowania.
W dobie kryzysu antropocenu, który za Jasonem Moore’em wolę nazwać kapitałocenem 5 , łatwo podążać za popularnymi strategiami narracji, zarówno literackiej, jak i wizualnej. Pozorna ucieczka od człowieka zawsze uwydatnia jego immanentne cechy, od twórcy zależy jednak, które z nich zaakcentuje. Dlatego tak cenna jest droga, którą obrała artystka, i tak też interpretuję jej zwrot w stronę przyrody, zamiast technologii. Sądzę, iż autorka chciała zminimalizować ilość rozczarowań wynikających z kontaktu z wytworami człowieka. Zauważmy, że widok „z oczu” maszyny pojawił się w kinematografii po raz pierwszy dopiero w roku 1973, i to z perspektywy robota-kowboja 6 w filmie Świat Dzikiego Zachodu 7 . Tytuł reanimowano między innymi w roku 2016 w formie zgrabnego serialu 8 , który tracił na jakości z każdym kolejnym sezonem. Mamy rok 2023, a jesteśmy na etapie zapowiedzi gogli firmy Apple – wartego ok. 15 000 zł urządzenia, dzięki któremu zobaczymy swoje wiadomości mailowe na tle meblościanki 9 .
„lwy to my ryczą żeby dotykać”
Ludzie transformują również własne wizerunki za pomocą powszechnie dostępnych metod modyfikacji ciała. Przywołam jeden z trendów w sztuce tatuażu jako kontekst formalny pracy artystycznej pani Magdaleny, sądzę bowiem, że zarówno samo medium, jak i ów kierunek estetyczny mają wiele punktów wspólnych z prezentowaną metodą twórczą.
„Cyber sigillism” to popularny, choć polaryzujący styl tatuowania, nawiązujący do estetyki lat 90 i Y2K, który „wykorzystuje technologię, mistycyzm i symbole do tworzenia unikalnych wzorów. Łączy naturalne, niemal żyłkowate linie z wyrazistym, futurystycznym charakterem” 10 . Niektórzy złośliwie określają go tatuażem plemiennym („tribalem”) na diecie ketogenicznej, ze względu na smukłe, „żylaste” formy. Równie istotny wydaje się jednak kontekst samego aktu tatuowania – czasochłonnego, rytualnego i emocjonalnego procesu, opartego na zgodzie i zaufaniu uczestników, którego elementem jest też rozczarowanie. Może ono wynikać zarówno z degradacji wzoru przez upływający czas, jak i decyzji o utrwaleniu motywu w zdefiniowanym stylu, podczas gdy od sztuki, która będzie towarzyszyła nam przez całe życie, oczekiwałoby się transcendentalnego charakteru. Sądzę, że podobnej transcendencji, w obrębie fragmentarycznego rozwiązania, poszukuje autorka.
„lwy to my ryczą żeby słyszeć
dobrze słyszeć cichy herzklik”
Niektóre elementy pracy postrzegam jako środki zapobiegawcze, zastosowane na wypadek, gdyby potencjalny odbiorca nie posiadał wystarczającej determinacji i wyobraźni. Są to więc dodatkowe, animowane fragmenty rysunku, który już sam w sobie kipi ruchem i wewnętrzną energią. To projekcja, która zastępuje aktywną interakcję, automatyzuje zmianę perspektywy i skali, a także jest substytutem materialnego dzieła, które ograniczyłaby materia drukarska. Finalnie, to przemyślana kompozycja, której surowa, syntetyczna linia dyscyplinuje dzikie motywy. Decyzje te są jednak dyktowane przez empatię i uzasadnione ze względu na ludzkie pochodzenie zgromadzonych tu osób. Wykorzystajmy więc daną nam szansę i „wytrwajmy chociaż chwilę” wobec proponowanej przez panią Magdalenę Skrolecką pracy dyplomowej, którą oceniam nieludzko pozytywnie.