Położyć i pozostawić. A potem wtopić się

Polityka w sztuce
Miejsce: Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK w Krakowie
Czas: 29.4.2022 – 26.2.2023
Artystki i artyści: Michał Adamski, Paweł Althamer, Andrej Anro | Andrey Anro, Alpin Arda Bağcık, Mirosław Bałka, Krzysztof M. Bednarski, Marcin Berdyszak, Jerzy Bereś, Andrij Bojarov, Maciej Cholewa, Hubert Czerepok, Edward Dwurnik, Elmgreen & Dragset, Daniił Gałkin | Daniil Galkin, Thomas Galler, Jakob Ganslmeier, Lukáš Houdek, Khaled Jarrar, Hannes Jung, Šejla Kamerić, Allan Kaprow & Dick Higgins, kennardphillipps, Thomas Kilpper, Paweł Kowalewski, Jarosław Kozłowski, Marcin Kruk, Agata Kubis, Michalina Kuczyńska, Tomasz Kulka, Edgar Leciejewski, Alicja Lesiak, Zbigniew Libera, Ella Littwitz, Artiom Łoskutow | Artem Loskutov, Agnieszka Mastalerz, Rafał Milach, Richard Mosse, Tanja Muravskaja, Joanna Musiał, Deimantas Narkevičius, Csaba Nemes, Laura Pannack, Piotr Pawlenski | Pyotr Pavlensky, Beata Pofelska, Wojtek Radwański, Tomáš Rafa, Artūras Raila, Oliver Ressler, Adam Rzepecki, Bartek Sadowski, Tomasz Sarnecki, Maksim Saryczau | Maxim Sarychau, Santiago Sierra, Slavs and Tatars, Ola Sosnowskaja | Olia Sosnovskaya & a.z.h., Paweł Starzec, Stitchit and Collective, SUPERFLEX, Paweł Susid, Jason deCaires Taylor, Piotr Uklański, Daniel Warmuziński, Sislej Xhafa, Ada Zielińska, Dawid Zieliński, Artur Żmijewski
Kuratorzy: Maria Anna Potocka, Agnieszka Sachar, Martyna Sobczyk

kobieta↑ Ada Zielińska, Dzień Niepodległości, 2018, fotografia, 70 × 100 cm, courtesy galeria Propaganda

Polityka w sztuce w Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK w Krakowie to wystawa, której celem, według zespołu kuratorskiego, jest przede wszystkim pokazanie relacji praktyk artystycznych oraz polityki. Podzielona na sześć części wystawa opowiada o sprzeciwie wobec nieetycznych, przemocowych posunięć władzy, kwestionuje podział geopolityczny, zastanawia się, jak mógłby wyglądać idealny system sprawowania władzy i czy jego powstanie jest w ogóle możliwe. Znajdziemy tam również wątek poświęcony nacjonalizmowi, który – ujęty jako doktryna polityczna zakładająca wyższość danego państwa – niesie ze sobą szereg konsekwencji, w tym agresywną politykę wobec najróżniejszych mniejszości. Ostatnia część traktuje media jako główne narzędzie kształtowania poglądów politycznych, które manipuluje odbiorcą, wywiera na niego wpływ oraz pokazuje i pielęgnuje wygodne dla organu rządzącego postawy.

Po wejściu na wystawę uderzyły mnie przede wszystkim dwie rzeczy. Na ścianach zawieszono zdjęcia dokumentujące – bardzo dobrze znane z mediów czy z własnej praktyki protestacyjnej – akty buntu, strajki bądź manifestacje. Patrzenie na nie uruchomiło we mnie afektywne wspomnienia zdartego, bolącego gardła, kiedy resztkami sił wykrzykiwałem hasło, zapisywane zwykle pod postacią ośmiu gwiazdek. Zaskoczyły mnie jednak opisy kuratorskie, sprowadzone do absolutnego minimum. Na tak dużej i rozbudowanej tematycznie wystawie spodziewałem się bowiem wielkich esejów na temat historii, uwarunkowań społecznych i kulturowych, w których między wierszami dałoby się odczuć krytykę polskiej władzy. Tu zaś przed serią zdjęć prezentujących najbardziej reprezentatywne ujęcia ze Strajku Kobiet umieszczono dwa, bardzo ogólnikowe i niekonkretne zdania. Ten zabieg wprowadził mnie w konsternację. Jej źródłem było najpewniej przyzwyczajenie do wielkich, krytycznych komentarzy zawierających mieszankę polityki, władzy i sztuki pod patronatem Foucaulta, do którego studiowania byłem niejako zmuszony z racji moich studiów kulturoznawczych. Próbowałem jednak przezwyciężyć nawyk percepcyjny i bez uprzedzeń obejrzeć zdjęcia. Przedstawiały one nie tylko wyjście obywatelek/obywateli na ulice w proteście przeciw zaostrzeniu prawa antyaborcyjnego. Na ścianach znalazła się także dokumentacja marszów równości, protestów związanych z kryzysem humanitarnym na granicy polsko-białoruskiej, akty solidarności z ofiarami autorytarnej polityki Łukaszenki, czy post-ironicznych transparentów Młodzieżowego Strajku Klimatycznego. Minąwszy Gest (1979) Krzysztofa Bednarskiego, karykatury Edwarda Dwurnika, czy Szaar Ha-Rahamim (2017) Mirosława Bałki, będące przykładami artystycznych interwencji wobec określonych problemów społecznych, trafiłem na część wystawy, która krytykowała Unię Europejską i jej państwa członkowskie. Szczególnie rzucił mi się w oczy podświetlony napis Europeans only z cyklu NIE WOLNO! (2010) Pawła Kowalewskiego. Sfotografowana przez artystę tabliczka z dworca w Pretorii – oprócz tego, że daje świadectwo minionej ery ideologii państwowej opartej na rasizmie – dziś zyskuje inne znaczenie. Jest także świadectwem uprzywilejowanej pozycji rodowitych Europejczyków, którzy posiadają znacznie więcej korzyści z przynależności do Unii Europejskiej niż emigranci – w kontekście dostępu do służby zdrowia, możliwości spełnienia zawodowego czy życia w lepszych warunkach. Praca Kowalewskiego koresponduje również z dwoma neonami, na których widnieją hasła EU citizens oraz Others, co jest podkreśleniem możliwej do zaobserwowania tendencji w krajach europejskich, polegającej na dosłownym wypominaniu sobie, kto jest „prawdziwym” mieszkańcem Europy, kto zaś emigrantem, którego ambicje ograniczają się do chęci zawłaszczenia kultury (oczywiście białych) Europejczyków. Praca artysty oraz neony uświadamiają, iż kultura „otwartych drzwi”, praktykowana zwłaszcza przez państwa zachodnie, okazała się fałszywa i zamiast pielęgnować wielokulturowość oraz być realną możliwością dialogu międzykulturowego, stała się przyczyną wzrostu zapędów nacjonalistycznych oraz traktowania imigrantów przez pryzmat figury niebezpiecznego Obcego.

Po chwili refleksji nad tym, dlaczego państwa europejskie, otwierając granice dla emigrantów, nie zdecydowały się również na zagwarantowanie im godnego życia, a teraz dziwią się, dlaczego odsetek przestępczości jest tak wysoki wśród przyjezdnych, natrafiłem na wideo Artura Żmijewskiego. Spojrzenie (2018) to praca, która według mnie jest dobrym podsumowaniem przytoczonych wątków. Żmijewski korzysta ze sposobów ujęcia danego tematu typowych dla propagandowych materiałów telewizyjnych. Odwiedza slumsy, w których mieszkają emigranci, a jego kamera traktuje ich jak coś dziwnego, nietypowego. Są okazami do oglądania, poddani pobłażliwemu bądź agresywnemu spojrzeniu białych Europejczyków. Artysta nawiązuje interakcje z emigrantami, samodzielnie ustawia ich do kamery odbierając im możliwość decydowania o sobie, a następnie wręcza im miotłę i każe zamiatać. To wszystko dość dobitnie opisuje status emigrantów w Europie, którzy wykorzystywani są do robót, które w dyskursie społecznym uważa się za prace najniższej rangi. Funkcjonują jako tania siła robocza, która ma usługiwać „prawdziwym” mieszkańcom i mieszkankom, „prawdziwie” europejskiego kraju.

W części opowiadającej o nacjonalizmie uderzyła mnie warstwa dźwiękowa, która manifestowała swój swoiście uliczny charakter. Dźwięki z protestów, wygłaszanych publicznie postulatów, mieszały się z sygnałem policyjnym, charakterystycznym dźwiękiem ulicznego chaosu lub poruszenia, a także regularnym, tępym bębnieniem, przypominającym dźwięk uderzenia pałką policyjną. To wszystko dawało wrażenie bycia w tłumie, w centrum dziejącej się akcji, co afektywnie „podkręcało” odbiór prac. Nacjonalizm, bo tak nazwana została ta część wystawy, obfitowała przede wszystkim w prace wykonane za pomocą fotografii i wideo.

Natrafiłem na ciekawy, szalenie ironiczny film Arturasa Raila, który nagrał reakcje liderów litewskiej partii neonazistowskiej na ujęcia przedstawiające życie miasteczka Linz w Austrii. Widzimy reklamy amerykańskich produktów, park rozrywki bądź tańczącą drag queen. Liderzy wspomnianej organizacji, wyglądem przypominający widzów derbów sportowych, których ktoś odział w za krótkie marynarki, ochoczo komentują to, co widzą i przedstawiają swoje poglądy. Z ich wypowiedzi dowiedziałem się, iż drag jest wymysłem Żydów, którzy chcą zdekonstruować binarną opozycję płciową, aby wprowadzić dezorientację i zawładnąć nami, wykorzystując nasze skonfundowane umysły. Wypowiedź ta moim zdaniem idealnie obrazuje współczesne funkcjonowanie nacjonalizmu. Nie jest on już oparty na głębokim patriotyzmie, miłości do ojczyzny i gotowości do poświęcenia się dla jej dobra. Dziś można odnieść wrażenie, że pod hasłem „nacjonalizm” kryje się zespół poglądów opartych na mitach, teoriach spiskowych, kompleksie męskości oraz braku przestrzeni do przepracowania własnych traum. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że dzisiejszy nacjonalizm jest czymś w rodzaju nieśmiesznej, dziaderskiej komedii pod przykrywką dobra narodu i jej obywateli. Oczywiście, tylko jeśli są nimi biali, heteroseksualni mężczyźni pielęgnujący patriarchat.

Jerzy Bereś, Kolaska, 1968, technika własna, 180 × 180 × 50 cm, Kolekcja MOCAK-u, fot. R. Sosin
Piotr Pawlenski, Szew, 2012, dokumentacja fotograficzna wydarzenia w przestrzeni publicznej, courtesy P. Pawlenski

Dalej pokazano zdjęcia, wzbudzającego swego czasu pewne kontrowersje Piotra Pawlenskiego, dokumentujące jego radykalne w formie performanse, a także wózek Jerzego Beresia czy arcyciekawą instalację Maksima Saryczaua. Wspomniana instalacja, Nie chce cię zabić (2019), jest formą artystycznej pomocy psychologicznej dla ofiar białoruskiej milicji. Oprócz wizerunków ofiar, artysta sfotografował miejsca, w których doszło do nadużycia władzy przez „organy porządkowe”. Znalazły się tam również uderzające w treści listy ofiar do oprawców, o których napisanie poprosił sam artysta, oraz fikcyjne odpowiedzi milicji, napisane również przez poszkodowanych/poszkodowane. Wizerunek każdej z ofiar uzupełniono grafikami, które wizualizowały ich sytuację, w tym ich emocje. Dopełnieniem wątku białoruskiego, a jednocześnie zakończeniem mojej wędrówki po wystawie, była praca Artioma Loskutowa. Wideoart jego autorstwa, będący dokumentacją powstawania pracy Białoruś (2020), przedstawia pałkę policyjną, której uderzenie pozostawia czerwony ślad na białym płótnie. Pałka, w moim odczytaniu, jest znakiem opresyjnej władzy, symbolem jej nadużycia i wskazaniem na faktyczną różnicę w traktowaniu tych, którzy z władzą współpracują, i tych, którzy chcą coś zmienić na lepsze. Sam akt uderzenia oraz trzęsącą się kamerę interpretowałem jako strach rządzących przed destabilizacją, a czerwone ślady jako oddanie czegoś w rodzaju hołdu wszystkim ofiarom, które poświęciły swoje zdrowie, a być może nawet i życie, aby chociaż spróbować zmienić zastaną rzeczywistość.

Slavs and Tatars, Simorgh Solidarność, 2011,
haft, 280 × 135 cm,
Kolekcja MOCAK-u, fot. R. Sosin

Z wystawy wyszedłem zmęczony, bowiem – mimo początkowej konsternacji – „wtopiłem” się w świat polityki przez nią prezentowany, przypominając sobie jednocześnie o tragicznym położeniu jednostki w ponowoczesnym świecie. Również początkowe zaskoczenie – powiedzmy – minimalistycznymi gestami kuratorek zniknęło, ustępując miejsca refleksji krążących wokół mechanizmów władzy. Wydaje się, że zespół kuratorski specjalnie ograniczył swój wpływ na wystawę, ustawiając prace w przestrzeni muzealnej, pozostawiając je same sobie i tym samym pozwalając zwiedzającym na swój sposób odbierać przedstawione problemy. Praktyka ta pozwoliła mi na stworzenie indywidualnych narzędzi do krytyki władzy i polityki, jak również do ich podważania, przewartościowywania, dystansowania się od nich i zastanawiania się ponownie nad tymi narzędziami, które wcześniej posiadałem (bądź wydawało mi się, że je posiadam). A zatem, mimo początkowej niechęci i negatywnego nastawienia do formy wystawy, zostałem mimowolnie osaczony problemami, przedstawianymi przez pozostawione samotnie dzieła, co poskutkowało uruchomieniem lawiny myśli nad światem, w którym żyjemy i próbą odpowiedzi na pytanie, dlaczego świat wygląda tak, a nie inaczej. Chęć bezpiecznego usytuowania się na stanowisku najbardziej neutralnym i obiektywnym (co przy obecnej sytuacji społeczno-politycznej wydaje się niemożliwe) wobec przedstawianych przez kuratorki problemów, udała się, ale jedynie na pierwszy rzut oka. Po wgłębieniu się w dzieła i po analizie wyborów kuratorskich, nie mogę pozbyć się bowiem wrażenia ukrytej między wierszami krytyki polskiej sytuacji politycznej. A jeśli nie to było ich celem, to być może chcą wykształcić wśród zwiedzających takie postawy – aby zaczęli i zaczęły tę sytuację poddawać krytyce?

Wystawę podsumuję błahymi słowami: warto odwiedzić. Warto odwiedzić i indywidualnie, na swój sposób „wtopić się” w przestrzeń wystawy, która koncentruje w jednym budynku bardzo szeroki zakres problemów oraz paradoksów ponowoczesnego świata. Czuję, że każdy zwiedzający i każda zwiedzająca wyciągną z niej indywidualne COŚ, co z pewnością poszerzy ich horyzonty myślowe oraz uwrażliwi na krzywdę, której przecież dziś tak wiele. I być może dla wielu zwiedzających wystawa wyda się niezbyt odkrywcza, tak samo jak błahe są moje słowa podsumowania, jednak chcę wierzyć, że faktycznie skutkiem jej obejrzenia będzie co najmniej wyższa świadomość społeczna.

Cezary Luty

Cezary Luty

Absolwent kulturoznawstwa (UJ), student sztuki współczesnej (UP), ponadto przewodnik i edukator muzealny w Muzeum Fotografii w Krakowie oraz w Muzeum Narodowym. Przedmiotem jego zainteresowań jest sztuka polska po roku 1989, przedemancypacyjna polska proza gejowska oraz studia genderowe. Obecnie nieśmiało stawia swoje pierwsze kroki jako krytyk sztuki