Nr 14 lato 2024 rozmowy Marta Kudelska, Agnieszka Kilian

„Podążać za podpowiedzią, która czeka na miejscu”.

Z Agnieszką Kilian o programie Bałtyckiej Galerii Sztuki Współczesnej rozmawia Marta Kudelska

Baszta Czarownic z widokiem na rzekę, fot. Krzysztof Tomasik

Marta Kudelska: Od sierpnia będziesz nową dyrektorką Bałtyckiej Galerii Sztuki Współczesnej, czego ci szczerze gratuluję. Czy możesz opowiedzieć o swoich motywacjach do wzięcia udziału w konkursie na to stanowisko? 

Agnieszka Kilian: Zanim przystąpiłam do konkursu na stanowisko dyrektorki Bałtyckiej Galerii Sztuki Współczesnej przez wiele lat pracowałam jako niezależna kuratorka związana z różnymi instytucjami publicznymi, ale także z oddolnymi inicjatywami. Od dłuższego czasu moje działania kuratorskie skupiały się wokół kwestii związanych z zagadnieniem lokalności, która nie musi oznaczać „peryferyjności”, ale może być czymś szalenie inspirującym. Mam więc poczucie, że potrafię działać w czasem diametralnie różnych strukturach i logikach. I myślę, że to doświadczenie można przełożyć w BGSW na program, który proponuje przede wszystkim różne modele współpracy, uwzględniając przy tym lokalną specyfikę. Niezwykle inspirujące było dla mnie położenie i skala BGSW, co daje szansę na zbudowanie programu progresywnego, opartego na bliskiej relacji z otoczeniem i czerpiącego z inicjatyw postinstytucjonalnych. BGSW to bowiem galeria, której niewątpliwym atutem jest to, że jest rozpięta pomiędzy dwoma miastami: Słupskiem i Ustką. Nie jest to więc żadna zamknięta lokalność, ograniczona do jednego miejsca. To raczej pewna, znacznie większa przestrzeń. Galeria ma więc potencjał do bycia instytucją w ruchu, która czerpie inspiracje także z mobilności i możliwości zmiany. Myślę, że zarówno ten element, jak i moje doświadczenie można przełożyć na program, który inkorporuje różne strategie współpracy z różnymi rodzajami odbiorców, co jest dla mnie bardzo ważne.

Czymś takim jest chociażby Teatr Lalki „Tęcza”, którego historia łączy się z zaproponowanym przeze mnie programem czujności wobec różnych grup publiczności. „Tęcza” aż do 1966 roku była teatrem wędrownym, a przedstawienia grano na pomorskich wsiach. Wynikało to w dużej mierze z ograniczeń powojennej rzeczywistości, ale nie był to główny powód. W jakimś sensie było to też założenie programowe, gdyż dawało inne możliwości i strategie działania niż typowy stacjonarny teatr. Bycie w ruchu, wchodzenie w obszary wiejskie, otwiera zupełnie inne perspektywy.

Marta Kudelska: Jak więc planujesz pracować z lokalną publicznością?

Agnieszka Kilian: Zapraszając publiczność do współpracy, należy pamiętać o tym, że mamy w praktyce do czynienia z jej różnymi grupami. Zapraszanie tych grup do współpracy jest oczywiście działaniem ukierunkowanym na partycypację, ale już niekoniecznie musi prowadzić do ich emancypacji. Tak samo jak otwarcie się instytucji na różne grupy nie musi samo w sobie być gestem progresywnym. Za tym musi iść odpowiednia strategia. Pamiętając o wspomnianej już tutaj skali BGSW, muszę powiedzieć, że bardzo ważną motywacją do udziału w konkursie była dla mnie możliwość prowadzenia projektów sąsiedzkich, które czerpią z bliskich relacji, czy też zainicjowanie takich systemów, jak „Les Nouveaux commanditaires”, o czym mam nadzieję jeszcze porozmawiać. Kolejnym ważnym elementem związanym z lokalnością, który jest dla mnie bardzo istotny, to możliwość współpracy z działającymi na miejscu innymi instytucjami kultury. Czymś takim jest chociażby Teatr Lalki „Tęcza”, którego historia łączy się z zaproponowanym przeze mnie programem czujności wobec różnych grup publiczności. „Tęcza” aż do 1966 roku była teatrem wędrownym, a przedstawienia grano na pomorskich wsiach. Wynikało to w dużej mierze z ograniczeń powojennej rzeczywistości, ale nie był to główny powód. W jakimś sensie było to też założenie programowe, gdyż dawało inne możliwości i strategie działania niż typowy stacjonarny teatr. Bycie w ruchu, wchodzenie w obszary wiejskie, otwiera zupełnie inne perspektywy. Archiwum tego teatru jest szalenie inspirujące. Sam teatr „Tęcza” ma własny warsztat i niesamowitą kolekcję, m.in. lalek Alego Bunscha czy Adama Kiliana.

Czymś, co również chciałabym wykorzystać w swoim programie, są znajdujące się w BGSW pracownie sitodruku, foto-wideo i ceramiki. Są one prowadzone przez fantastyczny zespół i właśnie ten element, obecnej tam materialności, wydał mi się także czymś wartym większego wyeksponowania i wręcz odzyskania.

Marta Kudelska: Mówisz dużo o lokalności. Chciałabym cię więc zapytać, jak widzisz tę ustecko-słupską lokalność? Nie oszukujmy się, przecież jest ona obarczona bardzo dużym stereotypem, jakim jest obraz miejscowości turystycznej, wakacyjnej, dokąd jeździ się tylko w sezonie letnim. Czy chcesz pracować z tym wyobrażeniem? 

Agnieszka Kilian: Dziękuje, że o to pytasz, bo jest to dla mnie też bardzo ważna kwestia, polegająca na oderwaniu się od utartych schematów. Przede wszystkim zadałabym pytanie, czy lokalność oznacza peryferyjność, a turystyka musi być postrzegana jako zbędny szum społeczny, jakieś zakłócenie, które stoi na przeszkodzie prowadzenia programu. Mamy tendencje do myślenia w opozycjach „centrum i peryferia”, gdzie tylko w dużych ośrodkach, jako centrach, dzieje się to, co istotne, odpowiadające pewnym gustom i oczekiwaniom. Reszta jest echem tego, co ważne, bądź jest zupełnie nieistotna, i wręcz przaśna. Takie podziały na centrum i peryferia zostały w licznych dyskursach unieważnione. Ale moje pytanie brzmi: jak unieważnienie tych podziałów można przełożyć na praktykę instytucjonalną? Jak układać program, gdy lokalność sprowadzona jest do stereotypu turystyki jako niepotrzebnego zakłócenia, a nie część naszej rzeczywistości, z którą możemy pracować. Tak jak istnieje tendencja do robienia wystaw w podatnym na wszystkie modalności white cube, tak często podobne oczekiwania mamy wobec miejsc, w których budujemy program. Chcemy, by były niejako wyzerowane z wszelkich zakłóceń, które nam nie odpowiadają. Działanie obok lub wbrew sytuacjom społecznym jest w moim przekonaniu bez sensu. I nie chodzi o tworzenie programu jako atrakcji turystycznej czy wystaw typu „turystyka w sztuce”. To wymaga innej strategii, kuratorowania na miejscu, łapania sytuacji na żywo i podążania za jakąś podpowiedzią, która tam czeka.

Dla większości ludzi przekroczenie progu galerii jest barierą samą w sobie. – Bo wiąże się z tym pewien kod kulturowy, umiejętności odpowiedniego zachowania czy wiedzy. Chciałabym, by to galeria wykonała pierwszy krok i okresowo stawała się miejscem otwartym, sąsiedzkim, a osoby, które do niej nie chodzą, żeby doświadczyły najpierw przestrzeni galerii w bardziej bliski im sposób: niezobowiązujących spotkań, podczas których nie wymaga się konkretnego uczestnictwa.

Marta Kudelska: Skoro jesteśmy już przy specyfice lokalności, to chciałabym cię zapytać o kwestię równie istotną dla całej Bałtyckiej Galerii Sztuki Współczesnej co kontekst miejsca, czyli o przestrzeń fizyczną galerii. Masz do dyspozycji aż trzy budynki: Centrum Aktywności Twórczej w Ustce oraz położone w Słupsku Galerię Kameralną i Basztę Czarownic. Czy masz zamiar rozróżnić jakoś te miejsca? Nadać im indywidualny charakter? Co chcesz z nimi zrobić? I chyba siłą rzeczy zahaczymy tu o wątek programu rezydencyjnego, który realizuje galeria. 

Agnieszka Kilian: Bardzo mi zależy na rozwinięciu programu rezydencyjnego w Ustce. Chciałabym, aby ta przestrzeń i program rezydencyjny nie służyły tylko osobom artystycznym, ale też aktywistycznym czy osobom zajmującym się edukacją artystyczną. Ważne jest dla mnie wprowadzenie do programu galerii rezydencji wytchnieniowych. Usteckie Centrum Aktywności Twórczej to bardzo wyjątkowe miejsce. Jest to dawny spichlerz położony tuż przy plaży, z odrębną przestrzenią wystawienniczą, ale też z pracowniami. Zdecydowanie widziałabym tam program, który byłby bardziej zróżnicowany i otwarty na inne formaty pracy niż wystawy. Dużym wyzwaniem jest Galeria Kameralna z klasyczną przestrzenią wystawienniczą, jest to taki typowy white cube. Z tego, co usłyszałam od pracowników i odchodzącej dyrekcji, do tego miejsca publiczność trafia niestety najrzadziej. A właśnie ze względu na swoje usytuowanie, w centrum miasta, Galeria Kameralna byłaby idealną przestrzenią na działania sąsiedzkie, które rozszczelniają instytucję. Dla większości ludzi przekroczenie progu galerii jest barierą samą w sobie. – Bo wiąże się z tym pewien kod kulturowy, umiejętności odpowiedniego zachowania czy wiedzy. Chciałabym, by to galeria wykonała pierwszy krok i okresowo stawała się miejscem otwartym, sąsiedzkim, a osoby, które do niej nie chodzą, żeby doświadczyły najpierw przestrzeni galerii w bardziej bliski im sposób: niezobowiązujących spotkań, podczas których nie wymaga się konkretnego uczestnictwa. A z czasem, stopniowo proponować udział w różnych działaniach tym osobom, które wyrażą taką chęć i jednocześnie być otwartym na ich potrzeby i sugestie. Program tego miejsca opierałby się więc na stopniowym zaangażowaniu publiczności. Pracujące w galerii Gosia Różańska i Sylwia Starkowska myślały już wcześniej o tego typu działaniach i rozpoczęłyśmy już prace właśnie nad takimi aktywnościami. Ostatnia przestrzeń BGSW, czyli Baszta Czarownic, pozostanie natomiast głównie miejscem wystaw i może dzięki działaniom sąsiedzkim zwiększy się także zainteresowanie całym programem galerii.

W programie chciałabym wyeksponować jeszcze jeden element, a mianowicie stronę internetową, którą widziałabym jako miejsce kontaktu z różnymi grupami publiczności. Zależy mi, by nie pełniła ona jedynie funkcji informacyjnej, ale zbudowana byłaby na zasadzie wydobywania połączeń między programem wystawienniczym i edukacyjnym, a tym, co dzieje się wokół galerii. Chciałabym, by stała się przede wszystkim miejscem kształtowania wiedzy i dawała szansę nawiązywania i utrzymywania kontaktów z lokalnymi społecznościami. Ale też byłyby łącznikiem ze środowiskami artystycznymi spoza regionu.

Marta Kudelska: Jednym z elementów charakterystycznych dla Bałtyckiej Galerii Sztuki Współczesnej jest także konkurs dla młodych artystów, czyli Biennale Sztuki Młodych „Rybie Oko”. Ostatnimi czasy dużo się mówi o tym, czy potrzebne są takie imprezy. Planujesz tu jakieś zmiany? A może chcesz w ogóle przedefiniować format działania „Rybiego Oka”?

I ten format konkursów bardzo do mnie przemawia. „Rybie Oko”, które powstało w 2001 roku, zapisało się już w środowisku artystycznym i sądzę, że błędem byłaby rezygnacja z niego. Myślę jednak o przeformułowaniu w przyszłości jego regulaminu. Jednym z takich punktów jest górne kryterium wieku dla zgłaszających się osób, czyli 35 lat. Ten limit ma sens tylko wówczas, gdy podejmuje się studia artystyczne zaraz po maturze, kończy się je w terminie i od razu ma się możliwość intensywnej pracy twórczej.

Agnieszka Kilian: Przygotowania do kolejnej 11. edycji „Rybiego Oka” rozpoczęły się zanim objęłam stanowisko dyrektorki galerii. Pani Edyta Wolska, poprzednia dyrektorka, przygotowała regulamin konkursu, powołała jury, a z końcem lipca została ogłoszona ostateczna lista uczestników. Rozpoczynam pracę 1 sierpnia, w czasie trwania konkursu, i będę mogła się przyjrzeć organizacji „Rybiego Oka” i jego odbiorowi, gdyż – jak sama wspominasz – tego typu imprezy mierzą się ostatnimi czasy z silną krytyką. Z jednej strony, zarzuca się im, że wzmacniają postawy indywidualistyczne i wpisują się w neoliberalną logikę świata sztuki. Z drugiej, takie konkursy pełnią jednak ważną funkcję dla środowiska artystycznego. Są bowiem wydarzeniami, podczas których artyści mogą zaprezentować swoje prace lub są po prostu miejscami spotkań środowiska artystycznego. I ten format konkursów bardzo do mnie przemawia. „Rybie Oko”, które powstało w 2001 roku, zapisało się już w środowisku artystycznym i sądzę, że błędem byłaby rezygnacja z niego. Myślę jednak o przeformułowaniu w przyszłości jego regulaminu. Jednym z takich punktów jest górne kryterium wieku dla zgłaszających się osób, czyli 35 lat. Ten limit ma sens tylko wówczas, gdy podejmuje się studia artystyczne zaraz po maturze, kończy się je w terminie i od razu ma się możliwość intensywnej pracy twórczej. Niestety wiemy, że nie zawsze tak się dzieje. Dziś powinniśmy wziąć pod uwagę nasze współczesne realia: odkładanie decyzji o studiach ze względu na brak akademików i stypendiów, konieczność pracy w innych zawodach, by móc się utrzymać. Życie jest znacznie bardziej złożone niż przewidują to konkursowe regulaminy. Nie wspominając już o macierzyństwie czy – szerzej – rodzicielstwie. I ostatnia kwestia, która budzi moją wątpliwość w dzisiejszych czasach, czyli zastrzeżenie o byciu „polskim artystą”.

Marta Kudelska: W zaproponowanym przez ciebie programie BGSW pojawia się również element, który mnie osobiście bardzo interesuje. Mam tu na myśli współpracę z zewnętrznymi kuratorami, ale także zniesienie granicy między kuratorem a edukatorem w galerii. Powiesz o tym troszkę więcej? 

Agnieszka Kilian: Bardzo ważne jest dla mnie zniesienie sztywnego podziału pomiędzy kuratorowaniem a edukacją. Pomiędzy tymi dwoma stanowiskami powinien być stały przepływ idei i motywów. Inspiracją dla mnie są propozycje Nory Sternfeld, która widzi w edukacji podłoże dla projektów kuratorskich. Dlatego chciałabym zapraszać osoby kuratorskie do dłuższej współpracy, wspólnego rozpoznania lokalności oraz  różnorodnych publiczności, jakie są tu na miejscu. Zależy mi, by realizowane w BGSW projekty nie miały charakteru „spadochroniarskiego”. Aby towarzyszyła im praca z zespołem galerii, pozwalająca na poznanie lokalnych kontekstów i specyfiki. Nie chodzi o zrobienie jednorazowej wystawy, ale o pilotowanie programu przez dłuższy czas. Oczywiście moją odpowiedzialnością jest  stworzenie takich warunków, które pozwolą nam wszystkim na taką pracę. Bardzo cieszę się więc na współpracę z tobą i Kaśką Maniak. To właśnie z rozmów z Kasią zapożyczyłam do mojego programu określenie „rozszczelniania instytucji”. Będzie ona we współpracy ze mną współpilotować długofalowy projekt oparty na koncepcji „Les Nouveaux commanditaires”.

Marta Kudelska: Interesująca jest inspiracja do tego działania, czyli manifest francuskiego artysty Françoisa Hersa. 

Agnieszka Kilian: Hers w 1990 roku zaproponował odwrócenie dobrze znanej nam logiki instytucjonalnego świata sztuki, która polega na tym, że tylko uprzywilejowani, przede wszystkim instytucje kultury, inicjują proces twórczy, zamawiają dzieło sztuki, współpracują z artystą. Hers zaproponował stworzenie systemu, w którym stroną inicjującą działania artystyczne byliby mieszkańcy. Zachęcał ich tym samym do bezpośredniego udziału w inicjowaniu i konceptualizowaniu interwencji artystycznych. Ten model działania z powodzeniem rozpowszechnił się we Francji i Belgii, ale równie dobrze działa też w Holandii i Niemczech. Myślę, że zarówno manifest Hersa, ale także krytyczne podejście do jego założeń, może być bardzo owocne dla takich instytucji jak BGSW, którym zależy na nawiązywaniu relacji z otoczeniem. Właśnie taki sposób działania, mający bardzo progresywny potencjał, najlepiej sprawdza się w ośrodkach o mniejszej skali. Szczególnie ciekawe realizacje, zainspirowane działaniem tego typu, można znaleźć np. na terenach wiejskich. To działanie otwiera zupełnie inną perspektywę na współpracę na linii galeria – mieszkańcy. I trochę na to z Kaśką Maniak liczymy. Kluczowa jest tu jednak długofalowa współpraca, taka, która jest przede wszystkim osadzona w danej społeczności.

Marta Kudelska: W twoim programie pojawia się także wątek hydrohumanistyki, zwanej też błękitną humanistyką. Zresztą dużo w nim różnych nazwijmy to „wodnych”, „płynnych” inspiracji. 

Dodatkowo nie zapominajmy, w Słupsku i Ustce woda się materializuje w niesamowity sposób. Ta natura też jest jakimś materiałem, wobec którego instytucja może działać – nie tylko w linii brzegowej Bałtyku, ale też bardzo inspirującego ujścia i rozlewiska rzeki Słupia. Poza miastem to takie trochę nieużytki, tereny podmokłe. Z kolei sam Słupsk ma niesamowicie progresywny program retencji wody w mieście, zieleńców deszczowych, rozbudowanej mikroretencji.

Agnieszka Kilian: W jakimś stopniu jest to kontynuacja myślenia o instytucji jako przestrzeni inkluzywnej. Niebieska humanistyka czy też hydrohumanistyka odwołuje się do potrzeby przedefiniowania wspólnoty, odejścia od myślenia na zasadzie binarności i wykluczeń. To „DNA” tego nurtu chciałabym wykorzystać w programie na wielu poziomach i odwoływać się do tego dorobku w bardzo różny sposób. Dodatkowo nie zapominajmy, w Słupsku i Ustce woda się materializuje w niesamowity sposób. Ta natura też jest jakimś materiałem, wobec którego instytucja może działać – nie tylko w linii brzegowej Bałtyku, ale też bardzo inspirującego ujścia i rozlewiska rzeki Słupia. Poza miastem to takie trochę nieużytki, tereny podmokłe. Z kolei sam Słupsk ma niesamowicie progresywny program retencji wody w mieście, zieleńców deszczowych, rozbudowanej mikroretencji. Ten kontekst myślenia wodą i poprzez wodę można niuansować i pokazywać bardzo różne strategie pracy z tym nurtem. W Polsce mamy dużo ciekawych postaw artystycznych, odwołujących się niebieskiej humanistyki, np. Eweliny Jarosz i Justyny Górowskiej.

Marta Kudelska: Zbliżając się powoli do końca naszej rozmowy, chciałabym cię zapytać o jeszcze jeden wątek, który się już tutaj pojawił, czyli o rezydencje wytchnieniowe. Rozumiem, że chcesz odejść od takiego modelu rezydencji, który kojarzy się z pracą, działaniem, produktywnością. Raczej chcesz skupić się na działaniach, które pozwalają odpocząć, nabrać dystansu, spojrzeć na coś z innej perspektywy, czy po prostu być w danym miejscu i go doświadczać. Jak widzisz te działania w Ustce i Słupsku? 

Agnieszka Kilian: Jestem wielką zwolenniczką tego formatu programów rezydencjalnych. Gdy w 2015 roku robiłam projekt Spoczywanie, nie znałam tego określenia, a ono najpełniej oddaje w sumie rozwijane tam idee. Ten projekt nawiązywał do oddechu, do wypoczynku i domów pracy twórczej. Myślę, że wraz z pojawieniem się również w Polsce idei rezydencji wytchnieniowych zrobiliśmy kolejny krok w naszym podejściu do pracy twórczej. Pozwoliliśmy sobie na to, by nie trzeba było uzasadniać potrzeby wytchnienia, odpoczynku. Aby ten system rezydencji wytchnieniowych dobrze funkcjonował, potrzebne jest długofalowe finansowanie i obecność w sieciach współpracy. Bardzo ciekawy program tego rodzaju rezydencji organizuje Kasia Zielińska, kuratorka rezydencji w ramach inicjatywy „zusaculture”, która wyrosła ze stowarzyszenia MitOSt. Tuż przed przystąpieniem do konkursu współpracowałam z nią i mogłam poznać praktykowane przez tę inicjatywę całościowe podejście do troszczenia się o osoby rezydentów. Jako BGSW powinniśmy się zdecydowanie otworzyć na inne modele działania i współpracy, włączyć się też w dyskusje o systemie rezydencyjnym jako takim.

Marta Kudelska: To już naprawdę na sam koniec: jakie jest twoje największe marzenie w związku z pracą w Bałtyckiej Galerii Sztuki Współczesnej? 

Agnieszka Kilian: Marzy mi się, aby BGSW stało się instytucją wielogłosową, polifoniczną i taką, w której osoby do niej zaproszone rzeczywiście czują się zaproszone. Dotyczy to nie tylko osób artystycznych, kuratorskich, ale także różnych grup publiczności, które chciałabym, aby miały poczucie, że nie są tylko uczestnikami, ale także współgospodarzami tego miejsca. Bardzo wierzę w różne rodzaje publiczności i to, że tak naprawdę to one dekonstruują instytucje, o czym wspominała i co trafnie opisała Irit Rogoff w tekście How to Dress for an Exhibition. Siła, która wynika z życia i kontekstu, jaki wnoszą w instytucje osoby uczestniczące w ich aktywnościach, jest nie do przecenienia i do przeskoczenia. I właśnie o tym chciałabym pamiętać, kierując BGSW.

Marta Kudelska: Bardzo dziękuję za rozmowę.

Rzeka Słupia, fot. Krzysztof Tomasik

Marta Kudelska

Marta Kudelska

Kuratorka, krytyczka sztuki. Ukończyła kulturoznawstwo (kulturę współczesną) i historię sztuki (UJ). Członkini Sekcji Polskiej Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA. Pracowała m.in. w Bunkrze Sztuki i Muzeum Fotografii. Interesuje się związkami pomiędzy sztuką współczesną a tradycją romantyczną (zainteresowaniem artystów wątkami magicznymi, grozy i ezoterycznymi). Pracuje w Katedrze Kultury Współczesnej w Instytucie Kultury (UJ).

Agnieszka Kilian

Agnieszka Kilian

kuratorka wystaw, autorka i redaktorka publikacji. Łącząc formaty wystaw i programów edukacyjnych, poszukuje nowych modeli instytucjonalnych, które będą miały charakter nie tylko partycypacyjny, ale też emancypacyjny i inkluzywny. Współpracowała m.in. z berlińską instytucją zarządzaną kolektywnie, nGbK. W 2017 roku została zakwalifikowana w międzynarodowym konkursie do programu Art Matters, organizowanego przez Tate Modern w Londynie.