Nr 14 lato 2024 edytorial Magdalena Ujma

Od redakcji /14/

Natychmiastowa ulga

Kiedy myślę: „zaraz wracam”, od razu czuję ulgę. I mimo, że pociągi kipią podróżnymi oraz nie działa w nich klimatyzacja, to momentalnie chce mi się wsiąść. Od razu czuję zapach siana i widzę nad głową trawy kołyszące się na tle nieba. Koszmar dla alergików, ale nie dla mnie, na szczęście. Wywieszka „zaraz wracam” oznacza dla mnie porzucenie włączonego komputera na biurku i prania w pełnej akcji, by zbiec po schodach, wskoczyć na rower, wsiąść do tramwaju, pójść przed siebie. Eskapizm? Tak, i to niezwykle przyjemny. Co więcej: niezbędny do życia.

Bo skok w bok leczy. Skok w przygodę tuż za rogiem, tymczasowe zawieszenie, przerwa od ciężaru codziennej rutyny, dają nam poczucie, że jesteśmy jeszcze żywi. Z powodzeniem zastępują to, co oferują skomercjalizowane wynalazki w rodzaju treningu uważności. System wypycha nas na urlopowe wyjazdy all inclusive w dalekich krajach, niszczące dla tamtejszego przemysłu, lokalnej ludności, przyrody, wyniszczające wreszcie dla nas samych. System przerabia nas na bezimienną masę. Dlatego tak ważne są przerwy w kieracie współczesnego życia. Co najmniej od czasu pandemii popularność zyskują tak zwane mikrospacery czy mikrowyjazdy, pokazujące notabene, że zmienia się generalny model wypoczynku. Być może masowa turystyka dożywa właśnie swoich dni, bowiem mieszkańcy turystycznych destynacji buntują się przeciwko nim. A i – co ważniejsze – piekielne upały powodują, że ludzie zaczynają się wahać, czy rzeczywiście warto wypoczywać pośród pożarów.

Wielką karierę robi obecnie słowo „wytchnienie”. Zmęczeni tworzeniem projektów na akord, jeździmy coraz częściej na rezydencje „wytchnieniowe”. To nowy zwyczaj w świecie sztuki. Zwyczaj rozsądny, bowiem wymóg stworzenia czegoś konkretnego, jakiejś realizacji, jako zwieńczenia miesięcznego pobytu w nieznanym miejscu owocował działaniami wysilonymi i przypadkowymi, wpisującymi się w obłędny kołowrotek pracy projektowej, polegającej na robieniu projektu za projektem, żeby nie wypaść z obiegu. Miejsca na wytchnienie można teraz znaleźć w Sopocie, Krośnie, Ustce. Można po prostu odpocząć, robić co się chce lub po prostu nie robić nic. Mieć wolność od stresu nieustannego bycia na czasie, dotrzymywania kroku. Odłączyć się. Tego typu prace, polegające na odcinaniu się, pozwoleniu sobie na odpoczynek i nicnierobienie powstawały już kilkanaście lat temu, proponowały je Ela Jabłońska czy Agnieszka Kilian.

Dwadzieścia lat temu, w czasie dominacji sztuki krytycznej, nie wypadało przyznawać się do wrażliwości. Musiało być poważnie, cynicznie i krytycznie oraz egzystencjalno-społecznie. Zastanawiałam się, co w dobie, gdy wszyscy dyskutowali o manifeście Artura Żmijewskiego Stosowane sztuki społeczne, miała począć dobra artystka lub dobry artysta, którzy najzwyczajniej w świecie pragnęli namalować/narysować/sfotografować kwiaty. Nie mogliby się obyć bez cudzysłowu, bo inaczej nie mieściłoby się to w ówczesnej definicji sztuki, obowiązującej akurat w tym obiegu artystycznym, w którym tkwiłam (bądź do którego pretendowałam). „Zaraz wracam” to zatem nisza w rzeczywistości, błogie godziny, kiedy mogę sobie pozwolić na oderwanie od mojej bańki zawodowej, na bycie kompletnie niemodną, nieobeznaną, obciachową i zaniedbaną.

„Zaraz wracam” – to właśnie pozwolenie sobie na bycie kimś innym niż zazwyczaj, to rezygnacja z przybierania ról i póz. Zdjęcie kostiumu profesjonalistki, zabieganej matki, reżysera teatru, aktywisty LGBT czy kuratorki wystaw. To wyzwolenie się ze stanu zastygnięcia w jakiejś pozie życiowej. Można śpiewać na cale gardło albo milczeć; można uczestniczyć w warsztatach albo się z nich wycofać. Nie na darmo odkładamy sobie góry książek do przeczytania na takie życiowe przerwy. Bo „zaraz wracam” odnosi się doskonale do detoksu czy postu cyfrowego. Jest to odpoczynek na końcu świata. Lecz ten koniec świata znajduje się w pobliżu, nie tam, dokąd leci się samolotem kilkanaście godzin, lecz tam, gdzie – wskutek nieopłacalności – nie są doprowadzone maszty telefonii komórkowej i nie ma zasięgu, czyli na przykład w wymierającej wsi w geograficznym centrum Polski.

„Zaraz wracam” ma także mocne umocowanie w sztuce. Karteczka z informacją o chwilowej nieobecności może odnosić się do tych wszystkich artystycznych powrotów, z którymi mamy obecnie do czynienia. Ci, którzy powracają, właśnie zdejmują ją z drzwi wejściowych. Wracają więc artyści w wieku sędziwym, powracają ci, którzy zdawali się przez całe życie niemodni oraz niesprzedawalni. Powracają ci, którzy byli zapomniani po wielkim sukcesie w młodości. Wielkie globalne imprezy potwierdzają te powroty: ostatnie documenta przypieczętowały renesans kolektywów (oraz niechcący je zdyskredytowały), przedostatnie Biennale Weneckie zaprosiło artystki oraz długo niedoceniane techniki, w tym rzemiosło; obecne – pokazuje artystów, którzy wcześniej nie mieliby szans na wystawę w Wenecji, bo byli zbyt „lokalni”. Wielu z nich zresztą nie powraca nie tyle z wytchnienia, ile raczej z banicji, na którą wcale nie zapracowali. Zapomniało się o nich, bo nie tworzyli w centrach; bo tworzyli rzeczy niesprzedawalne; bo mieszkali w niewłaściwym miejscu bądź mieli niewłaściwy kolor skóry.

Zapraszamy do nowego numeru „Restartu”!

Magdalena Ujma

Magdalena Ujma

Historyczka i krytyczka sztuki, kuratorka wystaw i projektów z zakresu sztuki współczesnej. Ukończyła studia z historii sztuki (KUL) i zarządzania kulturą (Ecole de Commerce, Dijon). Prowadziła Galerię NN w Lublinie, pracowała w redakcji kwartalnika literackiego „Kresy”, w Muzeum Sztuki w Łodzi i w Galerii Bunkier Sztuki w Krakowie. Obecnie sprawuje opiekę nad kolekcją w Ośrodku Dokumentacji Sztuki Tadeusza Kantora „Cricoteka” w Krakowie. Jest wiceprezeską Sekcji Polskiej Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA.