Nr 3 jesień 2021 rozmowy Krzysztof Maniak, Kornel Janczy

Noc w górach. Z Kornelem Janczym rozmawia Krzysztof Maniak

Widok wystawy, Kornel Janczy, Wspaniała atmosfera, BWA w Tarnowie, fot. Przemysław Sroka

Krzysztof Maniak: Powiedz proszę, dosłownie w jednym bądź dwóch zdaniach, czym się zajmujesz?

Kornel Janczy: Jestem artystą wizualnym, zajmuję się przestrzenią, pejzażem, geografią, pograniczem nauki i pseudonauki.

Z wykształcenia jesteś malarzem, skończyłeś krakowską ASP. Pamiętasz moment, kiedy twoje obrazy opuściły płótna i powędrowały na konstruowane przez ciebie formy przestrzenne? Mógłbyś przywołać pierwszą taką pracę? Co było tego powodem?

Studiowałem malarstwo i właściwie przez cały okres spędzony na akademii nie wychodziłem poza obręb płótna lub kartki papieru. Pod koniec piątego roku studiów, przemierzając tereny mojego rodzinnego Beskidu Wyspowego, zacząłem pozostawiać ślady, takie jak drobne napisy wyryte scyzorykiem na drzewach bądź drogowskazy i tabliczki informacyjne. Jedną z takich prac był palik z tabliczką z napisem „ANTYPODY”, który wbiłem na środku prostokątnego świeżo zaoranego pola uprawnego. Były to proste zabiegi grające pojęciem czasu i przestrzeni, wielu z tych prac nawet nie udokumentowałem fotograficznie. Może jeszcze gdzieś butwieją w lasach okolic Limanowej.

Równocześnie intensywnie malowałem, przygotowując się do dyplomu. Malarstwo i działania w przestrzeni oscylowały między dwoma różnymi biegunami praktyki artystycznej i wtedy wydawały mi się nie do pogodzenia. Myślałem, że w końcu będę musiał pójść w jedną albo drugą stronę. Ostatecznie okazało się, że obie praktyki spotkały się gdzieś pośrodku i naturalnie zaczęły tworzyć całość.

Pierwszymi obiektami były trójwymiarowe mapy. Najpierw tworzyłem miniaturowe modele z kolorowego papieru, a następnie duże formy z powyginanej blachy stalowej, które wykonałem na pierwszą solową wystawę instytucjonalną w galerii BWA Sokół w Nowym Sączu. Były one kontynuacją cyklu Mapy – zbioru kilkuset obrazów i rysunków, w których posługiwałem się wizualnym językiem kartografii i tworzyłem wyimaginowane terytoria, topografie, państwa, społeczności i ich historie. Malowane na płótnie mapy nachodziły na siebie, wyginały, pękały, więc pójście w trzeci wymiar było niemal naturalną koleją rzeczy.

Ale w twoich trójwymiarowych obiektach jest coś jeszcze. Wspominałeś kiedyś, że w ich wnętrzu kryją się tajemnicze konstrukcje o niejasnej funkcji. Gdybyś tego nie zdradził, nikt by się o nich nie dowiedział – chyba, że postanowiłby twoje prace prześwietlić rentgenem lub rozkroić. Opowiedz o tym coś więcej – to szalenie interesujące.

Tak, część obiektów, które wykonałem z tektury, ma w swoim wnętrzu misterną sieć połączeń, plątaninę żebrowań i mini konstrukcji. Budowa szkieletu jest dla mnie ważna: chcę, żeby obiekty miały swoją tkankę i strukturę; ich konstrukcja często całkiem mnie pochłania, pomimo tego, że dla odbiorcy nie ma ona właściwie żadnego znaczenia. Jednak wydaje mi się, że już sama wiedza o tym, że tam w środku coś się znajduje, może napędzać wyobraźnię. Taka sekretna wiadomość dla przyszłego posiadacza obiektu. Gdyby go przepołowić, zobaczylibyśmy jego budowę wewnętrzną, zupełnie jak w modelach lub rysunkach ilustrujących wnętrza planet, gwiazd czy skał.

Dla posiadacza albo konserwatora. To naprawdę niezwykle otwierający i inspirujący rodzaj działania, kamuflowania ukrytych treści. Ale wróćmy jeszcze na chwilę do warstw twoich prac, które widzimy bezpośrednio. Twoje prace działają subtelnym, niebanalnym kolorem i dziwnymi quasi architektonicznymi formami. Są jakby ekstraktami z otoczenia dziejącymi się na styku małej architektury i pejzażu. Jak można byłoby opowiedzieć o nich osobom niewidomym?

Osobie niewidomej starałbym się w pierwszej kolejności opowiedzieć o zjawisku lub obiekcie, który jest dla mnie inspiracją do stworzenia pracy. O tym, jak owo zjawisko wygląda, jak je widzę, czemu jest dla mnie interesujące i w jaki sposób chciałem je zwizualizować.

A czy dałbyś radę na potrzeby tej rozmowy „opowiedzieć” jedną ze swoich prac – nie podając jej tytułu – tak, abyśmy sobie wyobrazili stojący za nią obraz/scenę?

Wędrując po górach często napotykam intrygujące ślady obecności człowieka – paleniska. Mają one prosty kształt okręgu ułożonego z kamieni, w środku którego znajduje się popiół i zwęglone kawałki drewna. Często zastanawiam się, kim był lub byli ludzie, którzy akurat w tym miejscu postanowili rozpalić ognisko. Dokąd zmierzali, jak długo tu byli i jak bardzo się rozminęliśmy. Czy spędzili tu noc rozniecając ogień, żeby się rozgrzać i rozświetlić mrok nocnego lasu. Jest w tym coś pierwotnego i mistycznego.

Moja praca jest nawiązaniem do tych znajdywanych przypadkiem obiektów. Kształt wyznacza okrąg ułożony z kamieni, w środku znajduje się czarna plama, która z daleka wygląda jak ślad po ognisku. Podchodząc bliżej, można jednak dostrzec, że na czarnej powierzchni widać odbicie nocnego, rozgwieżdżonego nieba. Praca jest wspomnieniem nocy spędzonej w górach.

Będąc jeszcze przez chwilę przy odbiorcach – czy jest jakiś szczególny typ publiczności, któremu są dedykowane twoje realizacje?

Nie, nie mam na myśli jakiegoś konkretnego typu odbiorców, do których kieruję swoje prace.

A czy miejsce ekspozycyjne jest im dedykowane? Może masz wymarzoną przestrzeń dla nich? Puśćmy wodze fantazji – co oprócz white cube’a może im sprzyjać?

Marzy mi się taka sytuacja: znajduję piękną, widokową działkę w Beskidach. Na działce znajduje się niedokończony budynek, a właściwie same fundamenty, w obrębie których eksponuję swoje obiekty, ale w taki sposób, aby płynnie uzupełniały się z otaczającym krajobrazem. Część z nich wspomagałaby obserwację procesów w nim zachodzących. Na przykład w jeden dzień w roku słońce przechodziłoby przez szczelinę w obiekcie; przez dziurę w innym można by obserwować majaczący na horyzoncie szczyt; inny z kolei powtarzałby kształty pofałdowanego terenu. Całość tworzyłaby specyficzne obserwatorium.

Interesujące jest dla mnie to, jak przekształcasz doświadczenie pejzażu na swoje prace, skąd czerpiesz pomysły na kształty, formy, które są pewnego rodzaju syntezą doświadczenia, obserwacji? Szkicujesz je najpierw, zapamiętujesz obserwacje, robisz notatki fotograficzne – a może powstają spontanicznie – forma wykluwa się w procesie twórczym?

Nie mam żadnego sposobu ani metody na wymyślanie nowych form, nie licząc tego, że najlepiej mi się myśli podczas chodzenia, więc sporo pomysłów wpada mi do głowy podczas samotnych wędrówek. Niektóre prace przychodzą ot tak, w ciągu sekundy, nad innymi długo pracuję, zmieniam koncepcje, zastanawiam się. Nie wszystkie prace realizuję od razu, zdarza się, że gotowy pomysł siedzi sobie gdzieś z tyłu głowy nawet przez kilka lat. Bywa i tak, że na jakiś czas o nim zapominam. Następnie nadchodzi moment, kiedy wiem, że to już pora i wtedy biorę się do pracy.

Większość twoich prac ma wydźwięk nostalgiczny, melancholijny. Wisi nad nimi duch tęsknoty – z czego to się bierze? Chodzi o ulotność chwil i wrażeń, jakie daje nam przebywanie w przestrzeni otwartej, pozamiejskiej – tej, do której często nawiązujesz?

Przemycam w moich pracach swoje melancholijne usposobienie, ale jest w nich także świadoma gra z tą konwencją. Zresztą wydaje mi się, że w większości z nas istnieje taki melancholijny pierwiastek, lubimy się czasami wzruszyć na filmie, zachwycić zachodem słońca i nawet zrobić jego zdjęcie. Ja wywlekam ten melancholijny pierwiastek i używam go z premedytacją, bo wiem, że to niebezpieczne. To balansowanie na cienkiej linie, zwłaszcza w polu sztuk wizualnych. Dlatego jest to takie pociągające.

Padają też określania odnoszące się do epoki romantyzmu i jej cech. Jak definiujesz pojęcie „romantyzmu”? Czy jest dla ciebie rodzajem postawy wobec otoczenia?

Odniesienia do romantyzmu dotyczą najczęściej motywów podejmowanych w malarstwie tej epoki. Często korzystam z romantycznego repertuaru – te wszystkie wschody i zachody słońca, zamglone morza, ośnieżone szczyty górskie. Łatwo tu popaść w banał, ale z drugiej strony te tematy po prostu są banalne.

Jeśli chodzi o moją postawę wobec otoczenia, określiłbym ją jako pragmatyczny romantyzm. Emocje i intuicja w połączeniu z wiedzą i nauką.

Odbiegając trochę od tematu. Z żoną Zosią lubicie podróżować. Co daje tobie/wam podróżowanie? Jak myślisz – czy twoja sztuka wyglądałby inaczej, gdybyś osiadł na stałe w Limanowej? Pamiętam, że mieszkałeś tam po powrocie ze studiów. Czy pejzaż rodzinnych stron byłby dla ciebie wystarczający?

Trudno powiedzieć, kiedy zaczyna się podróżowanie. Może jest to po prostu czas spędzony na przemieszczaniu się poza obszarem codziennych aktywności? Dla mnie podróżą może stać się już nawet zwykły spacer poza miastem. Do tego można rozróżnić niezliczoną mnogość sposobów podróżowania; każdy z nich jest innym doświadczeniem. Zmierzam do tego, że trudno jest mi powiedzieć tak ogólnie, co daje mi podróżowanie. Każdy przypadek rozpatruję indywidualnie. Na przykład nasza ostatnia podróż to trzymiesięczny pobyt na rezydencji w instytucji Fundaziun Nairs w szwajcarskim Scuol. Rezydencja, niegdyś pełniąca funkcję sanatorium, mieściła się w głębokiej dolinie, około pół godziny spacerem od miasteczka. Sąsiednie zabudowania stały opuszczone, wyglądały jakby z dnia na dzień zamarło w nich życie. Przybyliśmy na miejsce w czasie twardego lockdownu, więc przez długą część pobytu byliśmy odcięci od świata zewnętrznego. Za dnia każdy z artystów pracował w swoim studio lub spacerował po okolicy, a wieczorami spotykaliśmy się przy wspólnej kolacji. Na korytarzach przedwojennego budynku niektórzy czuli obecność duchów, oczyszczaliśmy pomieszczenia kadzidłami, często rozmawialiśmy o astrologii, organizowaliśmy seanse Twin Peaks. Odcinając się od świata zewnętrznego, stworzyliśmy mikrospołeczność, która stała się całym naszym światem, a najdrobniejsze historie dziejące się wewnątrz grupy urastały do rangi ważnych wydarzeń, sensacji, skandali i tematów do plotek. Trudno takie doświadczenie porównać do jakiejkolwiek mojej dotychczasowej podróży.

Również samo otoczenie rezydencji było dla mnie czymś bardzo inspirującym. Scuol położone jest w dolinie Engadyny, ciągnącej się wąskim pasem przez kilkadziesiąt kilometrów wśród wyrastających po obu stronach trzytysięczników. Dużo tam wędrowałem, przeważnie trawersując zbocza doliny, gdyż pora roku przez długi czas nie pozwalała na wyjście w wyższe partie. Jednak nawet dużo niżej szlaki bywały trudne, często zniszczone przez zimową porę. Trzeba się było przedzierać przez wyrwane i połamane drzewa oraz rumowiska skalne. Tam właśnie zacząłem obserwować naturę w skali mikro. Przyglądałem się z bliska roślinom oraz niesamowitej różnorodności formacji skalnych i ich budowie geologicznej. Podczas pobytu stworzyłem szereg nowych prac inspirowanych tamtejszym krajobrazem. Powróciłem też do prostych i naturalnych materiałów, takich jak kamień.

Jeśli chodzi o pejzaż rodzinnych okolic, na pewno miał on kluczowy wpływ na moje postrzeganie przestrzeni. To, skąd pochodzę, jaki miałem widok z okna, silnie mnie ukształtowało. Mój dom rodzinny stoi na wzgórzu, z którego rozpościera się szeroka panorama na całe miasto. Jako dziecko w ciągu dnia przebywałem w jego centrum, a popołudniami podziwiałem je, patrząc z wysoka. Wszystko to, co wcześniej było w skali 1:1, rynek, szkoła, kościół, szpital, dom kolegi, po powrocie ze szkoły stawało się pomniejszone. Mogłem wertować topografię swojego miasta niczym zdjęcia satelitarne w Google Maps. Dodatkowo powyżej zabudowań mogłem z podziwiać rozległą panoramę Beskidu Wyspowego.

Za tobą otwarcie indywidualnej wystawy Wspaniała atmosfera w BWA Tarnów kuratorowanej przez Stacha Szabłowskiego. Jest to retrospektywa obejmująca ponad dekadę twojej twórczości. Stworzyliście tam ze Stachem dwie piękne instalacje. W sali głównej to monumentalna kompozycja pejzażowa, która anektowała blisko 40 mniejszych obiektów ustawionych na pofalowanej – symulującej topografię terenu – białej siatce. W mniejszej sali powstał „gabinet map” reprezentujący twoją praktykę malarską zogniskowaną wokół języka kartografii, geodezyjnych, administracyjnych czy w końcu politycznych podziałów gruntów. Z twoich realizacji klaruje się obraz artysty konsekwentnego, niespiesznie spacerującego po interesujących go wątkach. W jakim kierunku zmierzać będzie twoja twórczość teraz?

Rzeczywiście, patrząc na ilość prac na wystawie oraz przekrój czasowy, z którego pochodzą, wygląda to jak retrospektywa, ale ja jestem daleki od takiego stwierdzenia. Po prostu wychodzi na to, że przez ostatnich kilka lat realizowałem jeden wielki metaprojekt składający się z wielu pomniejszych, z czego wcześniej nie zdawałem sobie sprawy. Zacząłem to zauważać zestawiając ze sobą obiekty kosmiczne z makietami placów budowy. Zauważyłem wtedy, że mimo rozbieżności tematycznych kryje się za nimi wspólna narracja. Wspaniała atmosfera być może będzie klamrą i powolnym zamykaniem projektu. Zwłaszcza, że już mam pomysły na nowe, trochę bardziej złożone, intermedialne realizacje. Natomiast jeżeli chodzi o obszar poruszanych tematów, myślę, że nic się nie zmieni.

Pytałem, bo czasami mimochodem dzielisz się ze mną swoimi pomysłami wybiegającymi poza te, z którymi jesteś najbardziej kojarzony. Np. działaniami o charakterze performatywnym, procesualnym, głęboko pojęciowym. Chciałem zapytać, jak idą prace nad wyznaczeniem twojego autorskiego szlaku? Chyba, że ta praca ma pozostać wyłącznie w sferze konceptu? Może opowiesz przy okazji o jeszcze innych swoich pomysłach lub realizacjach – dotychczas nam nieznanych – które dzieją się gdzieś poza galeriami sztuki i instytucjami kultury. Tym samym – jeśli chcesz – ukonstytuujesz je na łamach tej rozmowy jako instrukcje do przyszłego wykonania.

Szlak to jedna z tych prac, które chodzą mi po głowie latami. Opowiadałem ci o nim już dosyć dawno, w ostatnim czasie jego koncepcja coraz wyraźniej się krystalizuje. W tym momencie jestem mocno zapalony do pokonywania tras w ten sposób, żeby przemieszczać się z jednego punktu do drugiego, nie wychodząc z lasu. Teraz na przykład sprawdzam, jak najdalej można by w ten sposób powędrować z Krakowa. Bardzo chciałbym przejść trasę Kraków – Limanowa albo Kraków – jakiś inny punkt w Beskidach. Sprawdzam także, czy byłaby możliwość przemierzenia w ten sposób całej Polski z południa na północ. To by było coś niesamowitego.

Na koniec chciałbym zapytać cię, co w sztuce cenisz najbardziej? A co w życiu?

Może jestem już w wieku, w którym na pytania tego typu odpowiedzi wydają się dosyć proste. W sztuce cenię sobie szczerość, a w życiu miłość.

Krzysztof Maniak

Krzysztof Maniak

Prace Krzysztofa Maniaka (ur. 1990) to najczęściej dyskretne, proste gesty i interakcje z przyrodą, takie jak gładzenie mchu, kory, śniegu, wchodzenie na drzewa. Artysta tworzy podczas wędrówek po lasach, łąkach i wzgórzach w Tuchowie, gdzie mieszka.
Absolwent Wydziału Intermediów ASP w Krakowie, od czasu obrony doktoratu w 2018 roku związany z Katedrą Zjawisk Sztuki Intermediów na tej uczelni. Obecnie prodziekan Wydziału Intermediów.

Kornel Janczy

Kornel Janczy

Urodzony w 1984 r. w Limanowej, mieszka i pracuje w Krakowie. Studiował malarstwo w krakowskiej ASP i w Akademie der Bildenden Künste w Monachium. W 2019 roku uzyskał stopień doktora na Wydziale Sztuki Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Realizuje zróżnicowane pod względem stosowanych mediów prace, od malarstwa i rysunku po instalacje czy realizacje site-specific. Jest laureatem Stypendium Twórczego Miasta Krakowa (2019), stypendium Młoda Polska (2018) i stypendium Kultura Polska na Świecie (2018, 2021) oraz finalistą 11. Konkursu im. Eugeniusza Gepperta „Uwaga: malarstwo!” (2013).