Można było mieć wątpliwości…
Miejsce: Cricoteka
Czas: październik 2021 – maj 2022
Kuratorzy: Magdalena Ujma-Gawlik, Kamil Kuitkowski
Artysta: Robert Kuśmirowski
Widok wystawy, Robert Kuśmirowski,Wpół do jutra
…bo Wpół do jutra jest pomiędzy. Ani autorstwo, ani kuratorstwo nie jest tu do końca pewne i dopowiedziane, nawet z określeniem „wystawa” bezszelestnie się rozmija. I właśnie ta niepewność, którą spotykamy tu na każdym kroku, zmienia to, co widzimy w Cricotece, w zjawisko fascynujące.
Można było mieć wątpliwości. Bo wernisaż był performansem – o ile któryś wernisaż nim nie jest, biorąc pod uwagę, że zarówno artysta, jak i widz performują swoje role społeczne. Niemniej jednak, to był arcyperformans. Grupa zaproszonych do współpracy przez Roberta Kuśmirowskiego artystów, nieraz dziwaków świata sztuki (przepraszam!), nieraz artodludków (przepraszam!), a na pewno persony absolutnie osobne, nawet jak na specyfikę artworldu (przepraszam nieco mniej!), wypełniły sale wystawienniczą życiem. Ich obecność już była sztuką. Każdy z nich pokazał, skąd właściwie jego twórczość się wywodzi i jak blisko jej do zjawiska, jakim jest art-living. Co więcej, każdy z nich mimowolnie zaprezentował, że mimo wszystkich różnic wszyscy należą do jednego plemienia. Przy całej złożoności, różnicach, odrębności. To pokazało, dlaczego to zdarzenie nie było przypadkowe i dlaczego Robert Kuśmirowski tę właśnie gromadę zaprosił do Wpół do jutra.
Można było mieć wątpliwości, bo codzienne zwiedzanie w Cricotece odbywa się w pustej sali, wywietrzałej z tej ludzkiej, performatywnej energii. Bez pięćdziesięcioletniej brody Daniela Zagórskiego. Bez dziergającego swoje prace Jana Gryki. Często staje się samemu z zastygłym obiektem. Ale to zatrzymanie jest tu wartością. Bo w istocie prace Marka Chlandy, Andrzeja Dudka Dürera, Krzysztofa Leona Dziemaszkiewicza, Jana Gryki, Mikołaja Smoczyńskiego, Macieja Świeszewskiego i Daniela Zagórskiego o tej niejednoznaczności upływu czasu opowiadają. O mijaniu rzeczywistości, o rozpadzie świata, który znamy. Tego w skali makro, ale i mikro. O głośnych konfliktach zbrojnych i jednostkowym umieraniu, o medialnych katastrofach ekologicznych i ludzkich lękach o przyszłość. Ale ta wystawa tylko pozornie stoi w miejscu i jest w niedoczasie. Jest procesem, od samego początku, od wspomnianego wernisażu. Są ludzie i nagle ich nie ma. Dopiero oglądając Wpół do jutra po wernisażu widać wyraźnie, jak skonstruowano to zdarzenie, jak przeciągnięto długą linię od obecności do nieobecności. To perfekcyjnie poprowadzona opowieść o znikaniu, rozgrywająca się dziś już w ciszy przestrzeni wystawienniczej.
Można było mieć wątpliwości, czy to propozycja, która wytrzyma konfrontację z twórczością Tadeusza Kantora, poświęconą tym samym zagadnieniom – tematom trudnej pamięci i traumom przeszłości. Tuż obok na widzów czeka przecież stała ekspozycja Widma – z tym całym zbiorem jego scenograficznych pozostałości, wyglądającym jak strych z nagromadzoną przeszłością, magazyn praktyki artystycznej i teatralnych dokonań. Robi piorunujące wrażenie. Ale te dwie propozycje świetnie się uzupełniają. Ba, nie wiem, nie chcę jednoznacznie rozstrzygać, na ile to zasługa kontekstu Cricoteki, ale propozycja Kuśmirowskiego ma w sobie teatralność. I nie chodzi o jej scenograficzność. Jest raczej procesem, zdarzeniem, ciągiem powolnych zdarzeń. „To” zjawisko jest spektaklem, z łuszczącymi, odpadającymi powoli fragmentami prac Jana Gryki, z odbijającymi się w szklanej szybie postaciami zwiedzających – pracy Andrzeja Dudka Dürera – czy Daniela Zagórskiego. Nawet audiosfera tej propozycji jest odpowiedzią kantorowskiej wystawie stałej. Bo tym właśnie są nagrania Andrzeja Dudka Dürera i Daniela Zagórskiego.
Można było mieć wątpliwości, bo określenie „to” nie jest przypadkowe. „Wystawa” jest wygodnym, ale nieprawdziwym określeniem. Wpół do jutra wymyka się zgrabnie definicjom. Jest bardziej instalacją artystyczną, z których zresztą słynie specjalista od podrabiania rzeczywistości – Robert Kuśmirowski. Z cudzych prac – brudnych, zniszczonych, niechcianych, czasem niedokończonych – poskładał własną pracę – przy całym szacunku dla kolegów. Dodał im linkowania do własnej propozycji: wstępem do Wpół do jutra jest instalacja Kuśmirowskiego. To Traumgutstrasse z 2014 roku. Dzieło to, złożone ze spalonych i rozpadających się mebli z saloniku z początku XX wieku, będących pozostałością po nieznanym kataklizmie i świadectwem życia, które już dawno uszło z tych wnętrz. Nawet fakt nadania pracom zaproszonych autorów – i swojej zresztą też – nowych tytułów zmienia sytuację. Godzina W, Za 30 minut, Kwadrans po, Wpół do wczoraj, 30 minut po. Zawsze nie o czasie. Z autonomicznych dzieł tworzy się narracja, przeskakująca z obiektu na obiekt. Bez względu na to, czy mówimy o butach Andrzeja Dudka Dürera, Umarłej klasie Macieja Świeszewskiego czy mozaice rysunków-scen Marka Chlandy, w których zacierają się znaczenia coraz bardziej niszczone przez czas, pozostawiając tylko abstrakcyjne kształty.
Dzięki temu wszystko spina się w całość, rymuje się ze sobą. Artystyczna instalacja. Każdy z nowych tytułów odnosi się do czasu. Można było mieć wątpliwości, bo nawet kuratorstwo nie do końca jest tu ustalone. Oczywiście – Magda Ujma i Kamil Kuitkowski widnieją wyraźnie jako przedstawiciele Cricoteki – ale właściwie to Robert Kuśmirowski uprawia tu „artist curating”. To przekraczanie granic między artystą a kuratorem jest widoczne nie tylko w jego sztuce. To trend, który dziś wyraźnie wypisany jest na ścianach światowych galerii i muzeów. Kuratorstwo jako praktyka artystyczna.
Można było mieć wątpliwości, ale teraz wszystko już wiadomo. Wyszło fascynująco.
Łukasz Gazur
Absolwent UJ, krytyk sztuki i teatru, dramaturg, prezenter. Wieloletni szef działu kultury w „Dzienniku Polskim” i „Gazecie Krakowskiej”, redaktor prowadzący comiesięcznego dodatku kulturalnego „Magnes” i internetowego programu „Magnes. Kultura Gazura”. Współpracował m.in. z „Przekrojem”, Tygodnikiem Powszechnym”, „Wprost”, TVP Kultura. Wielbiciel spektakli Krzysztofa Warlikowskiego, Krystiana Lupy i Michała Borczucha oraz sztuki Aliny Szapocznikow, Katarzyny Kobro, Anisha Kapoora i Tino Sehgala. Czterokrotny zdobywca Nagrody Dziennikarzy Małopolski.