Nr 7 jesień 2022 recenzje Marta Kudelska

Łzy jak najlepsze trofea – notatki o niepokoju

Niepokój przychodzi o zmierzchu

Miejsce: Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki
Czas: 16.07 – 16.10.2022
Kuratorka: Magdalena Komornicka

↑ Widok wystawy, Niepokój przychodzi o zmierzchu, Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki, fot. Tytus Szabelski, dzięki uprzejmości Zachęty – Narodowej Galerii Sztuki

Od początku lipca w warszawskiej Zachęcie trwa wystawa Niepokój przychodzi o zmierzchu kuratorowana przez Magdalenę Komornicką. O samej wystawie, będącej olbrzymim pokazem prac artystów urodzonych pod koniec lat 80. i na początku 90., wypowiedział się już praktycznie każdy. A przez internet co jakiś czas przetaczała się środowiskowa burza jej dotycząca.

We wszystkich dyskusjach pojawiały się różnorodne zarzuty. Począwszy od tego, że „wystawa stawia na ilość, a nie na jakość”  1  1  K. Sienkiewicz, „Niepokój przychodzi o zmierzchu” (wpis na blogu) <https://sienkiewiczkarol.org/2022/07/28/niepokoj-przychodzi-o-zmierzchu/>; (dostęp: 27.09.2022). ↩︎, a przeprowadzony przez kuratorkę „research jest płytki jak Wisła w czasie suszy”  2  2  Tamże. ↩︎, bo przecież wszyscy znamy prace, które znalazły się w salach Zachęty. Zresztą sama wystawa, w przeciwieństwie do poprzednich wydarzeń tego typu, nie stanowi żadnego manifestu młodej sztuki, a jest wręcz mrugnięciem oczkiem do obecnej władzy, prywatnych kolekcjonerów i jeszcze na dodatek wykorzystuje tytuł popularnej książki dla młodzieży! Żeby było jeszcze gorzej, to zastosowany przez kuratorkę sposób ekspozycji, przypominający XIX-wieczny salon, albo może lepiej wystawę końcoworoczną na ASP, trąci PRL-em  3  3  P. Policht, „Nie odwracać wzroku. «Niepokój przychodzi o zmierzchu» w Zachęcie”, <https://culture.pl/pl/artykul/nie-odwracac-wzroku-niepokoj-przychodzi-o-zmierzchu-w-zachecie>; (dostęp: 27.09.2022). ↩︎.

Wszystkie te zarzuty wypunktował i odniósł się do nich w swojej recenzji wystawy na łamach „Szumu” Aleksy Wójtowicz  4  4  A. Wójtowicz, „Wystawa, którą kochacie nienawidzić. «Niepokój przychodzi o zmierzchu» w Zachęcie”, <https://magazynszum.pl/wystawa-ktora-kochacie-nienawidzic-niepokoj-przychodzi-o-zmierzchu-w-zachecie/>; (dostęp: 27.09.2022). ↩︎. Dlatego, jeśli jeszcze komuś one umknęły, polecam zajrzeć do tego artykułu. Jednak pisząc swój tekst, chciałabym dołożyć do tej dyskusji kilka słów i spróbować odpowiedzieć na kilka pytań. Czy faktycznie z wystawą Niepokój przychodzi o zmierzchu jest aż tak źle? Czy rzeczywiście jest to wystawa nudna i nic niewnosząca? Czy może jednak wystawa w jakiś sposób mapuje obecną sztukę, wskazuje dominujące w niej postawy, motywy, wątki? Może mówi nam coś o otaczającej nas rzeczywistości? Bo to, że wywołana przez wystawę dyskusja, która przetoczyła się przez internet, powiedziała bardzo wiele o naszym środowisku, jest praktycznie pewne. I myślę, że pewien potencjał wystawy Niepokój przychodzi o zmierzchu zasadza się właśnie na tym, że mimowolnie udało jej się wyrzucić z szafy liczne trupy i wywołać upiory nowoczesności. Tak. Sztuka współczesna też ma swoje widma i zmory.

Chociaż o dziwo, niektórzy przecierali oczy ze zdziwienia, że najmłodsze pokolenie artystów i artystek tworzy taką konformistyczną sztukę w takich czasach! Że podczas tych wszystkich kryzysów, nadciągającej katastrofy klimatycznej, wojny, pandemii, konserwatywnego rządu młodzi nie walczą, a uciekają w opowieści o duchach, widmach, czarownicach, wampirach, malują rosół i robią pluszową rzeźbę psa.

Kuratorka wystawy Magdalena Komornicka, co podkreślał Stach Szabłowski na łamach „dwutygodnika”, wykazała się wyczuciem chwili  5  5  S. Szabłowski, „Na skrzydłach niepokoju”, <https://www.dwutygodnik.com/artykul/10242-na-skrzydlach-niepokoju.html>; (dostęp: 27.09.2022). ↩︎. Komornicka nie odkryła niczego nowego, nie pokazała czegoś, czego byśmy nie znali. Chociaż o dziwo, niektórzy przecierali oczy ze zdziwienia, że najmłodsze pokolenie artystów i artystek tworzy taką konformistyczną sztukę w takich czasach! Że podczas tych wszystkich kryzysów, nadciągającej katastrofy klimatycznej, wojny, pandemii, konserwatywnego rządu młodzi nie walczą, a uciekają w opowieści o duchach, widmach, czarownicach, wampirach, malują rosół i robią pluszową rzeźbę psa. Nie angażują się swoją sztuką w rzeczywistość, tak jak powinni, a stawiają tarota albo egoistycznie skupiają się na sobie, rozgrzebują eskapistycznie i narcystycznie farbami swoje problemy. A na dodatek sięgają po tak konserwatywne i sprzedajne medium jak malarstwo.

Na samej wystawie znalazło się bardzo wiele prac, które odnoszą się do popularnej ostatnio estetyki fantazyjnej, magicznej, gotyckiej, pełnej dziwnego niepokoju, melancholii i strachu. Jedni nazywają ją surrealistyczną, drudzy symbolistyczną, jeszcze inni przywołują hasło „zmęczonych rzeczywistością”. Ja sama nazywam ją romantyczną. Romantyzm, wbrew powszechnym nacjonalistycznym stereotypom, był ruchem rewolucyjnym – był polityczny i anarchistyczny. Był postawą zakładającą całkowitą rewolucję ówczesnego światopoglądu i postrzegania świata. Romantycy umiłowali sobie afekty, zmysłowość, zajadali się zakazanymi owocami, włóczyli się po grząskich uroczyskach, uciekali od świata w opiumiczne halucynacje, marzyli, porywali się z młodzieńczym entuzjazmem na niemożliwe. Targające nimi uczucia hiperbolizowali, zatracali się w nich, pierwszą miłość przeżywali jak ostatnią, a kapiące łzy traktowali jak najlepsze trofea. Rozczarowani i przerażeni otaczającym ich światem, uciekali w sztukę, w przeszłość. To w niej, w dawnych baśniach, mitach i ludowych podaniach szukali sposobu na ocalenie i zrozumienie czasów im współczesnych.

Jest tu sporo strachu i panicznego lęku przed tym, co dzieje się na zewnątrz, ale też wewnątrz. Źródłem niepokoju jest nie tylko świat zewnętrzny, ale to, co wydawałoby się najbardziej swojskie i bliskie – ja sam/sama. Własny strach jest największym niebezpieczeństwem i tym, co sprawia, że tak, a nie inaczej patrzymy na rzeczywistość.

Podobny nastrój znajdziemy w artefaktach prezentowanych na wystawie Niepokój przychodzi o zmierzchu. Dużo tu prac o młodzieńczej niepewności, samotności, złamanych sercach i bliskości, która budzi dyskomfort i sprawia ból, jak paznokcie wbijające się w skórę (Mateusz Sarzyński, Monika Falkus, Hanna Krzysztofiak, Katarzyna Bogucka). Jest tu sporo strachu i panicznego lęku przed tym, co dzieje się na zewnątrz, ale też wewnątrz. Źródłem niepokoju jest nie tylko świat zewnętrzny, ale to, co wydawałoby się najbardziej swojskie i bliskie – ja sam/sama. Własny strach jest największym niebezpieczeństwem i tym, co sprawia, że tak, a nie inaczej patrzymy na rzeczywistość.

Takich prac – przepełnionych „bojaźnią i drżeniem” – jest na wystawie pełno. Są tu mroczne portrety duchów Leny Achtelik, perwersyjne i fascynujące jak najlepsza gotycka powieść obrazy Agaty Słowak, ciemne buduary mieszczańskich domów Łukasza Stokłosy. Kinga Michalska z kolei, niczym potomkini najsłynniejszego pogromcy wampirów Van Helsinga, wyrusza w podróż śladem tajemniczej Kaszubki, która ujawniła lingwiście Janowi Perkowskiemu, że urodziła się wampirem. Historia ta, strach, jaki wzbudzały od zawsze europejskie wampiry, staje się dla Michalskiej pretekstem do opowieści o migracji, szukaniu tożsamości, ale także o budowaniu społecznego wizerunku.

Wiele tu też przemocy, która przychodzi z zewnątrz (Agnieszka Sejud, Adam Kozicki) i dotyka także tych bardziej bezbronnych niż my sami. Jeśli spojrzymy na pracę Anny Grzymały, Ali Savashevich, Marty Romankiv, Yulii Krivich i Jana Jurczaka, to okazuje się, że argument o tym, że młodzi artyści nie są krytyczni względem rzeczywistości wydaje się bardzo nietrafiony. Patrząc na ich prace, trudno nie odnieść wrażenia, że zmienia się definicja tego, co nazywamy sztuką zaangażowaną. Ci artyści nie są już moralizatorami, ewangelizatorami, którzy tworzą utopijne projekty zmiany rzeczywistości. Oni pokazują, jaka ta rzeczywistość jest, a kiedy trzeba, wychodzą na ulicę i działają.

Wymowne były dla mnie prace bardzo osobiste: wielka zjadająca widza instalacja Karoliny Wojtas, czerpiąca z estetyki kidcore, w której fotografie jej młodszego brata tworzą – zupełnie jak w Portrecie Doriana Graya Wilde’a – niszczycielski i pożerający obraz. Czy też minimalistyczna, ale niezwykle sugestywna fotografia Irminy Rusickiej poświęcona zmarłej mamie. Podobnie u Patryka Różyckiego, który mierzy się z żałobą po utracie rodzeństwa. Nie ważne, czy wierzymy w duchy, czy nie. Nasi bliscy zmarli są zawsze cieniem, który nigdy nie przestanie nam towarzyszyć. Niby banalne, ale z wynikającym z tego strachem żadna epoka nie umiała sobie poradzić.

Jednak wystawa Niepokój przychodzi o zmierzchu jest nie tylko przepełniona katastroficznymi wizjami, bólem i strachem, ale też pełno na niej groteski, żartu, czarnego humoru i ironii (Karolina Konopka, Kacper Szalecki, Tomek Kręcicki, Karolina Jabłońska, Ola Tubielewicz, Katarzyna Olma, Bartosz Zaskórski), także w kontekście rzeczywistości społeczno-politycznej (Tomek Paszkowicz, Adam Kozicki, Mikołaj Sobczak, Julia Woronowicz). Szczególnie istotna dla percepcji całej wystawy jest ostatnia sala, która przynosi wizję „nadziei w mroku”. Wypełniają ją prace poświęcone magii, dawnym wierzeniom, alternatywnym formom duchowości, a artystki i artyści w prezentowanych tu pracach snują wizje nowego świata, na który wszyscy liczymy.

Jedną z prac obecnych w tej sali są projekty kart tarota autorstwa  Øleg&Kaśka. W dużej mierze są to karty wchodzące w skład tzw. małych arkanów, należące do domu buław. W symbolice tarota karty z tego domu bądź też – jak chcą niektórzy – dworu, oznaczają aktywność i działanie. Mówią w sposób metaforyczny o świecie materialnym, ale w kontekście podejmowanych w nim inicjatyw, które mogą prowadzić zarówno do sukcesu, jak i porażki. Buławy są także łączone z żywiołem ognia, więc tak jak i on mogą obrazować poczucie bezpieczeństwa i symbolizować oświecenie, ale również mogą przyczynić się do zniszczenia i zwiastować koniec. Trudno jednoznacznie powiedzieć, jaki będzie nowy, nadchodzący świat, trudno cokolwiek prognozować. O tej niepewności przypomina trzask topniejącego lodu z pracy Diany Lelonek, która wskazuje, że ciągle znajdujemy się przed dniem katastrofy. Aleksandra Liput z gałęzi i porcelany buduje magiczne totemy, różdżki, które może pomogą nam przetrwać, gdy racjonalne zasady rządzące rzeczywistością zawiodą. Z kolei Jagoda Dobecka sięga po stare receptury zielarskie, by z polnych kwiatów uwarzyć napój służący do spędzania płodu.

Moim zdaniem właśnie ta sala daje nam wskazówkę, jak możemy czytać tę wystawę. Niepokój przychodzi o zmierzchu mówi bowiem o szukaniu alternatywy, o oduczaniu się racjonalności, o niepewności wynikającej z faktu, że musimy zapomnieć świat, jaki znaliśmy. Dotyczy to także naszego języka i dzisiejszej formuły sztuki.

Niepokój przychodzi o zmierzchu jest – trzeba to przyznać – wystawą nierówną. Umieszczonym w salach Zachęty pracom czasem brakuje oddechu. Z każdym kolejnym krokiem robi się duszno, może zakręcić się w głowie jak w filmie Syndrom Stendhala Daria Argento. Z tego właśnie powodu pojawiały się krytyczne głosy, że kuratorka powinna była dokonać gruntowniejszej selekcji, powinna była odważniej posłużyć się kuratorskim gestem wyboru.

Niepokój przychodzi o zmierzchu jest – trzeba to przyznać – wystawą nierówną. Umieszczonym w salach Zachęty pracom czasem brakuje oddechu. Z każdym kolejnym krokiem robi się duszno, może zakręcić się w głowie jak w filmie Syndrom Stendhala Daria Argento. Z tego właśnie powodu pojawiały się krytyczne głosy, że kuratorka powinna była dokonać gruntowniejszej selekcji, powinna była odważniej posłużyć się kuratorskim gestem wyboru. Komornicka dokonała go, ale inaczej niż byśmy się spodziewali. Jej wybór polegał na pokazaniu jak największej ilości prac artystek i artystów. Czy jednak właśnie tego nie chcieliśmy, krytykując mechanizmy rozmaitych konkursów dla tych, którzy nie ukończyli 35. roku życia? Oczywiście, można bawić się w wyliczankę, że na wystawie brakuje tego a tego artysty i artystki, te a te prace widziałam/widziałem, a to malarstwo takie – fuj! – sprzedajne.

Myślę, że nie o to chodzi. W wystawach podobnego typu ważne jest coś zupełnie innego. Jak zauważył Stach Szabłowski, takie wystawy są raz na jakiś czas potrzebne; „ktoś musi wziąć na barki ten ciężar”  6  6   Tamże. ↩︎ i – co też wypunktował Aleksy Wójtowicz – „przeglądy tego typu zawsze mają posmak traileru – sygnalizują i zwiastują coś, co ma nadejść”  7  7  Wójtowicz, „Wystawa, którą kochacie nienawidzić”. ↩︎. Podobnie jak część osób, które obejrzały Niepokój przychodzi o zmierzchu nie uważam, by była to zła wystawa. Myślę, że jest ważna i mówi wiele o nas samych. A jej krytyka trąci moim zdaniem może nie do końca uświadomionym paternalizmem, nakazującym młodszym robić to a to. Zaś pełne niepokoju argumenty o słabym researchu, braku nowych prac, poczuciu déjà vu – czy to z WGW, czy lat 80. XX wieku – braku zaangażowania prezentowanych artystów, sympatyzowaniu z obecną władzą, uważam za bardzo krzywdzące.

Niepokój przychodzi o zmierzchu okazał się mimowolnie środowiskową puszką Pandory: wystawa wyrzuciła na wierzch wszystkie nasze strachy i upiory: o egzaltacji i konformizmie młodych, o banalizacji przekazu artystycznego, o kreowaniu programów instytucji sztuki przez rynek i przejmowaniu ich przez środowiska skrajnie konserwatywne. Ale także o wciąż obecnej potrzebie nowości i przeświadczeniu wynikającym z tego, że dzięki naszemu większemu doświadczeniu wiemy, co powinna pokazać kuratorka i jak powinni zachować się młodzi artyści i artystki podczas wernisażu.

Obecnie znajdujemy się w sytuacji dramatycznie uszczuplonych budżetów państwowych instytucji kultury. W tym momencie znaczna część tych placówek mierzy się z problemami finansowymi, co zostało spowodowane m.in. przez takie, a nie inne rozstrzygnięcia grantowych konkursów ministerialnych. Brak dodatkowych funduszy powoduje problemy kadrowe, administracyjne, ale to także mniejsze środki na poszczególne projekty. W takich momentach trudno jest zaoferować artystom godziwe pieniądze na stworzenie nowej pracy. Ponadto szalejąca od miesięcy inflacja, lockdowny, wojna tuż za naszą granicą, sprawiły, że część osób została pozbawiona podstawowych źródeł dochodu i miejsca do pracy. W takiej sytuacji wyrażanie zdziwienia, że młodzi artyści i artystki nie pokazali wraz z kuratorką nowych prac, stanowi dla mnie przejaw kapitalistycznych marzeń o potrzebie ciągłych nowości, rodem z początku lat 2000. Podobnie jest z zarzutem, że na wystawie znajdują się głównie prace z kolekcji prywatnych – i to jeszcze malarstwo. W momencie, gdy publiczne finansowanie kultury kuleje, trudno się dziwić młodym, że sięgają po coś, co stało się w pewnym sensie bezpiecznym źródłem dochodu. Wiem, że ktoś może taką postawę artystów nazwać konformizmem, jednak każdy orze jak może i nie nam to oceniać. Nie mówię, że mamy nad tą sytuacją przejść do porządku dziennego; raczej powinniśmy się zastanowić, jakie są tego źródła i co z nią zrobić.

Ostatnią kwestią, która słabo wybrzmiała w kontekście wystawy Niepokój przychodzi o zmierzchu to społeczna rola instytucji, jaką jest Zachęta. Zadaniem takich miejsc jest szeroko rozumiana prezentacja i promocja sztuki współczesnej, czyli – ogólniej mówiąc – jej upowszechnianie.

Ostatnią kwestią, która słabo wybrzmiała w kontekście wystawy Niepokój przychodzi o zmierzchu to społeczna rola instytucji, jaką jest Zachęta. Zadaniem takich miejsc jest szeroko rozumiana prezentacja i promocja sztuki współczesnej, czyli – ogólniej mówiąc – jej upowszechnianie. Z zasady charakteryzuje ją większa różnorodność publiczności niż w galeriach prywatnych, począwszy od komercyjnych, a skończywszy na artist run spaces, które odwiedzają osoby interesujące się i zajmujące zawodowo sztuką. I to, że widziały one już sporą część prezentowanych na wystawie prac nie znaczy, że większość odwiedzających Zachętę też miała okazję je poznać.

Do takich miejsc, jak Zachęta uczęszcza różnorodna publiczność, stąd zarzut wtórności prac na wystawie jest trafiony jak kulą w płot. Dla kogo są one wtórne? Dla tych, którzy interesują się i zajmują zawodowo sztuką? Może i tak, ale pamiętajmy, że ten typ odbiorcy nie jest jedyny w Zachęcie. Odwiedza ją całe mnóstwo osób, których rozeznanie w sztuce może być i jest diametralnie inne. Sądzę ponadto, że rolą takich wystaw, jak Niepokój przychodzi o zmierzchu, nie jest kreowanie objawień artystycznych, a pewna systematyzacja, uporządkowanie i zasygnalizowanie jakiegoś zjawiska. To, że prezentowani na wystawie artyści najczęściej zadebiutowali w instytucjach prywatnych i że są wyłapywani na instagramie przez kolekcjonerów, jest w pewnym sensie oczywistością. To, że ich sztuka porusza takie, a nie inne tematy, odwołując się do niewygodnej dla niektórych estetyki fantastycznej, też o czymś świadczy.

Myślę, że jeśli artystki i artyści wybierają na obszar zainteresowań symbolizm, melancholię, niesamowitość, upiorność, to stoi za tym nie tylko moda, ale także coś więcej. Po tak anachroniczne tematy sięgamy, kiedy na naszych oczach rozsypuje się świat, jaki znamy. Szukamy – w dawnych baśniach, zaklęciach, snach, wizjach i majakach, ale także w banalnej codzienności – wiedzy, która pomoże nam przetrwać. Ta romantyczna postawa jest pełna wewnętrznych sprzeczności. Wystawa Niepokój przychodzi o zmierzchu czasem w fantastyczny, a czasem w groteskowy sposób opowiada, co dzieje się teraz. Czy nie dlatego dyskutujemy o niej? Niepokój to nie tylko strach i wycofanie, jest on także wyrazem niezgody na to, co się dzieje. Czując niepokój, heroicznie próbujemy działać. Z jakim wynikiem? To się okaże.

↑ Widok wystawy, Niepokój przychodzi o zmierzchu, Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki, fot. Tytus Szabelski, dzięki uprzejmości Zachęty – Narodowej Galerii Sztuki

Marta Kudelska

Marta Kudelska

Kuratorka, krytyczka sztuki. Ukończyła kulturoznawstwo (kulturę współczesną) i historię sztuki (UJ). Członkini Sekcji Polskiej Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA. Pracowała m.in. w Bunkrze Sztuki i Muzeum Fotografii. Interesuje się związkami pomiędzy sztuką współczesną a tradycją romantyczną (zainteresowaniem artystów wątkami magicznymi, grozy i ezoterycznymi). Pracuje w Katedrze Kultury Współczesnej w Instytucie Kultury (UJ).