Nr 12 zima 2024 recenzja Kamil Kuitkowski

Z LOOSTRA DO LUZZTER

Miejsce: BWA Ostrowiec
Czas: 1.12.2023 – 28.01.2024

Widok wystawy, „LOOSTRO, 16. Jesienny Salon Sztuki”, BWA Ostrowiec

Kilkoro moich przyjaciół, finalistów konkursu LOOSTRO, zorganizowanego przez BWA w Ostrowcu Świętokrzyskim, po ogłoszeniu wyników konkursu świętowało pięć dni. W trakcie tej fety z ostrowieckiego Loostra pojechali do warszawskich Luzzter, potem wrócili do Krakowa, cieszyć się dalej. Nikt z nich zresztą niczego nie wygrał. Ale może nie tylko o to chodziło.

Artyści to w końcu nie konie wyścigowe, jak sensownie stwierdził Stanisław Ruksza przy okazji innego konkursu – krakowskiej Fundacji Grey House – w którego jury zasiadał. Jesteśmy zresztą w momencie pojawiania się różnego rodzaju przeformułowań idei konkursów artystycznych; przynajmniej z kilkoma takimi przypadkami mieliśmy do czynienia jesienią 2023 roku. Podczas Bielskiej Jesieni przyznano trzy równorzędne Grand Prix (Edyta Hul, Karolina Jarzębak, Adam Kozicki); nagrodę w konkursie Gepperta rozdzielono po równo między wszystkich uczestników i uczestniczki (Monika Falkus, Bartłomiej Flis, Natalia Karczewska, Adam Kozicki, Klaudia Prabucka, Hanna Shumska i Konrad Żukowski); w trakcie wręczenia nagrody im. Katarzyny Kobro po raz pierwszy ujawniono nazwiska wszystkich nominowanych (co prawda ustnie, ale jednak); podobnie po raz pierwszy organizatorzy wspomnianego wcześniej konkursu fundacji Grey House poza nagrodą i wyróżnieniem (odpowiednio: Paweł Kasprzak i Aleksandra Olszar) postanowili wypłacić honoraria za udział w wystawie konkursowej wszystkim finalistom i finalistkom. Szerzej o tych zmianach i powodowanych nimi napięciach na przykładzie Bielskiej Jesieni i konkursu Gepperta pisał na łamach „Szumu” Piotr Policht w tekście Hajs musi się zgadzać https://magazynszum.pl/hajs-musi-sie-zgadzac-bielska-jesien-i-konkurs-gepperta-2023/.

Policht zwraca też uwagę, przywołując sytuację z 2017 roku związaną ze słowacką nagrodą Oskára Čepana, na ważną funkcję konkursów artystycznych, może nawet ważniejszą niż ta, polegająca jedynie na gratyfikacji finansowej i zajęciu lepszej pozycji w neoliberalnym kapitalistycznym obiegu sztuki (co i tak jest już raczej pieśnią minionych czasów, a obecnie odbywa się raczej innymi sposobami). W przypadku++ słowackiego konkursu finalistki dokonały wolty i stworzyły wspólną wystawę-instalację, zacierając granice między swoimi pracami. „Teoretycznie współpracę nawiązać można też poza kontekstem instytucjonalnym, w końcu artyści nieraz wynajmują pracownie drzwi w drzwi i spotykają się w nich na co dzień – ale powodzenia z przekminianiem kolektywnych projektów, kiedy musisz ciułać pieniądze z galeryjnych sprzedaży czy grantów, do tego bez pewności, że ktoś to będzie chciał pokazać i jeszcze nie wejdzie z butami w twój projekt. To właśnie sytuacja konkursowa stworzyła więc idealne warunki do takiej oddolnej współpracy, zapewniając podstawowe zasoby na ten cel: czas, miejsce i fundusze na pracę” – pisze Policht.

Jednak aż takiego wywracania stolika w polskim maratonie konkursów jesienno-zimowych jeszcze nie mieliśmy. Mimo to okazywać się one mogą doskonałym miejscem do zsieciowania się i zadbania o własną widoczność oraz okazją do zauważenia innych. W końcu nie wszystkich da się follować na instagramie, natomiast będące w wieloletnim kryzysie duże instytucje sztuki współczesnej dawno przestały być miejscem środowiskowego fermentu czy ciekawszych opisań aktualnych zjawisk. A trwające obecnie takie próby, jak np. Pejzaż malarstwa polskiego w Zachęcie, okazują się zupełnym fiaskiem, o czym Aleksy Wójtowicz, również w „Szumie”, pisze w tekście Plastyka i polityka https://magazynszum.pl/plastyka-i-polityka-pejzaz-malarstwa-polskiego-w-zachecie/. Obecne przetasowania polityczno-kadrowe mogą przynieść zmiany, jednak nie muszą. Na razie pozostają nam przejmujące rolę centrów mniejsze instytucje (i prywatne galerie). Nieprzypadkowo może konkurs LOOSTRO nazywa się LOOSTRO, z U zapisywanym podwójnym OO, przynosząc skojarzenie z Saloonem na Dzikim Zachodzie. Miejscem gdzieś trochę na boku, z dala od głównych dróg, w którym jednak spotykać mogli się przyjezdni z różnych stron, poznać się, wymienić doświadczenia i nie zawsze dochodziło tam do rewolwerowych pojedynków.

Nazwa ta jest zresztą symbolicznym nowym otwarciem. Formalnie mamy do czynienia z 16. Jesiennym Salonem Sztuki, odbywającym się w ostrowieckim BWA od 1996 roku. Konkurs ten, mimo momentów, w których organizatorzy nazywali go nawet międzynarodowym, był raczej jednym z wielu podobnych przeglądów dokonań artystów lokalnych bądź bliższym środowiskom profesorsko-asystenckich Akademii Sztuk Pięknych. Sztuka środka, można by powiedzieć. Zmiana nazwy (a właściwie jej rozszerzenie) oraz przede wszystkim zmiana formuły i regulaminu konkursu wpisują się w realizowany od dwóch lat program nowej dyrektorki instytucji – Justyny Łady – starającej się uczynić z BWA w Ostrowcu Świętokrzyskim miejsce silnie obecne na mapie sztuki polskiej i rezonujące z najaktualniejszymi jej zjawiskami, a nie jedynie obsługujące miejscowy oddział ZPAP. Tym – próbą odmłodzenia konkursu – można tłumaczyć wprowadzenie limitu wieku dla uczestników (20–36 lat), co pozostaje w kontrze do współczesnych tendencji konkursowych.

Sytuacja ta ciekawie wpisuje się w szerszą perspektywę zmian w funkcjonowaniu w Polsce po 1989 roku zapoczątkowanego w PRLu systemu Biur Wystaw Artystycznych: z przepływem między centralizacją a autonomią, z opowieścią o głównych nurtach i peryferiach, o upadkach i marginalizacji galerii miejskich, ale też o udanych przebudowach socrealistycznych modeli publicznej prezentacji sztuki w realiach wolnorynkowych. Choć ta ważna i fascynująca część historii sztuki polskiej i mapy artystycznej wciąż nie doczekała się należytego opracowania, to szkicowo nakreśliła ją niedawno Ewa Tatar w „Elementach”, w tekście BWA, czyli powojenna próba animacji obiegu sztuki poza centrum (https://elementymag.art/bwa-czyli-powojenna-proba-animacji-obiegu-sztuki-poza-centrum/).

W przypadku BWA w Ostrowcu Świętokrzyskim, choć jest jednym z młodszych tego typu ośrodków w Polsce, bo zostało powołane już po upadku komunizmu, w 1995 roku, historia tych przemian odbija się tam, nomen omen, jak w lustrze. Piękna siedziba, ze świetnymi salami wystawowymi, lata stagnacji, próba reanimacji wraz z nowym kształtem konkursu, a także wyczuwalna tu pewnego rodzaju decentralizacja obiegu sztuki, są ilustracjami kolejnych rozdziałów tej historii.

Poza wymienionymi wcześniej, ostrowiecki konkurs reprezentował w tym roku inną zasadniczą zmianę. Było to swoiste kuratorskie zaopiekowanie całego konkursu na każdym z etapów. Open-callowa formuła nie została pozostawiona przez organizatorów samopas. Justyna Łada – kuratorka konkursu i wystawy konkursowej – oraz Jowita Paszko – jego koordynatorka – zmapowały środowiska młodych artystów, artystek i osób twórczych w różnych ośrodkach, poszukując ich zdaniem najciekawszych nazwisk i wiele z nich bezpośrednio do udziału w konkursie zapraszając. Zaowocowało to ponad 400 zgłoszeniami oraz wystawą konkursową prezentującą prace 79 artystów, artystek i osób twórczych, którzy znaleźli się w finale. Wydaje się, że dzięki temu kuratorskiemu rysowi mamy do czynienia z konkursem w jakiś sposób przeglądowym, ale dającym też głos artystom jeszcze często mniej widocznym. Co wyraźnie widać w wynikach konkursu. Jury w składzie: Sebastian Kustra (przewodniczący), Pola Dwurnik, Agnieszka Jarosz, Artur Kos, Agata Smoczyńska i Andrzej Zwolak nagrody przyznało Annie Myszkowiak (Grand Prix), Emilowi Buckiemu (II nagroda), Julii Szczerbowskiej (III nagroda), Tomkowi Paszkowiczowi, Sabinie Kałuży, Helenie Stiasny i Dominice Walczak (wyróżnienia).

Na samej wystawie konkursowej pojawia dużo nazwisk szerzej nieznanych, obok tych o już wyraźniej rozpoznawalności. W wystawie tej przewija się się też szereg wyraźnie (choć może wciąż niedookreślonych) rysujących się tendencji czy też tematów polskiej „młodej” sztuki, które mogliśmy oglądać podczas innych odbywających się w tym czasie konkursów. By wymienić choćby branie na warsztat lub rozprawianie się z antropocenem i istotami nie-ludzkimi (m.in. Julia Szczerbowska, Adriana Gajdziszewska, Ewelina Figarska, Paulina Gutkowska,) z pracą artystyczną czy kapitalizmem i pracą w ogóle (m.in. Tomek Paszkowski, Michał Myszkowski, Nikita Krzyżanowska), nową/inną duchowością (m.in. Kornel Leśniak, Kamila Stovarg, Agnieszka Rowińska), z ciałem i seksualnością, jednak o zdecydowanie rozmytych granicach (m.in. Anna Myszkowiak, Helena Stiasny, Michał Iwański, Wiktoria Kieniksman, Marcin Kulawik, Grupa Łono, Milan Zientara, Zuzanna Szary, Aleksander Steblik), czy – jak chyba w każdym pokoleniu – z wszelkiej maści lękami i współczesnymi problemami politycznymi i społecznymi (m.in. Emil Bucki, Agata Knapik, Magdalena Kościsz, Jan Musiałowski, Piotr Mlącki). Obok tych wątków pojawia się też dyskusja z samą materią malarską i przekraczaniem malarstwa w ogóle (m.in. Kinga Burek, Paulina Gutkowska, Samuel Kłoda, Jakub Matusewicz, Marta Nadolle).

Mimo że malarstwo dominuje i w Ostrowcu, to konkurs LOOSTRO daje pole dla prezentacji innych rodzajów aktywności artystycznej niż tylko te uprawiane pędzlem i farbą, stając się jednym z niewielu konkursów nie tylko malarskich. Dzięki temu mamy tu do czynienia i z pracami wideo, z instalacjami, obiektami, działaniami na styku rożnych dziedzin.

Ważny wątek niewystarczającej reprezentacji w polskich konkursach artystów wizualnych innych niż malarze poruszyła Aneta Rostkowska, (jedna z jurorek Bielskiej Jesieni), podczas gorącej debaty Czy konkursy mogą zmienić świat? Pochwała indywidualizmu a praktyka solidarności towarzyszącej bielskiemu konkursowi, co wzbudziło przerażenie wśród niektórych jej uczestników i słuchaczy. Tym bardziej, że Bielska Jesień to w końcu konkurs malarski pełną gębą od zarania dziejów, bo od 1968 roku. Być może obawiano się jeszcze większej niż przyznanie trzech Grand Prix rewolucji. Tego niektórzy mogliby już nie przeżyć.

Jednak chwilę później Internet rozpalił się do czerwoności, gdy ogłoszono nominacje do tegorocznych Paszportów „Polityki” dla trójki osób uprawiających malarstwo (Marta Nadolle, Patryk Różycki, Veronika Hapchenko). Próbowano to interpretować nawet jako przejęcie Paszportów „Polityki” przez lobby warszawskich galerii prywatnych, rozgalopowanych w hossie na rynku sprzedaży obrazów, a wszyscy pamiętamy mem „więcej malarstwa! sztuka wytrzyma”. Sztuka wytrzymała (na razie) a ostatecznie Paszport „Polityki” dostała Marta Nadolle. To jedna z finalistek ostrowieckiego konkursu, do którego zgłosiła, co prawda pomalowaną, ale pełnoprawną drewnianą rzeźbę Sama za to zapłaciłam.

Radosna podróż wspomnianej we wstępie wesołej kompani po Polsce na trasie Kraków – Ostrowiec Świętokrzyski – Warszawa – Kraków wydaje się więc w jakiś sposób emblematyczną drogą w polskim świecie sztuki. Wciąż z Warszawą jako celem i symbolicznym Krakowem jako miejscem startu, ale też z coraz liczniejszymi przystankami po drodze. Konkurs LOOSTRO ma szansę na stałe być jednym z nich.

Widok wystawy, „LOOSTRO, 16. Jesienny Salon Sztuki”, BWA Ostrowiec

Kamil Kuitkowski

Kamil Kuitkowski

Kurator, koordynator wystaw i innych wydarzeń artystycznych. Absolwent malarstwa ASP w Krakowie, ostatecznie porzucił ścieżkę własnej twórczości plastycznej na rzecz pracy z innymi artystami i artystkami. Autor i kurator programu wystaw „Cloakroom” w Cricotece, rocznego kuratorskiego programu wystaw w Shefter Gallery w Krakowie oraz wieloletni kurator i koordynator wystaw i działań Fundacji Razem Pamoja w Polsce i w Kenii. Obecnie poza kuratorowaniem i koordynacją wystaw w Cricotece aktywny jako współpracownik mniejszych galerii prezentujących najświeższe dokonania młodych polskich twórców i twórczyń. Mieszka i pracuje w Krakowie.