Nr 16 zima 2025 kronika Jakub Wydra

Kultura o obiegu zamkniętym

Marta Antoniak
Cząstki elementarne
Kuratorka: Małgorzata Jędrzejczyk

Justyna Smoleń
Kruche sny
Kuratorka: Michalina Sablik

Miejsce: Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki w Krakowie
Czas: 30.01 – 13.04.2025

Widok wystawy, Marta Antoniak, „Cząstki elementarne”, Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki, fot. Rafał Sosin.

Równoległa prezentacja dwóch wystaw jest wyzwaniem. Czy należy traktować je jako komplementarne całości, czy jako dwa niezależne byty? Przypadek Cząstek elementarnych Marty Antoniak i Kruchych snów Justyny Smoleń jest o tyle wdzięczny, że obie artystki poruszają podobne wątki i wykorzystują podobne idee, posiadając przy tym swój unikalny język. Ich indywidualne połączenie wydaje się tak naturalne, że aż oczywiste.

Cząstki elementarne

Pierwsza sala wystawy porywa nas w podróż w czasie do późnych lat 90., a raczej wprost do uniwersalnego, pokoleniowego wspomnienia. Nieco rozmytego, składającego się z asamblażu zabawek, kreskówek i wtopionej w pamięć bylejakości. Ten nastrój odtwarzają znajdujące się na pograniczu obrazu, rzeźby i kolażu prace Marty Antoniak. Zbudowane z setek, jeśli nie tysięcy kiczowatych ozdób i zabawek, bombardują nas kolejnymi artefaktami: żółwie ninja, słodkie kotki, breloki, misie, dinozaury, zdrapane naklejki, komiksy, kredki, brokatowe karteczki. Efekt przypomina przeskalowany wynik dziecięcego zaangażowania: w dywan wtopiona jest plastelina, a stół pokryty jest naklejkami i chaotycznymi śladami kredek. Z tego chaosu miejscami wyłaniają się również fragmenty bardziej rozpoznawalne, jak chociażby popkulturowi bohaterowie i postaci religijne – obydwa te wymiary w równym stopniu wypełniają polskie imaginaria wczesnego kapitalizmu.

Dłuższe przebywanie wśród prac Antoniak ma w sobie coś z eksploracji zaginionych ruin. Odkodowanie nawarstwionych symboli i elementów przypomina badanie dawno zapomnianego języka i utraconych znaczeń. W tym nie-miejscu i przeszłym nie-czasie wszystko jest nieco wyblakłe; jaskrawe zabawki tracą kolor, a żółtawe światło podbija nostalgiczną atmosferę. Uderza nas upływ czasu, a wręcz poczucie starości. Ruiny nie są jednak opuszczone, a już na pewno nie są martwe. Stopienie, rozlanie, połączenie i multiplikacja osobnych obiektów przypominają rozrost grzyba, pleśni, jakiegoś nieznanego kosmicznego organizmu. Obserwacja tych spiętrzeń przynosi natomiast skojarzenia z badaniem tkanki pod mikroskopem. Mimo że prace opierają się na znajomych nam przedmiotach – również tych, które znamy (dosłownie) z pierwszej ręki, to nieprzyjemnie biologiczne nawarstwienie zaczyna wyglądać jak mokradło, które w każdej chwili może wciągnąć nas głębiej w odmęty dziwności i wspomnień.

Niepokój pojawia się raczej w miejscach dziwnych i osobliwych. Pierwszy przypadek ilustrują obecne na wystawie Marty Antoniak oczy, które po raz pierwszy pojawiają się jako wzory stworzone z googly eyes. I od razu jest ich jakby za dużo: część patrzy na nas, część krzyżuje spojrzenia na płaszczyźnie pracy. Jeszcze inne zdają się prowadzić nas w kierunku napisów, resztek zabawek. Oczy pojawiają się także na humanoidalnych rzeźbach, sprawiając wrażenie, że usilnie unikają naszego wzroku. Albo że mimo nagłego bezruchu, ożywione zabawki rozglądają się uważnie po sali. Lub, co gorsza, że oczu wcale nie mają.

Widok wystawy, Marta Antoniak, „Cząstki elementarne”, Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki, fot. Rafał Sosin.

Całe Cząstki elementarne roztaczają wokół siebie aurę niesamowitości – udziwnienia tego, co pozornie oswojone. To uczucie wybrzmiewa najbardziej w drugiej, przejściowej sali wystawy. Odpowiada za nie w szczególności cykl Stalker, pobudzający ludzką skłonność do poszukiwania znajomych kształtów w niedookreślonych wizualnych wzorach. Pareidolia jest tu o tyle szczególna, że ułatwia nam przegapienie łatwo rozpoznawalnych detali, które zaskakują nas później z podwójną siłą. Prace są niemal hipnotyzujące, co pogłębia wyraźną zmianę nastroju – druga sala jest przejściem z nostalgicznego dzieciństwa do dziecinnego nocnego marzenia. Jest zimowo, chłodno i tajemniczo. Wcześniejsze sterty zabawek ustępują stosom stłuczonych świątecznych ozdób, które w ostrym, białym świetle połyskują jak śnieg. Właśnie dzięki tej nieco nierealnej, wręcz magicznej atmosferze cykl Sharp Glitter stanowi najmocniejszy punkt wystawy.

Druga sala to portal, dzięki któremu z krainy dzieciństwa przenosimy się – całkiem dosłownie – do krainy bajek. W kolejnym pomieszczeniu na ścianach wiszą nieco niepokojące portrety baśniowych bohaterów. Wobec wcześniejszego wielowarstwowego nagromadzenia, ich realność i klarowność jest niemal fotograficzna, przez co obrazy balansują niemal na granicy kiczu. Jest w nich coś sztucznego i odpychającego. Na szczęście pozostają one jedynie tłem, bo w tej ciemnej przestrzeni całą uwagę przyciąga centralna instalacja Magic Garden.

Składające się na nią pełnowymiarowe, chociaż zniekształcone bajkowe postaci, balansują na krawędzi doliny niesamowitości. Humanoidalne kształty wydają się przyłapane w pół ruchu, pozornie potwierdzając sekretną dziecięcą wiarę, że nie są tylko przedmiotem-zabawką, ale i ożywionym podmiotem-bohaterem. Teraz, zmuszając je do chwilowego zamarcia w bezruchu, to my wydajemy się intruzami w ich świecie. W miejscu zbudowanym z nagromadzenia plastikowych zabawek, tandetnych wazoników czy sztucznych organów wyciągniętych prosto z lekcji biologii.

Widok wystawy, Marta Antoniak, „Cząstki elementarne”, Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki, fot. Rafał Sosin.
Widok wystawy, Marta Antoniak, „Cząstki elementarne”, Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki, fot. Rafał Sosin.
Widok wystawy, Marta Antoniak, „Cząstki elementarne”, Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki, fot. Rafał Sosin.
Widok wystawy, Marta Antoniak, „Cząstki elementarne”, Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki, fot. Rafał Sosin.
Widok wystawy, Marta Antoniak, „Cząstki elementarne”, Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki, fot. Rafał Sosin.
Widok wystawy, Marta Antoniak, „Cząstki elementarne”, Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki, fot. Rafał Sosin.
Widok wystawy, Marta Antoniak, „Cząstki elementarne”, Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki, fot. Rafał Sosin.
Widok wystawy, Justyna Smoleń, „Kruche sny”, Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki, fot. Rafał Sosin.
Widok wystawy, Justyna Smoleń, „Kruche sny”, Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki, fot. Rafał Sosin.
Widok wystawy, Justyna Smoleń, „Kruche sny”, Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki, fot. Rafał Sosin.
Widok wystawy, Justyna Smoleń, „Kruche sny”, Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki, fot. Rafał Sosin.
Widok wystawy, Justyna Smoleń, „Kruche sny”, Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki, fot. Rafał Sosin.
Widok wystawy, Justyna Smoleń, „Kruche sny”, Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki, fot. Rafał Sosin.
Widok wystawy, Justyna Smoleń, „Kruche sny”, Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki, fot. Rafał Sosin.

Kruche sny

Z każdym kolejnym krokiem naszej podróży w głąb dźwięk staje się silniejszy. Jego epicentrum jest Fontanna, masywna instalacja przypominająca gigantyczną grzybo-wannę, z której drobnym ciurkiem spływa woda, ożywiająca ciężką formę. Istotną rolę odgrywa także kolor, a właściwie materiał, który chociaż z daleka przypomina glinę, to z bliska zaczyna połyskiwać czarnymi i złotymi drobinkami. Ta specyficzna ziarnistość przypomina o wspólnym dla prac artystki ciągłym przeplataniu i powracaniu materii, ponownych narodzinach stłuczonych i sklejonych figurek, ozdób i naczyń.

W kontrze do tego wszystkiego, Kruche sny wydają się niemal sterylne. Od samego początku wystawa jest wyraźnie oddzielona rzeźbą-totemem, za którą uderza nas jasność i biel. Wrażenie potęguje instalacja Stół – długi mebel, którego blat-lustro pokryty jest porcelanowymi figurkami. Łatwo dostrzec, że chociaż nastrój na wystawach jest odmienny, to obie artystki pracują podobną metodą kreatywnej dezintegracji i równie kreatywnego „kolażu”. „Figurki” są hybrydycznymi stworami zbudowanymi z ciał homo sapiens i pozaludzkich Innych. Na naszych oczach dochodzi do kolejnego zatrzymania w czasie: tym razem obserwujemy masakrę dokonującą się w sielskiej atmosferze ceramicznej kolekcji. Nieruchomość figurek jest przy tym tak nienaturalna, jakby rzeźby lada moment miały pozbierać swoje porozrywane członki. Niestety, mimo nagromadzenia figurek godnego drezdeńskiego Zwingeru, rozmiar prac powoduje, że w porównaniu do samodzielnych rzeźb nieco nikną.

Większość pierwszej, jasnej sali wypełniają bowiem większe rzeźby, pomysłowo wyeksponowane na sklejkowych postumentach. Ich dynamiczne, pozornie białe formy mają w sobie dostojeństwo antyku. Po raz kolejny mamy jednak do czynienia z hybrydami; z bliska dostrzegamy, że ich materia składa się ze zmielonych resztek i stłuczonych fragmentów ceramiki. Muszle, wazony i sceny rodzajowe przypominają toksyczny zakwit. Jasna ceramika przypomina marmur, więc może znów patrzymy na ruiny, artefakty dawnych cywilizacji, które zmieniły funkcję, stając się miejscem rozwoju nowego życia? Nie jest to jednak życie, które rozkwitało na wystawie Antoniak. Tu odbywa się ono raczej w skali geologicznej, wykraczającej poza nasze organiczne rozumienie cielesności.

Analogicznie do Cząstek elementarnych, Kruche sny również proponują nam niesamowitą podróż – zmiana sali zapowiada tym razem zmianę ekosystemu. Jasne, delikatne i żwawe formy ustępują miejsca ociężałym i obłym kształtom cykli HubaLawa. Przede wszystkim zmienia się jednak materia, a więc i faktura rzeźb. Gładka, niemal porcelanowa forma ustępuje piaszczystej i ciemnej kamionce, a w miejscu delikatnych i wysmukłych figurek pojawiają się obłe i przaśne krasnale. Kluczową zmianą jest jednak audiosfera, w której pojawia się subtelnie szemrząca woda.

Z każdym kolejnym krokiem naszej podróży w głąb dźwięk staje się silniejszy. Jego epicentrum jest Fontanna, masywna instalacja przypominająca gigantyczną grzybo-wannę, z której drobnym ciurkiem spływa woda, ożywiająca ciężką formę. Istotną rolę odgrywa także kolor, a właściwie materiał, który chociaż z daleka przypomina glinę, to z bliska zaczyna połyskiwać czarnymi i złotymi drobinkami. Ta specyficzna ziarnistość przypomina o wspólnym dla prac artystki ciągłym przeplataniu i powracaniu materii, ponownych narodzinach stłuczonych i sklejonych figurek, ozdób i naczyń.

Z tego punktu powrót do początku wystawy zaczyna przypominać podróż przez kolejne geologiczne warstwy: od ciężkich, podziemnych kolorów aż do delikatnych i jasnych bieli figurek. Zmienia się również skala: prace stają się mniejsze, delikatniejsze, podatne na nowe stłuczenia. Spacer przez dwie sale zmienia zupełnie odbiór otwierającego wystawę totemu: staje się on gejzerem, wybuchem żywej materii.

Widok wystawy, Justyna Smoleń, „Kruche sny”, Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki, fot. Rafał Sosin.

Intra-akcje

Obie wystawy proszą wręcz o refleksyjne, wzajemne odczytanie. Artystki używają przecież pozornie podobnego kolażu i sięgają do nawarstwienia, a następnie wybuchowego rozkwitu. W duchu bardziej dyfrakcyjnego czytania Kruchych snówCząstek elementarnych da się dotrzeć do nowo materialistycznego uznania sprawczości materii. Ujawnia się ona w hybrydyczności, tworach powstałych z przepoczwarzeń, które czasem wciąż są rozpoznawalne, a czasami ujawniają się jedynie jako resztki stłuczki. Hybrydyczność z kolei kieruje nas do dostrzeżenia ciągłej niestabilności pozornie oczywistych kategorii, takich jak podział między ludzkim a zwierzęcym czy między realnym a baśniowym. To właśnie w pęknięciach porządkujących rzeczywistość kategorii pojawia się prawdziwy niepokój.

Oczywiście, w obu wystawach groza zasygnalizowana jest bardziej bezpośrednio, chociażby w cyklu Figurki, w którym Justyna Smoleń przedstawia pole bitwy o więcej niż ludzką emancypację. Gęsi dziobią wokół ceramicznych „zwłok”, sarna w wyciągniętej dłoni ściska odciętą kobiecą głowę, a koty, jak to koty, bawią się wokół potłuczonych resztek. A jednak, nie ma tu strachu, jest coś zupełnie naturalnego – kolejne przekształcenia, przepoczwarzenia, przemiany materii. Z kolei u Marty Antoniak grozę budzą najczęściej symbole popkulturowe: ghule, szkielety, potwory Frankensteina. I znów, obiekty te są nam raczej obojętne. Zostały wciągnięte w logikę rynku – nawet jeśli mówimy o logice wciąż nowego dla Polski kapitalizmu – gdzie stają się towarem, pustym symulakrum.

Obie wystawy w zręczny sposób sięgają w przeszłość, żeby na podstawie jej reliktów przypomnieć o otwartości przyszłości. Pokazują, że dawne znaczenia bledną, stopniowo ujawniając przed nami coś zupełnie nowego. Artystki sprytnie zaprzęgają do tego również formę, dzięki czemu staje się jasne, że nie chodzi tu o obce, teoretyczne i abstrakcyjne procesy, ale o naszą historię, zbudowaną na ruinach dawnych opowieści i wymazanych z pamięci znaczeń. W tej cyrkularności kultura nie jest przecież odrębnym, ludzkim światem, a integralnym splotem z tworzącą nas materią.

Niepokój pojawia się raczej w miejscach dziwnych i osobliwych. Pierwszy przypadek ilustrują obecne na wystawie Marty Antoniak oczy, które po raz pierwszy pojawiają się jako wzory stworzone z googly eyes. I od razu jest ich jakby za dużo: część patrzy na nas, część krzyżuje spojrzenia na płaszczyźnie pracy. Jeszcze inne zdają się prowadzić nas w kierunku napisów, resztek zabawek. Oczy pojawiają się także na humanoidalnych rzeźbach, sprawiając wrażenie, że usilnie unikają naszego wzroku. Albo że mimo nagłego bezruchu, ożywione zabawki rozglądają się uważnie po sali. Lub, co gorsza, że oczu wcale nie mają.

Osobliwości pojawiają się w przypadku braku, w szczególności braku możliwości zrozumienia. Resztki przewijające się w rzeźbach Justyny Smoleń obrabowane są ze swoich znaczeń. Stają się niezrozumiałe, a jednak rozpoznajemy w nich relikty kultury; co więcej, rozpoznajemy konflikt między tym, co dawne i znane, a tym, co nowe i obce. Warstwy te nie wydają się możliwe do rozdzielenia: połączone formy ufundowane są na nieskończonym recyklingu materii i idei, na współistnieniu starego i nowego.

Obie wystawy w zręczny sposób sięgają w przeszłość, żeby na podstawie jej reliktów przypomnieć o otwartości przyszłości. Pokazują, że dawne znaczenia bledną, stopniowo ujawniając przed nami coś zupełnie nowego. Artystki sprytnie zaprzęgają do tego również formę, dzięki czemu staje się jasne, że nie chodzi tu o obce, teoretyczne i abstrakcyjne procesy, ale o naszą historię, zbudowaną na ruinach dawnych opowieści i wymazanych z pamięci znaczeń. W tej cyrkularności kultura nie jest przecież odrębnym, ludzkim światem, a integralnym splotem z tworzącą nas materią.

Wystawy konfrontują nas wyraźnie z tą niestabilnością znaczeń, symboli i naszej naturo-kultury. Co jednak najciekawsze, nie stawiają przed nami definitywnych odpowiedzi: kultura obiegu zamkniętego pozostaje otwarta na nowe interpretacje.

Widok wystawy, Justyna Smoleń, „Kruche sny”, Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki, fot. Rafał Sosin.

Jakub Wydra

Jakub Wydra

Badacz, teoretyk, krytyk. Student MISH i absolwent zarządzania kulturą na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisze o posthumanizmie w sztuce i naukach społecznych, szukając pomysłów na świat pozbawiony antropocentrycznego skrzywienia. Autor futurologicznego programu Pieśń przyszłości w Radiu Kapitał.