Krytyka w czasie pandemii

Jak radzi sobie krytyka w czasie pandemii? O nowych metodach komunikacji z odbiorcami

Redakcja „Restartu”:

Jak pandemia wpływa na pracę krytyków? Czy życie kulturalne i wystawiennicze, które przeniosło się do sieci, stanowi dla krytyków nową inspirację, czy raczej ich zniechęca?

Krytycy rezygnują z wypowiedzi pisanych i poszukują nowych metod komunikacji z odbiorcami. Przykładem Jerry Saltz, jak Pan patrzy na takie inicjatywy i czy uważa je Pan za trend wyznaczający przyszłość krytyki?

 

Marek Bartelik  z Tobikiem, fot. Gabrielia Morawetz

Marek Bartelik: Dyskusja na temat przyszłości krytyki sztuki trwa od lat. Dotyczy ona nie tylko sytuacji w danym okresie, ale także samej definicji tego zawodu. Właśnie, czy jest to zawód? Jeżeli tak, to raczej na pół etatu. Ale nawet z tym jest coraz gorzej. Będąc przewodniczącym AICA International, żartowałem, że jest organizacją zrzeszającą cztery tysiące pięćset „bezrobotnych” w sześćdziesięciu krajach, bo przecież ogromna większość członków organizacji żyje z innych środków niż pisanie recenzji czy felietonów na temat sztuki. Może na tym polega siła krytyki sztuki – że nie da się do końca zdefiniować ani też zinstytucjonalizować.

Krytyk sztuki jest dzisiaj w pozycji „słabego” uczestnika w dyskursie o sztuce współczesnej. Jego miejsce zajął samozwańczy lub zinstytucjonalizowany „kurator”, czasami nauczyciel akademicki. Kiedyś artyści podchodzili do krytyka z szacunkiem, ale też często z niechęcią czy też nieufnością. (Doświadczyłem tego na własnej skórze na jednym z wernisaży w Nowym Jorku, kiedy pewna artystka, dowiedziawszy się, że współpracuję z „Artforum International”, skomentowała: „Szkoda mi ciebie”). Wpływu krytyka obecnie nie można porównywać z autorytetem, jaki mieli kiedyś Clemens Greenberg, Rosalind E. Krauss czy Lucy R. Lippard – że wymienię tylko nazwiska gwiazd w krytyce amerykańskiej XX wieku. Ich wręcz się bano, bo nieprzychylna recenzja mogła bardzo zaszkodzić. Globalizacja sprawiła, że pisze się coraz więcej o artystach z krajów kiedyś pomijanych, ale jednocześnie przyczyniła się do wyścigu szczurów: trzeba bardzo zabiegać, żeby zwrócić na siebie uwagę i często nie ma to nic wspólnego z samą sztuką. W czasach „postprawd” mało kto szuka wnikliwych rozważań. Wystarczy, że ktoś coś w ogóle napisze – nieważne, czy dobrze, czy źle (czasami zwyczajnie nie wiadomo, czy jest tak, czy tak.)

Pandemia pozbawiła krytyka najważniejszego instrumentu: żywego kontaktu ze sztuką (albo go wydatnie ograniczyła). Oglądanie dzieł sztuki w Internecie nie daje szansy zobaczenia tego, co w nich niezwykłe. A przecież kiedyś, gdy dostęp to oryginałów był ograniczony, przyglądanie się reprodukcjom miało swoje dodatnie strony. O ile się nie mylę, sława Marka Rothko w Polsce zaczęła się od oglądania czarno-białych, słabej jakości reprodukcji w książkach. Trzeba było niebywałej wyobraźni, żeby poczuć niezwykłość jego prac. Dzisiaj jest inaczej: to, co oglądamy na zdjęciach w sieci jest często wyostrzone tak, żeby podrażniło nasze zmysły do maksimum; nasz kontakt z artystą przypomina „speed dating”.

Mnie osobiście nie interesują wystawy wirtualne czy też dyskusje na Zoomie. Pandemia sprawiła, że zrobiłem sobie urlop, żeby odizolować się od zgiełku wokół sztuki. Mam teraz czas, żeby przewartościować, co w niej istotne, a co nie. Nie muszę wyciągać szybkich wniosków. Nie muszę borykać się z terminami. Często mówi się, że musimy wrócić do normalności – uważam, że „normalność” należy zakwestionować – przynajmniej tę z ostatnich lat, kiedy dominowało gwiazdorstwo, a rynek sztuki dostał amoku. Swoją drogą, mamy chyba takie „gwiazdy” wśród artystów i krytyków, na jakie sobie zasłużyliśmy.

Nowe środki komunikacji z odbiorcą sztuki? Dlaczego nie, przecież technologia idzie do przodu, czy tego chcemy, czy nie. Na kongresie AICA w Korei Południowej jeden z krytyków przedstawił zapis wideo surrealistycznej rozmowy o sztuce. Było w nim miejsce na pytania retoryczne i ciszę. To nie był filmik, od których roi się na YouTube, ale profesjonalnie zrobiony paradokument. Czy do jego powstania trzeba było „zawodowego” krytyka? Można też inaczej, wychodząc z założenia, że podstawą naszego komunikowania się jest słowo. W Paryżu, przy okazji dorocznych zebrań AICA, organizowane były (i chyba nadal są) zawody krytyków w formacie Pecha Kucha: dziesięciu krytyków prezentuje artystę, mając na to ściśle określony czas. W konkursie biorą udział zarówno młodzi, jak i uznani krytycy. Sale, w których się to odbywa, pękają w szwach. To prawdziwe święto krytyki sztuki, podczas którego rzeczywiście szanuje się każde słowo. Mnie osobiście najwięcej przyjemności sprawiają bezpośrednie kontakty z publicznością – z grupą studentów w sali Akademii Sztuk Pięknych Cusco czy w prywatnym mieszkaniu z artystami w Bangladeszu.

Jerry Saltz świetnie wyczuł potrzebę prześmiewczości w rozmowach o sztuce. Robi to inteligentnie – w tradycji „stand-up comic”. Czy jednak wnosi coś istotnego? Nie jestem pewien. Raczej utwierdza nas w przekonaniu, że w dzisiejszej sztuce naprawdę jest co wyszydzać. Tyle, że nam, patrzącym na tak zwany „świat sztuki”, nie zawsze jest do śmiechu.

Nie potrafię wyobrazić sobie przyszłości krytyki sztuki, podobnie jak przyszłości sztuki. Mam jednak nadzieję, że zamiast zmierzać w kierunku niewybrednej rozrywki, plotkarskiego reportażu czy zawiłego dyskursu akademickiego, podąży w stronę żywego, partnerskiego dialogu z artystą. Tego muszą chcieć sami artyści, bo przecież bez ich mądrej twórczości nie będzie mądrych krytyków. Pandemie mijają. Pamiętając o tym, trzeba uważać, żeby nie dać się przestraszyć. Historia pokazuje, że tego rodzaju tragedie z reguły nie prowadzą do radykalnych zmian. Czasami następuje cofanie się. Oby tym razem było inaczej.

Marek Bartelik

Marek Bartelik

Przewodniczący AICA-USA 2009–2012; przewodniczący AICA International 2011–2017, honorowy Przewodniczący AICA 2018. Wykładał na The Cooper Union for the Advancement of Science and Art, MIT i Yale University. Współpracownik „ArtForum International” od 1992 roku, publikował w „Art in America”, „ARTNews”, „CAA Art Journal”, „American Art-Smithsonian Institution”, „Cultural Politics”.