Nr 19 jesień 2025 editorial Magdalena Ujma

Od redakcji/19/

Interdyscyplinarność

W dawnych czasach, za górami, za lasami, wszystko dzieliło się na dyscypliny. Malarstwo, rysunek, rzeźba, grafika, projektowanie – i tak dalej. Ciekawe zresztą, że te dyscypliny dzieliły się jeszcze bardziej – na subdyscypliny. Jeśli spojrzeć do Słownika terminologicznego sztuk pięknych, dzieła skrupulatnie wkładającego naszą wiedzę o sztukach – wtedy jeszcze pięknych – w kategorie, szufladki, kodyfikującego nasz język mówienia o nich, którego pierwsze wydanie wypadło jeszcze w 1969 roku, to widzimy właśnie kolejne podziały. Dzielenie możemy prześledzić na przykładzie hasła poświęconego malarstwu. A zatem dzieła malarstwa porządkować można wedle skali, podłoża, tematu, technik, treści – kategorie można mnożyć. Te subkategorie poddają się przecież kolejnym podziałom – na kategorie jeszcze bardziej niszowe. Pomyślmy, jak podzielić malarstwo sztalugowe, od wielkości sztalug? (Dla tych, którzy nie zrozumieli tej uwagi – to ironia).

Podobne akcje kategoryzowania znajdziemy w słownikowych hasłach dotyczących rzeźby i innych dyscyplin. Co ciekawe, tendencja do ujęcia wszystkiego w kategorie, wynikała tak samo z myślenia nowoczesnego, oświeceniowego, jak dążenie do dyscyplin w stanie „czystym”, do osiągnięcia „czystej” idei malarstwa, rzeźby, fotografii, grafiki. To drugie dążenie święciło tryumfy w złotym okresie modernizmu, w latach tuż po wojnie, które stworzyły podwaliny naszego dzisiejszego myślenia o sztuce. Zdawało się wtedy, że czyste malarstwo, czyli tak zwane „malarstwo malarskie”, jak i „rysunkowy rysunek”, „rzeźbiarska rzeźba” i „fotograficzna fotografia”, są ostatecznym celem sztuki; że sztuka do połowy wieku XX rozwijała się, doskonaląc swoje środki i samoświadomość, by przeżyć kulminację w formie ostatecznej autoteliczności. W formie osiągnięcia swojej wydestylowanej ze wszelkich naleciałości istoty, alchemicznej esencji, Platońskiej Idei. Dla wielu takim zwieńczeniem sztuki w ogóle miała być zresztą abstrakcja. Lecz przecież sztuka się na niej nie zatrzymała, tak jak świat nie zatrzymał się mimo wieszczonego w latach 90. końca historii.

Przeżytki myślenia stawiającego granice i szatkującego żywą materię sztuki widzimy w strukturze uczelni artystycznych. I tak przecież na poszczególnych Wydziałach, czy to Malarstwa, Rzeźby, Grafiki, Intermediów, Form Przemysłowych, nie uczy się jednej dyscypliny. Są one do jakiegoś stopnia przemieszane, jedna zależy od drugiej. Żeby dobrze malować, trzeba umieć rysować. Do grafiki trzeba mieć umiejętności wzięte z warsztatu rzeźbiarskiego. Tak więc sama praktyka artystyczna pokazuje, że „czyste” dyscypliny nie istnieją.

Myślenie dyscyplinami widzimy także w tym, co pozostało po systemie Biur Wystaw Artystycznych, scentralizowanej sieci galerii, powstałej na początku PRL. Oto w Bielsku-Białej wciąż organizuje się konkursy malarskie, w Nowym Sączu spotykają się pasteliści, Wrocław pozostaje wierny rysunkowi. Co widzimy, patrząc na tak poszatkowaną sztukę? Kategorie dyscyplin i tutaj nie wystarczają; w konkursach co rusz czyni się wyjątki. Wartości cechujące daną dyscyplinę przenikają do innej. Na Bielskiej Jesieni 2023 nagrodzono Karolinę Jarzębak, posługującą się intarsją i tworzącą obiekty przestrzenne. Na Triennale Rysunku we Wrocławiu w 2019 roku główną nagrodę zdobyła Monika Drożyńska, specjalizująca się w sztuce tkaniny. Rozszczelnianie dyscyplin jest faktem.

Dzisiaj, gdy patrzymy na encyklopedyczny pęd do definiowania świata, wydaje się on tak utopijny jak Borgesowska Biblioteka Babel. Ta ostatnia miała ogarniać cały świat geometryczną strukturą regałów ze wszystkimi książkami świata. Dziś wiemy, że to naiwne. Bo jak opisać cały świat? Chyba tylko przez skończoność i brak. Zresztą Borges zastrzegł, że Biblioteka nie rozciąga się w nieskończoność.

Dzisiaj osoby artystyczne nie utrzymują się w jednej dyscyplinie, więcej – w jednym rodzaju sztuki. Dzisiaj, w czasach może nie tylko płynnych tożsamości, co raczej tożsamości znajdujących się w nieustannym procesie powstawania, z drugiej zaś – w czasach odgrywania wielu ról przez jednego aktora, osoby artystyczne są tym, tym, i tym jeszcze. Dzisiaj artystki są jednocześnie badaczkami. Historię sztuki uprawiają Marysia Lewandowska, Goshka Macuga czy Iwona Demko, zaś aktywizmem para się inna spora grupa artystek i artystów, jak chociażby Cecylia Malik, Paweł Żukowski, Karolina Grzywnowicz, Jana Shostak.

A jak przebiegają bardziej generalne połączenia pomiędzy sztukami? Literatura i sztuki plastyczne? Krzysiek Maniak pisze opowiadania, które poszerzają możliwość odbierania jego prac. Performer Arti Grabowski pracuje także jako aktor. Artyści wizualni biorą się za muzykę, od kilkudziesięciu lat na tym polu działa Andrzej Dudek Dürer, a ostatnich przykładów dostarczają Jakub Julian Ziółkowski czy Robert Kuśmirowski, który właśnie otworzył studio muzyczne. Z doznaniami węchowymi pracuje Magda Moskwa, która kilka lat temu zaczęła tworzyć zapachy. Kuchnią i smakami zajmuje się Anna Królikiewicz.

A to przecież tylko wybrane, pojedyncze przykłady z bardzo, bardzo wielu. Dzisiaj pole sztuki po prostu działa wbrew podziałom, by autor/autorka/osoby autorskie jak najskuteczniej wyraziły swoją myśl, by działały dobierając odpowiednie środki do zamysłu twórczego. Dobrze przylegająca do zamysłu forma jest niezbędna w świecie nieustannego gadania, nigdy niewysychającego potoku obrazów i bodźców.

Mam problem jedynie z akceptacją przekraczania granic pomiędzy krytyką a sztuką. Lecz przecież i tutaj znajdzie się przykłady udanych połączeń. Niekwestionowany autorytet polskiej krytyki popełnił przecież powieść. To Mieczysław Porębski, a jego książka, wydana w 1989 roku, nosiła tytuł Z. Powieść i spotkała się z dobrym przyjęciem. Innym przypadkiem jest Ingmar Villqist, który – jako Jarosław Świerszcz – zajmował się krytyką sztuki. W latach 90. porzucił jednak to zajęcie, by wejść do teatru jako nagradzany autor dramatów, ale i jako reżyser. Tutaj jednak zajęcie odtwórcze, jakim jest do pewnego stopnia krytyka, całkowicie ustąpiło miejsca zajęciu twórczemu. Zniknęło z pola zainteresowań autora, zdezerterowało, jakby pokazując, że nie można uprawiać jednocześnie jednego i drugiego.

 

Tyle, że to nieprawda. Interdyscyplinarność jest globalnym trendem, zarazem jednak pozostaje indywidualnym wyborem. Przekraczajmy zatem granice: w sztuce jest to mile widziane.

Magdalena Ujma

Magdalena Ujma

Historyczka i krytyczka sztuki, kuratorka wystaw i projektów z zakresu sztuki współczesnej. Ukończyła studia z historii sztuki (KUL) i zarządzania kulturą (Ecole de Commerce, Dijon). Prowadziła Galerię NN w Lublinie, pracowała w redakcji kwartalnika literackiego „Kresy”, w Muzeum Sztuki w Łodzi i w Galerii Bunkier Sztuki w Krakowie. Obecnie sprawuje opiekę nad kolekcją w Ośrodku Dokumentacji Sztuki Tadeusza Kantora „Cricoteka” w Krakowie. Jest wiceprezeską Sekcji Polskiej Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA.