Aktualności recenzja Szymon Wojtanowski

I malarze patrzą w niebo

Łukasz Konieczko, Spóźniony jubileusz. Obrazy i rysunki
Miejsce: Galeria Wydziału Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki ASP w Krakowie Cztery Ściany
Czas: 10.05 – 1.06.2025
Kurator: Szymon Wojtanowski
Wystawa włączona w 4. Krakowskie Spotkania Artystyczne – 2025 Tożsamość idei / ZPAP Okręg Krakowski

Widok, który przedstawia nam nocne niebo – także niebieskie niebo w bezchmurny dzień – jest abstrakcją. Stąd nie dziwi, że Jerzy Nowosielski, nadając tytuł obrazowi pochodzącemu z 1978 roku, określił, bez wzbudzenia sprzeczności, rzeczownik „abstrakcja” przymiotnikiem „astronomiczna”. Łatwo jest bowiem nazwać abstrakcją zjawisko bardzo, bardzo odległe – tak dalekie i niedotykalne dla patrzącego jak gwieździste niebo. Podobnie, temu, czego nie można wziąć w dłonie, pozostaje jedynie uczynić wizerunek. Wizerunek taki, by zaistnieć, nie potrzebuje wiele materii, w zamian za to, może odsyłać do niezmierzonej przestrzeni, sam będąc przedmiotem grubości kartki papieru. Nowosielski na wspomnianym płótnie kładzie farbę cienką warstwą. Pomimo, że tym razem posługuje się techniką olejną, tworzy powierzchnię charakterystyczną dla ulubionej przez siebie tempery. Już na początku zwracam uwagę na kwestię materialności jego malowidła, bo kiedy dotrzemy do przygotowanych przez Łukasza Konieczkę trawestacji, napotkamy inną obecność farby.

Kolejne dzieło Jerzego Nowosielskiego, któremu Konieczko poświęca uwagę, także jest abstrakcyjne, także namalowano je dzięki farbom olejnym, również powstało w 1978 roku, jednak w tytule nie ma odniesienia do astronomii. Pomimo to, w próbie interpretacji trawestacji tego obrazu – korzystając z licentia poetica – skieruję się w stronę szczególnie pojętego kosmosu. W moim tekście obydwa obrazy Nowosielskiego i układające się w cykl prace Łukasza Konieczki staną się „astronomiczne”.

Obaj malarze stosują rozwiązanie, by granicę obrazu wprowadzić w pole podobrazia. Podejrzewam, że dyktuje im to pewna pokora, której poczucie nakazywałoby od samego początku powiedzieć: Przeczuwam bezkres motywu, z drugiej strony wiem dobrze, jak zawężona jest materialna powierzchnia mojej wypowiedzi. Z tego powodu podobrazie nie jest tożsame z faktycznym obrazem-wizerunkiem – struktura malarska widoku, nim dotrze do fizycznych brzegów płótna, zostaje zamknięta czerwoną, niebieską lub biało-niebieską kreską. Na tym nie koniec bariery, bo następnie pojawia się strefa gładkiej bieli lub czerni. Łukasz Konieczko przynajmniej raz odstąpił od wybiegu stawiania malarskiemu centrum silnych zapór, ale o tym, do czego to doprowadziło, napiszę później.

W czym może przeglądać się niebo, jeśli nie w ziemi? Wielkie powierzchnie wody, ogromne zwierciadła mórz i oceanów, gwieździste niebo odbijają w dosłowny sposób. A w czym mogą przeglądnąć się struktury ziemi, gleby i lustra wodne, jeśli nie w nieboskłonie? Przecież na ziemi mamy wiele dróg, a na niebie przynajmniej jedną Drogę Mleczną. Podobnie jak w morzach żyją różne stworzenia, tak na firmamencie występują gwiazdozbiory: Wieloryba, Węża Wodnego, Ryb oraz Złotej Ryby.

Materia uformowana przez Łukasza Konieczkę w jego wielokrotnych przeobrażeniach dzieł Jerzego Nowosielskiego to, według mnie, wywoływanie kosmicznego uniwersum poprzez analogię do ziemskich formacji. Konieczko gładkie lico pierwowzoru wziętego od Nowosielskiego rozbudowuje – dosłownie – na kształt topografii terenu, tworząc przy tym nawet nie mapę, lecz model geologiczny. Model obszarów niekoniecznie naszej planety.

W „czarnym” obrazie Nowosielskiego na powierzchni astronomicznej otchłani pojawiają się wizerunki nacięć lub szczelin. Wewnątrz otworów coś się ujawnia, wyziera błękit. U mającego się za heretyka – w rzeczywistości będącego niemal prawosławnym teologiem – Jerzego Nowosielskiego, w istnieniu szczelin doszukać się można perspektywy na transcendentną rzeczywistość. Łukasz Konieczko we własnych pracach reaguje na te szczeliny, jednak w kontekście malatury jego płócien przemieniają się one w sugestię wypełnionych wodą kraterów. Ujawnia się w tym zestawieniu kolejna różnica: Nowosielski przyjmuje perspektywę tak rozległą, by prowadziła być może poza świat, była pozaświatowa; Łukasz Konieczko postępuje jak obserwator powierzchni gwiazd posiadający teleskop o niebotycznej mocy. Dlatego w jego astronomicznych abstrakcjach możemy zobaczyć przybliżenie formacji obcej planety lub księżyca.

Druga abstrakcja Jerzego Nowosielskiego, tym razem wypełniona czerwienią, też mogłaby dotykać zjawiska kosmicznego, właściwiej bytu. Patrzę tym samym w stronę Słońca. Na płótnie niepodzielnie panuje czerwień, być może dlatego, że Słońca nie możemy długo oglądać – dajemy radę zerkać tylko ukradkowo. Jeśli chcemy popatrzeć na tę gwiazdę dłużej, musimy zamknąć oczy, a wtedy ujrzymy właśnie czerwień prześwietlonych promieniami powiek. W swoim pomyśle Łukasz Konieczko pozostawia dominację czerwieni, chociaż u niego jest ona malarsko inaczej obecna – nałożona impastowo. Zastygła farba przekierowuje skojarzenie w inne miejsce. Odchodzimy od „ogólnej” idei energii Słońca, zmierzając ku konkretnemu jej przejawowi, jak plazma, magma.

Wspomniałem wcześniej, że prostokątne (Nowosielski) lub kwadratowe (Konieczko) pola koloru nie zajmują całego podobrazia, że zostały silnie określone barierami, nim dotarły do krawędzi płótna, oraz że w dwóch przypadkach Łukasz Konieczko malując, nie zastosował się do tego rozwiązania. Niczym nieograniczona struktura farby zachowała się wtedy jak wymieniona akapit wcześniej magma, która kipiąc, osadza się na brzegach krateru. W tym wypadku osad ogarnął ramę – po prostu fizyczną oprawę tej pracy. Nim czerwona lawa-farba zastygła w równoległe pasowe struktury, pokryła listwę warstwą chłodnego w odcieniu nalotu. W większości obrazów, dzięki obecności pasa „nie-malarskiej” bieli albo czarni, który skutecznie utrzymał ekspansję farby w ryzach, tak się nie stało. Zamiast zajmować północ czy południe, zachód czy wschód, materia farby spiętrzyła się ponad lico obrazu. Na drzemiący w masie farby potencjał wstępowania w świat fizyczny, Łukasz Konieczko jest jako malarz szczególnie czuły.