Filip Rybkowski, Strefy buforowe, wystawa w Galerii Piana

Miejsce: Galeria Piana, Kraków
Czas: 22.07 – 28.08.2022

Widok wystawy, Filip Rybkowski, Strefy buforowe, Galeria Piana, fot. Filip Rybkowski


Niekiedy przychodzi nam na myśl, że wszystko, co przeżywamy, to porozrywane i zmniejszone części jakiejś dawnej całości, którą kiedyś po prostu się błędnie uzupełniło. (Robert Musil)

Jak to się stało, że gołąb – zwierzę z natury agresywne i cechujące się wyjątkowo intensywnym popędem seksualnym – stał się symbolem pokoju między narodami? Starożytni twierdzili, że jego organizm pozbawiony jest żółci, owego fluidu prowokującego gatunek ludzki do konfliktów. Jednak to dopiero tytan dwudziestowiecznej sztuki, Pablo Picasso, sam łączący w sobie cechy mizantropa i wrażliwego dziecka, miał stworzyć nowoczesną ikonografię gołębicy jako symbolu pokoju. Wizerunek ptaka niosącego w dziobie gałązkę oliwną nakreślił ponoć na serwetce w restauracji przy wrocławskim hotelu Monopol w czasie Światowego Kongresu Intelektualistów w Obronie Pokoju w 1948 roku. Możemy tylko żałować, że to emblematyczne przedstawienie nie zachowało się – podobnie jak światowy pokój między narodami.

Konstrukcja globalnego pokoju od czasu ostatniej wielkiej wojny tworzona była prowizorycznie. Łatana, sklejana, rozpadała się, by za chwilę poddać się kolejnym, znów nietrwałym próbom konserwacyjnym. Okresy stabilizacji pozwalały żyć iluzją spokoju, mimo konfliktów, które rozbijały się o europejskie brzegi. Teraz wszystko zaczyna trzeszczeć, spoiny pękają, a lakier łuszczy się i odchodzi coraz większymi płatami. Strefy buforowe coraz częściej zmieniają się w strefę wojny, a białe gołębie wypuszczane z okazji pokojowych celebracji rozmnożyły się, tworząc armię, którą tylko z trudem zatrzymują najeżone kolcami gzymsy i parapety.

Filip Rybkowski tworzy patchwork nawarstwiających się wizerunków gołąbków pokoju zaczerpniętych z propagandowych plakatów produkowanych często przez opozycyjne strony konfliktu. Okruchy przedstawień zderzają się, a przestrzenie pomiędzy nimi pospiesznie wypełniane są tak, by stworzyć iluzję spójności. Artysta wznosi w galerii dziwny gmach – architekturę z odzysku poskładaną z elementów, których historia całkowicie się zatarła, prowokując już tylko niekończące się konfabulacje. Jej niegdysiejszego splendoru pilnują resztki lwich łbów, których milczące, zacięte oblicza wpatrują się w „wieczną katastrofę, która nieustannie piętrzy ruiny na ruinach”.