Nr 16 zima 2025 recenzja Sylwia Góra

Feminizm utopijny?

Chcemy całego życia. Feminizmy w sztuce polskiej
Miejsce: Państwowa Galeria Sztuki w Sopocie
Czas: 19.10.2024 – 2.02.2025
Kolektyw kuratorski SemFem: Anka Leśniak, Karolina Majewska-Güde, Paulina Olszewska, Agnieszka Rayzacher, Dorota Walentynowicz

Widok wystawy, „Chcemy całego życia. Feminizmy w sztuce polskiej”, Państwowa Galeria Sztuki w Sopocie, fot. Tomasz Maryks

Do 2 lutego mogliśmy oglądać w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie wystawę Chcemy całego życia. Feminizmy w sztuce polskiej. Jeśli ktoś jej jeszcze nie widział, koniecznie powinien to nadrobić! A Sopot zimą nie dość, że jest mniej tłoczny, to również zjawiskowy – sama sprawdziłam.

Pierwszy człon tytułu to oczywiście nawiązanie do doskonale dziś znanego zdania, które wypowiedziała w 1907 roku podczas Pierwszego Zjazdu Kobiet Zofia Nałkowska. Wygłosiła wówczas referat zatytułowany „Uwagi o etycznych zadaniach ruchu kobiecego”, podkreślając jak ważna dla kobiet jest edukacja, równe prawa wyborcze, ale też wolność obyczajowa – macierzyństwo nie musi być życiowym celem kobiety. Na koniec wypowiedziała słynne zdanie, które wciąż zdaje się aktualne. Podobnie jak myśl, że raz wywalczone prawa nie są dane na zawsze. Pokazały to ostatnie lata i protesty związane z ograniczeniem prawa do bezpiecznego i legalnego przerywania ciąży.

Ekspozycję przygotował kolektyw SemFem, czyli Anka Leśniak, Karolina Majewska-Güde, Paulina Olszewska, Agnieszka Rayzacher i Dorota Walentynowicz. To w zasadzie jedyna tak duża i kompleksowa wystawa koncentrująca się na sztuce feministycznej, którą możemy zobaczyć w Polsce w ostatnich kilku dekadach. Wzięło w niej udział ponad sto osób – większość to oczywiście kobiety, ale jest też kilku mężczyzn, którzy podejmowali w swojej sztuce m.in. temat tresowania dziewczynek, szowinizmu, seksualizowania kobiet itp. Wystawa pomyślana jest problemowo, co sprawia, że tzw. próg wejścia jest naprawdę dostępny dla bardzo różnej publiczności. Nie trzeba być akademiczką albo osobą wyjątkowo dobrze zorientowaną w historii sztuki czy rozwoju tendencji artystycznych. Dobór prac i krótkie wprowadzenie na tablicach informacyjnych pozwalają na zwiedzanie wystawy ze zrozumieniem tego, na co patrzymy. A sztuce feministycznej bardzo często zarzucano (i zarzuca się dalej), że porusza wydumane problemy, że jej język jest hermetyczny, a próg wejścia dość wysoki. Sopocka wystawa zadaje kłam takim teoriom i pokazuje, że wcale nie musi tak być.

Wędrówka przez trzy piętra galerii zaczyna się od pytania o rolę artystki w sztuce, a także jej społeczne i ekonomiczne ograniczenia, brak wystarczającej reprezentacji kobiet na stanowiskach profesorskich w uczelniach artystycznych czy w ogóle na rynku sztuki (wystawy w wielkich, ważnych dla kultury muzeach itp.). To także przypomnienie, jak przez wieki większość kobiet, która zajmowała się sztuką, musiała wybierać: zostać artystką czy matką. W okresie PRL-u sytuacja jeszcze się skomplikowała – kobiety funkcjonowały w przestrzeni zawodowej, ale nikt nie pomagał im w wykonywaniu czynności domowych. Silne kobiety, które robią to, co chcą i spełniają swoje ambicje, nazywane są wiedźmami czy czarownicami. Nawiązują do tego prace Iwony Teodorczuk-Możdżyńskiej z serii wiedźmy, czarownice/przedmioty i symbole mocy z 2020 roku. Odwołują się też do odzyskiwania postaci wiedźmy dla współczesnej kultury. Dziś wiedźma to ta, która wie. O zmianach, jakie następowały w widzeniu postaci czarownic ciekawie pisze też Mona Chollet w książce Czarownice. Niezwyciężona siła kobiet. Zwiedzanie wystawy warto uzupełnić lekturą.

Na parterze odnajdziemy też artystki doskonale znane – Alinę Szapocznikow czy Katarzynę Kozyrę. Ich prace zawierają pytania o cielesność i chorobę nowotworową. Prezentowana jest Olimpia Kozyry oraz Wool – Tumeur II Szapocznikow. Obie prace są reprezentacją większych cykli, których podjęły się niezależnie od siebie obie artystki w latach siedemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku, pytając o to, czy w sztuce i przestrzeni publicznej jest miejsce na pokazywanie ciała nieidealnego, okaleczonego, chorego. Możemy także „ucztować” przy stole zastawionym przez Annę Orbaczewską i jej Talerze z 2024 roku, na których przedstawiła problemy związane z życiem codziennym i relacjami, a także przemocą.

Część wystawy zatytułowana „Alternatywne duchowości” to miejsce na przypomnienie ważnej dla Śląska postaci Urszuli Broll, a także rzeźby wykonywanej w oparciu o metody tkackie Ewy Pachuckiej, którą można z dzisiejszej perspektywy uznać za klasyczkę. Z doskonale znanymi nazwiskami kuratorki zestawiły też współczesną pracę Agnieszki Brzeżańskiej Źródło z 2018 roku, która została zainspirowana matriarchalnymi kultami słowiańskimi i mitologiami związanymi z boginiami. Rzeźba jest bowiem nawiązaniem do starożytnego kultowego posągu wodnej bogini. Jest też miejsce na uważane przez wieki za mniej ważną sztukę tkaniny i jedną z prac Moniki Drożyńskiej, która została niedawno nagrodzona Paszportem Polityki w kategorii sztuki wizualne.

Kolejne piętro przynosi nowe wątki i pytania, choćby o przemoc – zarówno fizyczną, jak i seksualną – wobec kobiet. Znajdziemy tu słynną pracę Zuzanny Janin Walka z 2001 roku, kiedy artystka stanęła w ringu z bokserem Przemysławem Saletą, a także jej neon Nikt ci nie uwierzy Zuzanno nawiązujący do przemocy domowej, której doświadczyła. Zobaczymy też odpowiedź Katarzyny Malejki – również w formie neonu – Ja Ci wierzę Zuzanno oraz baner Pawła Żukowskiego z hasłem „Wierzę Ci Zuzanno”. Mamy w tej przestrzeni zaakcentowaną również dyskusję na temat użycia feminatywów oraz niewielkiej reprezentacji kobiet na stanowiskach zarządczych w szkołach artystycznych poprzez pracę Iwony Demko Biurko Rektory. Tematykę seksualizacji kobiecego ciała i traktowania go jako produktu podejmuje zaś Mariola Przyjemska. Możemy bowiem zobaczyć stworzony przez nią w 2001 roku kolorowy magazyn „D’Arcy Art”, którego stała się bohaterką. Warto zauważyć, że kreowanie własnego wizerunku przez kobietę ponad dwie dekady temu było ważnym gestem, choć dziś – w dobie mediów społecznościowych – możemy o tym nie pamiętać. Przesuwało to bowiem kontrolę z podmiotu zewnętrznego (mediów, społeczeństwa) na samokontrolę. Do kwestii praw reprodukcyjnych ciekawie nawiązuje zaś gra komputerowa Ewy Potockiej z 2005 roku zatytułowana Antykoncepcja. Polega ona na „strzelaniu” do plemników, aby nie zapłodniły komórki jajowej, ale pełna wersja gry zakładała też np. kontynuowanie wirtualnej ciąży, urodzenie dziecka i życie w wirtualnym świecie, który miał nawet swój parlament, policję, sądy itp.

Ostatnia część wystawy, znajdująca się na drugim piętrze galerii, zatytułowana „Wspólnoty”, opowiada przede wszystkim o współczesności i przyszłości. Jaki potencjał ma sztuka feministyczna, aby budować oraz włączać inne i innych wykluczonych? Czy istnieje inna droga niż kapitalizm? Czy grupa, kolektyw mogą stać się ważniejsze niż jednostka? Czym może stać się ekofeminizm i kto go będzie praktykował? Między innymi na takie pytania próbują odpowiedzieć artystki, proponując zwrócenie się w kierunku etyki troski. Mamy zatem pracę Elki Krajewskiej MATRIA: Wydarzenie w Przejściu z 2020 roku, która była początkowo pokazywana w przestrzeni publicznej przejścia na al. Jana Pawła 36 w Warszawie. Z kartonów mówią do nas matka i córka, wołając o kobiecą solidarność i empatię: „Wzywamy Cię sąsiadko, kobieto, babciu, wnuczko, matko, córko, siostro do solidarności, do ostentacyjnego okazywania sobie wsparcia, empatii, popierania różnorodności, wzbogacania kultury dnia codziennego, afirmacji godności, zwalczania przemocy domowej, agresji przeciw kobietom, korzystając z siły twórczej danej każdej z nas”. O niewidzialnej pracy kobiet, m.in. tej opiekuńczej, mówi kolektywna praca autorstwa Plenum Osób Opiekujących Się (Katarzyna Kania, Weronika Morawiec, Adu Rączka, Anna Steller, Dorota Walentynowicz, Anna Witkowska) zatytułowana Odmiany miłości zwane podtrzymywaniem.

Nawiązaniem do niedawnych Czarnych Protestów są zaś materiały na antresoli. Możemy przeczytać hasła, które znalazły się na banerach niesionych przez kobiety w różnych miastach w Polsce: „Miejsce kobiet jest na barykadach rewolucji”, „Już byłam miła, teraz jestem wkurwiona”, „My chcemy żyć, a nie tylko przeżyć” i oczywiście „Chcemy całego życia”. Taki pomysł zespołu kuratorskiego na „domknięcie” ekspozycji pokazuje, że pewne problemy, mimo że minęło kilka dekad, wciąż są aktualne lub powracają. Sopocka wystawa jest też bardzo oryginalna jeśli chodzi o dobór prac – nie ma wielu „klasycznych” artystek, co pozwala pokazać, że nie zawsze trzeba budować kanon. Choć oczywiście znajdziemy też prace m.in.: Magdaleny Abakanowicz, Teresy Gierzyńskiej, Zofii Kulik, Ewy Kuryluk, Natalii LL, Jolanty Marcolli, Małgorzaty Mirgi-Tas, Doroty Nieznalskiej, Ewy Partum, Marii Pinińskiej-Bereś, Joanny Rajkowskiej, Jany Shostak czy Alicji Żebrowskiej. To oczywiście autorski wybór pięciu kobiet zaangażowanych na co dzień w tworzenie Seminarium Feministycznego, ale wybór pokazujący, że polska sztuka feministyczna nie odbiega od tej zachodniej, ale jest również osadzona w pewnym kontekście politycznym, społecznym czy historycznym, w którym powstawała i nie sposób tego pominąć. Odwiedzając sopocką galerię powinnyśmy o tym pamiętać. Dlaczego taka wystawa powstała dopiero teraz, skoro widzimy, że polskich artystek tworzących sztukę feministyczną było przynajmniej od lat siedemdziesiątych XX wieku tak wiele? Może dlatego, że dopiero w ciągu kilku ostatnich lat mamy szersze pole do rozmowy o sztuce feministycznej. Częściej mówimy publicznie o przemocy ze względu na płeć, prawach reprodukcyjnych, przypominamy ważne, zapomniane lub zupełnie nieznane herstorie.

Po wyjściu z galerii zostajemy z jeszcze jednym pytaniem: dokąd zatem zmierza sztuka feministyczna? Odpowiedź, jaką daje kolektyw kuratorski jest pełna nadziei – do dialogu, w którym każdy głos jest ważny, a troską i uważnością otaczamy nie tylko innych ludzi, ale także istoty pozaludzkie. Sztuka feministyczna to przecież często sztuka społecznie zaangażowana, która oddaje głos wszystkim tym, których nie chce słuchać nikt inny. Czy to wizja nieco utopijna? Tak. Czy utopia jest możliwa? Nie. Ale to przecież nie znaczy, że nie powinniśmy do niej dążyć.

Widok wystawy, „Chcemy całego życia. Feminizmy w sztuce polskiej”, Państwowa Galeria Sztuki w Sopocie, fot. Tomasz Maryks

Sylwia Góra

Sylwia Góra

Kulturoznawczyni, literaturoznawczyni, doktorka nauk humanistycznych, absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu, autorka książki Ewa Kierska. Malarka melancholii [Universitas 2020] oraz Kobiety, których nie ma. Bezdomność kobiet w Polsce [Marginesy 2022], animatorka kultury, miłośniczka literatury pisanej przez kobiety oraz biografii nieznanych i zapomnianych artystek, stała współpracowniczka „Kultury Liberalnej” oraz „Kosmosu dla Dziewczynek”.