Nr 17 wiosna 2025 kronika Agnieszka Jankowska-Marzec

Łukasz Stokłosa Elegie

Łukasz Stokłosa, Elegie
Miejsce: Zamek Królewski na Wawelu
Czas: 29.03-29.06.2025
Kuratorka: Agnieszka Jankowska-Marzec

Widok wystawy Łukasz Stokłosa „Elegie”, Zamek Królewski na Wawelu, fot. Adam Golec

„Historia i elegia są spokrewnione. Słowo «historia» pochodzi od starogreckiego czasownika ίστωρειν oznaczającego «pytać». Ten, kto pyta o rzeczy – o ich wymiary, wagę, lokalizację, nastroje, nazwy, świętość, zapach – jest historykiem»”1. Łukasz Stokłosa wprawdzie historykiem nie jest, ale jako malarz zadaje pytania o rzeczy, o artefakty z przeszłości, bo taki właśnie status posiadają insygnia koronacyjne, szaty czy zbroje należące niegdyś do władców i władczyń nowożytnej Europy. Od lat maluje je z niesłabnącym zainteresowaniem, podobnie jak wnętrza pałacowe i otaczające je ogrody, których mieszkańcy już dawno odeszli. Dla Stokłosy „historia jest więc tym, co czyni elegię możliwą. Elegia opłakuje bowiem to, co się dzieje, co się wydarzyło i co się wydarzy”2. Nastrój elegijnej zadumy, jakim tchną jego obrazy, artysta osiąga więc z jednej strony poprzez wybór tematów malarskich, z drugiej – przez sposób ich malowania. Światło na jego płótnach miękko otula przedmioty, zacierając kontury i chociaż jesteśmy w stanie je zidentyfikować, to odnosimy wrażenie, że odtwarzanie detali malarza zdecydowanie nie interesuje. Zależy mu raczej na uzyskaniu efektu rzeczy widzianych jak gdyby przez lekko zamgloną szybę, który osiąga, posługując się z wirtuozerią światłocieniowymi odbiciami i refleksami. Obrazy maluje gładko, unika impastowego kładzenia farby, poświęcając wiele uwagi kolorystycznej warstwie swoich dzieł. Jego paleta choć na pierwszy rzut oka wydaje się dosyć wąska, nigdy nie jest chromatycznie monotonna; kryje w sobie bogactwo odcieni wyrafinowanych szarości i brązów, złamanych błękitów i zieleni, a kiedy jest taka potrzeba – ożywionych intensywną plamą żółcieni i dojrzałych, winnych czerwieni. Wyłaniające się na jego płótnach z mroku ślady przeszłości, zdają się zyskiwać materialne kształty w pomieszczeniach oświetlonych jedynie blaskiem świec. A te ukryte w szkicach, eksponowanych w gablotach muzealnych, świecą własnym, wewnętrznym światłem. Z kolei malując pejzaże, artysta najchętniej zabiera widza na spacer po alejkach pałacowych ogrodów o zmierzchu, późną jesienią lub zimą, gdy bezlistne drzewa tym bardziej skłaniają do refleksji nad naturą przemijania. Stokłosa wydaje się więc czerpać z rad Leonarda da Vinci, który pisał: „maluj swe dzieła o zmierzchu albo w dzień chmurny i mglisty; jest to bowiem doskonałe oświetlenie”3. Wybór określonej scenerii, warunków atmosferycznych lub pór roku na płótnach krakowskiego malarza podyktowany jest jednak nie tylko kwestiami stricte artystycznymi. Dużą rolę odgrywa także chęć przeniknięcia lub może tylko uchwycenia odmienności świata – chęć, której znaczenie dobrze wyrażają słowa Marii Poprzęckiej: „może to właśnie spojrzenie przez mgłę, która powoduje «rozchwianie, rozpłynięcie się konturów tak dobrze do tej pory znanych przedmiotów», pozwala na odnowę spojrzenia, na zobaczenie świata w innej, zmiennej postaci, świata niejasnego, który broni swych tajemnic przed zaborczym spojrzeniem racjonalnych ostrowidzów”4.

Taka wizja historii świata, niejednoznaczna i zakłócona przez „mgłę”, jest Łukaszowi Stokłosie szczególnie bliska. Nie pociąga go bowiem budowanie linearnej, racjonalnej narracji o przeszłości, lecz tworzenie jej w oparciu o wyjątkowe przedmioty będące w posiadaniu dawnych władców i władczyń panujących w Europie. Fascynuje go ambiwalentny urok rzeczy, estetyczna przyjemność, jaką niesie obcowanie z nimi, połączona z symbolizowanym przez nie ciężarem odpowiedzialności sprawowanej władzy. Chociaż insygnia i szaty koronacyjne zostały wykonane dla konkretnych monarchów, artysta nie portretuje władców w reprezentacyjnych strojach. Ciało króla lub królowej jest nieobecne, bo posługując się swoiście rozumianą figurą pars pro toto Stokłosa zastępuje je przedmiotami, które kiedyś spoczywały na ich skroniach lub przygniatały ciężarem bogato zdobionych tkanin i futer. To jakby dyskretne memento mori, przypomnienie, że wprawdzie ciała monarchów dawno rozpadły się w proch, ale ich insygnia wciąż trwają jako obiekty muzealnej kontemplacji.

Zmienne losy insygniów: peregrynacje, czasami zniszczenia w wyniku rozmaitych burz dziejowych, opowiadają więc historię ich właścicieli: Jagiellonów, Wazów, Walezjuszy, Bourbonów i Habsburgów, pozwalając artyście na śledzenie gęstej sieci politycznych sojuszy i królewskich mariaży wpływających na kształt ówczesnej Europy. Równocześnie Stokłosa ma świadomość, że przedmioty należące do władców funkcjonują nie tylko jako osobne byty, lecz mogą odsyłać widza do wyobrażeń związanych z dworskim theatrum ceremoniale, zarówno tym rozgrywającym się na co dzień, jak i podczas specjalnych okazji. „Koronacja, uroczysty wjazd królewski, przyjęcie hołdu lennego oraz pogrzeb władcy były publiczną manifestacją sacre maiestatis regiae. Każde z tych wydarzeń, ponawiające się w monarchiach europejskich, związane były z obrzędami, które składały się na symboliczny socjodramat”5. Stokłosa nie chce być jednak kronikarzem tych pełnych przepychu, wizualnie malowniczych widowisk odzwierciedlających ówczesny porządek społeczny, lecz raczej czujnym obserwatorem, zwracającym uwagę na historię ich długiego trwania. Ich relikty znalazły bowiem swoje miejsce we współczesnych demokratycznych monarchiach konstytucyjnych, a artystę niezmiennie fascynują przepływy idei i napięć między kulturą elitarną i masową.

Podejmując próbę „napisania” własnej historii monarchii, Stokłosa nie mógł nie odnieść się do figury króla jako rycerza. Być rycerzem, jak pisał John Berger, znaczy „reprezentować wszystko co szlachetne (w sensie zarówno etycznym jak i społecznym). Zwyciężać. Pokonywać. Figurować, choćby jak najskromniej w annałach bitewnych”6. Paradne zbroje monarchów nie mówią jednak prawdy o wojnie, podobnie jak dalekie są od niej obrazy batalistyczne. Artysta tworzący swoje malarskie wizje bitew korzysta więc z historycznych reprezentacji walki, przywołując w nich fragmenty obrazów Tycjana, Van Dycka czy Brueghela, zachęcając, jak sam twierdzi, do namysłu nad estetyzacją przemocy, obecną w malarstwie europejskim od stuleci.

Twórczość Łukasza Stokłosy wpisuje się w historię malarstwa podejmującego wątki z przeszłości w sposób wieloaspektowy. Zarówno poprzez wybór samego medium, metodę pracy czy interpretację tematyki, jak i poprzez sposób eksponowania rezultatów swoich działań artystycznych. Stokłosa starannie przygotowuje się do podjęcia pracy nad obrazami, zaczynając od przeprowadzania kwerend bibliotecznych oraz oglądając dokumentalne i fabularne filmy historyczne. Najistotniejsze są jednak dla niego wyjazdy studyjne, podczas których na żywo odkrywa interesujące go obiekty, eksploruje wnętrza rezydencji monarszych czy przechadza się po otaczających je ogrodach. Chociaż malując swoje obrazy, posługuje się dokumentacją fotograficzną, którą sam sporządził na miejscu, to zależy mu, aby unikać dokumentacyjnego realizmu; wzbogaca więc swoje płótna o swobodne trawestacje obrazów wielkich mistrzów. Niekiedy decyduje się na kompilację „widoków”, zacierając tym samym ich tożsamość. Chętnie stosowanym przez niego zabiegiem jest także tytułowanie prac ukazujących korony, płaszcze koronacyjne lub zbroje imieniem władcy, z którym były kojarzone. Jest bowiem przekonany, że historię tworzą ludzie z krwi i kości, często ukryci za maską majestatu. Swoje obrazy traktuje więc trochę jak alegorię historii tworzonej przez wyjątkowe jednostki, w życiu których, parafrazując Księgę Koheleta: „wszystko ma swój czas/i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem”. Historii rozumianej nie tylko jako długotrwały proces dziejowy, lecz skupionej bardziej na doświadczeniu indywidualnym, jakim było życie monarchy, rozpięte między uroczystą koronacją a równie widowiskowym pogrzebem.

Historyzujące malarstwo Łukasza Stokłosy niewątpliwie potrzebuje właściwego miejsca ekspozycyjnego, którego funkcję z powodzeniem może pełnić Zamek Królewski na Wawelu. Zaaranżowana niczym współczesny „gabinet historyczny” przestrzeń wystawy krakowskiego artysty wchodzi w nieoczywisty dialog z wawelskimi skarbami – to na Wawelu przechowywany jest bowiem miecz koronacyjny zwany Szczerbcem i to ze skarbca katedralnego zasadniczy zrąb naszych insygniów został zrabowany. Miejsce to stwarza więc nowe możliwości odczytania jego malarstwa, ukazującego, że materialne ślady władzy monarszej wciąż budzą niesłabnące zainteresowanie; stanowiąc niepodważalny element narodowej mitologii.

Widok wystawy Łukasz Stokłosa „Elegie”, Zamek Królewski na Wawelu, fot. Adam Golec

1 A. Carson, Nox, New York 2010 (książka artystyczna, strony nienumerowane, tłumaczenie własne).

2 History Tales. Fact and Fiction in History Painting, [katalog wystawy, Akademie der bildenden Künste Wien, 27 września 2023 – 26 maja 2024], red. S. Folie, Wien 2024, s. 21 (tłumaczenie własne).

3 L. da Vinci, Traktat o malarstwie, przekład, przedmowa, wprowadzenie i komentarz M. Rzepińska, Gdańsk 2006, s. 177.

4 M. Poprzęcka, Inne obrazy. Oko, widzenie, sztuka. Od Albertiego do Duchampa, Gdańsk 2008, s. 124.

5 U. Borkowska, Ceremoniał pogrzebowy królów polskich w XIV-XVIII wieku, [w:] Państwo-Kościół-Niepodległość, red. J.Skarbek, J.Ziółek, Lublin 1986, s. 133.

6 J. Berger, G, tłum. W. Komornicka, Warszawa 1987, s. 49.