
Ekrany wewnętrzne Janiny Kraupe. Z Martą Kudelską rozmawia Agnieszka Jankowska-Marzec
Janina Kraupe, Tak jak na górze, tak i na dole
Miejsce: Galeria Aspekty, Warszawa
Czas: 31.01 – 8.03.2025
Kuratorka: Marta Kudelska
Agnieszka Jankowska-Marzec: Rozmawiamy przy okazji kuratorowanej przez ciebie indywidualnej wystawy malarstwa nieżyjącej już artystki Janiny Kraupe, odbywającej się w warszawskiej galerii Aspekty. Przyglądając się twórczości Kraupe, zastanawiam się nad jej obecnością w sztuce współczesnej, nie tylko na gruncie polskim. Odbywające się w 2022 roku 59. Biennale weneckie, zanurzone było głęboko w historii surrealizmu, zwłaszcza artystek kojarzonych z tym nurtem. Jak myślisz, czy na tej wystawie znalazłoby się miejsce dla Janiny Kraupe?
Marta Kudelska: Jestem przekonana, że tak. Chciałabym jednak zauważyć, że ona dwukrotnie brała udział w weneckim Biennale. Pierwszy raz miało to miejsce w 1952 roku. Wówczas to Kraupe prezentowała swoje prace w ramach Pawilonu Polskiego, a funkcje komisarza pełniła Maria Baranowicz. Drugi raz prace Janiny Kraupe można było zobaczyć w Wenecji w 1978 roku, kiedy tematem przewodnim było hasło Dalla natura all’arte, dall’arte alla natura („Od natury do sztuki, od sztuki do natury”). Warte podkreślenia jest, że Polska nie miała wtedy wystawy w swoim pawilonie. Prace Janiny Kraupe znalazły się wówczas na wystawie Materializzazione del linguaggio („Materializacja języka”), której kuratorką była poetka i artystka Mirella Bentivoglio. A sama wystawa została otwarta we wrześniu 1978 roku w Magazzini del Sale i stanowiła część weneckiej wystawy. Ekspozycja, na której znalazły się prace Kraupe, była poświęcona badaniu kwestii werbalnych i wizualnych dotyczących związków pomiędzy kobietami, ich twórczością a językiem.
Myślę, że ta obecność Kraupe na wystawie Bentivoglio z 1978 roku łączy się dobrze z zadanym przez ciebie pytaniem o Biennale z 2022 roku, które kuratorowała Cecilia Alemani. Oczywiście, to jest gra w „co by było, gdyby…”, bo jednak każda wystawa jest wypadkową indywidualnej pracy danej kuratorki czy kuratora, a my oceniamy ją ze swojego punktu widzenia. Jednak idąc tropem takiego gdybania, myślę, że twórczość malarska Janiny Kraupe doskonale by pasowała do tej ekspozycji. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że jej prace mogłyby się znaleźć w części wystawy The Witch’s Cradle poświęconej magii i czarownicom. Sąsiadowałaby wówczas z takimi artystkami, jak: Leonora Carrington, Ithell Colquhoun czy Remedios Varo, dla których ezoteryczne fascynacje były równie ważne jak dla Kraupe. Gdybym mogła jednak w jakiś magiczny sposób zaingerować w tę wystawę, to poszłabym tropem zaproponowanym przez Bentivoglio. Tym samym umieściłabym Kraupe w części, która nazywała się Quartz Orbit i dotyczyła pisania jako praktyki cielesnej i duchowej. Chciałabym zobaczyć, jak wypadłaby Janina Kraupe skonfrontowana z twórczością Georgiany Houghton, której prace były tam eksponowane. Obydwie artystki, chociaż dzieli je ponad 100 lat, mają wiele wspólnego: inspirowanie się dźwiękiem i posługiwanie się pismem automatycznym. Wydaje mi się także, że twórczość Kraupe doskonale wpisuje się w to, co mocno wybrzmiało w „biennale Alemani”, czyli budowanie alternatywnej historii sztuki, odkrywanie postaci, które nie do końca mieszczą się w jej akademickich strukturach.
A.J.M.: Rzeczywiście, gdy myślę o Kraupe, to przychodzi mi na myśl współczesny „boom” na twórczość artystek, dla których fascynacje alternatywnymi formami poznania świata, tłumaczenie jego złożoności przez odwoływanie się do magii, oniryzmu, astrologii jest najważniejsze. Funkcjonujących trochę poza modernistycznym kanonem. Wydaje mi się, że aktualność twórczości Kraupe wzmacniają także odbywające się lub zapowiadane wystawy, jak choćby w Getty Museum, czy aktualnie w Instytucie Warburga w Londynie, poświęcone szeroko pojmowanej astrologii w sztuce. Czy więc możemy pokusić się o sformułowanie kolejnego zwrotu w sztukach wizualnych (bo krytycy sztuki bez przerwy wymyślają „nowe zwroty”), ku działaniom inspirowanym astrologią, co niewątpliwie było bliskie Kraupe?
M.K.: Byłabym ostrożna w wymyślaniu kolejnych zwrotów, chociaż, jak wiesz, chętnie używałam określenia „zwrot romantyczny” w odniesieniu do prac wielu działających aktualnie twórców. Z perspektywy czasu myślę, że zwrot jest takim słowem, które pokazuje nam, że coś gwałtownie się wydarzyło i jest bardzo dużą, nagłą zmianą. Dzisiaj byłabym skłonna mówić raczej o powrocie pewnej marginalizowanej długo wrażliwości czy też tendencji. Ale także o ponownym poszukiwaniu przez artystki i artystów alternatywnych form duchowości i zainteresowaniu nimi, o opisywaniu i rozumieniu świata przez okultyzm, ezoterykę czy wspomnianą astrologię. Podsumowując, nie wycofuję się z hasła „zwrot romantyczny”, ale raczej dziś powiedziałabym o tendencji romantycznej we współczesnej sztuce.
A.J.M.: Być może jest to związane z procesem, który rozpoczął się już bardzo dawno, czyli sekularyzacją społeczeństw zachodnich, odchodzeniem od tradycyjnych religii i poszukiwaniem spełnienia duchowego poza nimi.
M.K.: Myślę, że tak. Kolejne generacje próbują znaleźć odpowiedzi na wielkie pytania ludzkości: o sens naszego istnienia, zwłaszcza obecnie, w obliczu wojny na Ukrainie, wcześniej pandemii czy kryzysu klimatycznego. I w takich właśnie momentach, jak pisała choćby Maria Janion, najsilniej przemawia do nas wyobraźnia, intuicja, a nie „mędrca szkiełko i oko”. Janina Kraupe była głęboko zanurzona w duchowych poszukiwaniach, fascynował ją buddyzm, zgłębiała też praktyki chrześcijańskie, powracając do nich w latach 70. Stawiała też horoskopy, bo astrologię traktowała bardzo poważnie. Wiesz, mnie osobiście wydaje się szalenie ciekawe, że chociaż mamy dziś do czynienia z sekularyzacją społeczeństwa, to potrzeba duchowości wcale się nie zmniejsza. Szukamy jej innych form, może tych mniej instytucjonalnych, ale nie rezygnujemy z niej. Bardzo jest to widoczne w sferze wirtualnej, gdzie możemy zaobserwować wręcz boom na konta poświęcone magii, rytuałom czy rodzimowierstwu. Te procesy znajdują również swoje odbicie we współczesnej sztuce, co niektórzy określają złośliwie jako fascynację „czary-mary”.




A.J.M.: Odnoszę wrażenie, że Janina Kraupe jest dla ciebie nie tylko kolejnym wyzwaniem kuratorskim, ale że łączy cię z nią więź, choćby ze względu na miejsce urodzenia, czyli Sosnowiec w Zagłębiu, skąd obydwie pochodzicie i gdzie spędziłyście młodość. Zafascynowało mnie, że grupy artystyczne, których działalność twórcza była silnie związana z teozofią i alchemią, jak choćby Grupa Janowska czy Oneiron, działały właśnie w twoim regionie – Zagłębiu i na Śląsku. Panuje tam jakiś wyjątkowo sprzyjający klimat?
M.K.: Nie chcę mitologizować Śląska oraz Zagłębia i nadmiernie fantazjować na ich temat, bo są to obszary, które mierzą się z wieloma problemami dotyczącymi swojej tożsamości, a także przeszłości, jak i przyszłości. Niemniej jednak, patrząc na ten obszar z perspektywy historycznej, widzimy, że wraz z rozwojem przemysłu w XIX i XX wieku zjeżdżali tam ludzie z małych miasteczek i wsi, przywożąc ze sobą świat ludowych wierzeń i magii. W grupach, o których wspominasz, zwłaszcza Janowskiej, działał Teofil Ociepka, który z frontu I wojny światowej przywiózł na Śląsk nie tylko fascynacje okultyzmem, ale także książki. W tym słynne Siedemdziesiąt dwa imiona Boże niemieckiego jezuity i teologa Athanasiusa Kirchera. Ociepka nawiązał też korespondencję z Filipem Hohmannem z Wittenbergi, który – poza listami lektur – wysyłał mu także instrukcje, które miały służyć kształceniu jego ducha. Jednym z takich zadań było założenie w Janowie grupy okultystycznej, ale także podjęcie prób malarskich. Tym wszystkim Ociepka zainteresował innych górników i tak w dużym skrócie zaczęła się ta historia. Z kolei członkowie Oneironu stworzyli w pracowni przy ulicy Piastowskiej w Katowicach miejsce absolutnie wyjątkowe i unikatowe. Sami również fascynowali się, na przekór PRL-owskiej szarzyźnie, alchemią, ezoteryką czy buddyzmem i włączali te fascynacje w obręb swojej praktyki artystycznej. Zresztą samo centrum Katowic jest zaprojektowane w bardzo ciekawy sposób. Odpowiadający za to przedsięwzięcie Heinrich Moritz August Nottebohm bardzo interesował się astrologią. Bardzo możliwe, że miało to wpływ na przygotowany przez niego projekt, gdyż wpisał miasto w coś na wzór zegara astrologicznego, orientując główne ulice miasta w ten sposób, że 24 czerwca słońce zachodzi nad dzisiejszą ulicą Mickiewicza, a z kolei podczas równonocy jesiennej i wiosennej na osi ulicy 3 Maja. Z kolei plan znajdującego się w centrum miasta placu Wolności, Nottebohm oparł na gwieździe sześcioramiennej, która ma niezwykle bogate znaczenie symboliczne. Wydaje mi się, że także krajobraz Śląska i Zagłębia jest czynnikiem, który bardzo sprzyja romantyzacji tego regionu. Jest tam bardzo dużo zieleni. Na horyzoncie majaczą hałdy, czyli wiecznie płonące góry. Po różnych miejscach rozsiane są stare, zniszczone dziś pałace dawnych potentatów przemysłowych, które przypominają stare zamczyska. Jest także cała masa opuszczonych fabryk, przypominających „gotyckie” katedry, albo jakieś dziwne, groźne bestie. Trochę to przypomina krajobraz z romantycznych powieści grozy albo obrazów z ruinami Caspara Davida Friedricha. Ale czy wywarło to wpływ na kształtowanie się osobowości i fascynacji Janiny Kraupe? Pochodziła ona z dość zamożnej rodziny. Jej dziadek założył w Sosnowcu fabrykę armatur, wykupił także część aktywów w innej. Ten przemysłowy kontekst był więc czymś, co Kraupe znała od dziecka. Zresztą ona sama zainteresowała się wiele lat później grafiką, gdyż ta kojarzyła jej się z czymś mechanicznym, czego ona nie utożsamiała z czymś negatywnym. Jej dom rodzinny w Sosnowcu wypełniały książki poświęcone np. teozofii, chociaż ona jako mała dziewczynka nie mogła do nich zaglądać.
A.J.M.: Ale z jej twórczością po raz pierwszy zetknęłaś się, gdy jeszcze studiowałaś na Śląsku?
M.K.: Nawet pamiętam dokładnie, kiedy to było. Na trzecim roku studiów licencjackich z Ochrony dóbr kultury pracowałam jako wolontariuszka w bytomskiej Kronice i za sprawą między innymi Staszka Rukszy odkryłam równocześnie grupę Oneiron i usłyszałam o postaci Janiny Kraupe. Zafascynowało mnie, że jest artystka, która wpisała się w historię polskiej sztuki nowoczesnej, pochodzi jak ja z Sosnowca i zainteresowana jest tym, co w kontekście sztuki, kultury i historii zajmowało mnie od czasów nastoletnich. Bardzo mnie urzekło, że ona – tak jak ja – zdecydowała się wyjechać do Krakowa na studia, bo wtedy przeżywałam głęboko dylematy, czy dalej studiować na Śląsku, czy może kontynuować edukację w Krakowie. To było poczucie wspólnoty biograficznej i fascynacja jej postacią, o której na początku wiedziałam bardzo mało i dopiero z czasem tę wiedzę udało mi się pogłębić.
A.J.M.: A jak pojawił się pomysł na realizację jej wystawy w galerii Aspekty? Chyba nie wahałaś się ani chwili, gdy taka propozycja się pojawiła?
M.K.: No jasne! Była na liście moich kuratorskich marzeń od dawna. To wszystko nie wydarzyłoby się jednak bez Kingi Nowak i Michała Bratko, którzy współpracowali z Galerią Aspekty i polecili mnie jako osobę, która bardzo interesuje się twórczością Janiny Kraupe i mogłaby taką wystawę zrobić. Jestem im za to ogromnie wdzięczna, podobnie jak dziewczynom prowadzącym galerię: Katarzynie Sasze i Darii Niedzielak, że zaufały mi i zgodziły się na współpracę. Przygotowując się do wystawy, oczywiście, najpierw zrobiłam rozpoznanie, jak Kraupe pokazywana była do tej pory, a musimy pamiętać, że tych wystaw nie było jakoś specjalnie dużo w ostatnich latach po jej śmierci w 2016 roku. Odnoszę trochę takie wrażenie, że w środowisku artystycznym sporo osób kojarzy postać Janiny Kraupe, ale od kilku lat jest ona trochę w takim niebycie instytucjonalnym. Jedną z niewielu wystaw zorganizowanych w ostatnich latach były Horoskopy i Zapis Automatyczny w 2019 roku w willi Kadenówka, którą przygotowała Paulina Ołowska z Dominikiem Pajewskim. Ciekawą wystawą z jej udziałem była również Cosmic Mother kuratorowana przez Darię Khan w niezależnej londyńskiej galerii Mimosa House, która otwarta była na przełomie 2021 i 2022 roku. Początkowo myślałam o całościowym, przekrojowym ujęciu jej twórczości, ale dość szybko uznałam, że taki pokaz powinien mieć miejsce w dużej instytucji wystawienniczej, a nie w Aspektach. Jak ta wystawa powinna wyglądać i czego dotyczyć podpowiedziała mi trochę sama przestrzeń galerii Aspekty, która składa się ona z trzech połączonych ze sobą sal, z czego jedna znajduje się na lekkim podwyższeniu.
W moim myśleniu o wystawie niezwykle pomocne były rozmowy z Mateuszem Świderskim, który był dobrym duchem przedsięwzięcia na wszystkich etapach jej powstawania. Zbierając te wszystkie elementy, doszłam do wniosku, że należy przede wszystkim skupić się na tych wątkach w twórczości Kraupe, które zarówno jej, jak i mnie jako badaczce i kuratorce są szczególnie bliskie. Czyli na łączącej nas ezoteryczno-alchemiczno-okultystycznej fascynacji. Czytając z kolei książkę Izabeli Trzcińskiej Sztuka duchowości Janiny Kraupe, natrafiłam na zdanie, które w stało się tytułem wystawy, czyli Tak jak na górze, tak i na dole. Jest to zdanie z legendarnej Tablicy Szmaragdowej, czyli kluczowego dla hermetyzmu artefaktu, które opisywało jedność świata metafizycznego, transcendentnego i naszego, ziemskiego.
A.J.M.: Ciekawi mnie także, jakimi kryteriami kierowałaś się, wybierając prace na wystawę? Pochodzą od kolekcjonerów prywatnych czy współpracowałaś z instytucjami?
M.K.: Na początku zrobiłam rozpoznanie, jakie prace Kraupe są w instytucjach, ale szybko doszłam do wniosku, że są one trochę jakby „opatrzone” i można je bez większego problemu znaleźć w internetowych katalogach. Pracując nad tą wystawą, miałam poczucie, że trochę zanurzam się w prywatny świat artystki. Stąd też, wybierając prace, oparłam się na zbiorach rodziny Janiny Kraupe, która zapewniła mi dostęp nie tylko do prac pozostających pod jej opieką, ale także do prywatnego archiwum artystki, za co jestem im ogromnie wdzięczna. To było coś fantastycznego, „buszować” po jej notatnikach, przeglądać jej rysunki, szkice i archiwalne fotografie! Przyglądając się tym ostatnim, pomyślałam, jaką piękną była kobietą, jak niesamowicie wyglądała, jak wspaniale się ubierała, jaka niesamowita energia od niej biła. Zanurzając się w jej prywatny świat i równocześnie mając w głowie tytuł wystawy Tak jak na górze, tak i na dole, zdecydowałam się całą narrację wystawy podzielić na dwie części. W pierwszej części, czyli w sali, która znajduje autentycznie wyżej od pozostałych, umieściłam prace dotyczące astrologii. Pojawiają się więc tu prace poświęcone różnym strefom, np. pochodzące z 2004 roku: Strefa Marsa, Strefa Wenus, Strefa Urana. Mamy też obraz namalowany przez artystkę w 2013 roku Koniunkcja planet czy młodsze o rok Śpiewy aniołów. W tej części wystawy zdecydowałam się także umieścić dwie niezwykłe księgi przygotowane przez Janinę Kraupę, czyli Księgę kontrastów i Księgę tajemnic, w których możemy odnaleźć wiele odwołań do tworzonych przez nią obrazów. Także tych umieszczonych w pozostałych salach galerii.
A.J.M: A świat ziemski kto reprezentuje w twórczości Kraupe?
M.K.: W kolejnych dwóch salach, czyli tytułowym „dole”, starałam się umieścić prace odnoszące się do próby przeniesienia przez artystkę tych duchowych aspektów na coś bardziej materialnego. Tej jednak nie należy tu rozumieć dosłownie; raczej zależało mi na pokazaniu prac związanych bardziej z ludzką egzystencją i próbą okiełznania i zrozumienia przez człowieka tajemnicy. Mamy tu jeden z moich ulubionych obrazów artystki, czyli Gaję z 1998 roku, który moim zdaniem nawiązuje nie tylko do figury pra-matki, ale widać w nim także tarotowe fascynacje Janiny Kraupe. Mamy tu kilka obrazów wykonanych za pomocą pisma automatycznego. Ich cechą charakterystyczną jest specyficzny rodzaj pisma, w którym widoczne są wpływy różnych alfabetów. Pojawiają się również obrazy z serii Wizualizacje, przedstawiające tajemnicze duchowe postaci, obok których znajdziemy też przedstawienie aury, która jest indywidualna dla każdego z nas i lubię o niej myśleć jako o czymś na wzór naszych astralnych linii papilarnych. Znajdują się tutaj też obrazy z serii Kontrasty, na których da się rozpoznać symbole związane z wolnomularstwem. Znajdujące się w tytule wystawy hasło Tak jak na górze, tak i na dole zakłada jednak połączenie tych dwóch stref: duchowej i materialnej. Dlatego też zależało mi, by te dwie części wystawy się ze sobą przeplatały i wzajemnie się uzupełniały. Zresztą dla mnie tytuł wystawy jest także metaforą procesu twórczego Janiny Kraupe. W swojej twórczości dążyła ona przede wszystkim do uchwycenia przemiany ducha w materię. Możemy na to spojrzeć trochę szerzej i zobaczyć, że na tym w dużej mierze polega proces twórczy, że artystka czy artysta nadaje materialny kształt swoim fascynacjom, swojemu życiu wewnętrznemu, właśnie za sprawą tworzonej przez siebie sztuki.
A.J.M.: Na wystawie pokazałaś prace Kraupe wykonane w różnych technikach. Czy miała swoje ulubione?
M.K.: Z wyksztalcenia Kraupe była malarką, ale także ukończyła studia graficzne. Wykonywała polichromie ścienne, często posługiwała się rysunkiem. Pracując nad wystawą, uzmysłowiłam sobie, jaką niesamowitą artystką była, jak różnorodna – zarówno pod względem formalnym, jak i treściowym – była jej sztuka. Często posługiwała się rysunkiem automatycznym. W jednym z wywiadów wspominała, że obudziła się kiedyś w nocy i narysowała około 18 rysunków. Była to próba przedstawienia ewolucji ducha w materię. Powstał w ten sposób bardzo ważny dla niej cykl, czyli Metamorfozy. Dla mnie jednak największym odkryciem było to, że Janina Kraupe stworzyła w latach 80. aż dziewięć projektów gobelinów, które miały być eksponowane na Zamku w Wiśniczu. Cztery z nich miały odnosić się do następujących po sobie pór roku. A kolejne pięć do etapów życia ludzkiego i były to kolejno: Narodziny, Dzieciństwo, Młodość, Wiek dojrzały i Przemijanie. Były to najprawdopodobniej dykty bądź kartony o wymiarach 320 × 270 cm pokryte temperą. Kilka z nich zostało przekazane nawet do realizacji, niestety ze względów finansowych wstrzymano się z produkcją. Próbowałam odnaleźć te projekty, niestety mój trop urywa się w wiśnickim liceum plastycznym. W domowym archiwum artystki udało mi się znaleźć fotografie przedstawiające kilka z nich. Długo zastanawiałam się, czy je pokazać, bo niestety bardzo głęboko przeżyłam to, że nie udało mi się odnaleźć fizycznie tych projektów, nawet jakiś resztek po nich. Pomyślałam jednak, że mało kto kojarzy, że Kraupe wykonała i takie prace, więc chciałam je odbiorcom przybliżyć chociaż w takiej zapośredniczonej formie. Myślę, że – nawet w formie zdjęć – są czymś fascynującym. Chociaż gdzieś tam w głębi serca wierzę, że może uda mi się je jeszcze odnaleźć i dowiedzieć się o nich czegoś więcej.




A.J.M.: Kraupe równie dobrze czuła się w abstrakcji, jak i figuracji…
M.K.: Poza mnogością technik, którymi się posługiwała, równie niesamowite jest, jak sprawnie poruszała się w różnych, często odmiennych środkach wyrazu. Na jej płótnach znajdziemy bardzo realistyczne przedstawienia postaci, jak chociażby na niepokazywanym przeze mnie obrazie z 1976 roku Macierzyństwo, czy wcześniejszej o trzy lata Ani, która przedstawia przepiękną blondwłosą dziewczynkę. Z drugiej strony mamy takie obrazy, jak wspominane już przeze mnie Wizualizacje. Jest to niezwykle intensywne malarstwo. Kolor jest żywy, mocny i jaskrawy, a linia jest niezwykle ostra, wręcz przypomina obrazy futurystów. Z kolei tworzone przez nią portrety aur zaskoczyły mnie niezwykłą organicznością. Gdy się im przyglądam, mam wrażenie, jakbym oglądała pod mikroskopem komórki, które poruszają się na moich oczach. Podobnie jest z jej obrazami o jeszcze bardziej abstrakcyjnym charakterze. Mamy tu linie, kreski, kropki, które wręcz wibrują na tle świateł i kolorów. Tu wszystko jest jakby w ruchu, wszystko tętni niesamowitym życiem, jakby rozpalała je jakaś wewnętrzna iskra. Na jej obrazach są również elementy bardziej fakturalne, które zdają się odrywać od malarskiego podłoża. To wszystko daje wrażenie jakiegoś wewnętrznego ciepła, gorącej i intensywnej chęci życia. Jest to sztuka niezwykle osobista, kontemplacyjna, ale też pozostawiająca dużo przestrzeni dla nas, jej odbiorców.
A.J.M.: Jak pracujesz nad aranżacją wystawy? Robisz szkice, budujesz makietę? Czy działasz bardziej żywiołowo?
M.K.: Wiesz, to w sumie jest różnie, bo każda wystawa jest dla mnie czymś bardzo indywidualnym. Coś, co sprawdziło się przy jednej wystawie, nie musi działać przy innej. Do tej pory raczej współpracowałam z żyjącymi artystami i artystkami, często moimi rówieśniczkami. Razem aranżowaliśmy i montowaliśmy wystawy, które były zawsze wypadkową naszych wspólnych rozmów. W przypadku Janiny Kraupe byłam zdana na siebie i przy okazji czułam jakąś wewnętrzną presję, bo – jak wiesz – zawsze chciałam zrobić tę wystawę. Poświęciłam naprawdę sporo czasu nie tylko na sam wybór prac, ale także na ich aranżację. Posiłkowałam się bardzo prostą metodą. Miałam wydrukowany plan galerii z zaznaczonymi wymiarami poszczególnych ścian i dodatkowo przygotowałam sobie miniaturki prac, którymi dysponowałam. Układałam to trochę jak puzzle. Powoli budowałam z tych niewielkich elementów przestrzeń, przyglądając się, czy te prace treściowo wchodzą ze sobą w dialog, czy wizualnie korespondują ze sobą. I co mogło wydawać się czymś prostym, zajęło mi naprawdę sporo czasu. Oczywiście potem, już przy montażu wystawy, towarzyszył mi stres, jak to będzie wyglądać w rzeczywistości. Czy trzeba będzie coś zmienić, no bo plan planem, ale w realnej przestrzeni to wszystko może wyglądać inaczej i trzeba na szybko weryfikować pierwotne założenia. Całe szczęście, nie było takiej sytuacji.
A.J.M.: Rozmawiając o wystawie Kraupe, rozmawiamy także cały czas o jej niezwykłej postaci, o aktualności jej sztuki. Przyszło mi w tej chwili do głowy, że ona była właściwie taką twórczynią, która w pewnym stopniu prezentowała postawę multikulturową, czerpiąc na równych prawach z dorobku rozmaitych cywilizacji i kultur. Wszystko w jej sztuce mieszało się jak w jakimś zadziwiającym tyglu?
M.K.: Właśnie to jest fascynujące w jej sztuce, że nie ma u niej wartościowania, które symbole są lepsze, która religia jest ważniejsza, który światopogląd jest bardziej odpowiedni. W pewnym sensie jej twórczość reprezentuje wspaniały synkretyzm. Bardzo imponuje mi jej postawa, zwłaszcza w kontekście czasów, w których żyła. Niestety, nie miałam okazji jej poznać, ale patrząc na jej sztukę, słuchając wywiadów z nią, mam wrażenie, że była niezwykle odważną osobą, która manifestowała swoje duchowe fascynacje wbrew otoczeniu, w którym się znajdowała. Była osobna względem członków Grupy Krakowskiej, do której przecież należała. Spora część jej życia przypadła na okres, gdy jakiekolwiek formy duchowości były na cenzurowanym. A ona mimo wszystko pozostała wierna sobie i swoim fascynacjom. Czasem żałuję, że nie mogłam jej poznać osobiście, ale może z drugiej strony tak właśnie miało być?
A.J.M.: Na zakończenie naszej rozmowy chciałabym cię zapytać: czy masz pomysł na kolejną wystawę poświęconą Janinie Kraupe?
M.K.: Nie ukrywam, że z chęcią bym ponownie nawiązała współpracę z Janiną. Marzy mi się praca nad znacznie większą wystawą, która umożliwiłaby mi rozwinięcie wielu wątków z jej twórczości, których nie udało mi się w Aspektach pokazać. Mam tu na myśli np. fascynujące Janinę Kraupe zagadnienia związane z muzyką, które widać chociażby w serii obrazów poświęconych postaci Hildegardy z Bingen. Zresztą wątek kobiecej duchowości jest czymś, co mnie szalenie interesuje w jej twórczości.
A.J.M.: Trzymam kciuki za powodzenie tych planów.

Agnieszka Jankowska-Marzec
Absolwentka historii sztuki na UJ. W 2007 roku uzyskała tytuł doktora w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej UJ. Pracuje na Wydziale Grafiki ASP w Krakowie. Jej zainteresowania naukowe koncentrują się na sztuce XX wieku i sztuce współczesnej. Niezależna kuratorka i organizatorka wystaw, członek SHS i sekcji polskiej Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki (AICA).

Marta Kudelska
Kuratorka, krytyczka sztuki. Ukończyła kulturoznawstwo (kulturę współczesną) i historię sztuki (UJ). Członkini Sekcji Polskiej Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA. Pracowała m.in. w Bunkrze Sztuki i Muzeum Fotografii. Interesuje się związkami pomiędzy sztuką współczesną a tradycją romantyczną (zainteresowaniem artystów wątkami magicznymi, grozy i ezoterycznymi). Pracuje w Katedrze Kultury Współczesnej w Instytucie Kultury (UJ).