Domatorki
Dom jak kurnik, taki, że gdyby się oprzeć albo kopnąć, to wszystkie deski poleciałyby na ziemię, a część złamałaby się wpół, zbutwiałe to wszystko 1 .
Idea domu i rodziny jako zalążka jednostki społecznej stanowi temat najróżniejszych interpretacji i dyskusji wokół tego, jak mocna lub krucha jest jego konstrukcja. Łaciński termin domus oznacza zarówno namacalny dom, mieszkanie, jak i rodzinę, gospodarstwo czy ojczyznę. Jednak przede wszystkim o rodzinę tu chodzi, o tę małą ludzką wspólnotę regulowaną rolami, wzajemnymi relacjami, rytuałami, obyczajami i pamięcią przodków. To fundament wszystkich jednostek: stabilny i zarazem chwiejny, a przede wszystkim ulegający ciągłym przemianom. W sferach familijnych doszukuje się również sensu religijnego, bowiem każde miejsce do życia powiela porządek kosmiczny: okna i drzwi traktuje się jako punkty łączności człowieka z bogami 2 . Wszakże „ludzie tworzą dom swoim życiem – w jego wymiarze nadprzyrodzonym i codziennym” 3 . Taką symbolikę progu i wnętrza nostalgicznie oddała w swym pamiętnym Zapisie socjologicznym Zofia Rydet, który skrzętnie realizowała od 1978 roku praktycznie aż do końca swej aktywności. Ta obszerna dokumentacja domostw polskiej wsi wraz z jej mieszkańcami została wykonana w stylu dziewiętnastowiecznej „fotografii zakładowej”, co nadało całości ponadczasowy wymiar.
Dom z jednej strony stanowi bezpieczny azyl, a z drugiej – zwodniczą przestrzeń, w której ściany zdają się przesuwać, zacieśniać lub rozszerzać, zmieniać swój układ i tym samym wewnętrzną hierarchię. Wartości te szczególnie silnie przedefiniowała pandemia, która wymusiła jeszcze większą integrację rodziny i zespojenie autonomicznych, intymnych światów. Zaogniła w niej relacje i zagęściła atmosferę. Sam dom jest pewną wartością przestrzenną, w której rozgrywa się swoisty podział sił. Już od dłuższego czasu trwa redefinicja tradycyjnych ról i przestrzeni mieszkalnych stereotypowo przypisanych kobietom, co niejednokrotnie prowadziło do ich marginalizacji w sferze publicznej i zawodowej. W feministycznej wizji domu nie istnieje ścisłe przypisanie ról płciowych, propagowana jest autonomia, bezpieczeństwo, współpraca pozbawiona hierarchii. Nieodłącznie wiąże się z tym kwestia kobiecej pracy reprodukcyjnej. Codzienne, przyziemne obowiązki, jak zauważyła Mary Inman, nie są regulowane prawnie, stanowią lukę płacową i generują nierówności 4 .
Pomysły Elżbiety Jabłońskiej przede wszystkim wywodzą się z codzienności, a sztukę uprawia „przy zamkniętych drzwiach”. Niejednokrotnie poddawała pod dyskusję znaczenie ról narzuconych przez społeczeństwo, szczególnie tych kobiecych. W cyklu zdjęć Supermatka (2002) kobieta stała się w zaciszu domowym herosem-mężczyzną, agentką do zadań specjalnych, zwyczajną bohaterką, której zasięg działań ograniczał się do czterech ścian przestrzeni mieszkalnej. Realizacje te stanowiły również ironiczny komentarz do poemancypacyjnego statusu kobiet, które powinny być multifunkcjonalne 5 i godzić wiele tożsamości. W swych kulinarnych akcjach w ramach projektu Kuchnia (realizowanych od 2003 roku) doprowadziła w przestrzeni galerii do dekontekstualizacji domowej roli gospodyni, wyjęła ją z tradycyjnej, rodzinnej bańki i zinterpretowała w egzaltowanych kręgach artworldu. W „przerośniętej” kuchni artystka zaakcentowała marginalizowaną rolę kobiet, dopełniając zarazem ceremonii konsumpcji sztuki. Podobnie jak obierająca ziemniaki Julita Wójcik, która swoją akcję zaaranżowała w 2001 roku w Zachęcie. Twórczość Jabłońskiej często oscyluje wokół ironicznej gry z mitami (Matki Polki) czy stereotypami, jak chociażby w cyklu estetycznych fotografii barwnych Przypadkowa przyjemność (2005–2006). Dopełnieniem domowych działań jest prowadzona przez artystkę wraz z rodziną od 2019 roku Fundacja W788, w ramach której organizuje rezydencje artystyczne w specjalnie zaadaptowanej przestrzeni „mieszkalno-pracownianej” 6 . Drogę do odnalezienia siebie poza narzuconymi rolami obiera również w swojej sztuce Anna Baumgart, która śledzi zmagania kobiet z konwencjami społecznymi. Chociażby w Bombowniczce (2005) eksplorowała kobiecą agresję wobec wyśrubowanych standardów społecznych: figura nagiej ciężarnej kobiety została opatrzona maską świni jako wyraz sprzeciwu wobec społecznie narzucanych wartości 7 .
Interpretacje tematu domu, często mimo jego przemyślanej, wypełnionej codziennością struktury, pozostawiają również przestrzeń do uzupełnienia czy też ucieleśnienia. Artystki niekiedy gromadzą przyziemne przedmioty i narzędzia, by wkomponować je w obręb wizji własnego locum. Patrycja Orzechowska bada relacje między ludźmi a rzeczami, by następnie zrekonstruować je w estetycznych kompozycjach. W realizacji Homebody (2013) posłużyła się cielesnością oraz techniką fotografii i kolaży, na których kobieta przyjmuje udziwnione pozycje, kojarzące się z jogą. Postać splata się z domowymi meblami i wpisuje jednocześnie w rysunek.
„Domatorki”, skłaniając się ku typowo kobiecym technikom, takim jak: haftowanie, szycie, szydełkowanie, wykraczają poza zwyczajowe rytuały i przyjmują funkcję komentatorek domowych pieleszy, nie zawsze błogich i beztroskich. Sylwia Jakubowska-Szycik w swojej twórczości nawiązuje do domu jako idei wspólnotowości, sieci połączeń i korzeni. Realizowany od 2010 roku cykl prac DOM/SCHRON zapoczątkowała bryła powstała z czterech ton gazet. Jej surowa, szczelna konstrukcja bez okien odpowiada pierwotnej, ochronnej funkcji domu, w której niebezpieczne treści prasowe stają się nieczytelne. Z czasem projekt ewoluował i w odpowiedzi na rozgrywające się wydarzenia, takie jak pandemia czy wojna, oraz osobiste doświadczenia twórczyni powstawały kolejne formy mieszkalne. Niektóre z nich pojawiły się również na niedawno prezentowanej wystawie artystki w Bydgoskim Centrum Sztuki zatytułowanej Korzenie sięgają głębiej. Przedstawione prace wykonane zostały w tradycyjnych technikach z tkanin towarzyszących domowym rytuałom, z używanych ubrań, włóczki i nici. Zagłębiając się w rodzinną historię, automatycznie eksplorujemy własną tożsamość, poszukujemy cieni przeszłości oraz więzów łączących ludzi i miejsca. Czesław Miłosz pisał o zakorzenieniu jako stałej potrzebie natury ludzkiej opartej na rytmie, powtarzalności, stabilności prowadzącej do „paraliżu czasu” 8 . Obleczony korzeniami dom – tak obrazowo przedstawiony na terenie bydgoskiej ekspozycji – jest nieuchronnie napiętnowany emocjonalnie, silnie wrosły w jego członków. Pierwotnie łacińskie słowo intimus oznacza najwewnętrzniejszy — bowiem intymność jest tym, co przeznaczone dla najbliższych, określa wartości aktywnie doświadczane na co dzień 9 . Pragnienie prywatności ma wyraźnie wyznaczoną granicę między tym, co swoje, a obce. A gdyby tę granicę przekroczyć? Już w XV wieku malarze niderlandzcy wchodzili z płótnami do przestrzeni mieszkalnych, by podglądać i odsłaniać uświęconą ciszę domowego życia. Podobny zabieg „odsłaniania” stosuje od 2020 roku Karolina Balcer w bardzo osobistym projekcie Happy Family zaprezentowanym między innymi na początku tego roku w Galerii Wozownia w Toruniu. Twórczyni obnaża swymi działaniami przysłonięte płaszczem przyzwoitości bolączki własnej rodziny, takie jak: choroby, zaburzenia psychiczne, uzależnienia, depresje i wszelkie kryzysy, które napiętnowały relacje. Pojawia się tu wątek choroby dwubiegunowej brata, śmierć ojca i przytłaczającej żałoby. Wspomniane są również własne próby zajścia w ciążę za pomocą metody in vitro. Tabuizowane w społeczeństwie problemy są głęboko chowane za okiennymi kotarami i skrywane pod pozorami normalności. Owa wspólnotowość, o której rozprawiała Jakubowska-Szycik, doprowadza do zbiorowego przeżywania wszelkich upadków przez wszystkich członków rodziny. Balcer bada również wątek bezdomności, a raczej wykorzenienia, zarówno w wymiarze fizycznym, jak i mentalnym. Do przekazania zawiłych i niełatwych tematów wykorzystuje żywe, intensywne barwy, jakby oswajała widzów z ciężarem przeżyć. Do ich wykonania posłużyły włóczka i tkanina, a w szczególności metoda dywanowa – tuftingu. Dlatego powstałe obiekty-obrazy dają poczucie udomowienia przestrzeni galeryjnej. Codzienne obcowanie z domowymi sprzętami i sentymentalnymi pamiątkami jest integralnym aspektem życia rodzinnego. Balcer, konfrontując odbiorców z osobistymi przeżyciami, naświetla temat zaburzeń psychicznych w społeczeństwie oraz problem stygmatyzacji społecznej. Toteż jej prace przypominają poduszki opatrzone sloganami w stylu: „To nie jest koniec świata”, kolorowe dywany zatytułowane Chill Pills przybierają kształt tabletek psychotropowych, a wycieraczki „krzyczą” u progu desperackim napisem: „Help”. Meble i z pozoru „przytulne” obrazy-dywany mogą kojarzyć się z wygodą, lecz w rzeczywistości wprawiają w dyskomfort, uwierają i drapią. Snują historie rodzinne o wpółprzeżywaniu i wpółuzależnieniu, o wspólnocie, która próbuje połączyć rozsypane klocki we w miarę logiczną całość.
Myślą, że się mną bawią, a ja latam bez trzymanki – tym zawadiackim tytułem Klaudia Prabucka opatrzyła swoją tegoroczną wystawę indywidualną w CSW Łaźnia w Gdańsku. Jej nasączona poczuciem humoru, groteską i beztroską estetyką sztuka rezonuje zdecydowanie głębiej, ku historiom rodzinnym i problemom młodego pokolenia. Poważne tematy zostają odciążone za pomocą różnorakich technik i mediów, takich jak: malarstwo, film, animacja, rzeźba czy instalacja przestrzenna. W jej pracach przewijają się tematy familijne oraz motywy śmierci i żałoby. Jej autoportret Równowaga rodzinna (2022) jest rodzajem próby zachowania balansu przy domowym stole, nad wazą w formie głowy babci. Obraz I widzę, jak tata płacze pierwszy raz (2022) odwołuje się do śmierci teściowej i żałoby ojca. Całą wystawę spajała i fabularyzowała poruszająca animacja opowiadająca o śmierci babci, zatytułowana Śmierć i śledź z 2022 roku, wkraczająca w stan odrealnienia i ludowego mistycyzmu. Pojawiają się w niej eksponowane na dziełach motywy: żółty śledź czy wspólny stół jadalny. „Wiercę we wspomnieniach, jak w ścianie, by móc na ich miejsce powiesić nowe” – wyświetlanym obrazom towarzyszą napisy werbalizujące ból przeżywany po stracie bliskiej osoby. To bardzo czuła i na przekór humorystyczna próba przeżycia żałoby. Śledź staje się w całym tym projekcie czynnikiem rozdzielającym, symbolem kostuchy burzącej harmonię i szczęście rodziny. Na wystawie wyświetlona została również w ciasnej, ciemnej komórce transmisja online z 2022 roku z pogrzebu babci Zosi, która odbyła się w parafii Pawłowo, w czasie trwania pandemii Covid-19. Streamowany na Facebooku pochówek śledziło ponad 1100 osób (!), przy czym liczba mieszkańców parafii nie przekraczała tysiąca wiernych. Użytkownicy Facebooka swobodnie, niekiedy bez ogródek komentowali ceremonię: „czuję, jakby grzebanie zmarłych zostało pozbawione resztek intymności i duchowości” – napisała artystka w komentarzu. W klaustrofobicznej przestrzeni poniżej wideo zamieszczona została realizacja Babcia leży na trumnie (2022), w której wykonana na drutach postać babci leży wraz z metalowym śledziem na formie przypominającą trumnę. Umiejscowienie instalacji site-specific w ciasnej, wydobytej na potrzeby ekspozycji przestrzeni wzmocniło efekt podglądactwa i poczucie zakłócania prywatności wydarzenia.
Rodzinne rozterki zostały również ciekawie zmaterializowane na otwartej 13 września wystawie Marii Pietras i Pawła Marcinka pod tytułem Obejmowanie schorowanego domu, w Galerii Łęctwo w Poznaniu. Prezentacja odnosi się do mechanizmu domu uzbrojonego w symbole, relacje i napięcia w kontekście środowiska, w którym dane jest każdemu się ukształtować. Po jego opuszczeniu tak naprawdę składamy i formujemy się na nowo, wciąż obleczeni rodzinnymi więzami, które nas otulają i cisną zarazem. Pietras w swoich tegorocznych pracach, takich jak Obiad o’clock, Wimieojca czy Krzyżyk na drogę – dobrze korespondujących z Człowiek butelka (2024) czy Domek po przejściach (2024) Marcinka – przywoływała wyniesiony z domu bagaż rodzinnych rytuałów i tradycji katolickiej. Zabiegi te można również rozumieć jako próbę akceptacji przeszłości i wpajanych wzorców, którą każdy w procesie samostanowienia powinien wypracować.
„I znowu jemy na talerzach malowanych w kwiaty. Spisując historie opowiadane przez mamę, mam odczucie, że tamten talerz powoli się skleja, już jest prawie cały, brakuje mu tylko kilku kawałków. Może je znajdę, a może pozostanie wyszczerbiony” – napisała Bettina Bereś we wstępie do swojej autobiograficznej książki 10 . Wspólne posiłki artystki z jej matką, Marią Pinińską-Bereś, często prowadziły do awantur i tłuczenia talerzy. Przedmioty, naczynia, ręcznie tkane akcesoria, wspólny stół i albumy zdjęć – wszelkie gromadzone rodzinne dobra stają się świadectwem tego, co kojące i traumatyzujące, solidne i zbutwiałe zarazem. Tradycyjny model rodziny w obecnych czasach uległ przeobrażeniu, korzenie i więzy rozluźniły się, a prywatność stała się domeną publiczną. „Coraz częściej nie tylko człowiek zmierza do domu, lecz także dom podąża za człowiekiem. Między zakorzenieniem i mobilnością wytwarza się gęsta sieć połączeń, form przejściowych, hybrydycznych” 11 . Dlatego właśnie zabawa w dom trwa całe życie, niezależnie od miejsca i czasu, ale na własnych zasadach.
Hanna Kostołowska
Historyczka sztuki, tłumaczka z języka włoskiego, redaktorka, animatorka kultury, okazjonalnie kuratorka wystaw. Absolwentka historii sztuki i filologii włoskiej na UAM w Poznaniu. Od 2014 roku współtworzy magazyn o sztuce „Artluk”. W latach 2018-2021 manager Mojego Teatru – prywatnego teatru w Poznaniu. Autorka licznych artykułów o sztuce współczesnej, tekstów kuratorskich oraz tłumaczka literatury włoskiej.