Nr 14 lato 2024 recenzje Katarzyna Oczkowska

Pokoje wspaniałości i grozy

Dom dla lalek
Miejsce: CSW Kronika, Bytom
Czas: 29.06 – 11.10.2024
Osoby artystyczne: Karolina Balcer, Iwona Demko, Adam Łucki, Małgorzata Mycek
Kuratorki: Agata Cukierska, Katarzyna Kalina

Iwona Demko, „Barbie . Moje ciało, mój wybór”, ready made.jpg., wystawa „Dom dla lalek”, CSW Kronika

Lalka jest niezwykle nośnym symbolem. Lalki, znane i wykorzystywane do różnych funkcji od czasów starożytnego Egiptu, swoje miejsce znalazły również we współczesnej kulturze. Z jej zakamarków wyskakują lalki-niemowlaki, sprawnie tresujące dziewczynki do wyznaczonej im przez patriarchat roli opiekuńczej. Ten rodzaj implementowania postaw czy przekonań już od najmłodszych lat przez pozornie niewinne plastikowe dzidziusie, zauważył jeszcze w latach 90. Zbigniew Libera, proponując groteskowe owłosione lalki, które zatytułował You Can Shave the Baby. Jest też oczywiście Barbie, ikona z jednej strony seksistowskiej kultury i męskiego spojrzenia, a z drugiej – kobiecej emancypacji. Napięcie pomiędzy tymi dwoma stylami odbioru pokazały dyskusje wokół zeszłorocznego filmowego hitu Grety Gerwig. Tak jak lalka-niemowlak, tak i lalka-doskonała-kobieta znalazła swoje krytyczne przedstawienie w sztuce polskiej ostatniej dekady XX wieku. Chodzi oczywiście o Narodziny Barbie Alicji Żebrowskiej, czyli cztery fotografie, ukazujące waginę wraz z wydostającą się z pochwy lalką.

Film Barbie, opowiadający feministyczną wersję historii zabawki produkowanej przez Mattel, to raczej odosobniony przypadek . O wiele częściej lalka pojawia się jako przerażająca emanacja ludzkich pragnień i lęków w takich klasykach horroru, jak serie Laleczka Chucky czy Annabelle. Współczesnym technologicznym odpowiednikiem tradycyjnych filmowych lalek jest M3GAN, androidka rodem z doliny niesamowitości, której morderczy taniec stał się viralem w mediach społecznościowych. Odwołania do metafory lalki, ale już w zupełnie innym kontekście, pojawiają się w nowofalowej perełce Věry Chytilovej Stokrotki z 1966 roku. Lalka staje się sposobem na pokazanie absurdalnych oczekiwań społecznych wobec kobiet, ich infantylizację oraz uprzedmiotowienie.

Bo Dom dla lalek nie jest historią o tym, co odnajdziemy w minimalistycznych wymuskanych loftach czy dizajnerskich apartamentach. To opowieść o tym, co siermiężne, kiczowate, strojne, zachwycające i jednocześnie wzbudzające przerażenie. Jako dziewczynie z podkarpackiego blokowiska oraz dysfunkcyjnego środowiska, to pomieszanie nostalgii z lękiem, a jednocześnie dumą, że teraz już mogę meblować po swojemu własne pokoje, jest mi szczególnie bliskie.

Także literatura upodobała sobie lalki. Wielokrotnie pojawiają się na przykład u Eleny Ferrante. W Córce lalka staje się symbolem trudnego macierzyństwa, które dosłownie gnije od środka. Zresztą proces przepracowywania pełnej sprzeczności i mroku figury matki jest charakterystyczny dla pisarstwa Ferrante. Z kolei w czterech tomach Genialnej przyjaciółki lalki pełnią funkcję zwierciadeł dwóch bohaterek. Zwierciadeł odbijających kolejne etapy ich życia oraz procesy budowania tożsamości. Od brutalnego rzucenia lalek w czeluść piwnicy w okresie dzieciństwa, przez lalczyne refleksy okresu macierzyństwa, po nieoczekiwane pojawienie się tego, co z nich pozostało w okresie starości.

Wielowymiarowość, z jaką Ferrante oddaje za pomocą lalek ich metaforyczne znaczenia, towarzyszyła mi podczas zaglądania do kolejnych pokoi na wystawie Dom dla lalek w CSW Kronika w Bytomiu. Kuratorki − Agata Cukierska i Katarzyna Kalina − wraz z zaproszonymi osobami artystycznymi urządziły przestrzeń, która wypełniona jest zarówno grozą, jak i wspaniałością. Dokładnie tak, jak w książkach autorki Genialnej przyjaciółki.

Zaglądanie do pokoi „zamieszkanych” przez Karolinę Balcer, Iwonę Demko, Adama Łuckiego i Małgorzatę Mycek przywodzi mi na myśl ukradkowe spoglądanie w okna mijanych na ulicy mieszkań: wycinki cudzego życia i strzępy scenografii w postaci meblościanek przesłoniętych pelargoniami ustawionymi na parapetach. Bo Dom dla lalek nie jest historią o tym, co odnajdziemy w minimalistycznych wymuskanych loftach czy dizajnerskich apartamentach. To opowieść o tym, co siermiężne, kiczowate, strojne, zachwycające i jednocześnie wzbudzające przerażenie. Jako dziewczynie z podkarpackiego blokowiska oraz dysfunkcyjnego środowiska, to pomieszanie nostalgii z lękiem, a jednocześnie dumą, że teraz już mogę meblować po swojemu własne pokoje, jest mi szczególnie bliskie.

Pokój Adama Łuckiego jest jak te mieszkania, do których zagląda się spacerując niespiesznie o zmierzchu. Na pierwszy rzut oka szykowne i eleganckie, po bliższym przyjrzeniu, kryjące wspomnienia okrucieństwa i przemocy rówieśniczej. Pogrążony w mroku, wypełniony dźwiękami operowej arii pokój skrzy się złotem książęcej kreacji, kręcącego się wokół własnej osi manekina-chłopca czy wizerunków Barbie, przedstawionych niczym bizantyńskie ikony. Superbarbie − wojowniczka i Superbarbie − opiekunka są powidokami funkcji upragnionej lalki, którą Łucki jako chłopiec dostał w prezencie pod choinkę. Wśród mroku i ciężkich kurtyn odnajdziemy też plastikowy dom-zamek dla lalek. Wywołał on we mnie okrzyk zachwytu. Ta wanna na wygiętych nóżkach! Te kręte schody! O takim domku marzyłam w dzieciństwie, ale nie mogąc go mieć, zrobiłam jego bezbudżetowy odpowiednik z pudełek po butach. W zamku Łuckiego Ken został wyrzucony z posesji, natomiast w łóżku leży Królewna Śnieżka z brodą. W ten sposób artysta realizuje nieobecny w kulturze archetyp królewicza. Pytanie tylko, czy w przypadku queerowej Śnieżki chodzi o coś więcej niż o odebranie sprawczości, jak to ma miejsce w odniesieniu do pierwowzoru (przecież tylko książę może przywrócić jej życie), uprzedmiotowienie i fetyszyzowanie śmierci? Być może tak, w końcu Ken siedzi w lekkim szoku na trawniku przed zamkiem. Ale to już opowieść, którą same i sami musimy sobie opowiedzieć.

Widok wystawy „Dom dla lalek”, fot. Iwona Sobczyk / CSW Kronika

sko zawieszona lampa z „płaczącymi” frędzlami sugeruje możliwość schronienia, które jednak wcale nie musi być bezpieczne. Tego rodzaju ambiwalencję doskonale opisała Sylvia Plath w przejmującej autobiograficznej powieści Szklany klosz. Tuż obok lampy ustawione jest krzesło, obleczone dzierganym pokrowcem z napisem „I’m fine”. To rozpaczliwe zapewnienie kogoś, kogo tu nie ma, ale czuć jeszcze ciepło ciała na kolorowym siedzisku.

Karolina Balcer, „Pod kloszem”, obiekt dziergany oraz „Skarby rodzinne”, dywan,
wystawa „Dom dla lalek”, CSW Kronika

Przechodząc do pokoju Karoliny Balcer, lądujemy w zgoła odmiennej przestrzeni. Odnajdujemy tu frędzle, dywany, dziergane obiekty, kojarzące się z babcinym ukojeniem. Ale, podobnie jak w przypadku kampowego przepychu Łuckiego, tak pod miękkimi kolorowymi tkaninami kryją się przemoc, lęk, wstyd i potrzeba wymiecenia tych emocji spod przysłowiowego dywanu. Nisko zawieszona lampa z „płaczącymi” frędzlami sugeruje możliwość schronienia, które jednak wcale nie musi być bezpieczne. Tego rodzaju ambiwalencję doskonale opisała Sylvia Plath w przejmującej autobiograficznej powieści Szklany klosz. Tuż obok lampy ustawione jest krzesło, obleczone dzierganym pokrowcem z napisem „I’m fine”. To rozpaczliwe zapewnienie kogoś, kogo tu nie ma, ale czuć jeszcze ciepło ciała na kolorowym siedzisku.

Przestrzeń zaaranżowana przez Małgorzatę Mycek (która w CSW pojawia się dwukrotnie, bo jej prace są również obecne na drugiej z prezentowanych wystaw Get Over It) oscyluje wokół nabierającej rozpędu na przestrzeni ostatnich kilku lat figury czarownicy, historycznie związanej z nigdy nieprzepracowanym kobietobójstwem i polowaniami na czarownice, natomiast archetypicznie odnoszącej się do niezależności oraz samostanowienia. Współcześnie figura czarownicy – o emancypacyjnym potencjale i historyczno-symbolicznej złożoności – zasila dyskurs feministyczny. W pokoju Mycek ustawiony został Pomnik Pamięci rzekomych czarownic z postacią z mieczem, która znajduje się na mozaikowym blacie z napisem Malleus Maleficarum. Jest to oczywiście nawiązanie do Młota na czarownice, czyli inkwizytorskiego podręcznika łowców czarownic z 1486 roku. Wysoko ustawiony blat, wykonany ze stłuczki ceramicznej i kwarcu oraz kalcytu wyłowionych z rzeki Radoszanki, opiera się na czterech gałęziach z powalonego drzewa. Współczesne czarownice odnajdujemy również na obrazach, przedstawiających dumne wojowniczki z mieczami, które bynajmniej nie są ofiarami, a raczej wnuczkami tych, których nie zdołano spalić. Jedna z nich ma na sobie binder, inna rycerskie buty. Jednak moją uwagę przykuła słowiańska bieska (żeński odpowiednik biesa, czyli leśnego demona) o długich blond włosach. Nawiązanie do dawnej tradycji i zapomnianych ludowych praktyk obecne jest także poprzez umieszczenie w przestrzeni suszonych ziół. Dziewannę i wrotycz rozpoznałam od razu − zaledwie kilka dni temu zbierałam je na ulubionej łące. Medycyna alternatywna − jak ją dzisiaj nazywamy − i zielarstwo stanowiły niegdyś domenę kobiet. Były to również praktyki, które stawały się argumentem do oskarżeń o czary.

Duch rzeźbiarki Louise Bourgeois i jej niepokojącej pajęczycy z brązu łączy się tutaj z miękkością różowej tkaniny Iwony Demko. Zresztą nawiązań do innych artystycznych poprzedniczek jest więcej, bo na przykład w obiekcie Feminizmy Demko nawiązuje do szkicu Marii Pinińskiej-Bereś. Gdyby nie to, że godziny otwarcia galerii dobiegały końca, zostałabym tu dłużej. Rozłożyłabym się na zalanej słońcem sofie i sięgnęła po jedną z książek z feministycznej biblioteczki, zerkając podczas lektury na wiszące dookoła Różowe kwadraty na białym tle.

Ostatni pokój, a w zasadzie dwa przechodnie, należą do Iwony Demko. Ale zanim do nich wejdziemy, możemy przez mały otwór zajrzeć do Własnego pokoju, czyli malutkiej różowej przestrzeni zaaranżowanej dla lalki Barbie, lubującej się w feministycznych lekturach, a zwłaszcza w pisarstwie Virginii Woolf. To właśnie jej Własny pokój, w którym pisała o konieczności posiadania przez kobietę indywidualnej przestrzeni (koniecznie z zamkniętymi drzwiami!), stał się inspiracją dla instalacji Demko, ale przyświeca również całej aranżacji tej części wystawy. I nie chodzi tylko o fizyczną przestrzeń, ale o symboliczne miejsce w świecie i w języku (tego ostatniego dotyczy pokazywany tu częściowo cykl Feminatywy). Żeby dostać się do kolejnych pokoi, należy minąć strzegące wejścia niczym Cerber pluszowe psy, a następnie odchylić błyszczącą zasłonę z waginalnym kształtem i napisem „Prywatne jest polityczne”. W środku wydarza się eksplozja różu, który z prac Demko wylewa się również na ściany i podłogę. Wśród pokazywanych obiektów zobaczymy te starsze, jak Trofea, czyli pluszowe męskie głowy z 2010 roku, jak i powstałą ostatnio gigantyczną Kobietę Pająk, która aż się prosi, żeby wejść pomiędzy jej odnóża i dotykać zwisających koralików (czego nie omieszkałam zrobić). Duch rzeźbiarki Louise Bourgeois i jej niepokojącej pajęczycy z brązu łączy się tutaj z miękkością różowej tkaniny Iwony Demko. Zresztą nawiązań do innych artystycznych poprzedniczek jest więcej, bo na przykład w obiekcie Feminizmy Demko nawiązuje do szkicu Marii Pinińskiej-Bereś. Gdyby nie to, że godziny otwarcia galerii dobiegały końca, zostałabym tu dłużej. Rozłożyłabym się na zalanej słońcem sofie i sięgnęła po jedną z książek z feministycznej biblioteczki, zerkając podczas lektury na wiszące dookoła Różowe kwadraty na białym tle.

Wystawa Dom dla lalek to przestrzenie wypełnione mrokiem, złotem, włóczką, mieczami i różem. Ale przede wszystkim – wypełnione afektami. To one powodują, że zastanawiam się, kim są lalki, które tu mieszkają. A może to my nimi jesteśmy? Przemierzamy kolejne pokoje, wsłuchujemy się w opowieści, stając się ich częścią. Schodzimy do piwnicy, po to, żeby ostatecznie znaleźć się w przestronnym pokoju pełnym słońca. To tak jak z lalkami u Ferrante, która w zakończeniu Genialnej przyjaciółki pisze: „(…) Wyskoczyły z otchłani pamięci, zanim całkowicie uwolniłam je z gazetowego papieru. Od razu rozpoznałam lalki, które prawie sześćdziesiąt lat temu jedna za drugą skończyły w piwnicy: najpierw Lila wrzuciła moją, potem ja wrzuciłam tę Lili. Nigdy ich nie znalazłyśmy, chociaż zeszłyśmy pod ziemię, by ich szukać”1.

1 E. Ferrante, Historia zaginionej dziewczynki, tłum. L. Rodziewicz-Doktór, Katowice 2022, s. 589.

Katarzyna Oczkowska

Katarzyna Oczkowska

Krytyczka, kuratorka, adiunktka w Instytucie Sztuki i Designu UKEN w Krakowie. Autorka tekstów naukowych oraz krytycznych, twórczyni intermedialnych projektów, autorka podkastu Wygląda na niezłą sztukę.