Czas pajęczyc
Wraz z nastaniem jesieni, w moim domu zaczęły pojawiać się pająki. To nie tak, że wcześniej ich nie było. Były, ale teraz jest ich więcej. Przychodzą z ogrodu i chłodnej werandy, odnajduję je pod sufitem w kątach pokoi, pod meblami, czasem niepostrzeżenie zsuwają się po prawie niewidzialnej nitce w kierunku łóżka. Bywa, że ślad ich obecności to jedynie wystrzępiona pajęczyna, którą najlżejszy ruch powietrza wprawia w drganie. Mogę nieustannie sprzątać, zamiatać, odkurzać, ale one i tak wracają. O tej porze roku szukają schronienia i ciepła, rozsmakowując się w miękkiej domowości. To dokładnie tak jak my. Jednak ich wędrówki i beztroskie tkanie pajęczyny są dla mnie o tyle problematyczne, że mój lęk przed pająkami jest nieredukowalny. Bo ciężko definitywnie zredukować coś, co ma swoje źródła w dzieciństwie. Dobrze pamiętam, jak mając jakieś pięć, może sześć lat, stałam w kuchni nieżyjących od dawna dziadków i nie mogłam przestać czkać. Wtedy moja babka, którą kojarzę głównie z emocjonalnym chłodem oraz platynowoblond trwałą, postanowiła przeciwdziałać uciążliwej czkawce poprzez wywołanie strachu. A strach miał we mnie spowodować wyimaginowany, gigantyczny pająk, który nagle dzięki słowom babki pojawił się na kuchennej ścianie i dosłownie rósł w oczach. Materializowanie się tej opowieści było o tyle ułatwione, że się zmierzchało, a może było już całkiem ciemno, więc włączona lampa powodowała niepokojącą grę światłocienia. I faktycznie, tłustego czarnego pająka widziałam w ciemnych kątach kuchni, jakby był żywy. Czkawka przeszła, ale strach pozostał. Nic więc dziwnego, że ośmionodzy lokatorzy nie do końca mi odpowiadają (choć nawet i bez takiej historii ludzie zazwyczaj nie przepadają za pająkami, a jedną z najpopularniejszych fobii jest arachnofobia). Ostatnio, znaleziskiem, które wywołało we mnie mieszaninę fascynacji i przerażenia była pajęczyca z odwłokiem napęczniałym od drobnych, białych jajeczek przypominających kawior. Doprawdy, piękne i obrzydliwe. Kilka dni później wielka pajęczyca pełna jaj pojawiła się w moim śnie.
Jej pajęczyce są rzeźbiarskimi odami do matki, poprzez które − jak wskazują badaczki i badacze − artystka przepracowywała dziecięce traumy i trudne rodzinne relacje. Nie bez powodu tkająca sieci pajęczyca kojarzyła się jej z matką, która zajmowała się tkactwem, a rodzina prowadziła zakład renowacji gobelinów. Często w rozmowach wracała do okresu dzieciństwa czy nastoletniości. Podczas jednego z wywiadów powiedziała, że była uwięziona we własnych wspomnieniach, a jej celem stało się pozbycie się ich. Pajęczyce, jako emanacja wspomnień, posiadają w sztuce Bourgeois charakter ambiwalentny – są niebezpieczne, a zarazem opiekuńcze, silne i kruche, związane z tym, co przerażające, a jednocześnie z aktem twórczym.
Wyskakujące – czy to spod komody, czy z głębin podświadomości – pająki przypomniały mi o Louise Bourgeois, w której twórczości pierwszy pająk pojawił się najprawdopodobniej na rysunku z 1947 roku. Jednak dopiero kilkadziesiąt lat później, bo w połowie lat 90., Bourgeois zaczęła tworzyć rzeźby gigantycznych pajęczyc, rozpościerających swoje odnóża zarówno w przestrzeniach galeryjnych, jak i miejskich. Rzeźby sprawiają wrażenie niepokojących, tak jakby wyrastało przed nami coś zupełnie nie na miejscu, czego jak najszybciej chcemy się pozbyć z pola widzenia, ale nie sposób tego zrobić, bo ciężkie, nieruchome pajęczyce są dobitnie konfrontacyjne. Tchną niesamowitością w psychoanalitycznym znaczeniu tej kategorii, a więc sugerują pewną niewyrażoną grozę i zagrożenie, ale jednocześnie związane są z tym, co znane, oswojone, domowe. W ten sposób Bourgeois odnosiła się do figury matki, zarówno w jej znaczeniu archetypicznym, jak i indywidualnym, osobistym. Jej pajęczyce są rzeźbiarskimi odami do matki, poprzez które − jak wskazują badaczki i badacze − artystka przepracowywała dziecięce traumy i trudne rodzinne relacje. Nie bez powodu tkająca sieci pajęczyca kojarzyła się jej z matką, która zajmowała się tkactwem, a rodzina prowadziła zakład renowacji gobelinów. Często w rozmowach wracała do okresu dzieciństwa czy nastoletniości. Podczas jednego z wywiadów powiedziała, że była uwięziona we własnych wspomnieniach, a jej celem stało się pozbycie się ich. Pajęczyce, jako emanacja wspomnień, posiadają w sztuce Bourgeois charakter ambiwalentny – są niebezpieczne, a zarazem opiekuńcze, silne i kruche, związane z tym, co przerażające, a jednocześnie z aktem twórczym. Ten ostatni ma tutaj potrójne znaczenie − misternie tkane pajęczyny, zawód matki oraz proces twórczy samej Bourgeois.
Jedną z najbardziej rozpoznawalnych rzeźb Bourgeois jest monumentalna, wykonana z brązu, marmuru i stali Maman (1999), której echa można odnaleźć w Kobiecie Pająku (2024) Iwony Demko. Z tą różnicą, że pajęczyca Demko jest mniejsza (ale i tak można zmieścić się pod jej podbrzuszem), wykonana z miękkich materiałów i różowa. Zwornikiem pajęczych odnóży jest głowa z czarnymi włosami, która w miejscu twarzy ma waginę. Ta hybryda niejako zaprasza do doświadczania wywrotowego potencjału potwornej kobiecości, rozumianej jako coś zagrażającego, a jednocześnie wyzwalającego. Odnosi się do seksualności i jej swobodnego wyrażania, jak również kreacyjności, wolnego aktu twórczego, a więc tych jakości, które przez wieki znajdowały się poza zasięgiem kobiet. Potworna kobiecość staje się tutaj obietnicą zerwania z ograniczeniami i wstydem na rzecz tego, co demonstracyjne oraz konfrontacyjne, nie rezygnując jednak z kruchości czy podatności na zranienie.
Zresztą, pająki i taniec mają swoją włoską tradycję w postaci tarantyzmu, czyli rytuału określanego jako egzorcyzm muzyczno-taneczny, który był odpowiedzią na rzekome ugryzienie tarantuli. Histeryczny, jak go określano, zespół zachowań, objawiający się poprzez taneczny trans oraz identyfikację z pająkiem, miał na celu pozbycie się z organizmu groźnego jadu, ale z szerszej socjologiczno-psychologicznej perspektywy chodziło o coś więcej. Być może o rytualną konfrontację z tym, co wyparte, obciążające, co często znajduje się poza słowami, ale możliwe jest do wyrażenia ciałem. Dzieje histerii wiele nas na ten temat nauczyły.
Pajęczyca w dosłownym znaczeniu, a konkretniej włochaty ptasznik, pojawia się w jednej z prac wideo Bogny Burskiej. W Arachne (2003) artystka odwołuje się do mitologicznej opowieści o tytułowej prządce, która odważyła się konkurować o wykonanie najpiękniejszej tkaniny z samą Ateną, grecką boginią mądrości, wojny, ale również tkactwa. Arachne, która okazała się dla Ateny zbyt dużą konkurencją i zagrożeniem, została zamieniona przez boginię w pająka. Bogna Burska przygląda współczesnej recepcji opowieści o Arachne, przepisując mit, który – tak jak większość mitów, jakie znamy z tekstów Homera, Hezjoda, Owidiusza czy Wergiliusza – prezentuje męską perspektywę. W wideo Burskiej kamera powoli prześlizguje się po flakonikach z perfumami, popielniczce, lusterku, szklanych bibelotach czy bukiecie kwiatów ustawionych na toaletce, a następnie przenosi się na ptasznika, wędrującego po różowej atłasowej tkaninie. Pająk, raz znieruchomiały na lustrze, raz wtopiony w kwiatowy deseń pikowanego obicia, sugeruje zagrożenie i kontrastuje z pozornie przytulną, intymną przestrzenią buduaru. Ale z tym miejscem jest coś ewidentnie nie tak. Duszna, przytłaczająca atmosfera wywołuje wrażenie pełzającego niepokoju, a pajęczyca staje się tego reprezentacją. Artystka stara się pokazać, że przerażające i wyparte nie pochodzi z zewnątrz, lecz stanowi centrum tego, co znane i zdawałoby się bezpieczne. Tym samym wracamy do niesamowitości oraz ambiwalencji pajęczyc.
Pająki z kobiecymi głowami odnajdujemy w onirycznych pracach Aleksandry Waliszewskiej; jeden ostatnio utkał swoją sieć na obrazie Martyny Borowieckiej; z kolei choreograficzna pajęczyna, tworzona poprzez ciała tancerek, pojawia się podczas rytuału czarownic w filmie Suspiria (2018) w reżyserii Luki Guadagnina. Zresztą, pająki i taniec mają swoją włoską tradycję w postaci tarantyzmu, czyli rytuału określanego jako egzorcyzm muzyczno-taneczny, który był odpowiedzią na rzekome ugryzienie tarantuli. Histeryczny, jak go określano, zespół zachowań, objawiający się poprzez taneczny trans oraz identyfikację z pająkiem, miał na celu pozbycie się z organizmu groźnego jadu, ale z szerszej socjologiczno-psychologicznej perspektywy chodziło o coś więcej. Być może o rytualną konfrontację z tym, co wyparte, obciążające, co często znajduje się poza słowami, ale możliwe jest do wyrażenia ciałem. Dzieje histerii wiele nas na ten temat nauczyły. I, co ciekawe, tarantyzm, praktykowany na południu Włoch, dotyczył w większości kobiet. Zatem to, na co pozwalają nam pająki, to konfrontacja. Nie tyle z nimi, a z nami samymi. Niezależnie od tego, jak duży lęk we mnie wzbudzają, jakie wspomnienia przywołują, postanowiłam wyjść im naprzeciw. Jesień, jak się okazuje, jest do tego najlepszym czasem. Czasem pajęczyc.
Katarzyna Oczkowska
Krytyczka, kuratorka, adiunktka w Instytucie Sztuki i Designu UKEN w Krakowie. Autorka tekstów naukowych oraz krytycznych, twórczyni intermedialnych projektów, autorka podkastu Wygląda na niezłą sztukę.