Codziennik nie do czytania. Książki artystyczne i ziny Bogusława Bachorczyka w nowotarskim Muzeum Drukarstwa

Codziennik. Wystawa książek artystycznych i art zinów prof. Bogusława Bachorczyka
Miejsce: Muzeum Drukarstwa w Nowym Targu
Czas: 31.07 – 20.10.2025

Widok wystawy, „Codziennik. Wystawa książek artystycznych i art zinów prof. Bogusława Bachorczyka”, Muzeum Drukarstwa w Nowym Targu, fot. z portalu nowytarg24.pl

Synonimów jest sporo: szkicownik, dziennik, pamiętnik, notes, zeszyt. Mogą stać albo leżeć obok książek, na półkach (Ewa Zarzycka), albo zniknąć z pola widzenia i czekać na swój czas w plastikowych pojemnikach, za zabytkową szafą w korytarzu (Bogusław Bachorczyk). Do Zeszytów artystek i artystów trudno zajrzeć, bo rzadko pojawiają się na wystawach. Codziennik w nowotarskim Muzeum Drukarstwa był jedną z tych wyjątkowych okazji.

Muzeum Drukarstwa to niewielki nowoczesny budynek, oddalony o kilka kroków od Rynku, klamra spinająca zabytkowe kamienice z galerią handlową, historię miasta z globalną gospodarką. W dużych połaciach okien odbijają się przechodnie. Nie wszyscy wiedzą, że duże, skomplikowane urządzenie, które widać z ulicy, to zabytkowa maszyna drukarska z 1848 roku, jedna z dwóch, jakie zachowały się na świecie. W dodatku sprawna.

Muzeum, utworzone w ramach projektu Śladem zabytków techniki z Podhala na Liptów, sfinansowanego z dotacji unijnych, istnieje dopiero od siedmiu lat. Podobnie jak Muzeum Drukarstwa Warszawskiego, kolekcjonuje obiekty związane z tradycją lokalnych oficyn. W Nowym Targu była to drukarnia mistrza Jana Borka, od 1898 roku mieszcząca się przy Rynku. Stamtąd pochodzi najcenniejszy obiekt zbiorów – płaska, typograficzna maszyna drukarska wiedeńskiej fabryki Helbig & Müller, którą do Nowego Targu, rozłożoną na części, na furmankach, przywieziono aż z Krakowa.

Po śmierci Borka na początku XX wieku, prężnie działający na Podhalu zakład znajdował się w rękach rodziny. Po nacjonalizacji w 1947 roku przeszedł modernizację, kilkakrotnie zmieniał nazwę. Od 1978 roku stał się częścią Drukarni Narodowej w Krakowie. Na początku lat 90. XX wieku nowotarska drukarnia przestała istnieć. Jej ocalone historyczne wyposażenie możemy oglądać na wystawie stałej Muzeum, którą zaaranżowano jak dziewiętnastowieczną oficynę drukarską. Wystawy czasowe zajmują przestrzeń na drugim piętrze.

Jest to przestrzeń niewielka i niejednorodna i dlatego doskonale odnajdują się w niej prace małych rozmiarów. Nie wszystkie książki artystyczne i ziny Bogusława Bachorczyka zamknięto w gablotach. To wielki bonus dla widzów.

Istnieje kilka teorii na temat tego, kiedy zeszyty kupowane w peerelowskich sklepach papierniczych stały się Zeszytami, obiektami artystycznymi, które oglądamy na wystawie. Ich geneza jest za to pewna. Pierwszy zeszyt-szkicownik artysta zaczął prowadzić w 1984 roku w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych imienia Antoniego Kenara w Zakopanem. Arkadiusz Waloch, krakowski malarz i zakopiańczyk z wyboru, nauczyciel artysty, był surowy i wymagający. Szkicowanie traktował bardzo serio i zadawał jako pracę domową. Pod koniec tygodnia robił korekty i stawiał stopnie. Wszystkim zależało, żeby dobrze wypaść. Bachorczyk się starał.

W trzydziestodwukartkowych zeszytach, na kiepskim papierze w kratkę, rysował zwierzęta, krajobrazy, czasami kogoś portretował. Jeśli udało mu się obejrzeć wystawę, zapisywał wrażenia. – Rzadko do nich wracam – mówił na spotkaniu w Muzeum, we wrześniu tego roku – ale kiedy zajrzałem do nich po latach, zaskoczyło mnie, jak wiele pamiętam. Emocje, które mi wówczas towarzyszyły, przetrwały w szkicach. Technikę uczniowie wybierali sami. Bachorczyk rysował tym, co miał pod ręką: węglem, tuszem, kredką, pastelami, piórkiem, patykiem. To był czas boksowania się z medium, w rytmie tygodni. Na stopień.

Na studiach (1993–1998 ) w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych zaczął eksperymentować z techniką kolażu. Zeszyty zyskują wówczas większe formaty. Na kartkach A4, obok rysunków, pojawiają się teksty, zdjęcia, zaproszenia na wystawy, a nawet prace-montaże kserokopii. Przejście od szkicownika do dziennika intymnego i obiektu artystycznego nie mogłoby się odbyć bez polskiej transformacji.

Po studiach zeszyty zmieniają format. Wypasione albumy do zdjęć w sztywnych okładkach nie ograniczają ręki. Wyobraźnia może pohulać. Na sztywnych kartach Bachorczyk wkleja szkice obrazów, fragmenty z nich wycięte i wklejone (na tych otwartych, poskładane na nowo obrazy Géricault). Jeden ze szkicowników-albumów ustawiono na postumencie. Możemy go oglądać jak rzeźbę.

W 2013 roku Magdalena Ujma, kuratorka wystawy Dzień jest za krótki. Kilka opowieści autobiograficznych (Muzeum Współczesne, Wrocław) napisała w katalogu: „dziennika nie można pisać z doskoku”. Nie da się go prowadzić bez determinacji i codziennego wysiłku. Wtedy jednak, dodaje „pisanie/przepisywanie siebie staje się równie ważne jak realizacja dzieła”.

Dla Bachorczyka momentem zwrotnym były studia. Od lat dwutysięcznych zeszyty, które nadal tak nazywa, stają się jednym z mediów wypowiedzi artystycznej. Te możemy obejrzeć na wystawie.

Najwcześniejsze pochodzą z 2004 roku, gdy zamieszkał przy ulicy Czystej 17 w Krakowie. Ściany i podłogi mieszkania-pracowni, stopniowo pokrywał kolażem. W zeszytach znajdziemy szkice do tego performatywnego projektu życio-pisania.

Notesy z tego okresu mieszczą się w kieszeni i niewiele mają wspólnego z siermiężną estetyką peerelowskich materiałów papierniczych. Na wystawie zamknięto je niewielkiej gablocie. W poręcznym formacie zapisane są trajektorie podroży: Kraków, Praga, Londyn. Praga, to bilet wstępu na wystawę Kolekcji Platynowej słowackiego fotografika Roberta Vano, przyklejony na środku białej kartki. Na bladoniebieskim świstku papieru poniżej – nazwa galerii zapisana odręcznie. Notatki czarnym flamastrem, po prawej stronie, dla nas są nieczytelne. Napis drukowanymi literami Podolská vodárna przy górnej krawędzi, także niezrozumiały (chodzi o zabytkowe Wodociągi Podolskie w Pradze). Sąsiednią stronę wypełnia półportret długowłosej postaci o wyrazistych rysach twarzy, wydatnym nosie i wargach, podpisany Jotianka. Na prywatny mikrokosmos widz patrzy jak na kolaż. Kompozycję kolorów, faktur i linii.

Zeszyty z 2016 roku są najpóźniejszymi pracami na wystawie. W szkicownikach ze sklepu zaopatrzenia dla plastyków, oglądamy portrety intymne osób bliskich artyście. Rysunkom towarzyszą odręczne komentarze. Zeszyty powracają w swojej prymarnej funkcji szkicownika.

Bachorczyk jest także projektantem graficznym, autorem okładek książek. Współpracował z warszawskim wydawnictwem „Nisza”. Nie mogło ich zabraknąć na wystawie w Muzeum Drukarstwa.

Każdy z nas pisze swój codziennik. Na Instagramie, Facebooku, Tik-Toku. Non-stop ktoś nas ocenia, sami i same robimy autokorekty. Jednym kliknięciem możemy usunąć dowolny fragment autobiografii, który już do nas nie należy. I którego ślad, wbrew nam, zawsze już zostanie w sieci.

Bachorczykowi – temu sprzed trzydziestu lat, i temu z wczoraj – możemy zajrzeć przez ramię. Zobaczyć, w jaki sposób trzyma ołówek, którego ślad uparcie trzyma się białej kartki papieru. Porównać szkice dłoni, aktów artysty-ucznia i artysty-profesora krakowskiej Akademii. Zarejestrować moment, w którym obok rysunku pojawia się zdjęcie wycięte z gazety, a pod nim kilka słów zapisanych długopisem. Złościmy się, że pisze niewyraźnie i że nie możemy tekstu odczytać. Zapominamy, że jesteśmy na wystawie i że w gablotach oglądamy skończone dzieła.

W Muzeum Drukarstwa przypomniałam sobie film wideo Ewy Zarzyckiej na wystawie w 2013 roku. Zeszyty artystki, podobnie jak Bachorczyka, to mikroświat szkiców do nowych projektów, notatek z lektur, migawek z podróży. Prowadzi je od lat. Na filmie widzimy, jak wybiera te, które chce pokazać na wystawie. Przewraca kartki, kamera na chwilę zatrzymuje się na jakiejś stronie. I – podobnie jak w Muzeum Drukarstwa – widzimy tylko to, co artystka chciała nam pokazać.

Widok wystawy, „Codziennik. Wystawa książek artystycznych i art zinów prof. Bogusława Bachorczyka”, Muzeum Drukarstwa w Nowym Targu, fot. z portalu nowytarg24.pl

Ewa Toniak

Ewa Toniak

Historyczka sztuki, doktora nauk humanistycznych, akademiczka i kuratorka. Autorka książek: Olbrzymki. Kobiety i socrealizm, Śmierć bohateraPrace rentowne. Polscy artyści między ekonomią a sztuką w okresie odwilży. Autorka i kuratorka wystaw m.in.: Alina Ślesińska (1926-1984), Trzy kobiety: Maria Pinińska-Bereś, Natalia Lach-Lachowicz, Ewa Partum, Wolny strzelec w „Zachęcie” Narodowej Galerii Sztuki i Moore and Auschwitz w Tate Britain oraz Natalia LL. Secretum et Tremor w CSW Zamek Ujazdowski w Warszawie. Mieszka w Warszawie.