Aktualności recenzje Magdalena Ujma

Artystka i wojna

Agata Czarnacka zauważyła, że „w tym roku dzień kobiet stał się dniem uchodźczyń”, a Polska jako kraj doznała gwałtownej feminizacji. Teraz „musimy się zmierzyć z tym, co to właściwie znaczy”. Nasz kraj przyjął ogromną falę uchodźców z Ukrainy, a większość prawie trzymilionowej grupy stanowią kobiety. Uchodźczynie przyjeżdżają z osobami, którymi się opiekują, ze swoimi matkami, dziećmi, ze zwierzętami. Na pierwszy plan wysuwa się właśnie opieka – tradycyjna działalność kobiet, która trwa bez końca, jak codzienność. Nie ceni jej się i nie zauważa, a to ona przecież sprawia, że nasz świat się kręci. (System wartości postawiony na głowie!) Dzisiaj zaś, kiedy mężczyźni zabijają się na wojnie, uchodźczynie, znając wartość życia, starają się je chronić – i uciekają przed śmiercią, gwałtami, pożogą i zniszczeniem.

Dwie wystawy Małgorzaty Markiewicz – w krakowskim Bunkrze Sztuki i w warszawskim Miejscu Projektów Zachęty – współbrzmią z uwagami Czarnackiej i z dziejącą się na naszych oczach wojną. Wystawa w piwnicach pałacu Potockich w Krakowie, zaadaptowanych na galerię miejską , stanowi przegląd dawniejszych realizacji artystki. Wystawa w Warszawie, przy ulicy Gałczyńskiego, jest prezentacją pracy najnowszej. Obu tych ekspozycji nie można rozpatrywać w oderwaniu od aktualnych wydarzeń i kontekstów.

Praca Markiewicz wpisuje się w postępującą feminizację polskiej rzeczywistości. Ta feminizacja rozwija się wbrew wysiłkom alt-prawicowych polityków i działaczy, usiłujących cofnąć czas i zanegować prawa, które kobiety zdołały sobie dotąd wywalczyć. W tym sensie Markiewicz zawsze odnosi się do wojny. Odsłania rolę pierwiastka żeńskiego w naszej rzeczywistości. I pewnie dlatego wystawie (wbrew artystce) nadano łopatologiczny tytuł To już nie jest męski świat. W jej sztuce odbija się echo wojny z kobietami prowadzonej przez niemiłościwie nam panujących patriarchalnych drapieżników. Wojna za naszą granicą, którą Rosja rozpętała atakując Ukrainę, jest jednym z niezliczonych wcieleń imperialnych konfliktów o terytoria i władzę, których ofiarami są – choć oczywiście nie tylko – kobiety. Sztuka Markiewicz – nie odnosząc się do tej strasznej agresji bezpośrednio – pokazuje, co do niej (i do wielu innych) prowadzi. Jest antysystemowa, bo podminowuje korzenie patriarchatu. Daje wskazówki, jak go wywracać – cierpliwie, krok po kroku, zmierzając ku jego obaleniu.

Zgodnie z lokalnymi tradycjami wystawa zeszła do piwnicy. W Krakowie, jak wiadomo, podziemia są od lat miejscami gorących spotkań towarzyskich i nowatorskiej sztuki. Awangarda zadomowiła się w Krzysztoforach. Teraz nadszedł czas na Bunkier Sztuki. Zdawać by się mogło, że prace Markiewicz będą dobrze rezonować z piwnicznymi wnętrzami, wszak powstały z potrzeby stworzenia nowego mitu, który ma wyłonić się gdzieś spod ziemi, ze starych warstw kultury. Lecz tak się nie dzieje. Tak jakby pierwiastek kobiecy ginął zduszony pokładami tradycji.

Wątkiem przewodnim jest własne miejsce. Wczesna praca artystki, Przenośny oznaczacz miejsca, to przemyślnie uszyty z tkaniny pas, który można rozłożyć tak, żeby przyjmował kształt prostokąta. Wymowne, że wystarcza kawałek podłogi przykryty miękką tkaniną, by można było mówić o własnym miejscu i poczuciu bezpieczeństwa, jakie daje. A przecież to nie jest jeszcze własny pokój, nie mówiąc już o domu. Praca ta dodatkowo zyskuje na aktualności w dzisiejszym czasie, gdy zamieszkali u nas uchodźcy.

Inna z prac, Kuchnia oporu, opowiada o truciu. Wyraża się przez nią kobiece wielowiekowe przystosowanie do życia w warunkach podległości i zależności. Nie mogąc realizować się życiowo, studiować, swobodnie podróżować, a nawet wychodzić z domu, kobiety nauczyły się osiągać własne cele pokrętnymi drogami – poprzez kluczenie, kłamstwa, a nawet uciekając się do przestępstw. W filmie stylizowanym na youtubowy poradnik, artystka pokazuje, jak można przygotować proste, toksyczne potrawy. Wybór, do czego je wykorzystać – pozostawia nam. W Kuchni oporu powraca tradycja mądrych przedstawicielek żeńskiej połowy ludzkości – wiedźm, które parały się zielarstwem i ludową medycyną, zanim mężczyźni spalili je na stosach.

Małgorzata Markiewicz jest doskonale świadoma, że dzisiaj trzeba tworzyć nowe mity. Z opowieści Indian Hopi przywędrowała do jej sztuki figura Babki Pajęczycy, która na początku świata miała stworzyć ludzi. Z mitologii greckiej – postacie Arachne i władających życiem Mojr. Te przywołania otwierają wrota do feministycznej teorii twórczości, opisującej pracę żmudną, codzienną, będącą rzemiosłem, pracą użyteczną, bezpośrednio związaną z troską o życie (i w konsekwencji – śmierć). Pajęczyna pojawiła się w twórczości Markiewicz wcześnie – i wciąż jest obecna. Artystka wykonuje ją na szydełku, tradycyjnym kobiecym narzędziu do robótek, służącym do kreowania precyzyjnych, koronkowych elementów wystroju mieszkań czy ozdabiania ubrań. Jej pajęczyną jest delikatna i ażurowa sukienka, którą artystka stworzyła dla siebie, a pozując w niej, zdaje się jednocześnie ofiarą złapaną w pajęczą pułapkę, jak i pajęczycą czyhającą, aż ktoś wpadnie w jej sieć.

Ze świata mitów przybyła też Meduza, której wizerunki opanowały sporą część krakowskiej wystawy. Jej ręcznie wyszydełkowany z rozmaitych rodzajów przędzy kostium, umieszczony ponad głowami widzów, wygląda jakby wypełzł z głębokich pokładów ziemi. Ta interpretacja postaci żeńskiego potwora ma trudny do określenia status: znalazła się w zawieszeniu pomiędzy skórą-trofeum a ubiorem. W Bunkrze Sztuki zainstalowano wielkoformatowe fotografie, jakby podkreślając niejednorodną naturę najstraszniejszej z Gorgon, w której ludzkie i nieludzkie, żywe i nieżywe połączyło się w całość. W tych wizerunkach została podkreślona pierwotna nierozerwalność natury-kultury. Obie te sfery wyrażają się nawzajem, spacer jest jednocześnie tańcem, Meduza śpiewa w zabytkowych wnętrzach zamku wawelskiego, ale i w lesie.

Przed wejściem na wystawę, znalazła się jeszcze Rzeźba Przekupki Krakowskiej. Rzeźba ma się kiwać, artystka porównuje ten ruch do „idącej wolno starszej kobiety…”. Znajdziemy tutaj hołd dla osób zwyczajowo pomijanych w historii. Podobnie w kolażach zawierających wizerunki pomników zwycięstwa pod Grunwaldem oraz Józefa Piłsudskiego i Legionistów. „Kwiaty” otaczające wizerunki mężnych bohaterów zostały utworzone z ubrań. „Wieńce” przy pomnikach odnoszących się do walki i zabijania, zostały złożone nie w geście hołdu, lecz buntu i odmowy. Wygląda na to, że kobiety po prostu zrzuciły z siebie ubrania – i sobie poszły. Jest w ich geście chęć ucieczki, a przede wszystkim – przypomnienie o istnieniu drugiej połowy ludzkości, która pada ofiarą męskich konfliktów.

Mity opanowały bez reszty wystawę w Miejscu Projektów Zachęty. Markiewicz zainspirowała się tutaj poglądami amerykańskiej filozofki Danny Haraway. To z jej pism pochodzi tytuł wystawy Pimoa Chthulu. Haraway stworzyła koncepcję chthulucenu, nowej epoki w dziejach Ziemi. Tę epokę miałoby cechować odejście od przekonania o ludzkiej wyjątkowości. Nie będzie w niej podziałów natura–kultura ani innych dualizmów (jak chociażby wysoki–niski, pionowy–poziomy, ludzki–zwierzęcy). Ludzie będą musieli zrezygnować z pozycji panów stworzenia i uznać inne istoty za współgospodarzy Ziemi.

To pająki zainspirowały tak badaczkę, jak i artystkę. Obie przypisują im cechy dominujące w epoce chthulucenu: tworzenie sieci współpracy. Pożądane wtedy będą cechy takie, jak: dzielenie się tym, co materialne i niematerialne – doświadczeniem, mądrością życiową, własnymi umiejętnościami i przestrzenią. Nowa epoka przyniesie zanik indywidualizmu i koniec dotychczasowej, kartezjańskiej podmiotowości zakładającej jednostkowy, myślący podmiot, niezależny od innych. W odpowiedzi na tę wizję, artystka stworzyła istotę, która przypomina z jednej strony gigantycznego pająka, z drugiej – jego wytwór, pajęczynę. Istota jest jednym i drugim, żywa i martwa jednocześnie, jest siecią wielu bytów, ma wiele głów i ciał. Potrafi poruszać się wyłącznie na zasadzie współdziałania poszczególnych jej członów.

Podobnie jak Meduzę, także i to stworzenie artystka zaprezentowała poprzez kostium. W tym wypadku pajęczą istotę ożywiło kilkoro występujących równocześnie performerów. Kostium został stworzony z wełny owczej metodą ręcznej pracy na szydełku. Jego wykonawczyń było kilka, można więc powiedzieć, że powstał kolektywnie – tak samo jak kolektywnie był performowany. Wykonawczynie są znane, ich fotograficzne portrety pojawiły się na wystawie, razem z narzędziami pracy, gigantycznymi szydełkami. Także i tutaj mamy do czynienia z koncepcją tworzenia związanego ze żmudnym tkaniem, pracą z przędzą, a tworzenie tkaniny zostało utożsamione z tworzeniem życia.

 

Wystawa w Miejscu Projektów Zachęty jest manifestacją wspólnotowej pracy, kolektywnego tworzenia. Niezwykłe są zdjęcia pokazujące ożywianie kostiumu wielkiej, pajęczej istoty. Jej wieloczłonowe ciało potrafi tylko drgać i wić się. Film i zdjęcia ukazują tę istotę w scenerii pełnych splendoru sal krakowskiego Teatru Słowackiego. Z początku wydaje się ona jakąś czarną plamą, która pożera kulturę, jakąś pleśnią, biologiczną substancją, która bruka historyczną architekturę. Lecz ono nie zagraża. Nim jednak zyska jakąś skuteczność, poszczególne części pajęczej istoty muszą nauczyć się współżyć ze sobą, zwracać uwagę na swoje współistnienie i tak zharmonizować rytmy swojego życia, by być zdolnymi do współdziałania.

Na czas wojny, która dotyka nie tylko naszych sąsiadów i sąsiadki, ale i nas samych, Małgorzata Markiewicz przynosi nam nową wizję wspólnoty, zaczynającej się już na poziomie biologicznym, na poziomie ciała. Tę wspólnotę już praktykujemy, kiedy opiekujemy się innymi, troszczymy o zwierzęta, dbamy o rośliny, skały, wodę, ziemię i powietrze. Im większa jej skala, tym mniej wojen. Spróbujmy to sprawdzić na własnej skórze.

Magdalena Ujma

Magdalena Ujma

Historyczka i krytyczka sztuki, kuratorka wystaw i projektów z zakresu sztuki współczesnej. Ukończyła studia z historii sztuki (KUL) i zarządzania kulturą (Ecole de Commerce, Dijon). Prowadziła Galerię NN w Lublinie, pracowała w redakcji kwartalnika literackiego „Kresy”, w Muzeum Sztuki w Łodzi i w Galerii Bunkier Sztuki w Krakowie. Obecnie sprawuje opiekę nad kolekcją w Ośrodku Dokumentacji Sztuki Tadeusza Kantora „Cricoteka” w Krakowie. Jest wiceprezeską Sekcji Polskiej Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA.