Nr 14 lato 2024 recenzje Dominika Łarionow

Arkadius

Arkadius. Wielkie namiętności. Konfrontacje
Miejsce: Centralne Muzeum Włókiennictwa w Łodzi
Czas: 9.06.2024 – 27.07.2025
Kurator: Marcin Różyc

]

Widok wystawy, Arkadius. Wielkie namiętności. Konfrontacje, Centralne Muzeum Włókiennictwa w Łodzi, fot. Błażej Pindor (fragment)

Historia Arkadiusza Weremczuka, artysty znanego pod pseudonimem Arkadius, który był jedną z najbarwniejszych osobowości mody końca XX wieku, mogłaby stać się kanwą ciekawego scenariusza niejednego filmu. Był chłopakiem z Parczewa pod Lublinem, który w połowie lat 90. dostał się do prestiżowego Central Saint Martins College of Art and Design w Londynie. Rozbłysnął pierwszym autorskim pokazem mody, a jego talent od razu został porównany do Alexandra McQueena i Johna Galliano. Miał butiki w Londynie i w Warszawie. Pisała o nim cała światowa prasa, zarówno branżowa poświęcona modzie i designowi, jak i zwykłe gazety informacyjne. Wielki sukces połączył się dość szybko z równie spektakularnym bankructwem w początkach nowego millenium. Po klęsce finansowej Arkadius zniknął, aby dość niespodziewanie pojawić się ponownie po blisko dwudziestu latach. Od czerwca 2024 roku trwa jego zaplanowana aż na trzynaście miesięcy monograficzna wystawa Arkadius. Wielkie namiętności. Konfrontacje w Centralnym Muzeum Włókiennictwa w Łodzi (9.06.2024 – 27.07.2025), która przyciąga, nęci, budzi zachwyty, ale też kontrowersje.

Ekspozycja, której kuratorem jest Marcin Różyc, została pomyślana po pierwsze jako dość szczegółowa prezentacja dorobku projektanta. Po drugie, pokuszono się, być może nieco na wyrost, by poszukać kontynuatorów estetyki Arkadiusa. Różyc zestawił projekty designera z dziełami takich artystów, jak: Maja Berezowska, Zuza Golińska, Joanna Hasior, Marcin Janusz, Radek Anais Laró, Sebulec, Zonia Pionk, Łukasz Stokłosa, Ewa Wacherlohn, Marek Wodzisławski. Powstało zderzenie twórców, które okazało się niefortunne, ponieważ Arkadius zawładnął niepodzielnie dwoma piętrami obszernych sal CMW, wręcz zdominował pozostałych artystów.

Zamysł kuratorski prezentacji dorobku projektanta pozwala widzom poznawać go chronologicznie. Możemy obejrzeć niektóre prace i projekty z następujących kolekcji: zaczynając do dyplomowej Semen of the Gods (1999), Lucina, O! (2000), przez absolutnie niezwykłą Queen of Sheba (2000) oraz oryginalną Paulinę (2001), po zderzenia ze stylistyką designu w Prostitution (2001) i po nacechowaną dekoracyjnością religijną Virgin Mary Wears The Trousers (2002) oraz niegrzecznie konwencjonalną The House of Pleasure (2002) i Urban Orchid (2003), by zakończyć na akcencie polityczno-pacyfistycznym United States of Mind (2004), ale też niebywale eleganckim Le Freak C’est Chic (2004) i zamaskowanym Le Cock (2005).

Na czym polega fenomen Arkadiusa? To pytanie, choć może nieco trywialne, wydaje się w pełni uzasadnione. Wszak oglądamy w salach muzealnych kolekcje haute couture, które historycznie należą już do przebrzmiałej estetyki. One jednak cały czas nęcą i nadal mają jakieś kuszące światło. Eksponaty pokazane w Łodzi nie tylko są dowodem na nagły silny rozbłysk artystycznego talentu, ale o dziwo… ich wymowa wciąż jest aktualna. Prace ustawione na tle karminowych ścian muzealnych udowadniają tezę, że pojęcie podmiotu sztuki wyszło dawno poza sztywne semantyczne ramy kolekcji wyselekcjonowanych dzieł tworzonych przez krytyków. Oto pozornie zwykły ciuch stał się dziełem sztuki. I to takim, który w swym wyrazie jest ostry, drażniący, wręcz atakujący rzeczywistość. A poprzez tę agresję staje się prawdziwy, istotny, o silnym ładunku emocjonalnym, widocznym w swym jasno określonym przekazie społecznym i intelektualnym. Artysta udowodnił, że kawałek materiału pokryty lejącą się farbą, udekorowany piórami, klamrami, wyhaftowany cekinami może opowiedzieć o rzeczywistości więcej niż obraz olejny w sztywnej ramie. Arkadius jako projektant nigdy chyba nie chciał tworzyć grzecznych, powściągliwych w formie ubrań, które nosiłby każdy człowiek na ulicy. Podobnie jak nie chciał dokonać komercyjnego przejścia od artystycznych form haute couture do prozaiczności ubrań prêt-à-porter. Jego prace były niczym kostiumy o teatralnym charakterze, które zostały przygotowane dla szerokiej widowni kontestatorów współczesnego świata.

W ciągu kilku lat aktywności Arkadiusa jako kreatora mody każda nowa kolekcja była inna i stawała się artystyczną prowokacją, widoczną na różnych poziomach odbioru: zaczynając od samej formy dzieł, poprzez treść, a kończąc na performansie pokazu. W notatkach prasowych z pierwszej publicznej prezentacji prac dyplomowych znajdziemy intrygujące stwierdzenie, że dzieła Arkadiusa przypominają bardziej kompozycje rzeźbiarskie niż ubrania. Semen of the Gods to była kolekcja pełna zaskakujących rozwiązań formalnych, zaczynając od inspiracji mitem greckim o narodzinach Afrodyty z piany morskiej w połączeniu z siedemnastowiecznym poematem sir Charlesa Sedleya Miłość ma coś z morza. W projektach dominowała kolorystyka morska, materiałem były ręcznie przez projektanta farbowane jedwabie oraz półprzezroczysta organza, dodatkowo wykończona po prostu lakierem samochodowym. Dominik Zieliński, autor monografii Arkadius. Moda, która stała się sztuką (Wydawnictwo Arkady 2021) pisał, że w tych projektach „[f]ałdowania tkanin przywodziły na myśl sztukę origami, które w połączeniu z wyrazistym bladosrebrzystym makijażem, zdradzały inspiracje japońską kulturą i sztuką. Do tego powolny i hieratyczny, a jednocześnie niepokojąco uwodzicielski krok modelek oraz dramatyczna muzyka i operowy wokal współtworzyły niemal rytualny nastrój”.

Pierwszy samodzielny projekt artystyczny zdradzał wszystkie tropy, którymi później podążał Arkadius. Dotyczyło to zarówno sfery nowatorstwa technologicznego, jak i wyzwania intelektualnego, które twórca rzucał swoim widzom. W dalszej jego karierze podobnych nieoczekiwanych zwrotów znajdziemy jeszcze kilka, skupię się tylko na tych, które wydają się najbardziej fascynujące. I tak pokaz Queen of Sheba inspirowany był – zgodnie z tytułem – historią biblijnej królowej. Tym razem starotestamentową opowieść Arkadius zestawił z obrazem Anny Marii Pacheco Królowa Saba i król Salomon w Ogrodzie rozkoszy (1999). Formalnie ubiory modelek były utrzymane w reżimie kolorystycznym skupionym na odcieniach zieleni i bieli. Projektant użył przystrzyżonego futra lisa i lamy oraz haftu wykonanego z kryształami Swarovskiego, ale pojawiły się też kolce jeżozwierza, a wszystko razem połączono z wełną, satyną, streczowym bouclé. Linia ubrań była miękka, spowijała modelki niczym wąż wijący się wzdłuż sylwetek ich ciał. W finale pokazu wystąpił Arkadius. Miał zasłoniętą twarz i trzymał w ręku silikonowy model swojej głowy wykonany przez Dominica Hailstone’a, brytyjskiego artystę od efektów specjalnych. Tak swoiście i nieco przewrotnie pokazana Judyta z głową Holofernesa dopełniała narracji całej kolekcji. Zieliński uważa, że była ona hołdem dla silnych kobiet, choć Queen of Sheba była przede wszystkim jedną z najbardziej wysublimowanych prac Arkadiusa, zachwycającą triumfem kobiecości.

Ten niegdyś tak kontrowersyjny projektant należy do niewielu artystów, którzy nigdy nie chowali się za murem mieszczańskich konwencji. Nie miał kompleksu człowieka pochodzącego z Europy Wschodniej. A wręcz śmiało eksponował swoje korzenie, które dla Londynu czy Nowego Jorku były raczej atutem i podkreśleniem jego geniuszu. Dobitnym tego przykładem była kolekcja Paulina, dla której inspiracją stała się polska wieś z przaśną słomą i ludowymi wzorami. Na wystawie w Łodzi dużo miejsca zajęło ogromne zdjęcie Kory w ubraniach z Pauliny. Sesja fotograficzna została wykonana dla „Vivy” w 2001 roku. Witalność wokalistki współgra z energią emanującą ze strojów Arkadiusa. Cała kolekcja była zarówno formalną zabawą z wyobrażeniem o polskiej ubogiej wsi, jak i emanacją bogactwa kulturowego widocznego między innymi w nadrukowanych na jedwabiach wzorach zaczerpniętych z ludowych motywów łowickich, podlaskich. Modelki chodziły na wybiegu przyozdobione nakryciami głowy nawiązującymi do czepców wiejskich, przy których tworzeniu wykorzystano koronki z Koniakowa. Dziewczęta na ramionach dźwigały wielkie jasnowłose warkocze, co podkreślało słowiańskość ich urody. Pojawiły się też pasy góralskie. Tradycyjnie zamykająca pokaz panna młoda ukazała się w przezroczystej kreacji, niczym w kokonie, który był częściowo wypełniony słomą, a na głowie miała wianek z kolorowych źdźbeł. Kostium/ubiór zaprojektowany przez Arkadiusa był hybrydą kulturową łączącą różne motywy, stylistyki osadzone w polskiej ludowości. Paulina fascynowała i zapewniam, że nadal pociąga! Estetycznie modele nawiązywały do sztuki chociażby Stanisława Wyspiańskiego, ale też przypominały o sile transgresji znaczeń znanej z teatralnych dzieł scenograficznych i kostiumowych Jerzego Grzegorzewskiego (dostrzegalnych zwłaszcza w jego inscenizacji Wesela z Teatru Narodowego z 2000 roku).

W powszechnej świadomości Arkadius był obrazoburczym skandalistą, który w swojej kolekcji o przewrotnym tytule Virgin Mary Wears The Trousers wykorzystał motywy religijne. W Łodzi pokazano kilka ubrań z tej kolekcji. Koniecznie trzeba je obejrzeć ze wszystkich stron, ponieważ autor bawi się z konwencją sztafażu religijnego. Przepych widziany od frontu kontrastuje z pustką dostrzegalną z tytułu. Czy kolekcja nadal jest drażniąca, tak samo jak była na początku XXI wieku? Chyba nie, ponieważ odeszliśmy już od bezrefleksyjnego uwielbienia dla dekoracyjności sztuki katolickiej. Projekty Arkadiusa współcześnie odbierać można raczej poprzez widoczną w nich emanację fascynacji i szacunku dla religijnych znaków, motywów, prostych i jednocześnie wysublimowanych form ornatów, wzorów lilii, dramaturgii korony cierniowej i serca przebitego kolcami. Paradoksalnie to, czym się kiedyś oburzano, co postponowano, teraz stało się religijnym wymiarem dzieła projektanta, które ewidentnie już przestało być katolicko-drażniące. Wydaje się, że u progu rodzącego się wieku kolekcja zapowiadała nadchodzący kryzys konserwatywnej postawy Kościoła katolickiego. Arkadius pokazywał, że gdyby hierarchowie zechcieli współpracować z artystami, tak jak było w okresie triumfu Kościoła doby renesansu, być może z większą łatwością zobaczyliby przemianę społeczeństw, zmieniając stylistykę rozmowy ze współczesnym człowiekiem. Według mnie, ten fragment twórczości Arkadiusa, podobnie jak Paulinę, będziemy zapewne kiedyś zestawiać z pracami Daniela Rycharskiego. Tych artystów łączy ponadpokoleniowa nić porozumienia w wielu aspektach. Ich zestawienie może stać się początkiem ciekawej dyskusji o religii, współczesnej ludowości, opresyjności obrazu, wyzwolenia form z ich znaczeń. Tym bardziej, że w tle ich dokonań pobrzmiewa twórczość Władysława Hasiora. Taki dyskurs pokazałby inny aspekt prac Arkadiusa, który oderwałby go od blichtru i szybkiej przemijalności świata mody.

Potencjał semantyczny dzieł projektanta pokazała także kolekcja United States of Mind, w ramach której powstały ubrania łączące znaki narodowe niektórych zwaśnionych państw. I tak flaga Stanów Zjednoczonych, nowojorska Statua Wolności i wizerunek Benjamina Franklina z banknotu studolarowego oraz gwiazda Dawida czy białoczerwony motyw z kefii, czyli tradycyjnego palestyńskiego nakrycia głowy, były motywami przewodnimi widocznymi w nadrukach tkanin użytych przez projektanta. Te dzieła były wówczas komentarzem do dynamicznie rozwijającej się sytuacji politycznej i narastającego konfliktu wokół Iraku, napięć na linii Izrael – Palestyna. Zieliński pisał: „Projektant zadał pytanie, co możemy zrobić, gdy z jednej strony jesteśmy przerażająco bezbronni w sytuacji konfliktu, a z drugiej – nie chcemy być wobec niego obojętni. Odpowiedź to filozofia pozytywnego myślenia i kierowanie się nadzieją. Ta kolekcja jest odważną pochwałą ludzkiego umysłu i filozofii intuicji […]”.

Kolekcja powstała w 2004 roku i – przyznaję – jej wymowa jest nadal aktualna w treści. Ciekawa jestem, czy obecnie Arkadius użyłby choć częściowo znaków odwołujących się do innych państw i być może zupełnie także odmiennych kultów religijnych. W finale pokazu wyszła modelka ubrana w białą suknię zrobioną z ptasich piór, ponad jej głową unosiło się jedno skrzydło, a z jej piersi wypływała smuga czerwonej farby, niczym strużka krwi. Symboliczne zakończenie miało wiele z podobnej emocji zaklętej chociażby w rzeźbie Nike z Samotraki, której skrzydła dominują nad ciałem, a ich siła wyrywa gdzieś postać, do jakiegoś zatrzymanego w nagłym bezruchu czynu. Arkadius kolorystyką i znaczeniem tego elementu, odwołującego się zapewne także w sposób niezamierzony do stroju polskiej husarii, mimowolnie wszedł w dialog z postacią Starego Wiarusa z Warszawianki Wyspiańskiego. Postać w jednoaktówce z końca XIX wieku pojawiała się na scenie w zniszczonym mundurze i niemo kładła skrwawioną szarfę powstańczą na czarnym klawikordzie. Młodopolski dramaturg do perfekcji opanował symboliczny kod kolorów, którymi grał na emocjach swojej publiczności. Gesty Arkadiusa mają podobną siłę. Przykładem może być omówiona już zapadająca w pamięć biała, zakrwawiona suknia z gorsetem w kształcie dwóch gołębi.. Kurator wystawy w Łodzi wyeksponował ją centralnie w sali drugiego piętra, gdzie stoi – niczym sztandar – na tle równie czerwonych ścian przestrzeni muzeum.

Nie można mówić o ubraniach Arkadiusa, nie zauważając jego kunsztu krawieckiego. Jest autorem perfekcyjnej konstrukcji swoich prac, bawi się konwencjami, krojami, formami. Łączy przeciwieństwa: z marynarek robi płaszcze, z dandysowego fraka – koszulę. Tym zachwyca i aż kusi by coś włożyć…. ale przecież niczego nie można zdjąć z bezdusznych manekinów CMW.

Wystawę Arkadiusa w Łodzi zamykają prace z kolekcji P-iFashion – Politically Incorrect Fashion. Dla niej powstały między innymi koszulki z klepsydrami obwieszczającymi śmierć Arkadiusza Weremczuka. T-shirty z nadrukami multiplikującym napisy opłakujące odejście projektanta potraktować można jako wyraz jego dystansu do siebie i do migotliwości świata mody, który – jak się wydaje – chciał tym gestem pożegnać. W licznych wywiadach, które obecnie ukazują się w prasie i w różnych innych mediach, Arkadius prezentuje się jako człowiek wolny, a nawet wyzwolony od konieczności udowadniania wszystkim jakości swojego talentu. Mieszka gdzieś daleko, pielęgnuje ogród, konstruuje swoje mieszkanie, żyje ze skromnych dochodów i ma w szafie tylko kilka podkoszulków. Po obejrzeniu wystawy w CMW w Łodzi krytyka aż rączki swędzą, by wziąć igłę i spektakularnie z hukiem przebić bańkę tego dobrostanu demonstrowanego przez artystę. A potem wręcz krzyknąć, że jak się ma taki talent, to trzeba działać, tworzyć, komentować, skazywać idee na anatemy, dokonywać zmiany w ludziach, nie ważne, czy przy pomocy maszyny do szycia, czy zapisu filmowego, a może płótna malarskiego lub kamienia, drewna i dłuta. Publiczność czeka… Obawiam się, że jeżeli Arkadius nie ugnie się pod presją dźgającego go krytyka, za sto lat jego ciuchy obrosną kurzem w muzealnych magazynach, a on będzie zapomnianym enfant terrible sztuki początków nowego millenium. A na taki los z pewnością nie zasługuje, co pokazuje z ogromną siłą wystawa w Łodzi.

Widok wystawy, Arkadius. Wielkie namiętności. Konfrontacje, Centralne Muzeum Włókiennictwa w Łodzi, fot. Błażej Pindor (fragment)

Dominika Łarionow

Dominika Łarionow

Adiunkt w Instytucie Historii Sztuki Uniwersytetu Łódzkiego. Autorka trzech monografii: Przestrzeń obrazu. Scena Plastyczna KUL Leszka Mądzika (Lublin 2008), „Wystarczy tylko otworzyć drzwi….”. Przedmioty w twórczości Tadeusza Kantora (Łódź 2015) oraz Limen znaczy próg. Wyspiański, Kantor, Szajna (Łódź 2024). W swojej pracy naukowej zajmuje się historią scenografii.