
Agata Ingarden – miejski piknik o zachodzie słońca
Agata Ingarden. EmoPolis
Czas: 11.10.2024 – 9.02.2025
Miejsce: Muzeum Sztuki w Łodzi
Kurator: Daniel Muzyczuk
„Szanowni Słuchacze […] mego wykładu, którego przedmiot jest skomplikowany i zagmatwany” 1 . Tak, parafrazując początek wykładu profesora Mmaa, mogłaby zacząć swoją opowieść Agata Ingarden. Zarówno Stefan Themerson w swojej książce (Wykład profesora Mmaa z 1953 roku), jak i Ingarden pod lupę biorą splątane połączenia, międzygatunkowe interakcje, obserwację oraz analizę tajemniczego środowiska w celu jego zrozumienia lub wyjaśnienia, a poprzez to, dowiedzenia się więcej o własnym otoczeniu i o sobie.
Themerson w swojej opowieści wniknął do krętego podziemnego labiryntu kopca termitów. Relacjonuje wykład profesora prowadzącego badania nad stworzeniem poruszającym się w pionie, dwunożnym i żyjącym w świetle słonecznym – człowiekiem. Analizuje zachowanie, pobudki, nawyki, fizjologię, a także drugi, znacznie ciekawszy etap życia owego osobnika – w ciemności i pod ziemią w układzie horyzontalnym, gdzie wreszcie przestaje być samotną zamkniętą jednostką i staje się pulsującą wielością w rozkładzie.
Badanie makroświata i jego procesów, biorące za punkt wyjścia człowieka, ustawia termity w pozycji każdorazowego punktu odniesienia, a także adresata rezultatów badań z ich zyskiem i stratami. Analizując inny gatunek, analizuje swój, jako że tłem wykładu jest życie toczące się w termicim świecie. Okazuje się bowiem, że z dystansu najtrudniejsze kwestie zyskują inną wymowę.
Najnowsza wystawa Agaty Ingarden EmoPolis w Muzeum Sztuki w Łodzi to także utopijna (może antyutopijna) wizja pewnego złożonego uniwersum zamieszkanego przez organizmy łączące cechy ludzi, motyli, grzybów i przedmiotów. Powstał on z połączenia dwóch rozwijanych już od kilku lat cykli: Rescue Dummies i Pikniku o zachodzie słońca. W efekcie artystka zestawia ze sobą mikro- i makro-narracje, które – jak obrazy widziane w obracającym się kalejdoskopie – zlewają się i tworzą nowe konstelacje. Czasami multiplikuje je, tworząc zestawienia składające się wielu widoków. Przypomina to mozaikowy obraz widziany przez owada. Zniekształcone przez soczewkę lub krzywizny zwierciadła, owady przyjmują ludzkie kształty lub atrybuty, a ludzie owadzie ruchy. Budynki przyjmują formę labiryntów w mrowisku, a rośliny stają się środowiskiem gotowym do zamieszkania przez ludzi. Taka odwrócona perspektywa, której efektem jest międzygatunkowość bohatera narracji, wprowadza aurę z Alicji w Krainie Czarów. To, co z perspektywy człowieka odbierane jest za małe – zwiększa się, a to co jest wielkie – kurczy. Dziwne owadzie organizmy są wielkości kota… lub może należałoby porównać je do wielkości buta. Wchodząc w ten świat, musimy zmienić swoje przyzwyczajenia i wyobrażenia. Zaczyna się obserwacja.
Laboratorium
Organizmy, jak cząsteczki w potrząsanej próbówce, pod wpływem basów puszczonej muzyki, wprawiane są w ruch, obijają się o ściany, o siebie. Boczna ściana staje się sufitem, sufit podłogą. „Czy nie sądzi pan, panie profesorze […] że te rytmy walczą ze sobą, że się biją” 2 . Choreografia ruchów obserwowanych w wideo postaci-organizmów rzeczywiście przypomina niekiedy walkę. One obijają się o siebie, popychają się, wpadają na siebie, upadają, osłabłe z sił, podpierają lub leżą. Ruchy kamerą, soczewkowe odkształcenia obrazu, migające światła – to wszystko podbija dynamikę interakcji ciał. W wideo Dream House Program w pewnym momencie możemy mieć wrażenie, że poprzez rave’owy zamęt i zniekształcenia obiektywu widzimy organizm z wieloma odnóżami. Obraz z czasem krystalizuje się niczym formy hodowane w szklanym naczyniu laboratoryjnym. Po chwili wzrok wyłapuje, że to kilka postaci trzyma jednego „osobnika”, jednak gdzie są nogi, a gdzie ręce, jest trudne do identyfikacji – to po prostu są odnóża. Proces kształtowania się nowych organizmów w nowym wyabstrahowanym środowisku trwa w rytm muzyki. Idąc za rozróżnieniami gatunkowymi u Themersona, u termitów głównym zmysłem jest węch, u ludzi – wzrok. Czy zatem u Ingarden zmysł ten jest słuchem?
„Z rytmów zbudować można dokładniejszą, być może, mapę prawdy, czyli mapę rzeczywistości, mapę świata, niż ze słów czy ze znaków matematycznych” 3 . Rytmy bowiem u Ingarden wyzwalają energię, a ta z kolei, jak życiodajny impuls, pobudza organizmy do ruchu. Ruch i z pozoru chaotyczna interakcja są następnie potrzebne do zbadania granic swojego ciała. Określenia jego możliwości, ułomności, zakresu mobilności. Obserwujemy proces budowy samoświadomości poprzez ciało oraz określenia tożsamości i zależności jednostki względem grupy. To z kolei wymaga zbudowania relacji, komunikacji (wspólnego poruszania się w takt kolejnych dźwięków) i ustalenia reguł współżycia – wytańczenia wspomnianej powyżej „mapy rzeczywistości”.








„Rzeczywistość dopuszcza zbiegi okoliczności, które ktoś, kto nie wie, że nie ma rzeczy niemożliwych, że wszystko jest mniej lub bardziej prawdopodobne, uważać może za cuda” 4 .
Jak w każdym eksperymencie naukowym, i tu potrzebne jest zastosowanie pewnej metodologii. Profesor Mmaa powołał się na technikę termita – docenta Themerisa Stefensona – który to do zbadania człowieka przyjął metodę horyzontalnego pożerania, a poprzez smak zapamiętywania „przeszkód smakowych”. W łódzkim „EmoPolis” mamy mniej drastyczne techniki, choć bodźce wzroku i słuchu poddane są próbie i postawione w stan gotowości. Obiekty wystawione w muzeum zostały wyabstrahowane z ich codziennego otoczenia i nadano im nowe życie. But przepoczwarzył się w motyla – „Goblinomotyla”. Na szklanych półprzeźroczystych ścianach zawieszone są monitory emitujące wideo z podglądu nieznanego gatunku „Motyloludzi”. Ten sposób ekspozycji podbija wrażenie sytuacji laboratoryjnej – podglądania zza szyby. Artystka do inwigilacji stosuje różne obiektywy, zmienne perspektywy, a niekiedy emituje obraz z kamery zamontowanej na czole lub nodze jednego z nich. Zastosowanie na wystawie takiego sposobu opowiadania pozwala na odniesienie się z dystansem do badanego zjawiska. Nie opowiadamy o sobie, opowiadamy o kimś innym – bez bezpośredniej z nim zależności. Czterokanałowe projekcje wideo, nałożenia obrazów, postaci, przestrzeni, poddanie znanych z codzienności przedmiotów deformacji i nadanie im nowych właściwości oraz znaczeń, to wszystko pozbawia nas oparcia, a także usuwa część punktów styku, które możemy odnieść do naszego doświadczenia. W ten sposób artystka pozbawia widza pewności i poczucia bezpieczeństwa opartego na kategorii znanego. Trzeba od nowa „to” poznać. Zaznajomić się z nowy gatunkiem i jego strukturami, zachowaniem, potrzebami. Oglądając projekcje wideo Ingarden, patrzymy na „inwigilowane” organizmy.
Inwigilacja
Wypożyczając do ponownego przeczytania powieść Stefana Themersona, udałam się do biblioteki. Z działu książek dla dorosłych skierowano mnie jednak do działu dziecięcego. Wśród baśni i bajek leżał Wykład profesora Mmaa. Tu pojawia się jeszcze jeden aspekt. Pod pozorną bajką o termitach Themerson stworzył utopijną wizję społeczną, która jest satyrą, krytyką społeczną, filozoficznymi rozważaniami na temat uwarunkowań i imperatywów kierujących gatunkiem ludzkim. Pozwalając sobie przyjąć metodę Themersona do prac Ingarden, czy jej szklane szyby nie stanowią krzywego zwierciadła, w którym odbija się nasz świat?
„Zaczynają się dziać obok nas rzeczy, o których musimy wiedzieć nie tylko z obowiązku naukowego, ale i z obowiązku obywatelskiego” 5 .
Kolejne szklane panele na wystawie wyrastają jak las wieżowców w centrach miast. W fasadach biurowców odbijają się skrawki natury – ekosystemy łączące elementy organiczne i wytworzone przez człowieka. Panele fotowoltaiczne rozwarte są niczym kielichy kwiatów, z których sączy się nektar – zwęglony cukier. To miejski piknik o zachodzie słońca, gdzie słońce ma barwę skarmelizowanego cukru, krata koca pokrywa się z kratą połączonych ogniw fotowoltaicznych pochłaniających energię (ludzką, owadzią, słoneczną, kulturową), a wszystko to w cieniu grzybowo-robotycznych roślin (Piknik o zachodzie słońca to także tytuł tego cyku prac). W szklanych fasadach odbicia są zniekształcone do tego stopnia, że nawet mały motyl może wydać się w nich wielki, zdeformowany i przypominający na pierwszy rzut oka obuwie. Z tej perspektywy wystawa Ingarden to wizja miejskiego pejzażu, naszego środowiska, gdzie to, co sztuczne wydaje się bardziej naturalne. Dynamika bycia w tym środowisku sprawia, że nic nie jest stabilne, nie ma jednej perspektywy, jednej narracji, jednego obrazu. Kamery monitorują nasz każdy ruch w mieście, sklepach, biurach. Widok ekranu monitoringu podzielonego na osobne obrazy to najwierniejsze odwzorowanie tej kalejdoskopowej rzeczywistości.
Widzowie na wystawie, jak performerzy na wideo, snują się po nadzorowanych przestrzeniach – są na widoku. Pracownicy (w muzeum i biurowcach), niczym pszczoły lub mrówki (termity) robotnice mają zadanie do wykonania. Realizując jedno po drugim, przemieszczają się w tę i z powrotem, mijają się, potrącają, poszturchują łokciem, robią uniki przed otwieranymi drzwiami, wykonują dziwne pozy, aby móc ustać i zmieścić się w windzie (Emopolis Dance). Wszystko to po to, aby jeszcze szybciej, jeszcze sprawniej, jeszcze efektywniej „zbierać” pyłek, gromadzić zasoby, pomnażać. Codzienna choreografia pracowników biur z pozoru wygląda jak chaotyczny taniec. Gdyby jednak połączyć ze sobą lub nałożyć na siebie wszystkie te ujęcia, jak gdyby wszyscy oni działali w jednej przestrzeni, to mielibyśmy kardy z wideo Dream House Program, gdzie pod szklaną kopułą (jak w szklarni lub na planie filmu Truman Show) wszystkie te pojedyncze prace tworzą choreografię walki o swoją przestrzeń, próbę udowodnienia sobie sensu bycia i pracy w tym miejscu.
Szklany świat szklanych domów, niegdyś stanowiący marzenie lub właśnie utopię, teraz jest symbolem przekleństwa, pracy bez sensu, przemocy kapitalistycznej i ekonomicznej, nierówności oraz gwałtów jednego człowieka na drugim. To symbol ciągłej walki i wojny (ludzi, korporacji, państw) oglądanej przez nas na szklanym ekranie – z dystansem, bo przecież to nie o nas i nie nas pokazują. To nie my. Jakże wymowny jest fakt, iż szklane elementy architektoniczne zostały pozyskane przez artystkę z budynku biurowego w Kijowie.